Home Film Valerian i film pełen problemów czyli zwierz o Valerian i miasto tysiąca planet

Valerian i film pełen problemów czyli zwierz o Valerian i miasto tysiąca planet

autor Zwierz
Valerian i film pełen problemów czyli zwierz o Valerian i miasto tysiąca planet

Przed seansem Vale­ri­ana zwierz śmi­ał się, że to film który ma tylko dwie recen­z­je. Jed­na z nich brz­mi „to bard­zo piękny, mag­iczny film o kos­mosie” a dru­ga mówiła „Besson odd­awaj moje dwie godziny życia”. Trze­ciej nie stwierd­zono. Ter­az powró­ci­wszy z sean­su zwierz doskonale rozu­mie dlaczego są tylko te dwie recen­z­je. I sam zwraca się ku tej drugiej. Bo „Valer­ian i mias­to tysią­ca plan­et” to film który ma tyle prob­lemów, że aż trud­no je zliczyć. Ale spróbu­jmy. Miłoś­ci­wie bez spoilerów.

Tysiąc plan­et białego człowieka – otóż film zapowia­da, że będziemy oglą­dali his­torię która powin­na rozbudz­ić w naszych ser­cach nadzieję na poko­jową egzys­tencję nie tylko ludzi ale też plan­et. Pier­wsze min­u­ty fil­mu pokazu­ją, jak przez set­ki lat od połączenia dwóch pier­wszych statków na orbicie, stac­je kos­miczne rozwi­jały się przyj­mu­jąc przed­staw­icieli kole­jnych ziem­s­kich nar­o­dów aż w końcu przyszedł czas na kos­mitów. Kiedy przed­staw­ia się nam już zupełnie samodziel­nie funkcjonu­jącą w przestrzeni Alphę – mias­to tysią­ca plan­et dowiadu­je­my się o mno­goś­ci żyją­cych w nich stworzeń. Każdy rozsąd­ny widz oczeki­wały his­torii w której ludzie są całkowicie przemieszani z inny­mi isto­ta­mi. Tym­cza­sem wiz­ja tego wielkiego, zróżni­cow­anego mias­ta-stacji kos­micznej, jaką ofer­u­je nam Besson jest po pros­tu nud­na. Tak tu gdzieś będzie wiel­ka ryba, tam wiado­moś­ci przekażą dale­cy kuzyni Kac­zo­ra Howar­da, w tle będą bie­gać dale­cy krewni kos­mitów z Avatara i jakieś podob­ne do gob­linów stwory o kani­bal­isty­cznych skłon­noś­ci­ach. Jed­nak lwia część bohaterów to ludzie. Zwyk­li biali face­ci. Koman­dor, Gen­er­ał, obsłu­ga stacji, żołnierze, pomoc­ni­cy. Obiecu­je się nam kos­mos ale więk­szość cza­su spędza­my w takim dość nud­nym ziem­skim towarzys­t­wie. Społecznie zresztą to spotkanie z inny­mi kul­tur­a­mi też za wiele nie zmieniło o czym świad­czą pokazy­wane w filmie sto­sun­ki damsko męskie. Besson miał szan­sę pokazać kos­mos inaczej, może odważniej niż to się robi w amerykańs­kich pro­dukc­jach. Ale ostate­cznie jego kos­mos jest po pros­tu nud­ny. Jak chce oglą­dać ludzi gonią­cych ludzi to mogę sobie włączyć film sen­sacyjny. Jak mam przy­godę w kos­mosie to chcę zobaczyć kos­mitów. A tu są w sum­ie bard­zo dru­go­planowi (z mały­mi wyjątka­mi). Także sama wiel­ka stac­ja kos­micz­na pokazy­wana nam jest głównie w migawkach i tak właś­ci­wie nie mamy szan­sy obe­jrzeć jak żyją zupełnie inne rasy, jak się komu­niku­ją ci którzy nie korzys­ta­ją ze słów, jak np. dos­tosowu­ją przestrzeń – wszys­tko co widz­imy to migaw­ki które wcześniej pokazano nam w zwias­tu­nach. Czyli bard­zo niewiele.

