Home Ogólnie Komiksy i hipsterzy czyli Londynu dzień trzeci

Komiksy i hipsterzy czyli Londynu dzień trzeci

autor Zwierz
Komiksy i hipsterzy czyli Londynu dzień trzeci

Musimy wstać wcześnie. Nie ma wyjś­cia bo plany są napięte. Dro­ga dłu­ga a na jej końcu – Lon­don Com­ic Con. To nie przelew­ki. Led­wie trzy lata po tym jak pier­wszy raz postaw­iłam nogę na jakimkol­wiek kon­wen­cie mam znaleźć się na zlocie fanów w Lon­dynie. To brz­mi dum­nie. Tylko śni­adanie trze­ba jeść szybko.

Do cen­trum wys­taw­i­en­niczego w którym odby­wa się Lon­don Com­ic Con trze­ba pojechać DLRem. Automaty­czny pociąg wywozi nas z tego starego Lon­dynu usłanego rzę­da­mi podob­nych domów i wiezie do mias­ta które się budu­je, rozwi­ja i chce się­gać nie­ba. Kiedy kole­j­ka objeżdża Canary Warhf odnosi się wraże­nie jak­by wieżow­ce umówiły się, że wybiorą się na wycieczkę za mias­to. Sto­ją przy­tu­lone do siebie jak­by nieco bały się otoczenia. To miejsce gdzie ma się wraże­nie, że robo­ty cią­gle trwa­ją, żuraw­ie sto­ją obok niedokońc­zonych jeszcze wieżow­ców. Czy naprawdę potrzeb­nych, czy to tylko ludz­ka pycha jeszcze nie wiado­mo. Gdzieś pomiędzy tą całą nowoczes­noś­cią widać prze­błys­ki zie­leni, ale także obec­ny przy każdej budowie śmiet­nik. Ktoś kiedyś to wszys­tko posprzą­ta, poza­mi­a­ta, uporząd­ku­je. Na razie wszys­tko spraw­ia wraże­nie niedokończonego.

Dziś przez chwilę udało mu się zła­pać widok dobrze znanego Londynu

Pomiędzy budynka­mi dostrzegam O2 Are­na. To chy­ba naj­ciekawszy dowód na to, że się­ganie po wielkość, finan­sowane z kieszeni podat­ników, rzad­ko się uda­je. Zbu­dowane jako Mil­le­ni­um Dome, wypełnione niko­go nie intere­su­jącą wys­tawą miało być pom­nikiem na nowe cza­sy. Zaczęło się od skrom­nych planów ale całość rozrosła się niesamowicie i ostate­cznie pow­stał budynek który nigdy nie mógł spełnić pokładanych w nim nadziei. Chciano tam prze­nieść jakąś lokalną drużynę piłkarską ale żad­na nie chci­ała się zde­cy­dować. Wys­tawę zamknię­to, dzieła sztu­ki wyprzedano. Ostate­cznie pod patronatem sieci komórkowej otwarto tu olbrzymie cen­trum rozry­wkowe, z wielką wid­own­ią, którą wyprzeda­ją dziś komi­cy, piosenkarze i przy­jezd­ni artyś­ci. Kiedyś olbrzymia kop­uła mogła mignąć w filmie o Bondzie jako duma Lon­dynu. Dziś wszyscy się cieszą że jest tak na uboczu. Czego oczy nie widzą tego nie żal.  Tuż obok niebo przeci­na  powi­etrz­na kole­j­ka Emi­rates Air Line. Wido­ki roz­cią­ga­ją się ponoć piękne. Tylko podróżu­je się znikąd do nikąd.

Wieżow­ce Canary Wharf wyglą­da­ją jak­by wybrały się razem na wycieczkę za miasto

