Home Film Tak niewiele przy tak wielu czyli “Dywizjon 303. Historia Prawdziwa” (ten prawilny film o polskich lotnikach)

Tak niewiele przy tak wielu czyli “Dywizjon 303. Historia Prawdziwa” (ten prawilny film o polskich lotnikach)

autor Zwierz
Tak niewiele przy tak wielu czyli “Dywizjon 303. Historia Prawdziwa” (ten prawilny film o polskich lotnikach)

His­to­ria Dywiz­jonu 303, to jak się ład­nie mówi: gotowy pomysł na film. Tak gotowy, że ostat­nio – co zapewne zauważyliś­cie, ów film nakrę­cono już dwa razy. O wer­sji ang­iel­skiej już pisałam – zas­tanaw­ia­jąc się co dodadzą Pola­cy. Okazu­je się jed­nak, że nawet gotowy pomysł na film moż­na zmarnować. Jak? Pozosta­jąc przy pomyśle, i nie tworząc his­torii. Bo najwięk­szym grzechem „Dywiz­jonu 303. His­torii prawdzi­wej” jest fakt, że nikt nie opowia­da w nim his­torii, a przy­na­jm­niej nie robi tego trzy­ma­jąc się zasad budowa­nia narracji.

Ułoże­nie his­torii o dziel­nych bohat­er­ach jest proste. Najpierw pokazu­jesz wid­zowi bohaterów. Budu­jesz posta­cie. Potem zaz­nacza­sz kon­flikt. Potem wrzu­casz bohaterów w sytu­ację kon­flik­tu. Obser­wu­jąc bohaterów w cza­sie kon­flik­tu widz poz­na­je ich lep­iej, a jed­nocześnie – jest zaan­gażowany bo już wcześniej zdążył ich poz­nać. Dorzu­casz bohaterom jakąś drogę, przemi­anę, cel – i patrzysz jak go real­izu­ją. Pod koniec kon­flikt musi zostać rozwiązany, zaś bohaterowie – było­by dobrze, żeby się czegoś nauczyli.

 

Twór­cy fil­mu zakłada­ją, że sko­ro wszyscy widzą że Polscy piloci, byli odważni i fajni to w sum­ie nie trze­ba na potrze­by fil­mu pisać im żad­nych charak­terów. No prze­cież powin­no nam wystar­czyć że Zakoś­ciel­ny się uśmiech­nie. Spoil­er: Nie wystarcza

Tą prostą lin­ię nar­ra­cyjną, ma wiele filmów wojen­nych. Więcej – dokład­nie tym sche­matem – niekiedy topornie i kośla­wo, posłużyli się twór­cy fil­mu ang­iel­skiego o Dywiz­jonie 303. Kluc­zową – właś­ci­wie dla każdej nar­racji o bohat­er­ach, zwłaszcza jeśli jest to jakaś  niewiel­ka zróżni­cow­ana gru­pa, jest nakreśle­nie ich charak­terów. Nie musi to być pogłębiona anal­iza. Jed­na, dwie sce­ny które poz­wolą nam powiedzieć, kto jest kim, nie tylko z imienia i nazwiska ale także z charak­teru. Jaką mają postawę, wobec wojny, życia, kon­flik­tu. Cokol­wiek co daje jak­iś punkt zaczepi­enia. To kluc­zowy moment – bo nieza­leżnie jak dobrze znamy postaci z innych źródeł, to każdego bohat­era – nawet his­to­rycznego, trze­ba jakoś zarysować na potrze­by danego dzieła. Żeby widz wiedzi­ał z kim ma w tej inter­pre­tacji do czynienia. Ta zasa­da dzi­ała nieza­leżnie czy kręcimy film o Juliuszu Cezarze, robimy musi­cal o Alek­san­drze Hamil­tonie czy w końcu – film o dziel­nych pol­s­kich pilotach.

