Home Ogólnie Bez serc, bez ducha… czyli o aktorskim Ghost in the Shell

Bez serc, bez ducha… czyli o aktorskim Ghost in the Shell

autor Zwierz
Bez serc, bez ducha… czyli o aktorskim Ghost in the Shell

Ghost in The Shell to być może jedy­na ani­me, przed którą posad­zono zwierza nieco z obow­iązku. Zwierz pamię­tał jak przez mgłę, że ktoś z blis­kich – zwierz pode­jrze­wa ojca lub bra­ta nakaza­li mu obe­jrze­nie fil­mu jako tego, który po pros­tu trze­ba znać. Zwierz nie był ory­gi­nałem jakoś niesamowicie zach­wycony, ale rozu­mi­ał jego urok i wyjątkowość. Tym ciekawszy był tego co zapro­ponu­je mu aktors­ka adap­tac­ja. No i w sum­ie znalazł się w dzi­wnej sytu­acji w której odsiedzi­ał swo­je na filmie, którego mogło­by nie być.

Zaczni­jmy od tego, że aktors­ki Ghost in the Shell nie jest adap­tacją najlepiej znanej z całego cyk­lu ani­macji z 1995. Jasne – w wielu miejs­cach naw­iązu­je do pro­dukcji wiz­ual­nie (dosłown­ie przepisu­jąc sce­ny z fil­mu – i robi to bard­zo dokład­nie) ale już sama fabuła jest zde­cy­dowanie inna. Pod­czas kiedy ani­mac­ja wrzu­cała nas w sam środek świa­ta dzi­ała­jącego na odkry­wanych powoli przed widzem zasadach to tu mamy właś­ci­wie tak kochaną przez współczesne kino opowieść o początkach dzi­ałal­noś­ci wyróż­ni­a­jącego się bohat­era. Teo­re­ty­cznie jesteśmy więc wrzuceni w jak­iś świat ale ponieważ bohater­ka musi odt­worzyć, co się właś­ci­wie jej przy­darzyło to dużo więcej nam film wyjaśni i wytłu­maczy, krok po kroku pokazu­jąc co tu właś­ci­wie zaszło. No i tu decyz­ja zależy od widza, czy woli takie his­to­rie (doświad­cze­nie wskazu­je że więk­szość widzów woli) czy też opowieś­ci zaczęte w połowie i wyma­ga­jące od widza by sam sobie dopowiedzi­ał to czego nie wie (takie woli zwierz). Jed­nocześnie fab­u­larnie film jest trochę misz maszem — trochę wątków nowych, trochę wątków z ani­macji, trochę wątków z seri­alu które prze­r­o­biono. Jak ktoś zna mate­ri­ał wyjś­ciowy dobrze, to wszys­tko zna­jdzie. Nie mniej to raczej film na motywach niż adaptacja.

Być może kon­trow­er­sji wobec Johans­son było­by mniej gdy­by była mniej styl­i­zowana na japonkę. Tak wyglą­da jak­by rzeczy­wiś­cie pod­staw­iono białą aktorkę do roli azjatki

Jed­nocześnie w porów­na­niu z tą ani­macją którą widzi­ał zwierz (co jest tylko liźnię­ciem świa­ta) jest to pro­dukc­ja dużo bardziej… steryl­na. Nie ma tu właś­ci­wie poli­ty­ki – poza wspom­i­nanym to tu to tam „pre­mierem”. Władza jest – jak to zwyk­le bywa w futu­rysty­cznych fil­mach – w rękach kor­po­racji. Ta nazy­wa się swo­jsko Han­ka i pro­duku­je wszys­tkie te wspani­ałe ulep­szenia które wszczepia sobie pon­ad 75% pop­u­lacji globu. Han­ka jest jed­ną z tych wiel­kich fil­mowych kor­po­racji które dobrze znamy – jej sze­fowie są skuteczni i bez­duszni, zaś wpły­wy są tak wielkie, że właś­ci­wie cała fir­ma ist­nieje poza grani­ca­mi prawa. To dobry trop – jak na wer­sję fil­mową chy­ba nawet lep­szy od między­nar­o­dowej poli­ty­ki. Prob­lem jed­nak w tym, że Han­ka jest też jed­ną z najbardziej bezpł­ciowych wiel­kich kor­po­racji na świecie.  Wiado­mo czego się spodziewać po jej dzi­ała­ni­ach bo wpisu­je się w schemat „złe kor­po” ale nigdzie nie jest to jakoś szczegól­nie ciekaw­ie roze­grane. Ostate­cznie zła Han­ka jest tylko taką deko­racją. Szkoda.

