Home Ogólnie Szukając Amadeusza czyli Zwierz o 4 sezonie Mozart in the Jungle

Szukając Amadeusza czyli Zwierz o 4 sezonie Mozart in the Jungle

autor Zwierz
Szukając Amadeusza czyli Zwierz o 4 sezonie Mozart in the Jungle

Są seri­ale które lubię i takie które oglą­dam trochę z przy­musu. Ale chy­ba żaden nie budzi u mnie takich emocji jak Mozart in the Jun­gle. Cza­sem mam wraże­nie, że ostat­nie cztery lata mojego życia to plus minus czekanie na kole­jne sezony prz­ery­wane mniej lub bardziej ciekawy­mi wydarzeni­a­mi. Bo cóż praw­da jest taka, że Zwierz ma wraże­nie a nawet pewność, że Mozart in The Jun­gle jest jego ulu­bionym seri­alem. Być może dlat­ego, że w świecie pro­dukcji o zbrod­ni­ach, zagad­kach i morder­cach, Mozart in The Jun­gle opowia­da  o tym jaka to sza­lona prze­jażdż­ka – być artystą.

Zan­im zaczniecie czy­tać ten post a jeszcze nie oglą­da­cie Mozart in the Jun­gle – to idź­cie oglą­dać – jest na Ama­zon Prime i jest naprawdę – sam w sobie – wystar­cza­ją­cym powo­dem by założyć tam kon­to. Zwierz uważa, że jeśli nie oglą­da­cie seri­alu robi­cie sobie krzy­wdę, popeł­nia­cie olbrzy­mi błąd, traci­cie możli­wość cieszenia się jed­nym z najcu­d­own­iejszych ist­nieją­cych seri­ali jaki w ogóle jest. Jeśli nawet wyda­je się wam, że nie intere­su­ją was prze­jś­cia i przeży­cia fil­har­moników nowo­jors­kich, to powin­niś­cie ten ser­i­al zobaczyć cho­ci­aż­by by przekon­ać się jak fenom­e­nal­nym aktorem jest Gael Gar­cia Bernal. I jakim pięknym. Więk­szość sezonu człowiek rozmyśla o tym, że chci­ał­by go włożyć do kieszeni i wszędzie ze sobą nosić. Ogól­nie- cokol­wiek robi­cie – jeśli jeszcze nie widzieliś­cie Mozart in the Jun­gle, rzuć­cie wszys­tko i bieg­ni­j­cie nadro­bić. Wpis poczeka.

 

Czwarty sezon Mozart in The Jun­gle jest nieco bardziej chao­ty­czny (przy­na­jm­niej w per­cepcji Zwierza) niż poprzed­nie sezony. Być może dlat­ego, że niemal wszyscy nasi bohaterowie zna­j­du­ją się tu na roz­drożu – pomiędzy różny­mi życiowy­mi wyb­o­ra­mi. Rodri­go nie jest już nowym nabytkiem nowo­jorskiej fil­har­monii – orkies­tra gra może nie zawsze najlepiej, ale stra­jków nie ma, wąt­pli­woś­ci co do wyboru eks­cen­trycznego dyry­gen­ta też nie – wszys­tko zda­je się układać całkiem spoko­jnie – może recen­z­je nie są tak dobre jak­by nasz bohater chci­ał ale gdzie temu do dramy z pier­wszych sezonów. Hai­ley powoli utwierdza się w swoim przeko­na­niu, że dyry­gen­tu­ra to ciekawa – nowa ścież­ka kari­ery – zwłaszcza, że wyglą­da na to, że ma do tego aut­en­ty­czny dryg. Sko­ro nie udało się zostać drugą oboistką w orkiestrze, to może warto zająć się czymś nieco innym. Glo­ria, dba­ją­ca o zarządzanie fil­har­monią, po wszys­t­kich poty­czkach z orkiestrą i spon­so­ra­mi, rozważa czy może by nie dać się skusić spoko­jne­mu muzeum gdzie niemal wszyscy artyś­ci są martwi. Z kolei mae­stro Thomas Pem­bridge, po swoich przy­go­dach jako kom­pozy­tor – zaczy­na tęsknić za prowadze­niem orkiestry i rozglą­da się za jakimś nowym pomysłem na siebie.

