Home Ogólnie Ile kosztuje twój dzień?

Ile kosztuje twój dzień?

autor Zwierz
Ile kosztuje twój dzień?

Wstałam o szóstej dziesięć kosz­marnie niewys­pana. Gdy­by to był nor­mal­ny piątek też byłabym niewys­pana choć budzik zadz­wonił­by praw­ie dwie godziny później. Z równym roz­targnie­niem dobier­ałabym ubra­nia i starała się znaleźć klucze. Dziś jed­nak byłam wol­na. Dziś kupiłam sobie dzień.

Kiedy nastaw­iałam w pociągu budzik na 9 by wybudz­ić się zan­im pociąg dojedzie do Gdańs­ka, przeszło mi przez myśl, że dokład­nie o tej godzinie powin­nam wejść do swo­jego dzi­ału w pra­cy. Lubię swo­ją pracę, choć przez okno w poko­ju w którym pracu­je widać tylko kawałek nie­ba. Tym­cza­sem za oknem pociągu o dziewiątej roz­taczał się widok przepiękny bo oto jechal­iśmy przez Pol­s­ki kra­jo­braz właśnie w tym krótkim oknie cza­su kiedy pola nie straszą szaroś­cią tylko przy­cią­ga­ją wzrok tą niesamow­itą soczys­tą zie­lenią prze­tykaną cud­own­ie żół­ty­mi pla­ma­mi rzepaku.

Do Gdańs­ka dojechałam koło 10, zan­im jeszcze dzień właś­ci­wie się zaczął. W Warsza­w­ie robiłabym poran­ną prasówkę dowiadu­jąc się wszys­tkiego co właśnie dziś i wczo­raj zaszło na świecie. Pewnie ner­wowo odświeżałabym stronę wiado­moś­ci na których pojaw­iały­by się nowe doniesienia doty­czące Egip­skiego samolo­tu albo siedzi­ałabym nad najnowszym raportem który mówi, że odporne na anty­bio­ty­ki bak­terie zabi­ją nas wszys­t­kich w okoli­cach 2050 roku. Tym­cza­sem na gdańskim dwor­cu piłam obow­iązkową pier­wszą kawę, nanosząc ostat­nie popraw­ki na wys­tąpi­e­nie na kon­fer­encji. To znaczy taki był zami­ar bo gównie pod­słuchi­wałam kilkulet­niego chłop­ca streszcza­jącego Gwiezdne Wojny dużo młod­szej siostrze.

dav

 

Budyn­ki Uni­w­er­syte­tu Gdańskiego są ładne i nowe albo odnowione. Choć morza nie widać to prze­cież je czuć, albo tylko mi się tak wyda­je. Zawsze jak jestem w Gdańsku wyda­je mi się, że jestem tuż obok brzegu. Dzi­wne uczu­cie, które prze­cież dalekie jest od prawdy. Kon­fer­en­cyjny refer­at wygłaszam zestre­sowana bo to jed­na z tych kon­fer­encji gdzie ludzie wiedzą o czym mówią i zada­ją pod­ch­wytli­we pyta­nia. Z tęs­knotą patrzę za okno gdzie roz­gry­wa się jak­iś dzień, w którym nie biorę udzi­ału. Po moim pan­elu wbrew rozsąd­kowi który nakazu­je zostać na kon­fer­encji do samego koń­ca, ury­wam się i ruszam przed siebie. Jest trzy­nas­ta z min­u­ta­mi. Pociąg mam za dziesięć ósma.