Niek­tóre pomysły wiz­ualne są naprawę przepiękne. Z drugie strony ta zbit­ka sko­jarzeń Japonia-robot-gejsza ma w sbie jakieś iry­tu­jące lenistwo.

Podob­nie mias­to przyszłoś­ci w którym roz­gry­wa się fabuła przy­pom­i­na nam wiele miast przyszłoś­ci które już widzieliśmy. W sko­jarzeni­ach chy­ba najbliżej tu do Blade Run­nera – z tą różnicą że różnicą, że tu wsze­chobec­ne reklamy robią jeszcze więk­sze wraże­nie– sta­jąc się w formie wiel­kich holo­gramów chy­ba najbardziej spek­taku­larnym ele­mentem kreacji świa­ta przed­staw­ionego. Jed­nak poza tym samo mias­to jest trochę jak ta zła kor­po­rac­ja – pozbaw­ione charak­teru, niby mroczne (mamy jakieś tajem­nicze podziemia, szem­rane klu­by czy boczne ulicz­ki) ale jed­nak patrząc na te obrazy nie czu­je się tej atmos­fery jakiegoś urban­isty­cznego rozkładu. Mias­ta z wiz­ji przyszłoś­ci częs­to strze­la­ją do góry, pozostaw­ia­jąc tych którzy mieszka­ją na parterze w biedzie, są cią­gle rozras­ta­ją­cy­mi się orga­niz­ma­mi, które wyr­wały się spod kon­troli. W filmie z jed­nej strony jest pokazana wielkość budynków ale z drugiej – jakoś zwierz cały czas miał wraże­nie, że wszys­tko jest za czyste, za bard­zo deko­ra­cyjne, za mało real­isty­czne. Brakowało tu czegoś jak ta kilku­min­u­towa sek­wenc­ja z ani­macji w której nic się nie dzieje tylko moż­na popa­trzeć na świat w którym roz­gry­wa się his­to­ria. Oczy­wiś­cie jas­nym jest że nikt takiej sce­ny nie wsadzi w film, który ma na siebie zaro­bić ale czegoś jed­nak brakowało.

Mias­to z fil­mu, choć robi wraże­nie jest zbyt czyste, fil­mowe — niby wszysko jest tam gdzie być powin­no ale nie ma atmofery tej niepoko­jącej przyszłość jaka ns czeka. W ani­macji mia­su poświę­cono dużo więcej miejsca.