 

Ta prze­jś­ciowa natu­ra seri­alu ma swo­je odw­zorowanie w dużej różnorod­noś­ci odcinków. Mamy oczy­wiś­cie – właś­ci­wie obow­iązkowy – wątek – roz­ciąg­nię­ty na kil­ka odcinków – wyjaz­du naszych bohaterów do Japonii na konkurs dla młodych dyry­gen­tów. To aku­rat motyw który łączy ten sezon z poprzed­ni­mi gdzie bohaterowie podróżowali do Wenecji czy Meksyku. Ale np. na samym początku sezonu zna­jdziemy odcinek niemal całkowicie oder­wany od resz­ty sezonu (istot­ny fab­u­larnie ale roz­gry­wa­ją­cy się w nieco innej kon­wencji) w którym Hai­ley zabiera Rodri­go (chcąc nie chcąc) do swo­jego rodzin­nego mias­ta i przed­staw­ia go rodzinie. Albo odcinek którego ramą jest cer­e­mo­nia picia herbaty – trochę przy­pom­ni­ał Zwier­zowi ten odcinek (z które­goś z poprzed­nich sezonów) w którym orkies­tra jechała do więzienia – głównie dlat­ego, że był styl­isty­cznie zupełnie odmi­en­ny od resz­ty sezonu. To jed­na z wiel­kich zalet pro­dukcji – która mimo, że ma tylko dziesięć odcinków  nigdy nie bała się ekspery­men­tować z nieco inną kon­strukcją kole­jnych epi­zodów. Być może dlat­ego, że pewnie mało kto jest w stanie oglą­dać ser­i­al dłużej niż jakieś sześć godzin – czyli wszys­tkie odcin­ki po kolei i jakaś godzin­ka prz­er­wy gdzieś po drodze. Serio kto jest w stanie robić dłuższe prz­er­wy? Psychopaci!

 

Z tej styl­isty­cznej różnorod­noś­ci i nam­noże­nia wątków da się jed­nak wyciągnąć kil­ka moty­wów prze­wod­nich, za które Zwierz kocha ser­i­al jeszcze bardziej niż zwyk­le. Pier­wszy – związany z postacią Rodri­go to dylematy twór­cy, który z jed­nej strony chce zachować świeżość i aut­en­ty­czność, z drugiej – musi radz­ić sobie z tymi ele­men­ta­mi życia jako artys­ta o których nie chce się myśleć – zarządzaniem, finan­sowaniem i zaspoka­janiem zach­cianek spon­sorów. Rodri­go przez cały sezon zgadza się na udzi­ał w kole­jnych pro­jek­tach artysty­cznych – dość wyraźnie szuka­jąc dla siebie miejs­ca, ale ostate­cznie zosta­je z niczym – między inny­mi dlat­ego, że jego artysty­cz­na osobowość niekoniecznie pasu­je do świa­ta jakichkol­wiek kul­tur­al­nych insty­tucji. Chy­ba najbardziej porusza­ją­cym momentem sezonu – z punk­tu widzenia tego wątku, jest zma­ganie się Rodri­go z wymo­giem spon­so­ra – by zagrał Reqi­uem Mozar­ta dokońc­zone przez sztuczną inteligencję. Chęć zachowa­nia artysty­cznej nieza­leżnoś­ci spo­ty­ka się tu z lękiem przed zastępowaniem artys­tów algo­ryt­ma­mi i pro­gra­ma­mi. Choć w głębi duszy przeczuwamy, że dale­ka dro­ga do takiego stanu kiedy pro­gram zastąpi kom­pozy­to­ra to jed­nak – potenc­jal­na per­fek­cyjność takich dzieł budzi prz­er­aże­nie każdego kto kiedykol­wiek miał sty­czność z aktem twór­czym. To z jed­nej strony bard­zo zabawny wątek, z drugiej – jak rzad­ko Zwierz poczuł, że rysu­je się przed nim bard­zo dystopi­jną i wcale nie taką daleką wiz­ję przyszłości.