 

Kiedy pod koniec fil­mu wszyscy bohaterowie sta­ją w jed­nym rzędzie to doskon­ała okaz­ja by zori­en­tować się ile postaci w filmie nie ma nawet żad­nego ciekawego dialogu.

Nieste­ty twór­cy tego fil­mu nie zas­tosowali się do tej prostej zasady. Najwyraźniej uznali, ze sko­ro Dywiz­jon 303 przez tyle lat był w lek­turze szkol­nej, to już naprawdę nie muszą w żaden sposób pisać swoim bohaterom charak­terów ani nawet za bard­zo ich przed­staw­iać. Sprowadza się to do tego, że na ekranie mamy zbiór postaci, które wykonu­ją różne czyn­noś­ci, ale nic o nich nie wiemy. Nie wiemy jacy są, jakie mają charak­tery, cele, przeszłość, postawy. Piloci są tak bard­zo „nie napisani”, że kiedy w jed­nej z ostat­nich scen zosta­ją po kolei przed­staw­ieni ori­en­tu­je­my się, że połowy z nich nie kojarzymy (praw­da jest taka, że pomysł by trzy czwarte bohaterów grał jak­iś wyględ­ny brunet nawet mi utrud­nia rozpoz­nanie postaci).  A prze­cież nie było­by trud­no nakrę­cić kil­ka scen, które by nam nieco więcej o pol­s­kich pilotach powiedzi­ały. Tym­cza­sem twór­cy poświę­ca­ją sporo cza­su na kosz­marny wątek roman­ty­czny, a piloci kręcą się po planie i trochę trud­no powiedzieć dokład­nie dlaczego mielibyśmy się emocjon­al­nie zaan­gażować w ich his­torię. Jasne są dziel­ni i są polaka­mi ale w nar­racji fil­mowej to trochę mało.

 

Doskonale pode­jś­cie twór­ców do nar­racji odd­a­je moment w którym Dywiz­jon 303 robi sobie zdję­cia. Tu nagle cała fikc­ja idzie na bok i dosta­je­my mon­taż prawdzi­wych zdjęć Dywiz­jonu 303. Dlaczego? Bo tak.

 

 Tylko w przy­pad­ku dwóch pilotów dosta­je­my nieco rozwinięte wąt­ki. Podob­nie jak w wer­sji ang­iel­skiej tu na pier­wszy plan też wysuwa się postać Zum­bacha – choć twór­cy czeka­ją dosłown­ie do ostat­niej sce­ny by przy­pom­nieć że jest on pol­sko-szwa­j­carskiego pochodzenia (co o tyle nie ma sen­su, że wcześniej jest doskon­ała okaz­ja by o tym przy­pom­nieć, kiedy pilot woli roz­maw­iać po fran­cusku niż po ang­iel­sku). Zum­bach w wyko­na­niu Zakoś­ciel­nego to postać dość nija­ka. Serio trud­no cokol­wiek więcej o nim powiedzieć. Wda­je się w romans z sekre­tarką ang­iel­skiego majo­ra, która nie jest w stanie znieść że jej piękny Polak może zginąć, wal­cząc z Niem­ca­mi. Oj daleko tej postaci, do bohater­ki fil­mu ang­iel­skiego, która doskonale rozu­mi­ała że śmierć jest na wojnie sprawą codzi­en­ną. Poza tym Zum­bach ma jeszcze ukochaną z Pol­s­ki, którą jak wskazu­ją ret­ro­spekc­je kochał wielce, ale nie tak wielce by sobie nie roman­sować. No i tyle z charak­teru. Ład­ny chłopak, dobry pilot. Czy patri­o­ta? Trud­no powiedzieć, bo w sum­ie nie za wiele mówi. Na skrzyp­cach gra, bo wiado­mo, że Zakoś­ciel­ny jest po szkole muzy­cznej, więc jak nie zagra to się udusi. Jak pod­chodzi do swo­jego wojen­nego zada­nia? Też trud­no powiedzieć. No, jest. Lata, do Niem­ców strzela. Dzięku­je­my bard­zo, napiy końcowe.

