Home Ogólnie Nie liczy się głos czyli filmowe karaoke w dziewięciu odsłonach

Nie liczy się głos czyli filmowe karaoke w dziewięciu odsłonach

autor Zwierz
Nie liczy się głos czyli filmowe karaoke w dziewięciu odsłonach

Cza­sem się coś do głowy zwierza przy­czepi i nie ma moc­nych zosta­je tam póki zwierz tego nie pokona. Tym razem przy­czepiło się do zwierza karaoke. Jak zwierz pisał kil­ka dni temu był w kinie gdzie piętro niżej odby­wał się wieczór ze śpiewaniem do mikro­fonu. Zwierz zdał sobie sprawę, że to bard­zo pop­u­lar­na sce­na w kine­matografii, która – nawet ku zaskocze­niu zwierza ma całkiem sporo zas­tosowań w fil­mowej opowieści.

fb16f16c00c493dacab827d9fe0622af

Dziś będzie o śpiewa­niu i to nie koniecznie wielkim głosem i na odpowied­nią melodię

Zaczni­jmy od tego, że wedle zwierza niewiele osób rozu­mie w Polsce na czym pole­ga urok karaoke. W naszym kra­ju po mikro­fon się­ga­ją częs­to wyłącznie ludzie którzy umieją śpiewać albo chcą wykon­ać utwór jak najlepiej. Tym­cza­sem karaoke to kwin­tes­enc­ja stwierdzenia, że „śpiewać każdy może” wzbo­ga­conego o przeko­nanie, że z odpowied­nim pod­kła­dem muzy­cznym i słowa­mi prze­suwa­ją­cy­mi się po ekranie moż­na nie tylko śpiewać ale też doskonale się baw­ić. karaoke nie jest u nas jakoś bard­zo rozpowszech­nione bo zwierz ma wraże­nie, że wciąż za poważnie o sobie myślimy i ludzie naprawdę boją się wygłupów i wolą siedzieć gdzieś w cie­niu i mieć całkow­itą pewność, że nikt ich nie zobaczy na sce­nie. Zwierz nie pije tu do żad­nych konkret­nych jed­nos­tek, raczej zwraca uwagę na cechę naszej kul­tu­ry gdzie jesteśmy w stanie pozbaw­ić się sporej dozy przy­jem­noś­ci tylko po to by przy­pad­kiem się nie zbłaźnić. Co nie zmienia fak­tu, że karaoke z punk­tu widzenia fil­mowego jest całkiem dobrym ele­mentem his­torii. Trud­no się zresztą dzi­wić bo daje nam to całkiem dobry sposób na pomieszanie radoś­ci, zabawy, melan­cholii i prawdzi­wych uczuć. Jak w poniższych przykładach które zwierz wybrał właśnie ze wzglę­du na to by pokazy­wały raczej spek­trum wyko­rzysty­wa­nia wątku niż po to by zebrać wszys­tkie przykłady