 

Dru­gi wątek – doty­czy obec­noś­ci kobi­et w muzyce – nie jako instru­men­tal­is­tek ale kom­pozy­torek czy dyry­gen­tek. Ten wątek związany jest z postacią Hai­ley, która decy­du­je się spróbować sił w dziedzinie właś­ci­wie całkowicie zdomi­nowanej przez mężczyzn. Jej zma­gania to także pretekst do odpowiedzenia paru słów o kobi­etach kom­pozy­torkach, których prace zostały zapom­ni­ane, czy przy­pom­nie­nie – że to świat w którym kar­ty roz­da­ją face­ci, choć wcale nie musi tak być. Jed­nocześnie Hai­ley zma­ga się z włas­ny­mi prob­le­ma­mi – ilekroć wyda­je się, że sukces jest na wyciąg­nię­cie ręki, coś ją pow­strzy­mu­je. Widz przez pewien czas musi zadać sobie pytanie – czy to prob­lem dziew­czyny – i jej braku zde­cy­dowa­nia czy odpornoś­ci na presję, czy może w isto­cie  nigdy nie miała szan­sy tak naprawdę sięgnąć po to na czym jej naprawdę zależało. Zagu­bi­e­nie Hai­ley jest o tyle ciekawe, że w sum­ie dobrze odd­a­je nie tyle żywot artysty co życie każdego dobrze zapowiada­jącego się młodego człowieka który nie spełnił pewnych pokładanych w nim nadziei.

 

Warto tu zaz­naczyć, że istot­nym wątkiem dla obo­j­ga bohaterów jest ich – tak wyczeki­wany przez wielu widzów związek. Trud­no nie dostrzec, że dla każdego z nich oznacza on nieco inną sytu­ację. Rodri­go jest zach­wycony – cieszy się z nowo zyskanego sta­tusu „chłopa­ka” Hai­ley i uważa, że wszys­tko jest dobrze. Dopiero po pewnym cza­sie zosta­je skon­fron­towany z prawdą, że żad­na z kobi­et z którą się związał nie skończyła dobrze – więcej, więk­szość z nich doprowadz­ił niemal dosłown­ie do sza­leńst­wa. Z kolei dla Hai­ley związek z Rodri­go oznacza, że właś­ci­wie nikt nie będzie jej trak­tował zupełnie poważnie – sko­ro jest młodą adep­tką sztu­ki dyry­genck­iej i umaw­ia się z jed­nym z najsławniejszych dyry­gen­tów świa­ta. Ser­i­al dobrze pokazu­je jak pozornie równy związek tak naprawdę kreu­je zupełnie różne sytu­acje dla kobi­ety i mężczyzny, głównie dlat­ego, że wszyscy zakłada­ją, że Hai­ley syp­ia z Rodri­go by coś zyskać. Nawet urocze gesty – jak np. kiedy Rodri­go deklaru­je miłość do Hai­ley przed papieżem (to Mozart in The Jun­gle – dlaczego nie miało by być papieża na kon­cer­cie) okazu­ją się prawdzi­wym kosz­marem – bo oznacza­ją trochę koniec poważnego trak­towa­nia dziew­czyny przez sporo osób. Na całe szczęś­cie Rodri­go (którego nie ukry­wa­jmy – Zwierz kocha) w odpowied­nim momen­cie ori­en­tu­je się, czego obo­je potrze­bu­ją – co jest jed­nocześnie cud­owne i trochę łamie serce.

 

Obok całej tej poważniejszej dramy zna­jdziemy chy­ba najbardziej spójny i najbardziej uroczy wątek sezonu – doty­czą­cy Glo­rii i Thomasa – obo­je z jed­nej strony cieszą się zaskaku­ją­co udanym związkiem, z drugiej – napędza ich rywal­iza­c­ja – głównie o to kto ma lep­szy pomysł na prowadze­nie fil­har­monii. Rzad­ko widzi się tak fajnie poprowad­zony wątek, w sum­ie dość świeżej pary, w której obie oso­by są koło siedemdziesiąt­ki. Zresztą w ogóle ser­i­al ma taki cud­owny sposób na przy­pom­i­nanie wid­zowi, że artyś­ci może się starze­ją ale to nie znaczy, że tracą swo­jego dzikiego ducha, sza­lone pomysły i skry­wane w głębi ser­ca artysty­czne lęki. Zwierz uwiel­bia ser­i­al za to, że  nie pozwala swoim bohaterom z tego wszys­tkiego wyros­nąć – wręcz prze­ci­wnie – wyglą­da na to, że raz artys­ta – na zawsze artys­ta. Ser­i­al ład­nie zresztą łączy różne pokole­nia  — bo obok starszych  bohaterów mamy też młodzieżową orkiestrę i bard­zo zdol­nego młodego perku­sistę za którego co pewien czas wybit­ni muzy­cy muszą wziąć jakąś zmi­anę w por­to­rykańskiej restau­racji ale – czego się nie robi dla wybit­nych, młodych tal­en­tów. Zresztą  w ogóle praw­da jest taka, że ser­i­al robi się abso­lut­nie najlep­szy gdy pokazu­je nam życie artys­tów – trochę stara­jąc się przeniknąć w świat gdzie konieczność zara­bi­a­nia na siebie, speł­ni­a­nia oczeki­wań innych sty­ka się z tą najdzi­wniejszą dzi­ałal­noś­cią na świecie – jaką jest bycie muzykiem czy w ogóle artystą.

