Home Komiksy Z sieci na papier czyli Zwierz czyta “Helenę Wiktorię” i “Raptory”

Z sieci na papier czyli Zwierz czyta “Helenę Wiktorię” i “Raptory”

autor Zwierz
Z sieci na papier czyli Zwierz czyta “Helenę Wiktorię” i “Raptory”

Od pewnego cza­su obser­wu­ję ciekawe zjawisko. Coraz więk­sza gru­pa twór­ców komik­sów inter­ne­towych, decy­du­je się spróbować nieco bardziej trady­cyjnej formy – i nie tyle wyda­ją swo­je prace znane z sieci prace drukiem, co pode­j­mu­ją się napisa­nia więk­szego albu­mu. Ostat­nio w moje ręce trafiły dwa takie pode­jś­cia – pier­wsze „Hele­na Wik­to­ra” Katarzyny “Pan­ny N” Witer­scheim, drugie to „Rap­to­ry” Jaku­ba „Dema” Dęb­skiego”. Są to komiksy bard­zo od siebie różne, ale oba na swój sposób udane.

Zaczni­jmy od „Hele­ny Wik­torii”. Choć Katarzynę Witer­scheim od dłuższego cza­su śledzę z zain­tere­sowaniem w sieci, to jakoś umknęło mi zupełnie, że zabrała się za pisanie osob­nej, więk­szej, serii komik­sowej.  Wcześniej kojarzyłam ją z ciekawy­mi pro­jek­ta­mi – rysunka­mi pokazu­ją­cy­mi współczes­ną inter­pre­tację Księżniczek Dis­neya, pro­jek­tem 1995Regi – gdzie przy pomo­cy Insta­gra­ma autor­ka stworzyła postać (zami­ast zdjęć wrzu­ca­jąc swo­je rysun­ki) której losy poz­nawal­iśmy z każdą nową ilus­tracją wrzu­coną na jej kon­to (bard­zo ciekawy, i innowa­cyjny pro­jekt). Nie dawno, autor­ka była odpowiedzial­na za mały szał w mojej częś­ci Face­booka, kiedy stworzyła fan-arty do… Świeżaków z Biedron­ki, wyobraża­jąc sobie ich jako uczniów jed­nego liceum. Jak widać – nie moż­na rysown­iczce odmówić ani pomysłowoś­ci ani sze­ro­kich zainteresowań.

 

Hele­na Wik­to­ria” to pier­wszy tom cyk­lu komik­sowego, który – wniosku­jąc po tem­pie prowadzenia nar­racji, roz­planowany jest na wiele lat. Główną bohaterką his­torii jest Hele­na Wik­to­ria Kocik, mło­da dziew­czy­na, która dziedz­iczy olbrzymią for­tunę i należące do jej rodziny huty i kopal­nie. Jesteśmy w XIX wiecznym Bytomiu, więc niko­go nie powin­no dzi­wić, że raczej nikt nie wierzy, że mło­da dziew­czy­na poradzi sobie z zarządzaniem swoim majątkiem. Wszyscy spodziewa­ją się, że tak naprawdę schedę prze­jdzie ten, kto posiądzie rękę bohater­ki. Kandy­datów jest wielu, od zubożałych lokalnych arys­tokratów, po Artu­ra, przy­ja­ciela Hele­ny z Wik­torii, nieco nieśmi­ałego i niezamożnego stu­den­ta medy­cyny. A może Hele­na zaskoczy wszys­t­kich i zami­ast szukać męża, sama zde­cy­du­je się na zarządzanie swo­ją for­tuną. Co może nie być proste, bo prze­ciw niej spisku­je niezbyt zach­wycona obrotem spraw rodzina.

 