Zwierz miał też prob­lem z kwest­ią pokazy­wa­nia ciał w filmie, a zwłaszcza – ciała bohater­ki. W ani­macji tym co zwierza fas­cynowało było to jak bard­zo te mechan­iczne ciała były podob­ne – wewnętrznie do ciał organ­icznych. Oczy­wiś­cie to kwes­t­ia ani­macji, ale ta niemożli­wość jas­nego odd­zie­le­nia (na oko) pomiędzy tym co organ­iczne a mechan­iczne zawsze była dla zwierza jed­nocześnie fas­cynu­ją­ca i w jak­iś sposób odrzu­ca­ją­ca. Co ponoć jest zupełnie nat­u­ral­na reakcją bo ludzie  nie lubią kiedy te dwa porząd­ki miesza­ją się tak że nie sposób jas­no odd­zielić jed­nego od drugiego. Ta organ­iczność mechani­ki  to jeden z ele­men­tów na który zwierz bard­zo liczył w filmie. Nieste­ty go nie znalazł. Wszys­tko tu jest bard­zo ładne – doskonale złożone i ciekawe pod wzglę­dem pro­jek­tu (fenom­e­nalne – robo­ty gejsze) ale nie ma tu tego pomiesza­nia. Jasne cza­sem widz­imy jed­nocześnie stal i skórę ale bard­zo łat­wo odd­zielić jed­no od drugiego. Nie ma takiego poczu­cia, że w czymś co wyglą­da bard­zo organ­icznie – mięśniu czy ścięg­nie tak naprawdę mamy tech­nikę. Ten czysty podzi­ał, choć ład­niejszy wiz­ual­nie osłabia wydźwięk fil­mu. Warto tu też wspom­nieć, że ze znanych wszys­tkim przy­czyn (którym na imię – klasy­fikac­ja wiekowa) w filmie właś­ci­wie nie ma krwi ani jakichkol­wiek scen bardziej gore. Co zdarza­ło się w ani­macji i tworzyło częś­ciowo jej kli­mat. Bohater­ka straciła też.. sut­ki. Bo jak wiado­mo ksz­tałt pier­si nie jest gorszą­cy ale już sut­ki przenoszą nas ze świa­ta fil­mu PG-13 do świa­ta filmów o wyższej kat­e­gorii wiekowej.

Prob­lem z bohat­era­mi fil­mu jest taki, że właś­ci­wie da się ich sprowadz­ić fo jed­nego określe­nia. Lojal­ny współpra­cown­ik, inteligent­ny szef, doba lekar­ka, zły pan z korporacji.

Sama his­to­ria ma ciekawe ele­men­ty i ele­men­ty zupełnie nie trafione. Sam pomysł by skon­cen­trować się na bohater­ce i jej poszuki­wa­ni­ach tożsamoś­ci, niekoniecznie odrzu­ca. Dobre są niek­tóre zabie­gi np. to ciągłe poszuki­wanie włas­nego odbi­cia przez bohaterkę, sporo pytań o włas­ną fizy­czność – co boli, co krwawi, co jest ludzkie. Ciekawym jest zahacze­nie o prob­lem wspom­nień – tego jak pamięć nas ksz­tał­tu­je oraz pytanie o lojal­ność – gdzie powin­na leżeć w przy­pad­ku bohater­ki, która nie do koń­ca jest w stanie powiedzieć kto mówi jej prawdę a kto kłamie, kto ją wyko­rzys­tu­je a kto ma na ser­cu jej dobro. Sama sprawa tożsamoś­ci bohater­ki została nawet ciekaw­ie rozwiązana, choć zwierz musi zaz­naczyć, że wszelkie ele­men­ty około roman­ty­czne tylko pro­dukcji ciążą i zupełnie do niej nie pasu­ją.  Trze­ba oczy­wiś­cie zaz­naczyć, że pyta­nia jakie staw­ia sobie bohater­ka w filmie aktorskim nijak się mają do prob­lemów poruszanych w ani­macji i sto­ją na zde­cy­dowanie niższym poziomie, ale zwierz czy­tał gdzieś argu­ment, że moż­na się tego spodziewać biorąc pod uwagę, że film kierowano do zupełnie innego widza. Nie da się bowiem ukryć, że wiel­bi­ciele ory­gi­nału czy nawet wiel­bi­ciele cyber­punku jako gatunku czy trans human­iz­mu jako zagad­nienia – są zde­cy­dowanie na dal­szych miejs­cach wśród wyczeki­wanych widzów. Pier­wsze miejs­ca należą się kino­manom szuka­ją­cym dobrego kina akcji, które nie było­by ekraniza­cją komik­su Marvela.