joseph-gordon-levitt-500-days-summer

W Karaoke chodzi bardziej o serce niż głos

Lost in Trans­la­tion – zdaniem zwierza jed­na z najważniejszych i najlep­szych scen z karaoke w his­torii kine­matografii. Mamy tu wszys­tko – z jed­nej strony abso­lut­nie odreal­nione pomieszcze­nie – gdzieś na szczy­cie Tok­i­jskiego wieżow­ca w którym nasi bohaterowie znaleźli się na imprezie z ludź­mi których do koń­ca nie zna­ją. Śpiewanie nie idzie najlepiej ale w tym jak prezen­tu­je się nasza para – mężczyz­na w śred­nim wieku i dwudziestoparo­let­nia dziew­czy­na da się wyczy­tać wszys­tko. Scar­lett Johans­son w różowej peruce i z uwodzi­ciel­skim uśmiechem trochę się z siebie śmieje trochę podry­wa bohat­era granego przez Bil­la Mur­ray’a. Z kolei Mur­ray śpiewa wybrany dla niego utwór fałszu­jąc, niczego nie ukry­wa­jąc, wal­cząc z tek­stem ale z jakąś taką spoko­jną rezy­gnacją człowieka, który pogodz­ił się z tym, że wiele rzeczy mimo starań nigdy nie będzie doskon­ałych. Jed­nocześnie nasi bohaterowie nie pasu­ją do całej tej sce­ny, każdy otacza­ją­cy ich ele­ment – od przestrzeni, przez język po samą rozry­wkę – tak kochaną w Japonii – izolu­je ich od resz­ty świa­ta. Tylko że w tym momen­cie są z tym raczej pogodzeni, bo oto dos­zliśmy do momen­tu fil­mu kiedy raczej nie ma wąt­pli­woś­ci, że ta przy­pad­kowa zna­jo­mość, zamieniła się w coś więcej. Może nie romans, ani wielkie uczu­cie ale jakieś odnalezie­nie się z dala od domu w dzi­wnym i obcym mieś­cie. Zwierz wie, że Lost in Trans­la­tion zarzu­ca się cza­sem że pokazu­je Japonię stereo­ty­powo, ale zdaniem zwierza film tylko odd­a­je poczu­cie izo­lacji bohaterów którzy dzię­ki temu odna­j­du­ją samych siebie. I wierz­cie zwier­zowi lub nie to wszys­tko moż­na znaleźć w sek­wencji w której śpiewa­ją karaoke.

Niby to tylko złe śpiewanie w jakimś tok­i­jskim wieżow­cu a ile w tym wszystkiego

Duets – karaoke to rzecz tak pod­cią­ga­ją­ca dla fil­mow­ców że zasłużyło nawet na włas­ny – zaskaku­ją­co poważny a miejs­ca­mi przygnębi­a­ją­cy film o ludzi­ach którzy podróżu­ją przez Stany by spotkać się na mis­tr­zost­wach karaoke. Nie są to ludzie szczegól­nie szczęśli­wi, ale chy­ba nikt nie jest tak prze­grany jak Todd (grany przez Paula Gia­mat­ti) – sprzedawco,który pogu­bił się w życiu, stracił sens i jeszcze opuś­cił rodz­inę. Todd zna­jdzie się w tym filmie w due­cie z Reg­gie – zbiegłym przestępcą który w prze­ci­wieńst­wie do Tod­da potrafi przepięknie śpiewać. Ich wspól­ny wys­tęp w jed­nym z mniejszych barów to doskonale napisana sce­na. Oto zaczy­na się wys­tęp a po barze krę­ci się dwóch polic­jan­tów dopy­tu­ją­cych kim są wys­tępu­ją­cy. Jed­nak im dłużej panowie śpiewa­ją razem tym bardziej moż­na uwierzyć, że nic innego w życiu nie robili. Od drob­nych wstawek nieco spes­zonego Reg­giego po doskonale zgrany duet, który dogadu­je się na sce­nie tak jak­by kon­cer­towali razem od daw­na. Co ciekawe Gia­mat­ti wcale nie śpiewa dobrze, moż­na wręcz powiedzieć, że śpiewa źle ale z punk­tu widzenia całej opowieś­ci nie ma to więk­szego znaczenia. Ważne jest uczu­cie jakie daje nam ta sce­na i jakie emoc­je budzi ona w śpiewa­ją­cych na sce­nie mężczyz­nach. I choć jeden stara się tylko uciec przed poszuku­jącą go policją a dru­gi szu­ka sen­su życia to na sce­nie obaj wyda­ją się dokład­nie tam gdzie zawsze chcieli być.

