Home Ogólnie It is what it is czyli o Sherlocku i jednym scenariuszu pana Moffata

It is what it is czyli o Sherlocku i jednym scenariuszu pana Moffata

autor Zwierz
It is what it is czyli o Sherlocku i jednym scenariuszu pana Moffata

Zaczni­jmy od czegoś co – jak wskazu­ją opinie w Internecie – będzie niepop­u­larne. Dru­gi odcinek Sher­loc­ka – napisany przez Steve­na Mof­fa­ta, spodobał się zwier­zowi. Po jego objerze­niu nie było – ta dokuc­zli­wego jak w zeszłym tygod­niu poczu­cia całkowitej obo­jęt­noś­ci. Czy był to odcinek ide­al­ny? Oj nie. Ale powtórzymy jeszcze raz coś czego nigdy nie dość. Nie tylko ide­alne rzeczy mogą się podobać. Poniżej spoilery.

Zwierz zacznie od wyjaśnienia co mu się spodobało i dlaczego. Po pier­wsze – Mof­fat zro­bił w tym odcinku coś co zawsze robił doskonale. Wrzu­cił do niego kilka­naś­cie nie mają­cych wielkiego wpły­wu na rozwój wydarzeń scen i kwestii, które oglą­dało się znakomi­cie. Doskon­ałym przykła­dem jest tu cały wys­tęp pani Hud­son, która jest – nie ukry­wa­jmy – fajniejsza niż jakakol­wiek inna postać w seri­alu, jeździ sportowym samo­cho­dem i bywa mądrze­jsza od samego Mycrof­ta Holme­sa. Mof­fat doskonale zna­j­du­je się w takich sce­nach w których real­izu­je nasze małe fanowskie fan­taz­je. Podob­nie w dow­cip­nych dialo­gach czy pojaw­ia­ją­cych się w odcinku dow­ci­pach. Mof­fat wie jak – nawet w poważnej his­torii zażar­tować z fak­tu, że ludzie nie rozpoz­na­ją Johna Wat­sona, jed­nocześnie uwiel­bi­a­jąc Sher­loc­ka, jak pokazać trudne relac­je pomiędzy Mycroftem a Sher­lock­iem (cud­owny napis jaki Sher­lock zostaw­ia bratu swoim spac­erem). Umie też Mof­fat pisać te sce­ny których chy­ba ostat­nio trochę brakowało – gdzie Sher­lock i John mówią sobie rzeczy które mówi się tylko ludziom których się kocha.

Najlep­sze pod­sumowanie zalet drugiego odcinka.

Jed­nocześnie – zwierz mówi to w kon­tekś­cie ostat­niego odcin­ka – naresz­cie zes­zliśmy trochę na ziemię. Żad­nych między­nar­o­dowych siatek szpiegows­kich czy obal­a­nia rządów. Mamy stare dobre morder­st­wo i psy­chopatę który lubi sobie zabi­jać ludzi. Sher­lock prowadzi śledzt­wo i choć jest mało wiary­god­nym detek­ty­wem to jed­nak ta his­to­ryj­ka przy­na­jm­niej skła­da się w całość. Dosta­je­my początek, środek i zakończe­nie, odcinek w więk­szoś­ci zamy­ka się w jed­nej his­torii, która na dodatek ma swo­je – jak to w sce­nar­iuszach Mof­fa­ta bywa, całkiem błyskotli­we zwroty akcji. Zwier­zowi najbardziej podobało się wyko­rzys­tanie oskarżeń jakie rzu­ca Sher­lock pod adresem mil­ion­era – do reklamy płatków śni­adan­iowych. Było w tym coś tak uroc­zo współczes­nego. Zresztą sama postać tego mil­ion­era filantropa wyda­je się być jak­by trochę podob­na do różnych postaci jakie moż­na rozpoz­nać ze świa­ta który nas otacza. Oczy­wiś­cie koniec tego wątku może być nieco rozczarowu­ją­cy ale w sum­ie – jest w nim więcej ducha ory­gi­nału niż chcielibyśmy przyz­nać. W końcu Sher­lock Holmes częś­ciej rozwiązy­wał poje­dyncze sprawy niż roz­plą­ty­wał nie dającą się rozwikłać sieć. Jed­nocześnie sam pomysł postaw­ienia widza przed reflek­sją – co by się stało gdy­by morder­st­wo chci­ał popełnić ktoś kto naprawdę ma możli­woś­ci zatar­cia swoich śladów – jest całkiem ciekawe i intrygu­jące. Zaś rozwiązanie – w którym okazu­je się, że morder­ca sam przyz­na ci się do wszys­tkiego i jeszcze poczu­je ulgę – nie takie głupie.