 

Czwarty sezon poły­ka się za jed­nym zamachem, wsłuchu­jąc się w kole­jne przy­woły­wane utwory muzy­ki klasy­cznej i licząc pojaw­ia­ją­cych się w tle wybit­nych muzyków których rozpoz­na­je pewnie sześ­ciu melo­manów na krzyż piszcząc przy tym jak małe dzieci.  Poza tym zawsze moż­na z przy­jem­noś­cią popa­trzeć na to jakim abso­lut­nie genial­nym aktorem jest Gael Gar­cia Bernal, który swo­jego Rodri­go czyni jed­nocześnie śmiesznym elfem (gdy­by był elfem to by nam na pewno powiedzi­ał) ale jed­nocześnie – zupełnie świadomym twór­cą. To prze­jś­cie pomiędzy tym dzi­wnym, bard­zo eks­cen­trycznym Rodri­go w życiu codzi­en­nym, a Rodri­go muzykiem – pasjonatem, ale też człowiekiem niesły­chanie kry­ty­cznym to całe serce seri­alu. Zwierz bard­zo lubi też jak Lola Kirke ide­al­nie odd­a­je to niezde­cy­dowanie swo­jej bohater­ki i jak przy tym wszys­tkim – wciąż nie traci takiej nat­u­ral­noś­ci, która przy­na­jm­niej dla Zwierza ma w sobie taki fajny powiew, nieco innego – mniej per­fek­cyjnego przed­staw­ia­nia młodych kobi­et w telewiz­ji (mimo, że Kirke to dziew­czę niesły­chanie urodzi­we). Nie trze­ba też chy­ba niko­mu mówić, że kiedy  Mal­colm McDow­ell dostanie jak­iś soczysty kawałek do zagra­nia to ani przez moment się nie waha i jest abso­lut­nie prze­cu­d­owny w każdej swo­jej sce­nie. Ogól­nie oglą­da­jąc ser­i­al ma się wraże­nie, że nie tyle wszyscy się stara­ją grać dobrze, co gra­ją dobrze bo dobrze się bawią.

 

Ostat­ni odcinek sezonu trochę pod­powia­da, że his­to­ria którą obser­wu­je­my już od czterech lat zaczy­na powoli zat­aczać koło. Zwierz rzad­ko pisze takie rzeczy, ale nie miał­by nic prze­ci­wko temu by ser­i­al zamknął się w jed­nym czy maksy­mal­nie dwóch sezonach więcej. Sko­ro uda­je się utrzy­mać wyso­ki poziom i nie nudz­ić widza – to abso­lut­nie nie należy rozmieni­ać się na drob­ne. Jed­nocześnie – zupełnie paradok­sal­nie – choć sezon kończy się pewnym cliffhan­g­erem to jest w nim jakaś poe­t­y­c­ka klam­ra która spraw­ia, że gdy­by dziś ktoś powiedzi­ał – więcej seri­alu nie będzie, to po wyla­niu hek­toli­tra łez Zwierz powiedzi­ał­by, że taki układ wcale nie jest aż tak kosz­marny. Wręcz prze­ci­wnie – być może ser­i­al był­by wtedy odrobinkę lep­szy. No ale to musimy poczekać – Ama­zon ostat­nio chce mniej inwest­ować w ambitne pro­dukc­je a nieste­ty Mozart do takich się zal­icza. No ale to nie wglą­da na strasznie dro­gi ser­i­al. Tak naprawdę wystar­czyło­by tylko wypuś­cić Gaela na ulice Nowego Jorku i kole­jny sezon nakrę­cił­by się sam.

Ps: Jedyny wątek który bard­zo mi zgrzy­ta to wątek bale­tu – nie będę się zagłębi­ać w kry­tykę ale powiem, że miałam nadzieję, że będzie on nieco mniej eks­cen­tryczny. Ostate­cznie – wydał się nieco zbędny.

Ps2: Reflek­sje o BAFTACH już jutro.

4 komentarze
0

Powiązane wpisy

judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
slot
slot online
slot gacor
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online