No właśnie nie o dobry głos chodzi ale o mag­ię występu 

Mój Chłopak się żeni – jeśli oglą­da­jąc film o bohater­ce której najlep­szy przy­ja­ciel miał czel­ność zaręczyć się z inną czuliś­cie sym­pa­tię do postaci granej przez Julię Roberts to po sce­nie z karaoke na pewno zmie­nil­iś­cie nieco zdanie. Oto bowiem nasza bohater­ka przeko­nana, że jej przy­ja­ciel robi błąd, postanaw­ia mu udowod­nić, że jego narzec­zona (Cameron Diaz) nie nada­je się na żonę. A jak zro­bić to lep­iej niż zabrać ich do baru karaoke, wręczyć przes­traszonej nien­aw­idzącej pub­licznych wys­tępów dziew­czynie mikro­fon i kazać śpiewać. I rzeczy­wiś­cie początkowo wyda­je się, że mamy pełen tri­umf. Dziew­czy­na kosz­marnie fałszu­je i na dodatek wyraźnie cier­pi. Ale tylko do pewnego momen­tu, jak zwierz pisał we wstępie – karaoke to także umiejęt­ność baw­ienia się tym jak bard­zo nie umiemy śpiewać i jak bard­zo narażamy się na wyśmi­an­ie przez innych. Tu jed­nak w około pub­liczność nie oczeku­je wybit­nego gło­su tylko dobrze baw­ią­cych się ludzi i odrobiny zabawy. Tak więc cały plan spali na panew­ce bo w końcu nie głos będzie się liczył, cała sala przyłączy się do kosz­marnego fałs­zowa­nia a przy­ja­ciel bohater­ki zakocha się w narzec­zonej jeszcze odrobinę bardziej. Wid­zowie zaś dowiedzą się z tej sce­ny, że prawdzi­wa siła karaoke to nie wybit­ny głos ale dobra zabawa z ludź­mi którzy doskonale rozu­mieją, że nie po to się się­ga po mikro­fon by zaśpiewać czysto.

Jeśli tra­fi­cie do dobrego baru to nawet fałszu­jąc spotka­cie się z entuzjazmem

PS. I love you – to ciekawe że w tym filmie (który właś­ci­wie nie jest ani komedią roman­ty­czną ani melo­dra­matem) karaoke odgry­wa tak ważną rolę. We wspom­nieni­ach bohater­ki (której cud­owny irlandz­ki mąż przed­w­cześnie umarł) pojaw­ia się karaoke jako ele­ment ich ciągłego, napędza­jącego związek sporu. On pełen życia, kocha­ją­cy scenę i doskonale baw­ią­cy pub­likę i ona – niekoniecznie do sce­ny stwor­zona, choć pod­kus­zona doskonale sobie na niej radzą­ca (do chwili kiedy złamie nos). Jed­nak z punk­tu widzenia fil­mu ważniejsze jest zadanie jakie nasza bohater­ka zna­j­du­je w liś­cie od zmarłego męża. Zadanie nie proste – powro­tu do baru i zaśpiewa­nia w ramach wiec­zoru karaoke. Teo­re­ty­cznie ma to przy­wołać dobre wspom­nienia i ułatwić pogodze­nie się ze stratą. Ostate­cznie jed­nak — zdaniem całkiem spry­t­nych fil­mow­ców cała sce­na ma zupełnie inny charak­ter. Gdy nasza bohater­ka zna­jdzie się już na sce­nie to zami­ast radoś­ci z uroczych wygłupów z muzyką, zna­jdzie tam tylko smutek i doj­mu­jące poczu­cie straty. Odwiedzanie starych kątów, nawet tych z który­mi wiążą się dobre wspom­nienia okaże się więc dość bolesne. Widz chlip­ie, Hilary Swank zapew­nia ze sce­ny, że będzie swo­jego zmarłego męża kochała po kres dni a zwierz cały czas zas­tanaw­ia się czy aby na pewno takie roman­ty­czne jest dyry­gowanie czyjąś żałobą zza grobu. No ale jak ustalil­iśmy zwierz nie ma serduszka.