Mias­to przyszłość to taka wiz­ja z Balde Run­nera na stery­dach. Ład­na choć nie wynoszą­ca wiele do ikono­grafii miast przyszłość

Pod wzglę­dem akcji film nie ma więk­szych wad. Wydarzenia toczą się szy­bko – jed­no po drugim. Mamy tu zapis śledzt­wa, które prowadzi nas najpierw do głównego pode­jrzanego, a potem dalej do tajem­ni­cy która stoi za tożsamoś­cią naszej bohater­ki. Mamy klasy­czny podzi­ał na trzy akty, gdzie w każdym co innego decy­du­je o motywac­jach bohaterów. Sce­ny, które nic nie wnoszą do fabuły – tylko kreu­ją nas­trój, ogranic­zono do min­i­mum. Nie prze­sad­zono też ze sce­na­mi wal­ki – ostate­cznie mamy trzy duże poty­cz­ki, rzeczy­wiś­cie roze­grane w bard­zo różnych przestrzeni­ach i układach. Trud­no się więc w kinie nudz­ić bo rzeczy­wiś­cie cały czas coś się dzieje i nie ma za dużo rozmyślań odnośnie tego czy ktokol­wiek żywy kiedyś widzi­ał swój mózg i może z całą pewnoś­cią powiedzieć że jest on bio­log­iczny a nie kom­put­erowy. Aktorskie Ghost in the Shell nie chce za bard­zo filo­zo­fować- co jest trochę przykre, bo nie sposób odnieść wraże­nia, że twór­cy stwierdzili, że sze­ro­ka wid­ow­n­ia filo­zofii seri­alu nie pojmie. To przykre bo nie powin­niśmy prze­sadzać z głębią ory­gi­nału. To znaczy przy całej sym­pa­tii, ser­i­al dało się objąć rozumem.

Moż­na się zas­tanaw­iać czy prob­le­mem nie jest pró­ba odt­worzenia kadrów z ani­macji, co popy­cha do prostych porów­nań, kied obie pro­dukc­je bard­zo się od siebie różnią i w sum­ie mają zupełnie inny tem­at przewodni.

Prob­lem pole­ga jed­nak na tym, że z tej sprawnie zre­al­i­zowanej fabuły właś­ci­wie nic nie wyni­ka. Widz który czeka na jakąś inspiru­jącą myśl czy nawet rzu­cony w przestrzeń tem­at do rozmyślań sro­go się rozczaru­je. Głównie dlat­ego, że gdzieś w tym całym zamiesza­niu zgu­biły się dialo­gi. Serio, to niesamowite, że w filmie, który teo­re­ty­cznie ma wszys­tko by odnieść sukces ktoś zapom­ni­ał napisać bohaterom kwest­ie które nie brzmią jak ze szkol­nego teatrzyku. I jasne – gdzieś tam po drodze usłyszmy i o duch i o maszynie ale właś­ci­wie twór­cy nie mają nam nic więcej do powiedzenia tylko wyjaśnie­nie jak oni sami rozu­mieją tytuł fil­mu. I tak w koło panie Macieju – bo więcej filo­zofii tam nie zna­jdziecie. Co więcej pojaw­ia się w filmie naj­gorszy rodzaj postaci – tak zwani ludzie ekspozy­c­je, których jedyną rolą jest udzielić zaskaku­ją­co dużej licz­by infor­ma­cji, które są w danym momen­cie potrzeb­ne. Mówiąc więc wszys­tko na raz a potem znika­ją bo nie są tak naprawdę fab­ule jakoś spec­jal­nie potrzeb­ni.  Fatalne dialo­gi to spo­ra wada fil­mu, zwłaszcza w przy­pad­ku pro­dukcji, która chy­ba chci­ała jed­nak pod­sunąć wid­zowi coś więcej niż tylko dobrą zabawę przy ład­nych efek­tach spec­jal­nych. I serio to cza­sem nawet nie jest kwes­t­ia tego o czym bohaterowie roz­maw­ia­ją tylko tego jak drętwe są to wymi­any zdań. Jedne z naj­gorszych dialogów jakie zwierz widzi­ał w filmie od lat.