 

W zwias­tu­nie jest mnóst­wo kos­mitów. No i przez pier­wsze pięć min­ut fil­mu. Potem zaczy­na być bard­zo ludzko

 

Bohaterowie niczym gazy szla­chetne – to jest najwięk­sza zagad­ka tego fil­mu. Otóż w samym cen­trum stoi tu teo­re­ty­cznie romans pomiędzy Vale­ri­anem a jego part­nerką Lau­re­line. Prob­lem w tym, że to najbardziej pozbaw­iona chemii para jaką zwierz kiedykol­wiek widzi­ał na ekranie. Aktorzy mówią do siebie różne rzeczy, wyz­na­ją miłość, proszą się o rękę, zapew­ni­a­ją o przy­wiąza­niu i poświęce­niu ale wszys­tko obok siebie. Oglą­danie tego wątku roman­ty­cznego to takie przedzi­wne uczu­cie bo trud­no powiedzieć jak to się stało, że nikt nie zauważył, że ten wątek zupełnie nie gra. Ale nie tak, że musisz się wysil­ić by zrozu­mieć motywac­je bohaterów. To się jeszcze da cza­sem uspraw­iedli­wić. Nie to jest wątek roman­ty­czny który jest wyłącznie na papierze. Nic w grze aktorów go nie uwiary­gad­nia, żadne spo­jrze­nie, gest czy sposób wypowiada­nia kole­jnych kwestii. Teo­re­ty­cznie nasi bohaterowie mają trochę flir­tować i się przeko­marzać ale w isto­cie trud­no nie odnieść wraże­nia, że tych dwóch osób naprawdę nic nie łączy. Im bardziej film idzie w kierunku „miłość zwycięża wszys­tko” tym bardziej film sta­je się przedzi­wną pan­tomimą gdzie wszyscy zapew­ni­a­ją się o uczu­ci­ach jed­nocześnie zupełnie ich na ekranie nie okazu­jąc. Zwierz który widzi­ał już wiele obsad­owych wpadek jeszcze nigdy nie miał wraże­nia by tak przestrzelono. Aż miał się ochotę roze­jrzeć po Sali i zapy­tać ludzi czy widzą to samo co on. Ogól­nie to jest ciekawe, bo film strasznie cier­pi na przy­musie koniecznego wątku roman­ty­cznego. Ponieważ nie znamy za dobrze bohaterów to his­to­ria ich uczu­cia w sum­ie nie jest dla nas ciekawa. Gdy­by zastąpić tą wielką miłość rodzącą się przy­jaźnią czy part­ner­skim zau­faniem dało­by się to jeszcze jakoś przełknąć. Ale jako opowieść o miłoś­ci film zdu­miewa nieu­dol­noś­cią i brakiem emocji.

 

Takiego braku roman­ty­cznej chemii to zwierz nie widzi­ał nawet w Pol­s­kich kome­di­ach romantycznych

 

 

 

Ja nie zabrałem z domu charak­teru, a ty? – Valer­ian w komik­sie prze­chodz­ił przez wiele lat przemi­any ale ostate­cznie miał jak­iś charak­ter podob­nie jego part­ner­ka Lau­re­line, w filmie jed­nak odnosi się wraże­nie, że ktoś przy pisa­niu sce­nar­iusza zgu­bił tą kartkę na której miał zapisane „koniecznie dopisz bohaterom cechy charak­teru”. Ostate­cznie Valer­ian spraw­ia wraże­nie trochę sco­jopaty bo zachowu­je się zupełnie bez wyczu­cia chwili i jest głównie prze­ję­ty sam sobą, zaś Lau­re­line – cóż kiedy jej jedynym komen­tarzem do raczej śred­nio udanej akcji w której zginęło sporo osób jest „zep­sułam sobie sukienkę” to nie trud­no spo­jrzeć na nią jak na psy­chopatkę. Obo­je nie są szczegól­nie sym­pa­ty­czni ani ciekawi. Ale też nie ma  w nich nic niezwykłego. Niekiedy aut­en­ty­cznie przy­pom­i­na­ją posta­cie z gorszych gier kom­put­erowych, bo w dobrych grach posta­cie mają mnóst­wo charak­teru. Do tego ich wza­jemne inter­akc­je nie tylko nie są szczegól­nie roman­ty­czne ale też nie świad­czą o tym, że mamy do czynienia z zupełnie inny­mi ludź­mi z przyszłoś­ci. W jed­nej ze scen Lau­re­line naśmiewa się z Vale­ri­ana gdy ten tłu­maczy jej że czu­je w sobie obec­ność innej isto­ty – kobi­ety. Lau­re­line strasznie się śmieje bo wiecie – kobi­eta w face­cie. Zwierz przyz­na szcz­erze, że jest przeko­nany, że jeśli kiedykol­wiek spotkamy inne rasy albo lep­iej zrozu­miemy ludzi to w tym nie będzie nic śmiesznego. Ogól­nie praw­da jest taka, jeśli lep­szą osobowość i zaplecze dla swo­jego charak­teru ma w filmie zmi­en­nok­sz­tałt­ny blob niż twoi bohaterowie to masz problem.

