Home Ogólnie Zbawienie romantyków czyli o drugim sezonie Fleabag

Zbawienie romantyków czyli o drugim sezonie Fleabag

autor Zwierz
Zbawienie romantyków czyli o drugim sezonie Fleabag

Cza­sem zdarza się tak, że oglą­da­jąc pro­gram nie mogę się doczekać aż w końcu o nim napiszę. Myślę o tym, układam w głowie kole­jne obserwac­je i akapi­ty a kiedy przy­chodzi co do czego okazu­je się, że zapom­ni­ałam napisać ten post. Tak jest w przy­pad­ku mojego tek­stu o drugim sezonie „Felabag” jed­nej z najlep­szych rzeczy jaką widzi­ałam kiedykol­wiek w telewiz­ji. Ser­i­al nie miał jeszcze emisji w Polsce (będzie miał na Ama­zon Prime już niedłu­go) ale mimo to chci­ałabym napisać o nim ze spoil­era­mi (choć nie będę omaw­iać każdego ele­men­tu fabuły). Wiem, że to nie ma więk­szego sen­su z punk­tu widzenia pop­u­larnoś­ci takiego tek­stu, ale w sum­ie nie piszę tylko po to by się dobrze klikało.

Pier­wszy sezon Felabag, który w Polsce moż­na obe­jrzeć na Ama­zon Prime, został kil­ka lat temu uznany za jed­ną z najlep­szych pro­dukcji telewiz­yjnych jakie pow­stały w ostat­nich lat­ach. His­to­ria bohater­ki (której imienia nigdy nie poz­na­je­my) pozornie stanow­iła ciąg mniej lub bardziej zabawnych scen z udzi­ałem rodziny, facetów i współpra­cown­ików. Rzu­cane przez bohaterkę uwa­gi kierowane pros­to do kamery, wprowadza­ły nas w świat złośli­wej, dow­cip­nej nieza­leżnej kobi­ety, która zdys­tan­sowana do swo­jej rodziny, ma skom­p­likowane relac­je z siostrą i zde­cy­dowanie nie łatwe życie roman­ty­czne. W pier­wszym sezonie mogliśmy zobaczyć, jak pod powierzch­nią tego co wydawało się jakimś bardziej osad­zonym w rzeczy­wis­toś­ci komen­tarzem do Sek­su w Wielkim Mieś­cie kry­je się opowieść o trud­noś­ci z radze­niem sobie ze stratą, o żało­bie której nikt nie umie przeży­wać poprawni i samot­noś­ci która kry­je się pod pozo­ra­mi nieza­leżnoś­ci. Był to też jeden z ład­niejszych obrazów skom­p­likowanych rodzin­nych więzi, których nie sposób zer­wać ale też nie ma jak roz­plą­tać. Nie będę ukry­wać – nie wydało mi się, by moż­na było to prze­bić. A potem Phoebe Waller-Bridge napisała dru­gi sezon serialu.

 

Tu należy na chwilę zro­bić małą dygresję – Phoebe Waller-Bridge, która napisała Fleabag (i wys­tępu­je w nim w głównej roli) nie pisała swo­jej postaci jako bohater­ki seri­alowej. Felabag było początkowo mon­odramem scenicznym (wcześniej postać pow­stała w cza­sie wys­tępu na improw­iz­owanym wiec­zorze kome­diowym). To istot­na uwa­ga, bo nie da się ukryć, że w pisa­niu Waller-Bridge częs­to widać te teatralne korze­nie. I żeby było jasne – to jest jak najbardziej pochwała. Zwłaszcza pier­wszy odcinek drugiego sezonu, wyglą­da jak doskonale napisana niewiel­ka sztu­ka scenicz­na. Niemal całość akcji roz­gry­wa się przy sto­liku w restau­racji gdzie bohater­ka wraz z rodz­iną zebrali się by świę­tować zaręczyny jej ojca. Oprócz rodziny – gdzie pod powierzch­nią kryją się pre­ten­sje, ani­moz­je i prob­le­my, przy sto­liku siedzi też ksiądz. Przys­to­jny, dow­cip­ny, przek­li­na­ją­cy – który na ślu­bie jest raczej mod­nym dodatkiem niż duchowym prze­wod­nikiem. Na przestrzeni dwudzi­es­tu min­ut, nawet oso­by które nie oglą­dały pier­wszego sezonu seri­alu bez prob­le­mu dostrzegą dynamikę rodziny bohater­ki. A także zauważą dwa główne wąt­ki tego sezonu – próbę napraw­ienia skom­p­likowanych relacji z siostrą, i fas­cy­nację przys­to­jnym księdzem. Napisanie odcin­ka w którym właś­ci­wie nic się nie dzieje, poza piciem wina przy sto­liku i wypada­mi do toale­ty – tak by dawał wid­zom pełnię infor­ma­cji i zaw­iązy­wał główne kon­flik­ty dra­maty­czne – tak się do seri­ali pisze rzad­ko (choć oczy­wiś­cie co pewien czas takie genialne odcin­ki się zdarzają).