Jed­nym z pier­wszych sko­jarzeń jakie przy­chodzą do głowy w cza­sie lek­tu­ry komik­su to „Lal­ka” czy „Ziemia Obiecana” – wielkie XIX wieczne powieś­ci, staw­ia­jące w cen­trum zarówno kwest­ie hand­lu, prze­mysłu i mod­ern­iza­cji jak i pry­watne życie bohaterów, w coraz bardziej dynam­icznie zmieni­a­ją­cym się społeczeńst­wie przeło­mu wieków. Tym co odróż­nia komiks, to fakt, że w cen­trum staw­ia nie tyle bohaterów męs­kich, co nieza­leżną postać kobiecą.  Jed­nocześnie, autor­ka pełny­mi garś­ci­a­mi czer­pie z klasy­cznych wątków, wiel­kich powieś­ci i melo­dra­matów. Nie robi tego jed­nak mechan­icznie. Artur, młody zubożały, przy­ja­ciel Hele­ny Wik­torii z jed­nej strony pasu­je do schematu, bohat­era z klasy niższej, który pre­tendu­je do ser­ca, kobi­ety zamożniejszej i lep­iej urod­zonej. Z drugiej strony, komiks nie czyni z niego bohat­era niewin­nego (wraz z przy­ja­cielem odwiedza­ją dom pub­liczny, co rzeczy­wiś­cie pewnie zro­bili­by znudzeni stu­den­ci w XIX wieku) ani też nad­miernie roman­ty­cznego (jego ambicją nie jest nawet ślub z Heleną, raczej zbliże­nie się do rodziny i wyro­bi­e­nie sobie pozy­cji zau­fanego dorad­cy i przy­ja­ciela domu). Sama głów­na bohater­ka, jest zde­cy­dowanie nieza­leż­na i chce zarządzać swoim majątkiem, ale jed­nocześnie – to też mło­da, sym­pa­ty­cz­na dziew­czy­na, która nie patrzy zupełnie niechęt­nie na per­spek­ty­wę zaślu­bin. Cieszy też, że autor­ka – idąc już bardziej tropem współczes­nych his­torii – nie zapom­ni­ała o dobrym sportre­towa­niu służ­by. Częs­to autorzy opowiada­jąc o wyższych sfer­ach zapom­i­na­ją dodać że prze­cież byli to ludzie otoczeni przez służących.

 

Oso­biś­cie jestem wielką fanką kres­ki autor­ki. Z jed­nej strony, widać inspirację mangą, choć od razu trze­ba zaz­naczyć, że pod wzglę­dem sposobu prowadzenia nar­racji czy kadrowa­nia, jej komiksy są bard­zo Europe­jskie. A jed­nocześnie – odnoszę wraże­nie, że to taki sposób rysowa­nia , który może przy­paść do gus­tu wielu osobom, które nawet na co dzień nie czy­ta­ją komik­sów. Kadry autor­ki są prze­jrzyste, nar­rac­ja dynam­icz­na, a posta­cie – zróżni­cow­ane, i ekspresyjne. Choć komiks jest czarno biały, to pojaw­ia się w nich ele­ment kolorysty­czny – rumieńce i pąsy bohaterów zaz­nac­zone są delikat­nym różowym kolorem – co ponown­ie przy­wodzi na myśl japońskie komiksy.  Niby to taki dyskret­ny zabieg ale ponown­ie – sprawdza się doskonale, i tylko karze żałować, że nieste­ty cały komiks nie jest wydany w kolorze. Choć z drugiej strony – czarno- biały styl autor­ki pozwala cieszyć się cieszyć jej wyraźną kreską.

 

Komiks wydało JG Stu­dio, które spec­jal­izu­je się w wydawa­niu w Polsce mang (choć nie tylko). To jed­no z tych wydawnictw które potrafi wydać komiks naprawdę ład­nie (spójrz­cie na to jak wydana jest „Dziew­czyn­ka w Krainie Przek­lę­tych). „Hele­na Wik­to­ria” to przykład tego jak dobrze wydać komiks ze śred­niej pół­ki (nie jakoś­ciowo, tylko cenowo, bo komiks kosz­tu­je 49 zł). Twar­da okład­ka, szro­ki grz­bi­et (komiks ma bard­zo ład­nie pomyślany grz­bi­et – co nie zdarza się  bard­zo częs­to) i wygod­ny for­mat. „Hele­na Wik­to­ria” wyda­je się ide­al­nym komik­sem na prezent dla kogoś kto niekoniecznie jest zapalonym czytel­nikiem komik­sowym. Dlaczego? Pomi­ja­jąc ładne wydanie, to takie zestaw­ie­nie – pol­skiej his­torii roz­gry­wa­jącej się w Bytomiu, z naw­iązu­jącą do man­gi kreską, może być dla wielu osób intrygu­jące. Kusi też wiz­ja, obser­wowa­nia bohaterów na przestrzeni lat. Autor­ka już zapowia­da że pracu­je nad kole­jny­mi toma­mi. Nie będę ukry­wać, że ja już nie mogę się doczekać, zwłaszcza że pod koniec pier­wszego tomu oczy­wiś­cie pojaw­ia się nagły zwrot akcji. Jeszcze nigdy nie chci­ałam tak bard­zo popędzać rysown­i­ka by pra­cow­ał szybciej.