Z kole­j­ki wysi­adamy przy ExCel Lon­don. To wiel­ki kom­pleks kon­fer­en­cyjno- wys­taw­i­en­niczy. Nie musimy się zas­tanaw­iać jak i gdzie iść. Oprócz nas z  kole­j­ki wypły­wa cały wielo­bar­wny prze­brany tłum. Na ich tle Mar­ta która postanow­iła zostać dziś elfem, wyda­je się ubrana najzu­pełniej nor­mal­nie. Podążamy więc kole­jny­mi prze­jś­ci­a­mi i kory­tarza­mi. Ojciec z synkiem prze­branym za Yodę na rękach, facet w stro­ju jakiego futrza­ka spod którego nic nie widać. Mija nas Jok­er i Harley Quinn. Obo­je są wystyl­i­zowani na bohaterów z najnowszego fil­mu Legion Samobójców. On jest trochę grub­szy niż Jared Leto i nieco starszy. Ona nosi szorty i kij base­bal­lowy. Mają na oko koło 50. Kogo mija­ją ten się uśmiecha. Pośród tłu­mu trud­no orzec kto tu jest prze­brany a kto w pra­cy. Czy ci dwaj polic­jan­ci których łapię wzrok­iem to prawdzi­wi stróże prawa czy też bohaterowie jakiegoś komik­su czy seri­alu? Na pewno prawdzi­wi są ochro­niarze w bud­ce do której odsyła się wszys­t­kich z atra­pa­mi mieczy i broni. Każdy ele­ment prze­bra­nia zosta­je sprawdzony.

Cza­sem nawet Iron Man potrze­bu­je pomocy

Jest niedziela, ostat­ni dzień kon­wen­tu więc w kole­jce po bile­ty jest pięć osób. Tak pięć. Ale wcześniej musi­ał być tu prawdzi­wy tłum bo w wielkiej pustej hali pozostały jeszcze bari­er­ki które wyz­nacza­ły jak ma się ustaw­ić tłum. Na teren kon­wen­tu wchodz­imy więc szy­bko. Najwięk­sze wraże­nie robi samo cen­trum wys­taw­i­en­nicze. Olbrzymie ale też, dos­tosowane do takich tłumów, prze­jś­cia są sze­rok­ie, zami­ast miejs­ca które daje kawę o dzi­wnym zapachu i kanap­ki które widzi­ały lep­sze cza­sy – mnóst­wo małych kaw­iarni czy fil­ii restau­racji. Ludzie siedzą sobie spoko­jnie na kaw­ie i ham­burg­erze. Niby po środ­ku kory­tarza ale niko­mu nie wadzą.

Spójrz chłopcze. Tam two­ja przyszłość. Tam jest Hydra”

Teo­re­ty­cznie to kon­went ale konia z rzę­dem temu kto zna­jdzie sale z prelekc­ja­mi i co ważniejsze, dowie się czy ma pra­wo wziąć w nich udzi­ał. Jeśli narzekamy na pro­gramy pol­s­kich kon­wen­tów to ulot­ka infor­ma­cyj­na tego Conu powin­na nas jas­no przekon­ać, że naprawdę nie ma na co narzekać. Jeśli nie prelekc­je to tar­gi. Te właś­ci­wie dzielą się na dwie częś­ci – gdzieś z boku siedzą nieza­leżni artyś­ci komik­sowi, pro­mu­ją­cy własne prace i posta­cie które stworzyli. Tuż obok trwa han­del gadże­ta­mi związany­mi z gra­mi, fil­ma­mi i wszelki­mi ist­nieją­cy­mi fan­do­ma­mi. Komiksy znalazłam na trzech stoiskach. Jed­ni sprzedawali komiksy stare, których prze­jrze­nie mogło­by zająć cały dzień. Drugie stoisko sprzedawało mnóst­wo tytułów ale wyraźnie było kierowane do tych którzy raczej rzad­ko się­ga­ją po komiks za to zna­ją bohaterów z filmów. Nato­mi­ast trze­cie miało cud­owną ofer­tę trzy komiksy w cenie dwóch. Zgad­ni­j­cie kto ma trzy komiksy. Jed­nak nieza­leżnie od tego jak zabawne jest kupowanie gadżetów czy komik­sów nie sposób opędz­ić się od myśli że nie bard­zo różni się to od naszego Pyrkonu. Tylko rękodzieła tu mniej, za to więcej miejs­ca zaj­mu­ją gry komputerowe.