 

Czy wal­ki powi­etrzne są intere­su­jące? tylko wtedy kiedy intereu­je cię oglą­danie jak nasi biją ich, bez żad­nego więk­sze emocjon­al­nego zaan­gażowa­nia, bo nasi i oni są równie pozbaw­ieni cech i charak­terów. Plus PATETYCZNA MUZYKA.

Z pozostałych bohaterów wyróż­ni­ać ma się Urbanow­icz, którego Adam­czyk gra tak bez wdz­ięku, jak to się tylko da. Urbanow­icz dużo w filmie mówi. Być może dlat­ego, że Adam­czyk najlepiej z obsady mówi po ang­iel­sku. A może dlat­ego, że twór­cy najwyraźniej uznali, że fakt iż aż dwóch pilotów ma jak­iś rozbu­dowany dia­log, to wys­tr­czy. O ile w wer­sji bry­tyjskiej Urbanow­icz nie miał nic do zagra­nia, to w wer­sji pol­skiej Urbanow­icz jest niemal cen­tralą postacią. Ale ponown­ie – to nie jest żaden bohater. Właś­ci­wie nic o nim nie wiemy, przekazu­je infor­ma­c­je, roz­maw­ia z Anglika­mi, pije alko­hol w pubie. I tyle. Kim jest – trochę trud­no powiedzieć. Pradok­sal­nie — nija­ki i młdy Urbanow­icz grany przez Doro­cińskiego, mial wiecej scen które coś mówią o jego charak­terze, czy przeszłoś­ci niż ten grany przez Adam­czy­ka. I taki opis mógł­by doty­czyć wszys­t­kich pokazanych w filmie pol­s­kich lot­ników – są, lata­ją, piją w pubie, podry­wa­ją dziew­czyny. To nie bohaterowie tylkowykro­je z fab­u­larnego kar­tonu, które porusza­ją się po planie, głównie pomiędzy kilko­ma leżaczka­mi a samolotami.

Żeby dać wam do zrozu­mienia jak poplą­tane są losy bohat­era — tu pokazu­je swo­jej ang­iel­skiej ukochanej jak zapisać imie i nazwisko jego ukochanej pol­skiej. Czy wyni­ka z tego jak­iś kon­flikt? Dra­ma? Poczu­cie winy? Nie. Bo i po co sobie nad­miernie film komplikować

 

No właśnie, jak wszyscy mówią – tu pieniądze poszły na wal­ki powi­etrzne. I bard­zo ład­nie, efek­ty spec­jalne rzeczy­wiś­cie są – choć zdaniem twór­ców najlep­szym efek­tem jest mnóst­wo pod­niosłej muzy­ki (bard­zo bard­zo bard­zo dużo pod­niosłej muzy­ki, a potem jeszcze trochę pod­niosłej muzy­ki i jeszcze pod­niosła muzy­ka po dwóch nutkach). Tylko, że jakoś umknęło twór­com tego dzieła, że jeśli do tych cud­own­ie wygen­erowanych kom­put­erowo samolotów wsadzą aktorów, którzy nas zupełnie nie obchodzą – bo też nie mieli niczego do zagra­nia, to bitwy powi­etrzne będą nudne. Co ciekawe – teo­re­ty­cznie pojaw­ia się tu sug­es­tia że będziemy mieli do czynienia z jakimś per­son­al­nym pol­sko-niemieckim kon­flik­tem bo oto w przest­worzach niemieckim samolotem lata dwóch Niem­ców których Urbanow­icz i Zum­bach poz­nali przed wojną. Kiedy już widz szyku­je się na jak­iś poje­dynek powi­etrzny, wtedy… nic się nie dzieje. Serio.  Przez pół fil­mu poz­na­je­my dwóch nieco karykat­u­ral­nych Niem­ców (przy­pom­i­na­ją sub­tel­noś­cią postaci z Allo Allo) a kiedy już maja się spotkać z Polaka­mi wtedy pif paf i po spraw­ie. Nawet moż­na nie zauważyć, że wątek się skończył.

