Home Film Sprawa największej wagi czyli Grawitacja

Sprawa największej wagi czyli Grawitacja

autor Zwierz

Hej

Zwierz ma poważny prob­lem. Powinien wam napisać recen­zję Graw­itacji. Więcej, chce dla was napisać o tym filmie, prob­lem w tym, ze właś­ci­wie praw­ie wszys­tko, co mógł­by powiedzieć pod­chodz­iło­by pod kat­e­gorię spoil­erów. A nawet, jeśli zwierz ma olbrzymie zas­trzeże­nia do zwrotów fabuły to prze­cież nie wypa­da psuć zabawy tym, którzy jeszcze nie byli. Niem­niej by dotrzy­mać słowa, a także, dlat­ego, że zwierz ma kom­pul­sy­wną potrze­bę dzie­le­nia się swo­ją opinią na tem­at filmów, zwierz napisze o Graw­itacji. Musi­cie mu jed­nak wybaczyć, że miejs­ca­mi będzie to bard­zo ogól­nikowa recen­z­ja. Poza tym, zwierz tak strasznie czekał na ten film, że nie napisanie o nim kilku słów było­by bloger­skim grzechem.

Graw­itac­ja to film, który wcią­ga człowieka do środ­ka i spraw­ia, że przez pół­torej godziny jest on w kos­mosie. To uczu­cie jest najwięk­szym plusem fil­mu, który jed­nak ma wady.

Podob­no, jeśli nie ma się nic dobrego o powiedzenia o filmie to mówi się, że jest bard­zo piękny. W przy­pad­ku Graw­itacji wszyscy — zarówno zach­wyceni jak i rozczarowani będą musieli stwierdz­ić, że to wiz­ual­nie film przepiękny i rewolucyjny. Zwierz dzię­ki uprze­j­moś­ci Cin­e­ma City (albo dys­try­b­u­to­ra) widzi­ał film w IMAX. Zwierz rzad­ko chodzi do IMAXu (jest po drugiej stron­ie stol­i­cy), ale musi wam powiedzieć, że w tym przy­pad­ku seans jest wart każdych pieniędzy. Oczy­wiś­cie, zwierz pamię­ta, że w kra­ju kin IMAX jest niewiele, ale jeśli macie jakiekol­wiek pod ręką dorzuć­cie trochę grosza do bile­tu (mówi to zwierz, który w IMAX nie może przekrę­cić głowy, bo wszys­tko mu się rozmy­wa) Graw­itac­ja została nakrę­cona by podzi­wiać ją nie tylko w 3D, ale i na najwięk­szym możli­wym ekranie. Oczy­wiś­cie na zwykłym sean­sie bezmi­ar kos­mo­su i zapier­a­jące dech w pier­si­ach pię­kno zie­mi też do nas dotrze, ale dopiero w 3D i na olbrzymim ekranie poczu­je­my mniej więcej to, co bohaterowie. Zresztą kam­era nas do tego zachę­ca częs­to przyj­mu­jąc punkt widzenia bohaterów — co w chwili, kiedy kręcą się oni w kos­mosie cza­sem może przypraw­ić o lek­ki zawrót głowy. Przy czym wyda­je się, że o to autorom chodzi — film w ogóle zda­je się bard­zo zachę­cać widza by w niego wszedł i unosił się w kos­mosie, jako jeszcze jeden rozbitek.

Choć Clooney ma rolę raczej dru­go­planową jego obsadze­nie było genial­nym posunię­ciem — dokład­nie takiego bohat­era było w tym filmie trzeba.