IMG_20160529_130323

Niby kost­ka towarzyszą­ca a pozostaw­iona taka bez opieki

Co naprawdę się różni to cos­play. Nie tylko poziom ale też ilość. Choć wielu jest uczest­ników w cos­play­ach ama­tors­kich to jed­nak po hali plączą się też tacy którzy mają na sobie dzieła sztu­ki. Moż­na się temu przyglą­dać godz­i­na­mi, wyła­pu­jąc trendy i pomysły. Wielu w tym roku mieliśmy Dead­poolów, sporo Rey ( jed­no bard­zo piękne BB8). Zwierz wyła­pał w tłu­mie kilka­naś­cie osób cos­playu­ją­cych na wózkach. Pew­na pani w śred­nim wieku wyko­rzys­tała swój wózek do prze­bra­nia Davrosa z Dok­to­ra. Cud­owny pomysł.  Cos­play pozwala na cud­owne zbie­gi okolicznoś­ci i zabawne obraz­ki. Ja czułe wycią­ganie papier­ka z oka Iron Mana. Czy przy­pad­kowe spotkanie Dis­ney­owk­sich księżniczek. Jeden  Kop­ciuszek ten nowszy fil­mowy siedzi na zie­mi roz­maw­ia­jąc z księżniczką z Księżnicz­ki i Żaby. Dru­gi z trady­cyjnej ani­macji stoi nieco zniecier­pli­wiony nad Elsą. Ta jak­by nigdy nic ładu­je tele­fon. My zaś zal­icza­my pier­wszy i chy­ba ostat­ni na całym Com­ic Conie pisk radoś­ci. Przed nami idą spoko­jnie dwie oso­by w cos­playu postaci z The Fall Tarsema.

Więk­szy, gwarniejszy ale w sum­ie dość swo­js­ki ten bry­tyjs­ki Com­ic Con

Z Com­ic Conu wychodzę nieco zaw­iedziona. Okazu­je się, że choć Lon­dyn jest dużo bardziej w cen­trum pop­kul­tur­al­nego świa­ta niż Pol­s­ka, to jed­nak samo wydarze­nie wyda­je się dzi­wnie zna­jome. Za wejś­cie płaci się dwadzieś­cia fun­tów a w środ­ku moż­na co najwyżej wydać drugie tyle. Stosi­ka może i ugi­na­ją się od mnóst­wa pop­kul­tur­al­nego dobra ale ostate­cznie – to wciąż różne odmi­any kilku tych samych fan­domów. Jeśli coś jest nieco bardziej nis­zowe, albo jeśli błys­nęło mete­o­rem na fan­do­mowej sce­nie to nie ma co liczyć że się tu zna­jdzie. Kiedy popraw­iam wianek na głowie zda­ję sobie sprawę, że po Han­ni­balu i jego wiernych kani­bal­isty­cznych wyz­naw­cach już właś­ci­wie nic tu nie zostało. Jest przy­jem­nie ale wyda­je się, że mimo wszys­tko nie jest to tak fajne wydarze­nie jak mogło­by się wydawać. Cud­owne rzeczy moż­na zamówić przez Inter­net, zresztą gdzieś w kole­jce zwyk­le łapie nas pytanie czy potrze­bu­je­my kole­jnego Funko Popa. Jeśli nie jest się cos­play­erem to w ostate­cznym rozra­chunku moż­na się nieco znudzić.

IMG_20160529_155440

Brzozy, wian­ki, moż­na zapom­nieć że jest się w Londynie

Ponieważ od trzech dni zwiedza­my inny Lon­dyn to wychodząc z Com­ic Conu decy­du­je­my się pojechać tam gdzie pęta­ją się wszyscy turyś­ci i ludzie którzy do Lon­dynu zaw­itali po raz pier­wszy. Nie ma w tym niechę­ci czy pog­a­rdy, ale jest trochę koniecznoś­ci. Nibi pracu­je w okol­i­cy i nieza­leżnie od naszego miłego towarzyst­wa musi się wyro­bić na obi­ad. Rozkładamy się więc z naszy­mi kanap­ka­mi i napo­ja­mi na wynos na niewielkim, otoc­zonym brzoza­mi trawniczku tuż pod Tate Mod­ern. Jedząc kanap­kę i łapiąc słońce oraz plotku­jąc o wszys­t­kich których znamy, moż­na niemal zapom­nieć, że siedz­imy nad Tamizą. Gdy­by to były schod­ki nad Wisłą wraże­nie były­by podob­ne. Tłum szu­mi gdzieś za granicą drzew, ktoś puszcza bań­ki myd­lane a małe dzieci, prag­nąc chyb przetestować paradoks Zenona gonią za gołębiami.