Od zabawy po aut­en­ty­czne wzrusze­nie. Bo taka siła pub­licznego występu

Gilmore Girls – zdaniem zwierza jed­na z najlep­szych scen z udzi­ałem karaoke zna­j­du­je się nie w filmie ale w seri­alu. W siód­mym sezonie Gilmore Girls związek między Lukiem a Lore­lai jest jak zwyk­le skom­p­likowany bo to albo ona albo on kogoś ma i jakoś mimo oczy­wis­tego uczu­cia, nasza para którą wszyscy wid­zowie lubili od pier­wszego sezonu szczęś­cia nie może znaleźć. I tu w sce­nie Lore­lai śpiewa nieśmiertelne “I will always love you”, co rzecz jas­na słyszy Luke. I nie było­by w tej sce­nie nic spec­jal­nego poza zwykłym sen­ty­men­tal­izmem na poziomie seri­alu dla młodzieży gdy­by nie aktorstwo. A właś­ci­wie wys­tęp Lau­ren Gra­ham w roli Lore­lai. Aktor­ka co da się usłyszeć ma niezły głos ale w sce­nie śpiewa, co bard­zo się chwali, tak jak “I will always love you” zaśpiewał ktoś kto dor­wał się do mikro­fonu w cza­sie wiec­zoru karaoke. Nie za dobrze. Nie mniej piosen­ka którą najpierw śpiewa z rados­nym poczu­ciem, że nikt nie jest w stanie zaśpiewać odpowied­nich nut zmienia się w połowie, w zupełnie szczere i bard­zo konkretne wyz­nanie miłoś­ci. To co w sce­nie uderza to fakt, że ta zmi­ana nas­tro­ju następu­je dość płyn­nie a jed­nocześnie, całość wciąż brz­mi jak wys­tęp karaoke w niewielkim barze w niewielkiej miejs­cowoś­ci. Trze­ba sporo tal­en­tu by jed­nocześnie śpiewać źle i śpiewać źle tak by przy okazji odpowiedzieć wid­zom i wszys­tkim w około co bohater­ka w danym momen­cie czu­je. I tak sce­na jest jed­ną z najlep­szych w ostat­nich (nieco gorszych) sezonach Gilmore Girls.

Pamię­ta­j­cie — fałs­zować tak by widz się wzruszył też trze­ba umieć

Sense8 – zwierz ma prob­lem z tym by nazwać to sceną głównie z karaoke ale jed­nocześnie tak strasznie uwiel­bia ten frag­ment seri­alu że nie był­by w stanie nie dołączyć jej do listy. Sense8 to cud­owny ser­i­al który opowia­da o grupie ośmiu osób połąc­zonych ze sobą w dość tajem­niczy sposób. Nie mniej jed­nym z ele­men­tów tego połączenia jest fakt, że jeśli jed­nej oso­bie przy­czepi się melo­dia do głowy to wielce praw­dopodob­ne że usłyszą ją wszyscy. Tu jeden z naszych połąc­zonych bohaterów zna­j­du­je się na sce­nie w barze karaoke i chcąc nie chcąc musi zaśpiewać piosenkę „What’s Going on”. Pomi­ja­jąc fakt, że słowa utworu doskonale pasu­ją do reflek­sji bohaterów i widzów którzy zas­tanaw­ia­ją się o co właś­ci­wie chodzi, to jeszcze zna­jdziemy tam jeszcze trochę rozważań nad ludzkoś­cią, o której poniekąd opowia­da ser­i­al. Nie mniej ważniejsze od samego karaoke jest zawarta w sce­nie radość śpiewa­nia. I to nie cichego nuce­nia ale śpiewa­nia na cały głos tego jed­nego utworu który przy­czepił się go głowy. Cała sce­na jest zaskaku­ją­co wręcz ener­gety­cz­na, pozy­ty­w­na i człowiek trochę zaz­droś­ci tej radoś­ci bohaterom. Oczy­wiś­cie potem czeka ich jeszcze całe mnóst­wo perypetii ale takie karaoke na osiem umysłów to coś co może budz­ić zazdrość.