 

Jan Wiec­zorkows­ki jest w tym filmie tylko po to by powiedzieć, że nie zabi­ja z nien­aw­iś­ci tylko wal­czy bo kocha. ładne zdanie. Szko­da tylko, że nikt jego postaci nie budu­je, w żaden sposób nie obu­dowu­je też tego zda­nia jakimkol­wiek dzi­ałaniem. Zdanie musi paść to pada. I tyle. Roze­jdźmy się.

Inna sprawa – film ma prob­lem z jakąkol­wiek sub­tel­noś­cią, czy cho­ci­aż odpowied­nio budowanym napię­ciem. Cud­ow­na jest sce­na z ret­ro­spekcji w której Urbanow­icz i Zum­bach jedzą ze wspom­ni­any­mi Niem­ca­mi kolację w jakiejś kna­jpie, ewident­nie w jakimś dworku w Aus­trii. Roz­mowa się jakoś super nie klei, bo to już po zwycięst­wie Hitlera ale jed­nak jest szansa, że pokaże się tu nam nieco bardziej skom­p­likowane relac­je i emoc­je. I kiedy już sce­nar­iusz zbliża się do jakiejkol­wiek ciekawej sce­ny, wtedy niczym Hisz­pańs­ka Inkwiz­y­c­ja, do tej Sali balowej gdzieś w Aus­trii wchodzi Hitler­ju­gend z bębenkiem. Serio nigdy nie spodziewałam się, że na widok Hiter­ju­gend parsknę śmiechem, ale serio sub­tel­ność tej sce­ny była poraża­ją­ca. Jak­by ktoś obe­jrzał Kabaret i nic nie zrozu­mi­ał z tego jak sce­na z uroczy­mi młodzień­ca­mi jest nakręcona.

 

Adam­czyk tak bard­zo się zgry­wa, że o mało nie zamienia się na ekranie w papieża, albo w Chopina. Jak to się stało, że aktor w sum­ie śred­niego tal­en­tu i dwóch min stał się w Pol­skiej kine­matografii nosi­cielem tylu ważnych ról, wyma­ga­ją­cych i tal­en­tu i trzech min.

Wróćmy na chwilę do wspom­ni­anego wątku roman­ty­cznego, bo jest to jeden z najdzi­wniejszych tworów sce­nar­ius­zowych jakie widzi­ałam od daw­na. Otóż, mamy tu bohaterkę – sekre­tarkę ang­iel­skiego wojskowego, która przed wojną była znaną aktorką. Trochę moż­na by zapy­tać co znana aktor­ka robi jako sekre­tar­ka w bazie lot­niczej, ale nie będziemy wnikać. Dosta­je ona polece­nie by uwiodła Urbanow­icza. Po co? Trochę trud­no powiedzieć, bo tuż po tym Angl­i­cy przekonu­ją się co do bojowej sprawnoś­ci Polaków i nie mają żąd­nego powodu ich śledz­ić, ani tym bardziej uwodz­ić. Zresztą cóż za kosz­marny jest pomysł by oczy­wiś­cie na uwodzi­cielkę wybrać aktorkę. Bo wiado­mo, ze prze­cież to jed­no i to samo. W każdym razie taj­na mis­ja o tyle się nie uda­je, że nasza pięk­na sekre­tar­ka tańczy z Ubra­now­iczem dosłown­ie jeden taniec, po czym roman­su­je z Zumbachem.

Ang­iel­s­ki film kończy się gorzką kon­stat­acją odnośnie włas­nej his­torii. Pol­s­ki okrzyka­mi na cześć króla Jerzego. Ciekawy kontrast.