 

Teatralne korze­nie sce­narzys­t­ki widać zresztą w późniejszych odcinkach kiedy powala ona swoim bohaterom wygłaszać monolo­gi, które bard­zo przy­pom­i­na­ją dobrze napisane krótkie formy sceniczne – gdzie liczy się kon­cen­trac­ja na jed­nym aktorze, na tym co mówi – niekoniecznie posuwa­jąc do przo­du akcję. W seri­alu zna­j­du­ją się dwa takie monolo­gi które zasługu­ją na wyróżnie­nie. Jeden wygłasza doskon­ała Kristin Scott Thomas i jest on jed­nym z najlep­szych fem­i­nisty­cznych monologów jaki słysza­łam od daw­na. Co ciekawe – jest też pochwałą menopauzy. Krót­ki monolog uczą­cy jak pokazać różnicę w męskim i kobiecym doświad­cze­niu świa­ta, odwołu­jąc się do fizjologii ale jed­nocześnie wcale o niej nie mówiąc. Dru­gi doskon­ały monolog – tym razem trochę kome­diowy a trochę życiowy wygłasza Phoebe Waller Bridge i jest to niczym wyz­nanie wiary – a właś­ci­wie wyz­nanie doskonale znanej ale czeka­jącej na takie zwer­bal­i­zowanie prawdy – włosy są wszys­tkim. Cen­trum świa­ta i okolic. To są rzeczy które wszyscy wiedzą ale cza­sem ktoś musi je odpowied­nio zwerbalizować.

 

Tym co we Fleabag uderza to pre­cyz­ja tego seri­alu, w pier­wszej sce­nie, pier­wszego odcin­ka dosta­je­my infor­ma­cję „To jest opowieść o miłoś­ci”. I tak rzeczy­wiś­cie jest. O ile tem­atem prze­wod­nim pier­wszego sezonu była żało­ba, o tyle w drugim rządzi miłość. Phoebe Walle-Bridge niejed­nokrot­nie ujaw­ni­ała, że jest w ser­cu roman­ty­czką, i pozwala sobie na opowieść do głębi roman­ty­czną. Przy czym – przy­pom­i­na tu, że bycie roman­tykiem nie pole­ga na różowych sukienkach, czy kic­zowatych sce­nach pocałunku w deszczu. Roman­tyzm jej opowieś­ci pole­ga na przeko­na­niu o wadze miłoś­ci w życiu człowieka, o ist­nie­niu tego uczu­cia i koniecznoś­ci – w ostate­cznym rozra­chunku podąża­nia za swoim sercem. Niekiedy oznacza to, że będzie się biegło po lot­nisku, niekiedy będzie to oznacza­ło, że wró­ci się na niedziel­ną mszę, niekiedy że ktoś złamie nam serce, ale damy radę. Miłość w tej nar­racji jest czymś wartoś­ciowym. Bohater­ka może pod­chodz­ić do wielu ele­men­tów rzeczy­wis­toś­ci cyn­icznie, ale do miłoś­ci pod­chodzi jak najbardziej poważnie. Ja wiem, że dla wielu osób miłość czy roman­tyzm oznacza ckli­wość, ale w seri­alu ckli­woś­ci nie ma. To ten romantyzm.