 

Dru­gi komiks, który wpadł w moje ręce to „Rap­to­ry” Jaku­ba „Dema” Dęb­skiego. Dem znany jest w Internecie, głównie ze swo­jego komik­su „Duże iloś­ci na raz psów”, choć od tamtego cza­su płod­nie tworzy, zarówno więk­sze jak i mniejsze komik­sowe serie. Oso­biś­cie niesamowicie szanu­ję Dema, za jego Youtubowe recen­z­je fil­mowe. Co praw­da jak­iś czas temu „Kinowy Ekspres” przes­tał nadawać ale bard­zo pole­cam śledz­ić jego fan­page na Face­booku gdzie dzieli się mądry­mi i prze­myślany­mi recen­z­ja­mi fil­mowy­mi – naprawdę warto, bo to ta twarz Dema której pewnie sporo osób kojarzą­cych go z Inter­ne­tu czy Youtube nie zna. A naprawdę warto.

 

 

Wróćmy jed­nak do komik­su „Rap­to­ry” to zamknię­ta  w jed­nym tomie his­to­ria, pop­u­larnej mobil­nej gry i jej użytkown­ików, którzy wybier­a­ją się na fanows­ki fes­ti­w­al dla graczy. Dem łączy tu różne ele­men­ty humoru i satyry. Tytułowe „Rap­to­ry” to nic innego jak kreaty­w­na (zwłaszcza pod wzglę­dem wymyśla­nia Rap­torów) par­o­dia „Poke­mon Go”. Autor przyglą­da się nie tylko samej grze ale, bardziej – pewnej nar­racji jaka wokół niej narosła. Pojaw­ia się więc wypowiedzi sze­fów firmy, którzy zapew­ni­a­ją, że ich gra zmieni świat i zbliży ludzi. Jak sami wiemy – mimo olbrzymiej pop­u­larnoś­ci aplikacji, Poke­mo­ny (czy Rap­to­ry) to gra jak każ­da inna. W której ludzie nastaw­ieni są przede wszys­tkim na sukces i zwycięst­wo (a także znalezie­nie sposobu jak oszukać sys­tem) a nie na żadne prze­by­wanie razem i wspól­ną zabawę. Dru­gi ele­ment który Dem doskonale par­o­di­u­je to sposób w jaki tworzą się wokół graczy i samej gry leg­endy – tu mamy prze­sad­zoną, niemal Hem­ing­way­owską his­torię łapa­nia Rap­to­ra Krak­e­na – która w prz­erysowany sposób pokazu­je jak tworzą się opowieś­ci o niesamow­itych wyczynach.

 

 

 

Jed­nak najz­abawniejszy jest komiks kiedy autor dochodzi do opisy­wa­nia Rap­tor­conu, roz­gry­wa­jącego się na środ­ku pustyni kon­wen­tu dla wiel­bi­cieli gry. Tu Dem zawarł chy­ba wszys­tkie obserwac­je jakie kiedykol­wiek przeszły przez głowę obser­wa­torowi nieu­danego kon­wen­tu, na którym braku­je toalet, zaopa­trzenia, a obiecy­wane atrakc­je oczy­wiś­cie nie dzi­ała­ją. Frag­men­ty w którym obser­wu­je­my jak bohaterowie próbu­ją się dostać (a potem wydostać) z kon­wen­tu auto­busa­mi pod­staw­iony­mi przez orga­ni­za­to­ra przy­wodzą na myśl pier­wszą edy­cję warsza­wskiego Com­ic-Conu. Nie dość że do Nadarzy­na, gdzie roz­gry­wał się kon­went, nie moż­na było się łat­wo dostać, to i powrót był kosz­marem. Do dziś pamię­tam tłumy na przys­tanku, które próbowały dostać się do przepełnionych auto­busów jadą­cych w kierunku cywiliza­cji.  Choć to sko­jarze­nie przy­chodzi jako pier­wsze, to moż­na pode­jrze­wać, że Dem, który dość częs­to pojaw­ia się na dużych imprezach fanows­kich, robi tu raczej pewien kolaż swoich negaty­wnych doświadczeń.

 

 

 

Co intere­su­jące – uda­je się, w tym krótkim i par­o­dysty­cznym komik­sie, nakreślić autorowi bard­zo żywe posta­cie.  Bohaterowie komik­su – choć pozbaw­ieni wyraźnych rysów twarzy (a właś­ci­wie niemal jakichkol­wiek rysów twarzy), czy jakiejkol­wiek ekspresji, reprezen­tu­ją dość łatwe do rozpoz­na­nia typy osobowoś­ci. Mamy ego­isty­czną Jagodę, która przy­jechała na kon­went sama po tym jak pokłó­ciła się z koleżanką, uprze­jmego, chęt­nego do pomo­cy chłopa­ka z lot­niskowej infor­ma­cji, czy w końcu trochę zagu­bionego dwu­nas­to­lat­ka, który wyr­wał się na kon­went zupełnie sam.  Dobrze poprowad­zona nar­rac­ja, i jak zwyk­le doskon­ałe dialo­gi spraw­ia­ją, że mimo prostej, czy zamierze­nie prymi­ty­wnej kres­ki, posta­cie ożywają.