Bo mamy tu niety­pową his­torię rozbitków przy­pom­i­na­ją­cych tych, którzy ocaleli z katas­tro­fy statku – jed­nak nie na wodzie, lecz w kos­mosie. Pros­ta mis­ja napraw­ienia teleskopu zosta­je prz­er­wana przez wypadek. Sytu­ac­ja zmienia się naty­ch­mi­as­towo — rutynowe dzi­ała­nia w kos­mosie i wymi­ana uszczy­pli­woś­ci zamienia się w prz­er­aża­jące dry­fowanie w przestrzeni kos­micznej. Przy czym nie znaczy to, że nic się już potem nie stanie. Akc­ja się toczy gład­ko i dość wartko, (choć bez prze­sady). To nie jest film kon­tem­pla­cyjny, choć sporo w nim reflek­sji. Głównie nad naturą człowieka i tytułową “graw­itacją”, która mimo wszys­t­kich prze­ci­wnoś­ci losu ciąg­nie go do życia. Ludz­ka chęć przeży­cia, nawet w sytu­acji najbardziej bez­nadziejnej, umiejęt­ność znalezienia sobie siły psy­chicznej i fizy­cznej by przezwyciężyć wyda­jące się nie do poko­na­nia prze­ci­wnoś­ci losu. I choć wokół mamy kos­mos nie trud­no uświadomić sobie, że dzi­ała­nia i postawy bohaterów mają jak najbardziej ziem­skie odpowied­ni­ki i tak naprawdę moż­na było­by więk­szość his­torii roze­grać w innych warunk­ach bez przenoszenia akcji w prz­er­aża­jącą pustkę przestrzeni kos­micznej. Ta zaś wyda­je się tylko pod­kreślać przesłanie fil­mu, zwięk­szać ekstrema, z jaki­mi spo­tyka­ją się bohaterowie i pozostaw­iać ich w sytu­acji zero jedynkowej – nie ma uciecz­ki, moż­na jedynie dzi­ałać i wal­czyć albo się pod­dać. Trze­ciego wyjś­cia nie ma.

Odd­anie szczegółów świa­ta w kos­mosie jest niesamowite choć ponoć film nie jest aż tak zgod­ny z  prawa­mi fizy­ki jak się moż­na spodziewać

Jed­nocześnie mimo ogro­mu kos­mo­su jest to film niesły­chanie kam­er­al­ny a jed­nocześnie klaus­tro­fo­biczny. Przestrzeń, choć olbrzymia tak naprawdę zawęża się jedynie do kos­micznego skafan­dra, czy pomieszczenia stacji kos­micznej. Wszys­tko poza tym niewielkim pomieszcze­niem jest prz­er­aża­jącą pustką. Na ekranie nie mamy w żad­nej chwili więcej niż dwój­ki aktorów, częs­to zaś przy­chodzi nam obser­wować tylko jed­ną osobę. Clooney, jako Matt Kowal­s­ki (swo­jsko brzmiącej nazwisko, ale bohater nie ma na tyle rozbu­dowanej biografii byśmy dowiedzieli się czy jego związek z kra­ja­mi słowiański­mi ogranicza się tylko do nazwiska) doświad­c­zony astro­nau­ta, który czu­je się w przestrzeni kos­micznej na tyle swo­bod­nie by dow­cip­kować z Hus­ton.  Do pobi­cia reko­r­du prze­by­wa­nia w przestrzeni kos­micznej braku­je mu tylko kilka­dziesiąt min­ut, więc poza statkiem czu­je się swo­bod­niej niż ktokol­wiek inny. Obsadze­nie Clooneya w tej dość schematy­cznie napisanej roli to był strzał w dziesiątkę, (choć pier­wot­nie rolę miał dostać Robert Downey Jr.). Ponieważ aktorzy przez więk­szość cza­su są w kom­bine­zonach i słyszymy tylko ich głosy, to trze­ba było obsadz­ić kogoś, kogo charak­ter odbi­ja się w sposo­bie mówienia. Bohater Clooneya ma w głowie wciąż ten dow­cip­ny lekko iron­iczny ton nie zawsze pasu­ją­cy do sytu­acji, ale pod­noszą­cy na duchu, kiedy jed­nak uspoka­ja swo­ją zagu­bioną w kos­mosie towarzyszkę to podob­nie jak ona nie mamy trud­noś­ci by uwierzyć, że wszys­tko będzie dobrze. Bez Clooneya jego gło­su i uśmiechu Kowal­s­ki był­by bard­zo banal­ny, tak jest nie tylko wiary­god­ny, ale także z charak­terem. Ale to nie do niego należy głów­na rola w filmie — San­dra Bul­lock gra niedoświad­c­zoną dok­tor Ryan Stone, która w pra­cy i kos­mosie znalazła ucieczkę przed pustką życia na zie­mi. To ona jest naszą bohaterką — początkowo jak my zupełnie prz­er­ażona sytu­acją, w której z każą min­utą rośnie chęć przeży­cia. Metronomem tej przemi­any jest jej odd­ech – początkowo szy­b­ki i ury­wany, potem, co raz spoko­jniejszy – to doskon­ały zabieg doskonale ilus­tru­ją­cy jej przemi­anę.  Choć Stone twierdzi, że w kos­mosie najbardziej lubi ciszę, w trak­cie fil­mu okaże się, że nawet nami­ast­ka obec­noś­ci drugiego człowieka w postaci ury­wanego syg­nału radiowego potrafi być bez­cen­na. Bul­lock gra swo­ją rolę znakomi­cie — jest naszym arche­typ­icznym bohaterem — reprezen­tan­tką całej ludzkoś­ci wal­czącej o swo­je życie.  Cuaron nie boi się z resztą spowal­ni­a­ją­cych sym­bol­icznych kadrów jak wtedy, kiedy zwinię­ta w pozy­cji embri­on­al­nej bohater­ka przy­pom­i­na nien­ar­o­d­zone jeszcze dziecko. Zresztą nie trud­no było­by znaleźć taki sposób inter­pre­tacji fil­mu, który sprowadza­ł­by całą his­torię do kwestii nar­o­dzin lub też ponownych nar­o­dzin – człowieka nie tylko, jako wal­czącej o życie jed­nos­t­ki, ale także odrodzenia się po kom­p­likac­jach, jakie zsyła na nas życie.