Kiedy nie do koń­ca wiesz kto mówi w danej sce­nie — bohater czy bronią­cy się przed zarzu­ta­mi sce­narzys­ta (gif z tum­blr riveralwaysknew)

Jed­nocześnie Mof­fat robi w tym odcinku to co uwiel­bia najbardziej – akc­ja przyśpiesza, prze­chodzi od jed­nego do drugiego planu, wprowadza mnóst­wo ele­men­tów pobocznych – wszys­tko trochę na zasadzie „szy­bko szy­bko zan­im dojdzie do nas że to nie ma sen­su”. Zwłaszcza że to jest odcinek w którym Sher­lock funkcjonu­je w try­bie mag­icznym – to znaczy kilkukrot­nie jego dedukc­je są zbyt per­fek­cyjne i dokładne by mogły rzeczy­wiś­cie zadzi­ałać. Choć twór­cy przekonu­ją nas że jego przewidy­wa­nia są słuszne to jed­nak jest w tym zde­cy­dowanie za dużo potrzeb­nej sce­narzys­tom magii. Nie mniej Mof­fat zwyk­le zna­j­du­je jak­iś frag­ment dow­cip­nego dia­logu, czy pomysł na rozbu­dowanie back­sto­ry bohaterów tak byśmy się nad tym zbyt dłu­go nie zas­tanaw­iali. Jed­nocześnie – chy­ba najład­niejszą sceną w tym odcinku jest początek – spac­er Sher­loc­ka z klien­tką, w cza­sie którego tłu­macz jej sposób swo­jego – niemożli­wego do obję­cia rozumem – wnioskowa­nia. To ład­ny frag­ment nieco przy­pom­i­na­ją­cy w sposo­bie real­iza­cji Skan­dal w Bel­gravii. Poza tym – ma w sobie ducha pier­wszych sezonów Sher­loc­ka gdy staw­ki zdawały się być nieco mniejsze.

Zwierz przyz­na że dawno mu się w niczym Cum­ber­batch tak nie podobał jak w tym odcinku. Jak­by w końcu przes­tał się tak strasznie starać by wyglą­dać na geniusza i jego bohater nabrał jakiejś naturalności

Jed­nocześnie pod wszys­tki­mi swoi­mi fajer­w­erka­mi Mof­fat decy­du­je się na swo­ją starą sztuczkę (jak my się z nim już dobrze znamy) – wprowadza his­torię sen­ty­men­tal­ną. Oto John ratu­je Sher­loc­ka, Sher­lock ratu­je Johna a nad wszys­tkim czuwa, obec­na i nieobec­na Mary. I wszys­tko się tu ład­nie skła­da, bo jakoś nawet jeśli jesteśmy na wszys­tko odporni to w końcu dochodz­imy do tej kon­frontacji pomiędzy bohat­era­mi, do tego jak John wąt­pi w to czy jest szla­chet­nym człowiekiem, do pocieszenia jakie ofer­u­je mu Sher­lock i do tej ład­nie rozpisanej kon­stat­acji że cza­sem któryś z nich może być tylko człowiekiem. Jako że Sher­lock nigdy nie był wybit­nym seri­alem detek­ty­wisty­cznym – był zaś dobrym seri­alem sen­ty­men­tal­nym – to ta sce­na wypa­da doskonale, dotyka­jąc wszys­t­kich odpowied­nich miejsc w ser­cu i ostrząc pióra autorów fan finków. Mof­fat ma tą umiejęt­ność zna­j­dowa­nia odpowied­niego tonu dla takich kon­wer­sacji, jed­nocześnie czyniąc swoich bohaterów zde­cy­dowanie zbyt elok­went­ny­mi, co wielu przeszkadza bo nikt nie mówi tak ład­nych i okrągłych zdań na zawołanie.