 

No i jak tu oglą­dać bohaterów mało ciekawych i niezbyt przyjemnych?

 

Wiel­ka, usyp­i­a­ją­ca tajem­ni­ca – teo­re­ty­cznie film pro­ponu­je nam śledze­nie bohaterów którzy próbu­ją rozwiązać skom­p­likowaną sprawę która zaw­iera w sobie mieszkańców zniszc­zonej plan­e­ty, perłę, skażony frag­ment stacji kos­micznej i stwor­zonko mogące pom­nożyć dowol­ny przed­miot. Teo­re­ty­cznie brz­mi to ciekaw­ie. W prak­tyce, widz dość szy­bko domyśla się na czym pole­gała intry­ga i musi całe wie­ki czekać aż bohaterowie dojdą do tego samego wniosku. Pomiędzy głównie obser­wu­je­my jak najpierw ona gania za nim, potem on za nią. Nudne to jest niemożeb­nie podob­nie jak roz­ciąg­nięte zakończe­nie, w cza­sie którego mówią nam właś­ci­wie wszys­tko co już wiemy. Teo­re­ty­cznie mamy tu prob­lem moral­ny, który powinien nas angażować ale ponieważ na tym etapie emoc­je są zerowe, nie ma nic poza czekaniem aż wszyscy dadzą nam spokój to nic nas za bard­zo nie rusza. Zwłaszcza, że sce­narzyś­ci zde­cy­dowali się na takie dość proste potrak­towanie  moral­nych wąt­pli­woś­ci i ostate­cznie wracamy do prostego schematu gdzie są po pros­tu dobrzy i źli i nie ma za bard­zo się czym prze­j­mować i nad czym myśleć. Troszkę szko­da bo w sum­ie prob­lem o którym mówi film dało­by się pociągnąć i zro­bić z tego niezły trze­ci akt gdzie nie ma dobrych i złych. No ale właśnie taki jest ten film – nie ma w nim za bard­zo cza­su na cokol­wiek pogłębionego bo pro­dukc­ja chce być bardziej komik­sowa (w złym tego słowa znacze­niu) niż komiks z którego się wywodzi.

 

Niby film spina wątek śledzt­wa ale jest dość nudny

 