To film Sandry Bul­lock, zwierz da głowę że akt0rka dostanie zasłużona nom­i­nację do Oscara

Wszys­tko, co na razie zwierz napisał brz­mi bard­zo mądrze i skom­p­likowanie (to znaczy nie zwierz napisał mądrze tylko sugeru­je, że w filmie jest mądrze). Prob­lem jed­nak pole­ga na tym, że to dowód na to, że owoc­na roz­mowa po sean­sie (zwierz rzecz jas­na natknął się na swo­ją ulu­bioną pla­gia­torkę — Myszę) potrafi zain­spirować do pełnego prze­myśleń wpisu. W isto­cie, bowiem, najwięk­szym prob­le­mem Graw­itacji jest przed­staw­iona w niej his­to­ria.  Widzi­cie zwierz oglą­da­jąc film cały czas czekał aż reżyser zboczy z pewnego bard­zo prostego i jas­nego kur­su. Nieste­ty cała his­to­ria, – choć opowiedziana w pięknych deko­rac­jach jest pros­ta żeby nie powiedzieć banal­na. Pojaw­ia­jące się ele­men­ty biografii bohaterów czy nawet poszczególne sce­ny czy dialo­gi nie niosą w sobie żad­nych znamion ory­gi­nal­noś­ci. Nawet sam główny wątek przy­pom­i­na bardziej grę gdzie bohater musi pokony­wać kole­jne prze­ci­wnoś­ci, na których rzeczy­wiś­cie widz się sku­pia, ale dość szy­bko dochodzi do wniosku, że ist­nieją tylko dwa rozwiąza­nia całej sytu­acji – jed­no banal­niejsze od drugiego. Jest w tym filmie sce­na, która choć emocjon­al­na wręcz ociera się o kicz – pytanie czy spec­jal­nie czy też reżyser nie umi­ał się pow­strzy­mać w swo­jej grze z emoc­ja­mi widzów. Oczy­wiś­cie kam­er­al­ność fil­mu jest bard­zo ory­gi­nal­na podob­nie jak przestrzeń, w której wszys­tko się roz­gry­wa, ale właś­ci­wie na tym koniec. Co więcej, jeśli jest to thriller to bard­zo specy­ficzny, bo właś­ci­wie wszys­tko, co może w nim poruszać zależy od widza. Jeśli prz­er­aża go klaus­tro­fo­bicz­na sytu­ac­ja, w jakiej znaleźli się bohaterowie to trud­no znaleźć tu ele­men­ty prawdzi­wej grozy.

To film niesamowicie kam­er­al­ny biorąc pod uwagę, że przez cały czas jego trwa­nia nie tracimy z oczu całej ludzkości 