 

 

Tu należało­by się na chwilę zatrzy­mać i poświę­cić kil­ka chwil temu jak Phoebe Waller Bridge wyko­rzys­tu­je tzw. „side gaze”. Side gaze to określe­nie na zabieg fil­mowy czy teatral­ny kiedy bohaterowie w  środ­ku sce­ny patrzą na wid­own­ię, czy pros­to w kamerę i patrząc na nas mówią wprost do widza. Ten zabieg, w ostat­nich lat­ach stał się głównie kojar­zony z „House of Cards” choć prze­cież znalazł się tam nie bez powodu – jed­nym z najbardziej znanych przykładów „Side gaze” czy zwracanie się bezpośred­nio do wid­owni jest „Ryszard III” Szek­spi­ra. Takie spo­jrze­nie ze środ­ka sce­ny niekoniecznie jest kojar­zone z czarny­mi charak­tera­mi (w bry­tyjs­kich seri­alach kome­diowych w ostat­nich lat­ach wyko­rzysty­wała to cho­ci­aż­by Miran­da Hart w sit­comie „Miran­da”), choć nie da się ukryć, że zwyk­le służy ono do tego by wciągnąć widza w sposób myśle­nia bohat­era. Widz sta­je się przez to nie tylko świad­kiem dzi­ałań ale także do pewnego stop­nia wspól­nikiem postaci, zwraca­jącej się bezpośred­nio do oka kamery. Postać wta­jem­nicza nas w swo­je plany, czyni swoi­mi zau­fany­mi, prosi nas o pomoc, albo sugeru­je, że tylko my jesteśmy w stanie zrozu­mieć jego tok myśle­nia.  To ciekawy zabieg nar­ra­cyjny – przeła­mu­ją­cy czwartą ścianę, choć nie będą­cy żad­ną więk­szą nowoś­cią.  Jak już wspom­ni­ałam – znacze­nie takiego prze­maw­ia­nia wprost do wid­owni, odkry­to już dawno. Co jest więc ciekawego czy nowa­torskiego w pode­jś­ciu Phoebe Waller Bridge?

 

Otóż zwyk­le „side gaze” dzi­ała na mar­gin­e­sie głównej nar­racji. Bohater może się do nas zwracać ale robi to w przestrzeni niedostęp­nej dla innych postaci. W „House of Cards” kiedy Frank Under­wood zwracał się do widza, nikt siedzą­cy obok nie mógł nagle zapy­tać „gdzie patrzysz” bo jego spo­jrze­nie roz­gry­wało się poza światem głównej nar­racji. Tak było w pier­wszym sezonie „Fleabag”, w drugim jed­nak sce­narzys­t­ka postanow­iła wyko­rzys­tać to mówie­nie do widza jako ele­ment, pozwala­ją­cy nam zobaczyć rozwi­ja­jące się uczu­cie pomiędzy bohaterką, a przys­to­jnym księdzem. Początkowo ksiądz (bohaterowie nie mają tu właś­ci­wie imion) zauważa że bohater­ka gdzieś odpły­wa kiedy do nas mówi – sugeru­jąc, że jest jedyną osobą, dostrze­ga­jącą że nie zawsze jest ona stupro­cen­towo skon­cen­trowana na rozmów­cy. Potem jej fas­cy­nac­ja jest na tyle sil­na, że cześć rzeczy które mówi do nas na boku, nagle mówi też głośno – jak np. w sce­nie gdzie zach­wyca się piękną szyją przys­to­jnego księdza. Potem następu­je chwil­ka kiedy w cza­sie roz­mowy – gdy bohater­ka chce nam coś powiedzieć na boku, ksiądz po raz pier­wszy też patrzy w kamerę. Gdy ostate­cznie obo­je idą do łóż­ka, bohater­ka – która wcześniej bez skrępowa­nia roz­maw­iała z nami w cza­sie sto­sunków sek­su­al­nych, odsuwa kamerę – tak by nie narusza­ła jej pry­wat­noś­ci. Zwracanie się do widzów przes­ta­je być czymś co roz­gry­wa się z boku nar­racji, jest jed­nym z ele­men­tów opowiada­nia nam o tym jak bard­zo bohater­ka ucieka w wewnętrzny świat. Ori­en­tu­je­my się, że nie patrzymy na bohaterkę z boku tylko z wewnątrz. I kiedy pojaw­ia się uczu­cie – czego nie było wcześniej – do tego wnętrza bohater­ki zosta­je dopuszc­zona kole­j­na oso­ba. Uciecz­ka przed tym jest niemożli­wa, bo ten świat poza główną nar­racją już nie ist­nieje. Jed­nocześnie – sce­narzys­t­ka zaz­nacza że nasza rola w życiu bohater­ki jest chwilowa i ogranic­zona. Mamy zapewnić jej towarzyst­wo, uchronić ją przed samot­noś­cią być, taką grupą zau­fa­nia. Ale nasza przy­dat­ność jest ogranic­zona. Zastępu­je­my w jej życiu to czego nie ma – i to niekoniecznie ukochanego, bo ostate­cz­na puen­ta seri­alu wskazu­je, że wypeł­ni­amy bardziej pustkę po miłoś­ci matczynej niż romantycznej.