Kilka­dziesiąt min­ut później siedzę w kna­jpie na plaży w Sopocie. To jed­no z tych miejsc które w cza­sie swoich waka­cyjnych wyjazdów omi­jam. Zawsze jest tu pełno, zwyk­le jest za dro­go, poza tym serio te wszys­tkie leżacz­ki, hamacz­ki i inne dodat­ki nieprzys­to­ją  inteligen­tom, stu­den­tom i dok­toran­tom, którzy powin­ni karnie siedzieć na włas­nej kurtce smut­no wpa­tru­jąc się w dal. Jako że jestem sama i nikt mnie nie będzie oce­ni­ał, siadam, zamaw­iam i zaczy­nam spoko­jnie czy­tać cza­sopis­mo które zwyk­le po zakupi­e­niu gubię w tore­bce i ostate­cznie tylko przeglą­dam. Nie jest ide­al­nie. Maksy­mil­ian – chło­piec lat 5 który jest zde­cy­dowanie za mały  na na tak poważne imię – wali swo­jego kuzy­na po głowie samo­chodzikiem. Dzi­ałanie to zupełnie mi nie przeszkadza ale pow­tarzane przez rodz­iców co kil­ka min­ut „Maksy­mil­ian­ie przes­tań” zaczy­na dzi­ałać mi na ner­wy. Podob­nie jak zupełnie nie pow­iązana z okrut­nym Maksy­mil­ianem dwój­ka dzieci, która ma hula­jnogę. Hula­jno­ga prze­jeżdża po drew­ni­anych deskach z kosz­marnym hurkotem który chwilę później ustępu­je prz­er­aźli­we­mu tupa­niu. Tupie dziecko zepch­nięte z właśnie z hula­jno­gi. Spy­chanie z hula­jno­gi jest wymi­enne. Być może towarzyszą mu zasady.

dav

A jed­nak w tym roz­gar­diaszu, prz­er­wanym jed­nym dra­maty­cznym „Atos, Nie!” wydanym przez plażow­icza którego zupełnie mokry pies właśnie postanow­ił wskoczyć mu w obję­cia, jest zaskaku­ją­co miło i spoko­jnie. Morze jest tak gład­kie, że gdy zmruży się oczy wyda­je się, że zni­ka linia między nim a niebem i tylko zarysy statków na hory­zon­cie wskazu­ją, że ziemia nie zle­wa się z niebem. Obrazek idyl­liczny, w prze­ci­wieńst­wie do zapachu glonów, które cuch­ną przy brzegu.  Ale nawet ten paskud­ny zapach jest niczym dla pamię­ci oży­wionej powiewem wia­tru. Glony przy­pom­i­na­ją wszys­tkie waka­cyjne wyjazdy nad morze, kiedy zielony kożuch oraz mar­na pogo­da skutecznie uniemożli­wiały kąpiele. Człowiek czu­je się głu­pio zad­owolony z siebie, jak­by nagle czas jed­nocześnie zwol­nił i przyśpieszył. Z jed­nej strony wszys­tko przenosi do wakacji, z drugiej sen­ty­men­tal­nie przy­pom­i­na o lat­ach dzieciństwa.

Z niechę­cią wsta­ję od sto­li­ka koło czwartej i decy­du­ję, że sko­ro są trzy mias­ta to zajrzę do dwóch. W Gdańsku włóczę się trochę po Starym Mieś­cie, jak­by przy­p­ieczę­towu­jąc swoim spac­erem fakt, że mias­to ist­nieje nawet nien­ad­zorowane w cza­sie moich wiz­yt. Zaskaku­jące ludzie wokół mnie nie wiedzą, że oto ma dzień z dala od domu. Wychodzą z pra­cy, spieszą się gdzieś na row­erze. Jest ciepło więc liceal­iś­ci i gim­naz­jal­iś­ci wraca­ją z ostat­nich lekcji pokręt­ny­mi droga­mi, które prowadzą przez lodziarnie i cen­tra hand­lowe. Czułe pożeg­na­nia na przys­tankach tramwa­jowych spraw­ia­ją wraże­nie jak­by zna­jo­mi mieli się nie widzieć przez długie miesiące, a nie spotkać za dwa dni. Patrzę na tele­fon. 17:00. Właśnie wychodz­iłabym z pra­cy. Osiem godzin w zamknię­tym pomieszcze­niu przed komputerem.