Zwierz właś­ci­wie nie wie, co o filmie sądz­ić. Bo on nie jest zły ani całkowicie banal­ny, – bo warst­wa wiz­ual­na jest po pros­tu niesamowi­ta i człowiek ma wraże­nie, że jest w kos­mosie. Nie zro­biono jeszcze fil­mu, który lep­iej udowad­ni­ał­by, że efek­ty spec­jalne a zwłaszcza 3D nie służą wyłącznie rozry­w­ce tylko mogą stać się narzędziem, które zmieni nasz sposób postrze­ga­nia rzeczy­wis­toś­ci fil­mowej – narzędziem artysty. I 3D w Graw­itacji nie jest mag­iczną sztuczką – jest środ­kiem, dzię­ki które­mu reżyser wprowadza nas w sytu­ację bohat­era, byśmy go lep­iej zrozu­mieli – to coś, co powin­no udowod­nić zat­wardzi­ałym prze­ci­wnikom nowych tech­nologii, że dopisek 3D nie oznacza jedynie skoku na kasę. Niem­niej jed­nak przy­pom­i­na zwier­zowi opowiadanie pisane przez bard­zo młodego, bard­zo poważnego auto­ra, który z każdym zdaniem ma wraże­nie, że zbliża się do wielkoś­ci, ale tak naprawdę powiela tylko znane już schematy. Z Graw­itacją jest podob­nie – oglą­da­jąc film nie ma wąt­pli­woś­ci, że autor nie chci­ał nas tylko poczęs­tować kinową rozry­wką – to film ambit­ny, choć nie koniecznie artysty­czny. Jed­nak w tej ambicji by opowiedzieć o czymś ważnym zabrakło błysku. Cuaron wykła­da swo­ja tezę bard­zo jas­no i klarown­ie, nie pozostaw­ia­jąc miejs­ca na dyskusję, niedomknię­cie, niedopowiedze­nie. Człowiek może Graw­itację przyjąć do wiado­moś­ci, ale nie może wdać się z nią w dyskusję. To zwierza przy­na­jm­niej z per­spek­ty­wy recen­zen­ta nieco den­er­wu­je. Bo najlep­sze filmy to te gdzie jed­nak chce się z nimi dysku­tować. Tu moż­na, co najwyżej powiedzieć, że nie koniecznie wierzy się w takie zakończe­nie. Ale ponieważ jest ono jed­noz­naczne to sam autor nie daje pola by się nad tym praw­dopodobieńst­wem zas­tanow­ić. Graw­itac­ja jest dokład­nie takim filmem, który przez cały seans spraw­ia wraże­nie, ze zaraz odkry­je przed nami ową niesamow­itą błyskotli­wą puen­tę by pod okazać się w isto­cie filmem prostym i rozczarowu­ją­cym. Co nie zmienia fak­tu, że zwierz jed­nak by was na graw­itację posłał. To film krót­ki, dość inten­sy­wny i jeśli wybierze­cie się na odpowied­ni seans – prowadzą­cy człowieka tak blisko bycia w kos­mosie jak to tylko możli­we nie odry­wa­jąc stóp od zie­mi ewen­tu­al­nie bez wyciecz­ki do NASA. A ponieważ istot­nie nie ma nic piękniejszego niż ziemia widziana z per­spek­ty­wy, z której człowiek nigdy nie powinien na nią spoglą­dać to warto iść choć­by dla tego przeżycia.

A tak w ogóle zwierz poz­draw­ia z Siedlec

Tyle recen­zji, zwierz przy­pom­i­na wam, że w ten week­end jest zwierzem wyjaz­dowym i nie do koń­ca jest pewien, kiedy będzie mógł umieś­cić swój wpis w niedzielę. Ma nadzieję, ze wykaże­cie się cier­pli­woś­cią i nie będziecie lekkiego opóźnienia poczy­ty­wać, jako niechyb­ne­go znaku, że zwierz porzu­cił blo­gowanie.  Pisanie codzi­en­nie ma swo­je plusy i minusy i wyjazdy nieste­ty uwy­puk­la­ją minusy. No, ale jak już zwierz pisał – wszys­tko, dlat­ego, że za dużo ciekawych rzeczy dzieje się wokoło i było­by przykro cokol­wiek prze­gapić. Zwłaszcza, że Fes­ti­w­al zapowia­da się fajnie;)

Ps: Zwierz wpadł wczo­raj na swo­je cztery czytel­nicz­ki na mieś­cie – czy to nie dowód na to, że zwierz jest śled­zony? Ewen­tu­al­nie niesły­chanie pop­u­larny? Ewen­tu­al­nie wszyscy żoli­borzanie się kiedyś spotka­ją na mieście?

Ps2: Zwierz chci­ał­by ten konkurs utrzymy­wać w tajem­ni­cy, ale nie może – Filmweb ma prawdzi­wą perełkę do wygra­nia dla fanów Han­ni­bala. Zwierz wąt­pi by wygrał, ale może wam się uda.

9 komentarzy
0

Powiązane wpisy

judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
slot
slot online
slot gacor
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online