 

Tu z kolei chemii jest tyle co w gazach szla­chet­nych znaczy bohaterowie nie wchodzą w żadne reakc­je. Ona pada mu w ramiona po tym jak są świad­ka­mi wypad­ku dro­gowego, który jest nieco „trau­maty­czne przeży­cie ex machi­na”, co jest o tyle dzi­wne, że dziew­czy­na, która pracu­je w bazie wojskowej jak­by wcześniej powin­na sobie zdawać sprawę, że ludzie wokół niej umier­a­ją. Cały romans trwa chwilkę, bo zaraz ona go chce prze­nieść do szkoleń, żeby się chłopak nie narażał. A on wal­czyć musi bo musi. No i tyle roman­su i namięt­noś­ci. Zum­bach powraca do czy­ta­nia listów ukochanej z Pol­s­ki. Jak­by się nic nie zdarzyło. Wyrzutów sum­ienia też najwyraźniej nie ma. Pol­s­ka ukochana pisze, ang­iel­s­ka zni­ka ze sce­ny, pol­s­ki lot­nik łzy nie uroni. Ani z tego trage­dia, ani kome­dia ani nawet melo­dra­mat. Ot Zakoś­ciel­ny leży w poś­cieli bez koszuli, więc może to wiz­ja, że pol­s­ka wid­ow­n­ia potrze­bu­je by co pewien czas jak­iś aktor się rozdzi­ał (ukochana leży posłusznie w halce, jak każ­da kobi­eta po nocy upo­jnej). Co ciekawe – spodziewałam się szcz­erze, i naw­inie, że fakt iż bohater­ce wydano rozkaz by roman­sowała z pol­ski­mi lot­nika­mi, zostanie wyko­rzys­tany fab­u­larnie. Jako jak­iś ele­ment melo­dra­maty­czny. Ale nie, o spraw­ie wszyscy naty­ch­mi­ast zapominają.

 

Ta sce­na doskonale pokazu­je jak bard­zo dzi­ur­way jest to film. Mamy tu namięt­ny pocałunek przed odlotem. Dwój­ki bohaterów, którzy są w sobie sza­leńc­zo zakochani. Czy oglą­dal­iśmy ich romans wcześniej? Nie bo po co. Coś tu się bard­zo roman­ty­cznego wydarzyło, kiedyśmy słuchali kole­jnej pate­ty­cznej mowy Urbanowicza.

Film kończy się właś­ci­wie tri­um­fal­nie. Król grat­u­lu­je Polakom, parady, Churchill mówiąc o tym że nigdy tak wielu nie zawdz­ięcza­ło tak wiele tak nielicznym. Zaskaku­jące o ile prawdzi­wsze jest tu zakończe­nie fil­mu ang­iel­skiego, choć prze­cież tak niepo­radne. Angl­i­cy, którzy swoich dowód­ców portre­towali znacznie łagod­niej niż robią to Pola­cy (tu wszyscy ang­ielscy dowód­cy wypada­ją na bard­zo nieprzy­jem­nych i zad­u­fanych) ostate­cznie rozliczyli się ze swoim nar­o­dem dużo ostrzej. Przy­pom­i­na­jąc że wielkie bohaterst­wo miało swój bard­zo nieład­ny poli­ty­czny finał. W Pol­skiej wer­sji tego nie ma, co o tyle dzi­wi, że prze­cież nic nie roz­pal­iło by bardziej patri­o­ty­cznej dumy, niż nasi piloci odmaw­ia­ją­cy wzię­cia udzi­ału w paradzie na cześć zwycięst­wa, sko­ro nie zapros­zono innych pol­s­kich odd­zi­ałów. Tym­cza­sem właś­ci­wie Dywiz­jon 303 kończy się trochę tak jak­byśmy tą wojnę wygrali, i potem nas za to fetowano. Co jak sami Angl­i­cy przyz­na­ją – niekoniecznie tak wyglą­dało. Co praw­da, wbrew moim przewidy­wan­iom pol­skie samolo­ty nie strą­ca­ją żad­nego myśli­w­ca z Hitlerem na pokładzie ale … praw­ie, prawie.