 

 

 

Pod koniec tomu zamieszc­zone są infor­ma­c­je o dodatkowych mate­ri­ałach, które moż­na znaleźć w sieci, a także – co jest ciekawym dodatkiem – o playliś­cie, którą Dem spec­jal­nie ułożył do komik­su. Warto na te ostat­nie strony zajrzeć jeszcze przed lek­turą, żeby moż­na było czy­tać od razu z muzyką (może należało tą infor­ma­cję zamieś­cić na początku tomu, ale nie jestem pew­na). Sam komiks, podob­nie jak poprzed­nie drukowane tomy od Dema, jest oszczęd­nie wydany, choć jakoś­ciowo nie odrzu­ca, papi­er jest porząd­ny, podob­nie ja jakość wydruku. Kto kupił poprzed­nie tomy auto­ra, będzie zad­owolony, że seria utrzy­mu­je ten sam for­mat kole­jnych komik­sów. Jeśli ktoś nigdy nie czy­tał komik­sów od Dema, to musi się przy­go­tować po pier­wsze na specy­ficzną kreskę (oso­biś­cie jestem jej fanką, ale wiem, że niek­tórych takie zamierze­nie niedo­pra­cow­ane rysun­ki odrzu­ca­ją) po drugie  — na bard­zo specy­ficzny humor. To nie jest jeden z tych twór­ców którzy stara­ją się humorem szokować (bo zwyk­le o tym się mówi kiedy mówi się o autorach o specy­ficznym humorze) ale wyma­ga od czytel­ni­ka by baw­iło go celowe pominię­cie puen­ty, mieszanie tego co wysok­ie z niskim, odwoły­wanie się do pewnych językowych kalek. Humor specy­ficzny, ale przy­na­jm­niej moim zdaniem – doskonały.

 

Nad treś­cią tego wpisu roz­maw­iałam z uczest­nika­mi warsz­tatów pisa­nia blo­ga na fes­ti­walu „Czy­taj!” w Częstochowie. 

 

Przyz­nam szcz­erze, że z radoś­cią patrzę jak na rynku pojaw­ia się coraz więcej komik­sów, twór­ców których znam z Inter­ne­tu. Po pier­wsze – mam poczu­cie, że to ciekawe zjawisko, że twór­cy którzy zaczy­na­ją trochę wbrew trady­cji, i zasadom rynku (jak wielu twór­ców inter­ne­towych) w końcu zna­j­du­ją swo­je miejsce w księ­gar­ni­ach. Mam poczu­cie, że to ciekawe zjawisko, kiedy ci którzy zaczy­na­ją od Inter­ne­tu, gdzie możli­we jest właś­ci­wie wszys­tko, decy­du­ją się na powrót do czegoś tak ogranicza­jącego jak jeden, wydany komik­sowy zeszyt. Pod tym wzglę­dem trochę przy­pom­i­na mi to blogerów, którzy zaczy­na­ją odrzu­ca­jąc druk, a potem wszyscy wyda­ją książ­ki. Te trady­cyjne formy wciąż kuszą. Pytanie czy dlat­ego, że druk wciąż jest pewnym potwierdze­niem wartoś­ci, czy dlat­ego, że jed­nak to jest po pros­tu ciekawa for­ma, w której każdy chce się sprawdz­ić. Nieza­leżnie jaka jest odpowiedź, my jako czytel­ni­cy nie może­my stracić. Mamy ter­az doskon­ałą twór­c­zość inter­ne­tową i dobre zeszy­ty do postaw­ienia na półce.

PS: Nad treś­cią tego wpisu roz­maw­iałam z uczest­nika­mi warsz­tatów pisa­nia blo­ga na fes­ti­walu „Czy­taj!” w Częs­to­chowie. Najpierw napisałam bard­zo złą wer­sję tego tek­stu a potem roz­maw­ial­iśmy o tym jak go popraw­ić, czego nie robić i jak w ogóle, jak pisać. Stąd muszę ich wszys­t­kich wspom­nieć jako współau­torów wpisu – bo byli cały czas w mojej głowie w trak­cie pisania.

0 komentarz
0

Powiązane wpisy

judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
slot
slot online
slot gacor
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online