Dla zwierza to połącze­nie ciała i tech­ni­ki jest w filmie zde­cy­dowanie zbyt, czyste i sterylne. Przy­dało­by się więcej tych niepoko­ją­cych organ­iczych elementów

Ostate­cznie to spotkanie sprawnej his­torii, słabych dialogów i spek­taku­larnych (choć nie aż tak jak zwierz się spodziewał po opini­ach innych recen­zen­tów) obrazów daje film zaskaku­ją­co żaden. Nie tak zły by rwać włosy z głowy i oskarżać Hol­ly­wood o całkowite niezrozu­mie­nie tem­atu, ale też nie tak dobry by zająć jakieś poczesne miejsce w his­torii kine­matografii czy nawet zain­tere­sować widza na dłużej niż trwa seans. To przedzi­wny przykład pro­dukcji poprawnej ale – paradok­sal­nie – pozbaw­ionej duszy. Być może nie da się mieć wszys­tkiego –zad­owolić fanów ory­gi­nału, opowiedzieć włas­ną his­torię i jeszcze wyro­bić się z filmem na tyle atrak­cyjnym by spodobał się bard­zo sze­rok­iej pub­licznoś­ci. Oglą­da­jąc Ghost in The Shell trud­no się pozbyć wraże­nia, że to taki bard­zo sum­i­en­nie prze­myślany pro­dukt, który zre­al­i­zowano z dużą piec­zołow­itoś­cią ale nie jest to raczej niczy­ja autors­ka wiz­ja (no może poza ludź­mi odpowiedzial­ny­mi za zapro­jek­towanie robot­ów i mias­ta). To taki film z którego nie da się napisać ani złej ani dobrej recen­zji. Być może dlat­ego, tak wielu kry­tyków skupiło się na prob­lemie przed­staw­ia­nia rasy w filmie.

Film wiele robi by stworzyć jakąś atmos­ferę ale ostate­cznie rozwiązana wie­kich tajem­nic są banalne i nie ma w filmie zbyt wiele tajem­ni­cy czy mistyki.

No właśnie, zwierz wie, że pewnie część z was zada pytanie jak zwierz odnosi się do fak­tu, że główną bohaterkę gra Scar­lett Johans­son. Otóż wszys­tko co zwierz wie o  mate­ri­ale źródłowym i o bohater­ce każe mu opowiadać się po stron­ie tych dysku­tan­tów dla których ten wybór nie jest obra­zobur­czy i niespraw­iedli­wy. To ma sens w ramach nar­racji i świa­ta przed­staw­ionego i nie wyda­je się zwier­zowi prze­jawem wielkiego sza­cunku do świa­ta przed­staw­ionego narzu­canie z góry kto może a kto nie może być głównym bohaterem. Fakt że coś jest napisane czy nakrę­cone w Azji niekoniecznie musi opowiadać o bohat­er­ach azjaty­c­kich. Jed­nocześnie zwierz dzi­wi się, że cała niechęć skanal­i­zowała się na Johans­son pod­czas kiedy należało raczej wytknąć fakt jak niewielu azjaty­c­kich aktorów pojaw­ia się w tle. Zdaniem zwierza film został­by bez porów­na­nia lep­iej przyję­ty gdy­by bardziej wyrów­nano obsadę aktorską. Tym­cza­sem w filmie nie za bard­zo czuć równowagę (bo postaci granych przez azjaty­c­kich aktorów jest mniej i więk­szość z nich na drugim planie). Tym­cza­sem np. odd­anie roli Juli­ett Binoche aktorce japońskiej czy amerykańsko-japońskiej było­by doskon­ałym krok­iem. Ostate­cznie pewnie jak podliczymy iloś­ciowo obsa­da jest wyrów­nana ale nie da się ukryć że pier­wszy plan jest zde­cy­dowanie biały. Jest jeszcze jed­na sprawa która wyma­ga spoil­era więc uwa­ga (SPOILER). Otóż pojaw­iły się zrzu­ty, że fakt iż dowiadu­je­my się, że kobi­eta której zabra­no mózg była japonką czyni rolę Johans­son jeszcze gorszą. Zdaniem zwierza to bard­zo powierz­chow­na inter­pre­tac­ja. Nie jest to bowiem odbi­cie przeko­na­nia, że Azjaci nie mogą grać Azjatów, ale raczej pokazanie że sko­ru­pa w której zna­j­du­je się mózg bohater­ki jest całkowicie oder­wana od jej wcześniejszej tożsamoś­ci a ona sama została pozbaw­iona wszys­tkiego co ją doty­chczas łączyło z ludzkim życiem – wszelkie tożsamoś­ci zostały jej ode­brane – w tym ta rasowa czy nar­o­dowa. To jest zdaniem zwierza całkiem niezły wątek (KONIEC SPOILERA).