Toby Jones ład­nie się znalazł w świecie Sher­loc­ka — co nie jest proste bo genial­nych sza­leńców jest w nim sporo

Dobra ale zwierz ma zas­trzeże­nia. I ponown­ie odwoła się do tego co wie o sce­narzyś­cie. Otóż moi drodzy Mof­fat popeł­nia ten sam błąd co zawsze. Nie potrafi przes­tać. W tym odcinku widać jaką kos­miczną potrze­bę naw­iązy­wa­nia do wszys­tkiego do czego się da i wyko­rzysty­wa­nia wątków które w seri­alu zostały już roze­grane. Cho­ci­aż­by naduży­wanie przez Sher­loc­ka narko­tyków. Zwierz zawsze chwal­ił Sher­loc­ka BBC za rozsądne pode­jś­cie do tej kwestii – dużo bliższe ory­gi­nałowi niż np. w przy­pad­ku Ele­men­tary. Ale tu widać konieczność pod­kręce­nia nałogu Sher­loc­ka. Nie tylko dlat­ego, że potrzeb­ne jest to fab­ule ale dlat­ego, że Mof­fat potrze­bu­je Sher­loc­ka jako niewiary­god­nego nar­ra­to­ra. Dlaczego? Bo uwiel­bia ten wątek. Grał nim już tyle razy że człowiek zaczy­na z niepoko­jem zauważać że Sher­lock cią­gle ma albo zwidy albo leży w szpi­talu. Inna sprawa – powrót wątku Irene Adler. Niko­mu to nie jest potrzeb­ne. To jak skończył swój odcinek poświę­cony bohater­ce i tak było zmarnowaniem doskon­ałej ostat­niej sce­ny (serio zwierz uda­je że odcinek kończy się schowaniem tele­fonu do szu­fla­dy), jed­nak było to jakieś zakończe­nie. Ale Mof­fat musi powró­cić do czegoś co napisał – w Dok­torze to samo się za nim ciągnęło. Jak­by nie umi­ał zostaw­ić niczego wyobraźni.  Podob­nie jest z pojaw­ia­jącą się Mary. Spoko­jnie moglibyśmy jej nie widzieć albo mogła­by być tylko domyśl­na. Ale sko­ro Mary została raz wymyślona to musi się pojaw­ić. Podob­nie jak musimy wysłuchać całego jej przesła­nia. Jak Mof­fat odkry­wa kar­ty to macha ci nimi przed nosem aż nie zaczniesz mieć dość.

Sher­lock to bard­zo bry­tyjs­ki ser­i­al. Więk­szość dramy w odcinku wyni­ka z fak­tu że bohater nie dostał herbaty

Dru­ga sprawa to właśnie kwes­t­ia trze­ciego bra­ta, czy jak się okazu­je siostry. Zwierz ponown­ie ma wraże­nie że to taki pomysł którego nie umi­ał (czy nie umieli bo jak zwierz pode­jrze­wa to pomysł  jego i Gatis­sa) zostaw­ić. Tak jasne – speku­lac­je na tem­at trze­ciego bra­ta były super, naw­iąza­nia do tej postaci też. Ale już wprowadze­nie takiej postaci – i jeszcze pow­iązanie jej z Mori­ratym wyda­je się nieste­ty sprowadzać nas do niebez­piecznego świa­ta w którym z pis­to­letów celu­ją źli bra­cia bliź­ni­a­cy, a dawno zmar­li kuzyni pojaw­ia­ją się na progu domost­wa w stru­gach deszczu. Inny­mi słowy przenosi nas to do bard­zo niepoko­jącej przestrzeni nar­ra­cyjnych klisz, które zwyk­le kończą się nawet nie dra­maty­cznie ale melo­dra­maty­cznie. Co w sum­ie trochę w kon­tekś­cie Sher­loc­ka nie powin­no dzi­wić bo twór­cy zawsze mieli skłon­ność do rozwiązań bardziej melo­dra­maty­cznych niż dra­maty­cznych. Zwierz raczej nie widzi sposobu by wyjść z tego pięknie z twarzą ale jed­nocześnie jest ciekawy czy twór­cy zna­jdą pomysł na napisanie jeszcze jed­nej genial­nej oso­by z rodziny Holmesów. Bo to wcale nie jest takie proste. O ile w ogóle możliwe.