 

To jeden z niewielu filmów jaki oglą­dałam w którym niezręcz­na cisza nie wyni­ka z pomysłu reży­ser­skiego tylko z tego, że dialo­gi są tak miałkie, że bohaterowie naprawdę nie mają sobie nic do powiedzenia.

Dywiz­jon 303. His­to­ria prawdzi­wa to taki film, w którym nar­rac­ja właś­ci­wie nie ist­nieje. Jest zbiór luźno pow­iązanych scen. O ile w wer­sji ang­iel­skiej wąt­ki się zaczy­na­ją ale nie kończą, to w wer­sji pol­skiej trud­no nawet o jakichś wątkach mówić. Jed­na sce­na na leżaczkach, jed­na sce­na w przest­worzach, jed­na sce­na w pubie, jed­na sce­na z Niem­ca­mi, jed­na sce­na  z Anglika­mi, powtórzyć trzy, cztery, pięć razy. Ostate­cznie bohaterowie fil­mu są nam równie dale­cy na początku jak i na końcu. Nie może­my ich ani lubić ani nie lubić bo ich nie znamy. Nie może­my bać się o ich życie, bo są nam tak właś­ci­wie obo­jęt­ni. Nie może­my kibi­cow­ać swo­je­mu bohaterowi bo nie ma on żad­nej cechy która odróż­ni­ała­by go od pozostałych. Oczy­wiś­cie moż­na założyć, że wszys­tkie uczu­cia wid­zowie będą czer­pać z lek­tu­ry książ­ki, ale nie tak się krę­ci filmy. Ekraniza­c­ja książ­ki nie pole­ga na tym, że robi się obraz­ki pozostaw­ia­jąc książce wypełnie­nie ich emoc­ja­mi. Film musi sam sobie stworzyć bohaterów, kon­flikt, rozwiązanie. Nie może być zbiorem scen, które zasad­nic­zo rzecz biorąc nie opowiada­ją żad­nej his­torii. Bo pokazanie że Pola­cy wal­czyli w Bitwie o Anglię to jeszcze nie jest fil­mowa his­to­ria – to his­to­ryczny fakt.

 

Prob­lem z Dywiz­jonem 303 jest że to jest film o Dywiz­jonie 303, o niczym więcej. Równie dobrze pokazane sce­ny mogły­by służyć jako “rekon­strukc­je wydarzeń” w prz­erwach fil­mu dokumentalnego.