Jedym z kluc­zowych ele­men­tów budowan­ja nas­tro­ju w ory­gi­nal­nej ani­m­cji była muzy­ka. Tu muzy­ka jest i nie jest zła no ale jest bez porów­na­nia mnie intere­su­ją­ca i kli­maty­cz­na niż w animacji.

Gdy­by sprowadz­ić tą recen­zję do rekomen­dacji czy film oglą­dać czy nie zwierz przyz­nał­by szcz­erze, że nie wie. Z jed­nej strony – to nie jest pro­dukc­ja skazu­ją­ca nas na cier­pi­enia – jak ktoś kocha film z 1995 to pewnie się kil­ka razu ucieszy widząc ulu­bione sce­ny roze­grane „na żywo”. Ale z drugiej strony, to jest film do zapom­nienia, w kil­ka godzin po sean­sie. Oczy­wiś­cie to subiek­ty­w­na opinia ale zwierz raczej nie będzie wracał myśla­mi do fil­mu  i do jego przesła­nia. Bo ani to jakoś szczegól­nie nowe, ani intrygu­jące, ani budzące niepokój. Podob­nie sama his­to­ria. No zwierz ją poz­nał. I niewiele z tego wynikło. Moż­na się wybrać do kina dla efek­tów spec­jal­nych, ale zwierz jakoś nie widzi­ał aż tak wiel­kich powodów do zach­wytu. Być może taki jest los wszys­t­kich filmów które bard­zo się boją stracić po drodze jakiegoś widza. Tego masowego, tego zain­tere­sowanego, tego który widzi­ał film 40 razy. Kiedy próbu­je się zad­owolić ich wszys­t­kich na raz – rzad­ko wychodzi coś porusza­jącego. No ale nie o porusze­nie tu chodzi – biorąc pod uwagę, że film był wypro­dukowany częś­ciowo przez chińskie wytwórnie może­my dojść do sed­na sprawy. I orzec że ist­nieje praw­dopodobieńst­wo, że najwięk­szym prob­le­mem Ghost in The Shell jest fakt że to  aktors­ka amerykańs­ka wari­ac­ja na tem­at japońsko-bry­tyjskiej ani­macji, którą pro­du­cen­ci chcą bard­zo sprzedać w Chi­nach. I w tym całym gąszczu interesów i zain­tere­sowanych zyskiem stron coś się zgu­biło. Będzie chy­ba mało ory­gi­nalne jeśli zasugeru­je­my, że był to duch.

Ps: Zwierz nie czy­tał nigdy man­gi więc zupełnie nie jest się w stanie odnieść do tego jak film ma się do tego mate­ri­ału źródłowego.

Ps2: W konkur­sie na wejś­ciów­ki Na Com­ic-Con War­saw nagrody wygry­wa­ją: Anna Gałaszews­ka, Paula Mack­iewicz, Dziel­ny Słoik, Alic­ja, gin, M.N, Karol Sko­likows­ki, Apatheia i Ola (która odpowiedzi­ała w mailu). Prześli­j­cie swo­je adresy zwier­zowi na maila.

11 komentarzy
0

Powiązane wpisy

judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
slot
slot online
slot gacor
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online