Fakt, że Wat­son wyglą­da coraz bardziej jak Sher­lock wyda­je się być chy­ba zamier­zonym tropem

Jed­nocześnie nieza­leżnie od moich narzekań na zakrę­ty sce­nar­ius­zowe Mof­fa­ta (zawsze spraw­ia­jące wraże­nie prze­myślanych choć zwyk­le jest tam więcej dzi­ur niż  w szwa­j­carskim serze) jego odcin­ki dają aktorom możli­wość popisa­nia się swoi­mi aktorski­mi możli­woś­ci­a­mi. Ponown­ie zwierz wie, że minął sezon na zach­wycanie się Cum­ber­batchem ale jest w tym odcinku kil­ka scen w których zwierz nie wyobrażał­by sobie innego akto­ra. Jego pier­wsza roz­mowa z klien­tką – to jak cud­own­ie łączy bycie miłym i łagod­nym (fakt że jest miły dla oso­by próbu­jącej popełnić samobójst­wo zdaniem zwierza wiele mówi o jego stanie umysłu) z byciem abso­lut­nie genial­nym. Ten mięk­ki czy sen­ty­men­tal­ny Sher­lock wypa­da w inter­pre­tacji Cum­ber­batcha wiary­god­nie nie tracąc swo­jej osobowoś­ci. Cud­na jest też sce­na w której najwyraźniej próbu­je przekon­ać jakiegoś reży­sera teatral­nego że był­by z niego doskon­ały Hen­ryk V. No i w jeszcze końcówka – gdzie pociesza Wat­sona. Ponown­ie – coś co mogło­by wyjść sztucznie czy dzi­wnie a wychodzi tak cud­nie nat­u­ral­nie. Inna sprawa, że zwierz ma wraże­nie że taki zmarnowany Cum­ber­batch jakoś przes­ta­je wkładać tyle wysiłku żeby wyglą­dać jak Sher­lock i jest dużo swo­bod­niejszy na ekranie.

Zwierz musi przyz­nać że trochę mu braku­je w tym sezonie Mol­ly. W drugim odcinku miała niezłą scenę ale nadal jest jej odrobinę za mało

Zadaniem zwierza doskonale sprawdza się też Free­man. Zwierz przeczy­tał gdzieś że to aktor, który wszędzie gra tak samo ale praw­da jest taka, że jed­nak gra Free­m­ana jest zróżni­cow­ana, w poprzed­nim odcinku był zupełnie inny. W tym nawet jak nic nie mówi to widać że ma zła­mane serce. Co praw­da nie tak jak wtedy kiedy umarł Sher­lock (symp­to­maty­czne) ale czuć że gotu­je się w nim żal i poczu­cie straty, które nie opuszcza go ani na krok.  Zwierz odnosi też wraże­nie, że stylówa Dok­to­ra Wat­sona niedłu­go przeskoczy ubra­nia Sher­loc­ka. Serio Free­man z sezonu na sezon wyglą­da coraz lep­iej i szykown­iej. Aż stra­ch się bać co będzie dalej. Jeszcze obaj będą chodzili w tych piekiel­nie drogich koszu­lach od Armaniego. Jed­nocześnie – trochę żar­ty na bok – jest w tej zmi­an­ie wyglą­du Wat­sona chy­ba też pew­na zmi­ana psy­cho­log­icz­na. Jeśli przyjrzymy się kon­wer­sacjom, które Wat­son prowadzi tu sam ze sobą, to dostrzeże­my, że Mof­fat czyni z niego w sum­ie podob­ne­go geniusza do Sher­loc­ka – tylko o pół kroku wol­niejszego Być może dwaj panowie naprawdę się do siebie bardziej upodobniają.