 

Nie będę ukry­wać że patrząc na to jak kam­era z takiego ist­niejącego poza światem pozornie obiek­ty­wnego punk­tu widzenia zmienia się w diagety­czny ele­ment świa­ta przed­staw­ionego było abso­lut­nie fas­cynu­jące. Jak­by – rzad­ko się zdarza oglą­danie błyskotli­wego seri­alu kome­diowego, kiedy jed­nym z naj­ciekawszych ele­men­tów okazu­je się zmi­ana pode­jś­cia do znaczenia kamery w świecie przed­staw­ionym. Przy czym nie będę przed wami ukry­wać, że to jest ten moment kiedy umiem rozpoz­nać że coś jest nar­ra­cyjnie niesły­chanie ciekawe i wiem, że dzi­ała i mogę nawet powiedzieć, że uważam to za najlep­szy ele­ment seri­alu ale jed­nocześnie jest to ten rzad­ki moment kiedy mam poczu­cie niewystar­cza­ją­cych kom­pe­tencji. To znaczy, wiem, że gdy­bym znała nieco więcej pojęć z zakre­su fil­moz­naw­st­wa umi­ałabym wam lep­iej powiedzieć dlaczego to jest takie dobre. A tak musi­cie się pogodz­ić z tym, że jestem to w stanie ode­brać głównie emocjon­al­nie – choć wciąż, mam ochotę wstać i klaskać, bo jest to zabieg genial­ny – zwłaszcza, że w sum­ie pokazu­je jak bohater wkracza w świat intym­noś­ci naszej postaci – w inny sposób niż tylko przez zbliże­nie fizy­czne. To jest niesamowicie trudne do pokaza­nia w filmie – zwłaszcza jeśli chce się uniknąć czułostkowości.

 

No dobrze ale nie da się ukryć, że genial­ność Fleabag opiera się jeszcze na jed­nym ele­men­cie którego nie moż­na pom­inąć. Kreac­jach aktors­kich. Widzi­ałam wiele seri­ali gdzie ludzie grali dobrze, ale niewiele tak doskonale obsad­zonych. Zaczni­jmy od postaci dru­go­planowej czyli od nowej narzec­zonej ojca bohater­ki – granej przez Olivię Col­man. Gdy­by ktoś się zas­tanaw­iał dlaczego aktor­ka dostała Oscara powinien obe­jrzeć ten ser­i­al. Bo tak zagrać postać abso­lut­nie odpy­cha­jącą i odraża­jącą – jed­nocześnie cały czas uśmiech­niętą i nie pod­noszącą za bard­zo gło­su to trze­ba umieć. Doskon­ała jest też Sian Clif­ford w roli Clar­ie siostry bohater­ki. To rola doskon­ała bo wcale nie jest łat­wo zagrać kobi­etę głęboko nieszczęśli­wą i mio­ta­jącą się w swoim życiu, nie popada­jąc w pewien z góry wgrany schemat. Tu jed­nak uda­je się to doskonale. Świet­ny jest też Brett Gel­man jako Mar­tin – mąż Clar­ie – ponown­ie to doskonale napisana rola kosz­marnego dup­ka, który jed­nocześnie ma jak­iś charak­ter poza byciem dup­kiem. Jest to straszny charak­ter ale zmusza­ją­cy widza do reflek­sji dlaczego jego postać zachowu­je się tak jak się zachowuje.