Zero komen­tarza po pros­tu pośpiewa­j­cie sobie z ludzkością

Sex and the city 2 – w tej kosz­marnej dro­giej reklamie wycieczek do Duba­ju i niesły­chanie drogich rzeczy znalazła się sce­na która pokazu­je jak właś­ci­wie takich scen nie robić. Nasze bohater­ki wyciąg­nięte na scenę w cza­sie wielkiej imprezy karaoke nie tylko mają ide­al­nie dobrane różnorodne stro­je ale jeszcze do tego doskonale śpiewa­ją tą niby wybraną z zaskoczenia piosenkę. Do tego oczy­wiś­cie utwór wybra­no tak by przekon­ać nas że nasze bohater­ki są dziel­ny­mi kobi­eta­mi, które niczego się nie boją. Jed­nak zan­im sce­na się skończy to okaże się, że wszyscy śpiewa­ją razem, a do tego jeszcze tancer­ki doskonale zgrały się z melodią. To doskon­ały pokaz tego jak prze­sa­da zabiera sce­nie całą nat­u­ral­ność. Wszys­tko jest tu wyreży­serowane od początku do koń­ca. Sce­na ma nas przekon­ać, że nasze bohater­ki to mimo wieku jeszcze radosne zabawne kobi­ety, które umieją się baw­ić i cza­sem śmi­ać z samych siebie, ale zami­ast tego dosta­je­my zaprzecze­nie wszelkiej nat­u­ral­noś­ci i brak zrozu­mienia dla fak­tu, że karaoke musi mieć w sobie nieco mniej luk­susu i połysku. No ale czego się spodziewać po tak kosz­marnie złym filmie.

Niby wszys­tko jest na miejs­cu ale tak naprawdę to jest to dokład­ny przepis jak takich scen nie robić

High School Musi­cal – może­cie się śmi­ać ile chce­cie ale jeśli weźmiemy pod uwagę filmy młodzieżowe i między­nar­o­dowe fenome­ny w kul­turze pop­u­larnej to trze­ba liczyć się z tym, że sce­na z karaoke z High School Musi­cal mogła być jed­ną z najważniejszych w ostat­nich lat­ach. Gdy­by bohaterowie fil­mu nie spotkali się w cza­sie wys­tępu karaoke (mimo, ze różni ich wszys­tko a dokład­niej ulu­bione szkolne przed­mio­ty) i nie okaza­ło się, że nie tylko dobrze śpiewa­ją ale też pała­ją do siebie naty­ch­mi­as­tową sym­pa­tią to cały cykl nie miał­by racji bytu. Nie mniej nieza­leżnie od tego jak bard­zo schematy­cz­na jest opowieść i jak straszne były filmy (choć nie tak straszne jak niek­tórzy mogli­by twierdz­ić) jed­no jest zdaniem zwierza ciekawe. Obec­na w tej sce­nie i ogól­nie niesłab­nące przeko­nanie, że karaoke naprawdę zbliża ludzi. To znaczy, możesz kogoś nie znać i nic może was nie łączyć, ale jeśli sto­jąc razem na sce­nie potra­fi­cie zgrać się śpiewa­jąc do zmieni­a­ją­cych kolor słów to nic więcej wam nie potrze­ba. Zwierz co praw­da nie ma ser­ca i moc­no w to wąt­pi ale niewąt­pli­wie coś chy­ba w tym musi być sko­ro to tak lubiany przez fil­mow­ców motyw. Podob­nie jak staw­ian­ie nieśmi­ałej oso­by przed mikro­fonem i pokazy­wanie że ma ona zde­cy­dowanie więcej do zaprezen­towa­nia niż ktokol­wiek by się spodziewał.

Jak­by nie patrzeć z komer­cyjnego punk­tu widzenia jed­na z najważniejszych scen karaoke w naszej fil­mowej his­torii. Plus zwierz dowidzi­ał się, że jed­nak mamy tu do czynienia z pokładaniem gło­su. Co zwierza intrygu­je bo po co do musi­calu brać dzieci­a­ki które nie potrafią śpiewać?