Mof­fat zawsze pisze swo­je odcin­ki mniej więcej tak samo. Trochę zbrod­ni, trochę zagad­ki dużo fajer­w­erków i nit­ka melancholii

Trze­ba też wspom­nieć o tym jak w odcinku gra Toby Jones. Zwierz bard­zo akto­ra lubi – to jeden z tych bry­tyjs­kich aktorów którzy są abso­lut­nie fenom­e­nal­ni w praw­ie wszys­tkim w czym się pojaw­ią ale nigdy nie zro­bili­by kari­ery za granicą. Więcej – poza kręgiem wiel­bi­cieli bry­tyjskiej kine­matografii mało kto ich rozpoz­na­je. A szko­da. Toby Jones jest bowiem aktorem fenom­e­nal­nym – jeśli chce­cie tego potwierdzenia koniecznie zobacz­cie Świad­ka Oskarże­nia – w tamtej dwuod­cinkowej adap­tacji powieś­ci Agaty Christie – którą BBC pokazy­wało w te świę­ta gra skrom­nego, pra­cowitego i trochę niewidzial­nego dla ludzi adwoka­ta ze zła­manym sercem. Kiedy kil­ka tygod­ni po tamtej roli widzi się go w Sher­locku – jako demon­icznego mil­ion­era który odbiera życie bo tak mu się podo­ba to widać że ten aktor jest w stanie zagrać wszys­tko. W seri­alu gdzie demon­iczny „naj­gorszy człowiek na świecie” pojaw­ia się z reg­u­larnoś­cią raz na dwa odcin­ki, trud­no zagrać kogoś naprawdę odraża­jącego. Toby Jones znalazł jed­nak swo­je miejsce. Jest przede wszys­tkim niepoko­ją­cy, zbyt pewny siebie i troszkę miejs­ca­mi – pod sam koniec przy­pom­i­na nieco bardziej opanowanego Moriarty’ego. Ale udało się rzeczy­wiś­cie stworzyć tu postać ciekawszą od np. złoczyń­cy granego przez Larsa Mikkelsena.

Bądźmy szcz­erzy — to jest sce­na której potrze­bowal­iśmy tak od dwóch sezonów (gif z tum­blr antoncorbijn)

Ostate­cznie dochodz­imy do tego co jest, było i pewnie będzie najwięk­szym prob­le­mem Mof­fa­ta. On naprawdę ma tylko jeden sce­nar­iusz który pisze w kółko. I ten sce­nar­iusz wychodzi mu cza­sem lep­iej a cza­sem gorzej, cza­sem bardziej widz­imy jak rozłażą się szwy cza­sem mniej. Ten odcinek Sher­loc­ka nie był jego najlep­szym dziełem. Trochę za częs­to widać było że skle­ja go z tego w co już grał, trochę za bard­zo chce nas oczarować czy wys­trzelić fajer­w­erkiem. Może  też za bard­zo nie umie się pow­strzy­mać i wszyscy  u niego zawsze muszą być kimś więcej – sko­ro pojaw­ia się zaan­gażowana w sprawy rzą­dowe pew­na siebie Dama to zostawi swo­ją wiz­ytówkę Mycroftowi bo takie rzeczy się u Mof­fa­ta zawsze zdarza­ją. Tak on pisze. I choć zwierz ma zas­trzeże­nia i choć martwi go melo­dra­maty­cz­na sios­tra z równie melo­dra­maty­cznie wycelowanym pis­to­letem, to baw­ił się zwierz bez porów­na­nia lep­iej niż w zeszłym tygod­niu. I kiedy zajrzał w gąb swo­jej duszy to znalazł odpowiedź. Otóż w tym tygod­niu to był odcinek Sher­loc­ka. Tak pełen wad i karkołom­nych rozwiązań ale jed­nak odcinek Sher­loc­ka. I poruszał miejs­ca­mi dokład­nie te same struny które poruszyć umi­ał sezon pier­wszy i dru­gi i niek­tóre ele­men­ty trze­ciego.  A wiecie co. Sher­lock zwierza cieszy. Na Sher­loc­ka zwierz czekał. I Sher­lock się zwier­zowi podobał.

Ps:  Tak będzie jeszcze tekst o Zło­tych Globach.

30 komentarzy
0

Powiązane wpisy

judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
slot
slot online
slot gacor
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online