 

Jed­nak nie było­by pewnie tego drugiego sezonu gdy­by nie Andrew Scott. Scott gra księdza. Miłego księdza, przys­to­jnego księdza (nieza­leżnie od tego co myśli­cie o urodzie akto­ra w tym sezonie tego seri­alu jest on przys­to­jny i atrak­cyjny ponieważ – jak wszys­tko na świecie, także atrak­cyjność da się zagrać tylko trze­ba umieć), takiego który przek­li­na, pije gin z pusz­ki i odd­a­je się nało­gom. Scott gra swo­jego bohat­era tak, że rozu­miemy dlaczego bohater­ka się w nim pod­kochu­je, a jed­nocześnie – niekoniecznie jesteśmy pewni czy prag­niemy była razem z nim. Pod tym wszys­tkim co jest miłe, urocze czy atrak­cyjne, kry­je się – zaz­nac­zona tylko gdzieś tam z boku, frus­trac­ja, stra­ch czy może nawet chęć dom­i­nacji (choć tu należało­by bard­zo anal­i­zować kil­ka scen). Scott niekoniecznie gra zupełnie nieza­leżną postać, raczej pewne wyobraże­nie o postaci. Nie gra księdza, gra sek­sowanego księdza który jest pocią­ga­ją­cy bo jest zakazanym owocem, bo trze­ba go uwieść a nie dać się uwodz­ić, bo jest egzo­ty­cznym marze­niem ale jed­nocześnie – bo moż­na go poz­nać, na grun­cie który nie jest od początku zaz­nac­zony jako roman­ty­czny (choć w sum­ie po pier­wszym odcinku mamy ochotę jak bohater­ka, tego atrak­cyjnego księdza prz­ele­cieć). To nie jest proste grać nie tyle postać z krwi i koś­ci ale pewne wyobraże­nie o postaci. I Scott robi to doskonale. Co więcej, jak zwró­cił uwagę jeden z komen­ta­torów – co uważam za uwagę ciekawą – i w sum­ie wyma­ga­jącą dal­szego researchu – jest to jak częs­to obec­nie aktorzy którzy dokon­ali pub­licznego com­ing outu zosta­ją wybrani przez twór­ców jako obiek­ty jed­noz­nacznie roman­ty­cznych i sek­su­al­nych fas­cy­nacji przez bohater­ki fil­mowe. Pojaw­ia się bowiem taka reflek­s­ja, że aktorzy którzy dokonu­ją com­ing outu trochę tracą  to miejsce w świecie fil­mowych bohaterów – mogą być posta­ci­a­mi postrze­gany­mi roman­ty­cznie ale nie są obiek­ta­mi sek­su­al­nego pożą­da­nia. Tak jak we Felabag w cza­sie oglą­da­nia którego każdy chce się przes­pać z Andrew Scottem.

 

Zresztą nie ukry­wa­jmy – ponown­ie nie mielibyśmy tego castin­gu gdy­by nie fakt, że Phoebe Waller ‑Bridge grała wcześniej ze Scot­tem z teatrze i wiedzi­ała, że mają na ekranie doskon­ałą chemię. Ja wiem, że uwag o chemii między aktora­mi zawsze jest zbyt wiele al. Jed­nak rzad­ko zdarza się by na ekranie pojaw­iały się dwie oso­by które tak dobrze do siebie pasu­ją, że kiedy są na ekranie razem to ser­i­al właś­ci­wie sam się pisze. Oczy­wiś­cie jasne, wszys­tko trze­ba zagrać, ale wyda­je się że pewnego dopa­sowa­nia zagrać się nie da. To jest niesamowite jak dobrze są dobrani aktorzy i jak nat­u­ral­na, ale też emocjon­al­na jest dzię­ki temu opowieść. Myślę, że przy gorzej dobranej parze aktorów pewnie nie udało­by się stworzyć tego poczu­cia, że oglą­da się coś jed­nocześnie doskonale napisanego i w jakimś stop­niu bard­zo nat­u­ral­nego. Zresztą tu nie moż­na szczędz­ić pochwał pod adresem Phoebe Waller-Bridge która prze­cież przy całym geniuszu sce­nar­iusza musi jeszcze grać  i robi to doskonale. W każdym razie na tyle doskonale, że cały jej ser­i­al jest wybitny.