W jed­nej z pier­wszych scen fil­mu ang­iel­s­ki major stwierdza, że Pola­cy prze­grali już dwie wojny. Przyz­nam przyjęłam tą scenę z nie­jakim zaskocze­niem, bo jeśli ktokol­wiek wygrał I wojnę świa­tową to Pol­s­ka, korzys­ta­jąc z fak­tu, że wszyscy inni prze­grali. Nie mniej jeśli chodzi o wojny fil­mow­ców z opowieś­cią o wspani­ałych pilotów z Dywiz­jonu 303 to ponown­ie prze­grali wszyscy – Pola­cy, Angl­i­cy i wid­zowie. Skąd te poraż­ki? Paradok­sal­nie mają podob­ne źródło choć pol­s­ka i ang­iel­s­ka pro­dukc­ja różnią się wszys­tkim, od budże­tu po ambic­je i zadę­cie twór­ców. Otóż w obu przy­pad­kach tak naprawdę twór­cy nie mieli włas­nej his­torii do opowiedzenia. His­torii którą mogli­by opowiedzieć korzys­ta­jąc z losów pilotów Dywiz­jonu 303. Bo tak naprawdę na tym to pole­ga – nie na sko­rzys­ta­niu z pomysłu na film, tylko na połącze­niu pomysłu na film z tym co wydarzyło się w his­torii. Jeśli obe­jrzy­cie najlep­sze filmy his­to­ryczne, to zauważy­cie, że one są o czymś więcej niż tylko o frag­men­cie his­torii. Bywa­ją o bezsen­sie wojny, o stra­chu, o ludzkiej kondy­cji, o niemożli­wych wyb­o­rach, o tęs­kno­cie za domem. „Dunkier­ka” Nolana nie jest tylko o ewakuacji wojsk ang­iel­s­kich z Dunkier­ki, jest o emoc­jach, o lękach, o nat­u­ral­nej potrze­bie uciecz­ki z miejs­ca zagroże­nia. „Szere­gowiec Ryan” nie jest tylko o lądowa­niu w Nor­mandii. Jest o tym jak bard­zo liczy się każde życie, jak wiele moż­na poświę­cić na wojnie. „Furia” jest nie tylko o ekip­ie jed­nego czołgu, ale o tym jak bohaterowie dos­tosowu­ją się do wojen­nej rzeczy­wis­toś­ci, jak tracą pewne cechy. Oczy­wiś­cie współczesne kino wojenne częs­to odb­ie­ga od prostego poświęce­nia i patri­o­tyz­mu. Ale wciąż – jeśli film nie jest o czymś więcej to sta­je się nud­ny, bo odw­zorowanie przeszłoś­ci może­my obe­jrzeć na archi­wal­nych nagra­ni­ach czy przeczy­tać książkę. „Dywiz­jon 303” spoko­jnie mógł­by być o prag­nie­niu zem­sty. O niemożnoś­ci zem­sty. O tym czy wal­czy się za kraj czy za coś więcej. O tym jak odwa­ga prze­gry­wa z poli­tyką. Na tym pole­ga dobra sztu­ka – że jest o czymś więcej niż tylko o tym o czym jest na pier­wszy rzut oka.

 

Jestem pod wraże­niem jak bard­zo Antoni Kró­likows­ki w tym filmie po pros­tu jest. Wyrazu twarzy nie zmienia, grac też nie gra. Jest. Tu popali, tam popi­je. Uśmiech­nie się. I tyle. Spoczko, to też jest jakaś kariera.

Wciąż uważam, że o Dywiz­jonie 303 moż­na nakrę­cić fenom­e­nal­ny film. Ale zan­im się to stanie trze­ba usiąść i zas­tanow­ić się co tak naprawdę może nam ta his­to­ria opowiedzieć. Co może­my w niej znaleźć i jak moż­na pokazać, że nie jest to tylko pocztówka z przeszłoś­ci. Póki się tej pra­cy nie wykona, to ilu by niemiec­kich samolotów polscy lot­ni­cy nie zestrzelili, to wciąż będą prze­gry­wać na ekranie.

Ps: Film niesamowicie pod­kreśla jak pobożni są nasi bohaterowie. Musi być wieszanie krzyża, staw­ian­ie obraz­ka Mat­ki Boskiej, meda­lik na pier­si, spowiedź, w katolickim koś­ciele (skąd oni go znaleźli w Anglii to dobre pytanie). Nieste­ty, żaden film nie umie o wierze bohaterów mówić tak by widz nie czuł zaciska­ją­cych się szczęk – a prze­cież moż­na o wierz mówić sub­tel­niej niż przez staw­ian­ie obraz­ka Mat­ki Boskiej Częstochowskiej.

Ps2: Istot­nie nie mylili się ci którzy mówili, że jest to boda­jże pier­wszy film od daw­na z dofi­nan­sowaniem PISF w którym nie ma nagiego kobiecego bius­tu. Jest to jed­nak łatwe do wyjaśnienia – film dzieje się w Anglii więc obnażony biust nie były pol­s­ki tylko Ang­iel­s­ki. Dlat­ego w filmie pozbaw­iamy koszuli mężczyznę. Jed­na naga pol­s­ka klat­ka pier­siowa, na film. To jest zasada!

0 komentarz
0

Powiązane wpisy

judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
slot
slot online
slot gacor
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online