Boys Don’t Cry – przes­tańmy się na chwilę baw­ić i wróćmy do nieco poważniejszych scen. W Boys Don’t Cry mamy wys­tęp karaoke w jed­nym z tych barów w których niko­go tak naprawdę nie obchodzi kto, co i dlaczego śpiewa. Jasne jest jakaś błyszczą­ca zasłona i maszy­na pokazu­ją­ca kole­jne słowa ale pub­li­ka wcale nie chce siedzieć cicho i gdzieś tam w kącie baru pewnie trwa jakaś kłót­nia czy ktoś po pros­tu za dużo wyp­ił. A na senie trzy dziew­czyny, żadne spec­jalne, ot takie sobie dziew­czyny – ani ładne ani brzy­d­kie, śpiewa­ją jed­ną z tych piosenek które spoko­jnie moż­na wybrać na karaoke, spoko­jną, smut­ną z wyraźnym refren­em. Co nie zmienia fak­tu, że właśnie w tej sce­nie dzieje się fil­mowa magia. Bo oto spes­zony siedzą­cy przy sto­liku Bran­don – w isto­cie transsek­su­al­na dziew­czy­na zakochu­je się w śpiewa­jącej Lanie. Niby nie było­by w tym nic dzi­wnego, wszak scen takich nakrę­cono wiele, ale już oglą­da­jąc sam ten frag­ment człowiek wiek, a przy­na­jm­niej przeczuwa, że nawet jeśli między tym dwo­jgiem nar­o­dz­iło się uczu­cie, albo zwykła fas­cy­nac­ja to jed­nak cokol­wiek się z tego nar­o­dzi nie skończy się dobrze. Bo jakoś cała ta atmos­fera smut­nego karaoke z dala od rados­nego cen­trum wszechświa­ta nas­tra­ja dzi­wnie melan­choli­jnie jak­by nic nigdy nie miało się szczegól­nie dobrze skończyć.

No właśnie takie karaoke w takim barze gdzie nic niko­go nie obchodzi to cza­sem też może być moment magiczny

Dobra zwyk­le zwierz pro­ponu­je wam dziesięć scen ale dziś doszedł do wniosku, że spróbu­je czegoś innego. W spisie jest ich tylko dziewięć (choć zwierz ma w głowie kilka­naś­cie) ale jest ciekawy tej dziesiątej. Nie dlat­ego, że chce was testować czy męczyć ale po pros­tu jest ciekaw gdzie jeszcze i jak jeszcze moż­na znaleźć w fil­mach karaoke. Jeśli macie jakieś pomysły – wychodzące poza strasze­nie morder­czych nas­to­latków (I still know what you did lat sum­mer), przedzi­wne sce­ny w których nikt nie śpiewa dobrze mimo że jed­na oso­ba na pewno ma głos (Life less ordi­nary) czy w końcu przedzi­w­na i psy­chodelicz­na sce­na z Tele­ma­ni­a­ka (Jim Car­rey w swoim najs­traszniejszym wyda­niu) to zwierz jest ciekawy. Zwłaszcza, że jak­by się nad tym zas­tanow­ić to naprawdę jest to niesły­chanie pop­u­larny trop. I dają­cy mnóst­wo możli­woś­ci, bo jak wiado­mo ilekroć ktoś jest na sce­nie ma okazję na wielkie gesty, por­wanie wid­owni czy zostanie przez nią wyg­wiz­danym. Wszys­tko zaś ide­al­nie pasu­je do mnóst­wa opowieś­ci. Zaś wam pod koniec jeszcze zwierz przy­pom­ni, że w karaoke chodzi przede wszys­tkim o dobrą zabawę i radość śpiewa­nia. Może następ­nym razem warto spróbować. Pamię­ta­j­cie, głos to sprawa drugorzędna.

Ps: Zwierz prag­nie wam już ter­az zako­mu­nikować że pod koniec tygod­nia wyjeżdża i będzie was czekał cykl wpisów spec­jal­nych. Bard­zo specjalnych

Ps2: Wiecie, że jeśli lubi­cie pod­cast zwierza to musi­cie być czu­jni 7.08.

12 komentarzy
0

Powiązane wpisy

judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
slot
slot online
slot gacor
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online