 

Na koniec – co może się wydać ciekawe – jest to ser­i­al który doskonale gra kwes­t­i­a­mi związany­mi z wiarą i religią. Bohater­ka żyją­ca w społeczeńst­wie ang­iel­skim nie uzna­je Koś­cioła Katolick­iego jako nat­u­ral­nego punk­tu odniesienia – stąd Koś­ciół jawi się jako przestrzeń egzo­ty­cz­na, z całym swoim cer­e­mo­ni­ałem ale także z tym co jest tu najbardziej pocią­ga­jące – zakazanym księdzem. Co zresztą jest ciekawym odniesie­niem do tego jak częs­to – zwłaszcza w prozie anglosask­iej pojaw­ia się sym­bol księdza jako zakazanego przed­mio­tu pożą­da­nia. Jed­nocześnie jest w tym seri­alu sporo gry pomiędzy pytaniem o to czym dla człowieka jest wiara i w co wierzyć, a zor­ga­ni­zowanym Koś­ciołem, który dla bohater­ki jest swoistą grą (pod­czas kiedy boskie inter­wenc­je wyda­ją się być trochę wpisane w ten świat). Jed­nocześnie gdzieś tam mimo dys­tan­su bohater­ki pojaw­ia się reflek­s­ja, że Bóg jest czymś czemu się moż­na odd­ać całkowicie. Co odd­ala nas tylko do klasy­cznej reflek­sji o tym jak fajnie jest uwieść przys­to­jnego księdza. Nie mniej to jest ciekawe bo to jest nar­rac­ja która od wiary się dys­tan­su­je a jed­nocześnie czyni z niej ważny ele­ment świa­ta o którym opowia­da. Choć ponown­ie mam wraże­nie, że moż­na było­by napisać osob­ną notkę wyłącznie o takim przed­staw­ie­niu koś­cioła, zwłaszcza przez twór­ców anglosaskich.

 

To nie są wszys­tkie uwa­gi jakie mam do drugiego sezonu Felabag, mogłabym np. napisać praw­ie osob­ny post jak jest to jeden z nielicznych seri­ali który pokazu­je postać bisek­su­al­ną i nie robi z tego ani prob­le­mu, ani głównego tem­atu ani nawet cechy charak­teru bohater­ki. Jezu to się tak rzad­ko zdarza w seri­alach, że jak się zdarzy to człowiek siedzi i myśli, że go przeniosło do alter­naty­wnej rzeczy­wis­toś­ci. Mogłabym też napisać, że to jeden z tych nielicznych drugich sezonów, pozornie zamkniętej serii, po którym nagle rozu­miesz, że nie pojaw­ił się tylko dlat­ego, że pier­wszy odniósł sukces ale dlat­ego, że była tam jeszcze jakaś his­to­ria do opowiedzenia. I to co więcej – puen­ta seri­alu pokazu­je, że właś­ci­wie jego główny tem­at i być może główny rek­wiz­yt był z nami od samego początku.  Jed­nocześnie moż­na było­by dłu­go dysku­tować o tym, że sce­narzys­t­ka zapowiedzi­ała, ze więcej seri­alu raczej nie będzie – co jed­nocześnie jest bolesne a z drugiej strony niesamowicie cieszy bo znaczy to, że mamy do czynienia z czymś zamknię­tym. A to co zamknięte jest moim zdaniem nad­miernie niedoce­ni­ane. Tak mogłabym naprawdę jeszcze dłu­go o tym pisać. Ale chci­ałabym napisać wam tylko jed­no. To naprawdę jest najlep­szy ser­i­al tego roku. I dowód na to, że są pewne his­to­rie które być może rzeczy­wiś­cie mogą opowiedzieć tylko kobi­ety. I kiedy je opowiada­ją, człowiek ma wraże­nie jak­by wró­cił do domu.

Ps: Dla tych którzy zas­tanaw­ia­ją się jak obe­jrza­łam ser­i­al który jeszcze nie miał pre­miery w Polsce – udało mi się wykupy­wać co tydzień poje­dyncze odcin­ki. Nie mniej jeśli jesteś­cie w UK to tam ser­i­al był pokazy­wany na BBC Three i jest pewnie dostęp­ny na iPlayer.

0 komentarz
3

Powiązane wpisy

judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
slot
slot online
slot gacor
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online