dav

Kiedy siedzę przy ostat­niej tego dnia kaw­ie, mając ponown­ie w polu widzenia dworzec kole­jowy zaczy­nam podliczać ile mnie ten dzień wol­noś­ci od wszys­tkiego kosz­tował. Bile­ty na pociąg – dość dro­gie ale mogłabym przy­jechać taniej. Tu wybrać Tanie Lin­ie, tam porzu­cić pręd­kie Pen­dolino. Do rachunku doliczam opłatę kon­fer­en­cyjną, bez której nie ruszyłabym się z domu, doda­ję też z roz­machem koszt obiadu i kawy, choć prze­cież w Warsza­w­ie też musi­ałabym coś jeść. Wychodzi mi zatr­waża­ją­co wyso­ka suma. Powoli zaczy­nam się zas­tanaw­iać czy ten wyjazd nie jest ekstrawa­gancją więk­szą niż wypad do Lon­dynu czy inne między­nar­o­dowe podróże.

Ostate­cznie wsi­adam do pociągu, znów jestem strasznie śpią­ca. Boli mnie ramię od noszenia tor­by z lap­topem i mam wraże­nie, że połowa sopock­iej plaży wró­ci ze mną do Warsza­wy w moich butach. Ale jed­nocześnie czegoś nie mam. Ten dzi­wny niepokój który towarzyszył mi w ostat­nich dni­ach gdzieś zniknął. Jednog­wiazd­kowa oce­na mojej książ­ki, bardziej mnie rozbaw­iła niż zmartwiła. Ani razu nie pomyślałam o morder­czej bak­terii, która wykończy nas wszys­t­kich do 2050 roku i ten jeden jedyny raz postanow­iłam kom­plet­nie olać co dzieje się w Pol­skim par­la­men­cie.  Lekkość z jaką przeszłam przez dzień nie tylko mnie zdu­mi­ała ale i przygnębiła. Cena mojego jed­nego dnia uciecz­ki do samej siebie okaza­ła się dość wyso­ka, wdy­chanie powi­etrza o zapachu glonów, okaza­ło się burżu­jst­wem. Ale nie moich finan­sów było mi żal. Nagle z całą oczy­wis­toś­cią stanął mi przed oczy­ma bolesny prob­lem świa­ta w którym jeden dzień z samym sobą jest luk­susem na który niekoniecznie nas stać. Zas­tanaw­iam się czy umi­ałabym tak uciec od siebie w Warsza­w­ie. Wyda­je się jed­nak że na nic trenin­gi uważnoś­ci, skon­cen­trowanie na sobie i czer­panie radoś­ci z małych przy­jem­noś­ci. Dopiero kiedy troszkę śmierdzą glony, wia­tr porusza trzci­na­mi nad jeziorem, albo po zapachu lasu moż­na rozpoz­nać że gdzieś tam z boku płynie górs­ki stru­mień umiem znaleźć spokój. A prze­cież jestem istotą do bólu miejską, nie wyobraża­jącą sobie życia bez mil­iona innych ludzi wokół mnie. Nawet ter­az fakt że mieszkań­cy Trójmi­as­ta nic o mojej wycieczce nie wiedzą, i żyją jak­by nigdy nic daje mi poczu­cie kom­for­tu. Jak­bym była szpiegiem i nikt nie zauważył że z przyję­cia wychodzę z ważny­mi dokumentami.

dav

Kiedy kon­duk­tor pociągu po raz czwarty poin­for­mował nas że na mijanych stac­jach moż­na się prze­siąść do Elblą­ga uświadomiłam sobie, że chy­ba nigdy tam nie byłam.  Nigdy nie prze­si­adałam się do Elblą­ga. Przez jed­ną krótką chwilę mój umysł zboczył w kierunku kuszącej wiz­ji w którym wysi­adam z pociągu i jadę do Elblą­ga, a potem do tych wszys­t­kich mniejszych i więk­szych miast gdzie mnie nie ma.  Na całe szczęś­cie przy­pom­ni­ałam sobie, że nie mogę zwiać. W poniedzi­ałek trze­ba do pra­cy. Odpra­cow­ać piątek.

 

17 komentarzy
0

Powiązane wpisy

judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
slot
slot online
slot gacor
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online