Dłu­ga dro­ga oznacza pyszną pizzę

Nic jed­nak nie trwa wiecznie i nagle okazu­je się, że trze­ba wstać, prze­jść, znaleźć przys­tan­ki, wsiąść do busów i odjechać w kierunku lot­niska. Kiedy już wszys­tkie te czyn­noś­ci zosta­ją wyko­nane, i przypła­cone odrobiną ner­wów pojaw­ia się pomysł by zami­ast jechać auto­busem prze­jść się po Wschod­nim Lon­dynie. A zwłaszcza po Shored­itch dziel­ni­cy która sty­ka się z City, tak że niskie, niebyt piękne ceglane budyn­ki niemal styka­ją się z wieżow­ca­mi ze szkła i stali. To miejsce opanowane przez hip­sterów. Sklepy są niewielkie, mają pre­ten­sjon­alne nazwy które albo nic nie znaczą albo składa­ją się z dwóch słów które nigdy nie powin­ny pojaw­ić się obok siebie. Niewiel­ka piekar­nia ma prosty szyld i wyglą­da jak jed­no z tych spoko­jnych miejsc które przetr­wały już niejed­ną zmi­anę. Jed­nak jeśli przyjrzymy się bliżej, to ta niepo­zorność skry­wa w sobie bochen­ki chle­ba za sześć fun­tów. Wszyscy tu chcą by bard­zo indy­wid­u­al­ni i wyjątkowi więc powoli sta­ją się dokład­nie tacy sami. Food Truc­ki sto­ją obok siebie grzecznie zaparkowane na jakimś niezagospo­darowanym skrawku zie­mi zaś pod pre­ten­sjon­al­ny­mi nazwa­mi potraw kryją się zupełnie swo­jskie hot dogi. Oczy­wiś­cie odpowied­nio droższe. Gdy­by nie kolory, zapisane kredą nazwy kraftowych piw było­by tu jak na każdym fes­tynie gdzie sprzeda­je się alko­hol i kiełbas­ki. Kto wie może o to w końcu chodzi. By po całej tej indy­wid­u­al­noś­ci, row­erze z ostrym kołem, i tele­fonem usiąść na piwie i kiełbasie. Może to jest po pros­tu szczęście.

13315686_950203819001_8450251542037004562_n

Okaza­ło się, że cztery skórzane ramone­s­ki wystar­czą by móc stworzyć zespół albo przy­na­jm­niej okład­kę pier­wszej płyty

Spacerowanie jest miłe ale w pewnym momen­cie zda­ję sobie sprawę, że za sprawą dzi­wnego zbiegu okolicznoś­ci spac­er który zaczął się w okoli­cach Tate, kończy się na niewielkiej uliczce w okoli­cach Angel. Nie jest to bard­zo daleko ale po całym dniu łaże­nia człowiek z zaskocze­niem odkry­wa, że udało mu się oszczędz­ić na komu­nikacji miejskiej w najbardziej trady­cyjny sposób. Trze­ba też przyz­nać że spac­ery tego typu spraw­ia­ją że człowiek z mniejszy­mi wyrzu­ta­mi sum­ienia patrzy na piz­zę. A kiedy piz­za jest w Lokalnym pubie z którego do mieszka­nia jest zaled­wie min­u­ta dro­gi. Och moi drodzy wtedy na piz­zę patrzy się spo­jrze­niem tak czułym jakim nigdy nie omiotło się ni ukochanego, ni dziecię­cia, ni cud­ów natu­ry. Dwanaś­cie kilo­metrów spaceru czyni niemal każdą piz­zę wartą grzechu. Kiedy wiec­zorem siedz­imy oglą­da­jąc kosz­marny film o Wikingach i zas­tanaw­ia­jąc się kiedy w końcu James Nor­ton wyzion­ie w nim ducha (byśmy mogły przes­tać oglą­dać), przy­pom­i­nam sobie scenę na prze­jś­ciu dla pieszych gdzieś w cen­trum Lon­dynu. Mło­da dziew­czy­na wskazu­je chłopakowi moją płó­ci­en­ną tor­bę z leni­w­cem. Uśmiecham się do nich i wtedy chłopak odsła­nia swo­ją bluzę na której też jest leni­wiec. Gdzieś w środ­ku Lon­dynu porozu­miewamy się bez słów. Bo wiado­mo, że obo­je czu­je­my jakąś sym­pa­tię do zwierząt które natu­ra stworzyła do wiszenia i jedzenia. Być może lenist­wo jest językiem w którym mówimy wszyscy. I dlat­ego właśnie, mimo że ruszam jutro rano, zupełnie nie chce mi się spakować walizki.

Ps: Zwierz patrzy na swo­ją wal­izkę. Dlaczego wal­iz­ka zwierza zawsze jest za mała jak wraca z Londynu?

6 komentarzy
0

Powiązane wpisy

judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
slot
slot online
slot gacor
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online