Łob­sa­da – są filmy które mają obsadę i filmy które mają łob­sadę. Ten zde­cy­dowanie należy do drugiej kat­e­gorii. Dane DeHaan jest młodym zdol­nym aktorem ale trag­icznie źle obsad­zonym. Jak­by jego bohater ma być takim trochę Hanem Solo – tu potrzeb­ny jest właśnie taki facet co to może pole­gać na swoim uroku, urodzie i charyzmie, stąd bierze się jego nad­mier­na pewność siebie, która była­by iry­tu­ją­ca gdy­by facet był mniej uroczy. No i DeHaan żad­nej z tych cech nie ma albo raczej nie prezen­tu­je ich na ekranie. Urodzi­wy jest tak specy­ficznie, uroku też za wiele nie ma o takiej charyzmie, kos­micznego przys­to­j­ni­a­ka czy zawa­di­a­ki nie mówiąc. Ostate­cznie człowiek się strasznie dzi­wnie czu­je, bo DeHaan doskonale nada­je się do gra­nia niepoko­ją­cych typów, czy ludzi którzy mają coś na sum­ie­niu, ale do tego konkret­nego typu postaci się nie nada­je. I nawet nie dlat­ego, że nie wyglą­da ale dlat­ego, że nie umie swo­ją grą przekon­ać nas byśmy zapom­nieli o tym jak wyglą­da. Z kolei Cara Delev­ingne ma dość ogranic­zone zdol­noś­ci aktorskie i przez więk­szość fil­mu wyglą­da jak­by była na wszys­t­kich zła. Nie ma też za bard­zo umiejęt­noś­ci odpowied­niego dobra­nia tonu gło­su więc jej bohater­ka właś­ci­wie cały czas mówi tak samo. Na koniec zwierz musi powiedzieć, że ku jego zaskocze­niu w filmie najlepiej grał nie Clive Owen (który wyraźnie umiejęt­noś­ci aktorskie zostaw­ił w domu) czy Etha Hawke (ten z kolei trochę prze­sadz­ił) ale Rihan­na. Serio jej rola jedy­na ma w sobie trochę serca.

 

Coś tu obsad­owo bard­zo poważnie nie wyszło. Niby aktorzy są nieźli ale nie pasu­ją za bard­zo do przyp­isanych im ról.

 

Po co tam to wszys­tko było? – najwięk­szym prob­le­mem tego fil­mu jest fakt, że im dłużej trwa tym bardziej widz zada­je sobie pytanie po co właś­ci­wie siedzi i oglą­da jak niezbyt sym­pa­ty­czni bohaterowie grani przez niezbyt zaan­gażowanych aktorów, bie­ga­ją po stacji kos­micznej i w dość chao­ty­cznej i rwącej się fab­ule rozwiązu­ją zagad­kę którą myśmy już dawno rozwiąza­li w głowie. Teo­re­ty­cznie powin­niśmy się zach­wycać widoczka­mi ale zwierz odkrył, że chy­ba już wyrósł z tych zabawnych scen z gru­bi­utki­mi, głupi­mi kos­mi­ta­mi którzy chcą jeść ludzi. Głównie dlat­ego, że kiedy dorósł zaczął sobie zadawać całkiem sporo pytań dlaczego by nie pokazy­wać kon­tak­tów ludzi i kos­mitów patrząc na to trochę mniej hmm…. Kolo­nial­nie? To znaczy dlaczego zawsze miarą wszys­tkiego musi być człowiek. Inna sprawa – ten film nakrę­cony wyraźnie pod efek­ty spec­jalne i oku­lary 3D nieco za częs­to przyśpiesza tylko po to by stworzyć iluzję tego, że przez świat bieg­niemy czy lec­imy. A to znaczy że niczemu nie moż­na się lep­iej przyjrzeć. No może poza idio­ty­czny­mi mundura­mi ludz­kich gen­er­ałów i ofi­cerów, które przy­pom­i­na­ją, że to jed­nak jest ekraniza­c­ja komik­su bard­zo retro.  Choć nic w tym filmie nie jest tak retro jak sto­sun­ki damsko-męskie.  Serio jak­by zwierz oglą­dał jeden z tych filmów sprzed dwóch- trzech dekad gdzie kobi­eta niby samodziel­na, ale wyma­ga ratowa­nia, niby inteligent­na ale wszys­tko wymyśla tak naprawdę facet i niby naukowiec ale ostate­cznie mówi o miłoś­ci sil­niejsze od wszys­tkiego. Ech…

 

Szko­da że Besson nie pokazał innego kos­mo­su, różnorod­nego, pięknego, ciekawego, zmienionego przez spotka­nia ras. Z wymi­an mądroś­ci chy­ba niewiele zostało sko­ro wszyscy zachowu­ją się tak bard­zo ziemsko.

 

Zwierz przyz­na szcz­erze – po Vale­ri­an­ie spodziewał się więcej niż po zwykłej kos­micznej przy­godzie. Miał nadzieje, że mimo anglo­języ­cznej obsady w filmie zobaczy inne – nie hol­ly­woodzkie spo­jrze­nie na kos­mos. Zwłaszcza, że Valer­ian był swego cza­su komik­sem angażu­ją­cym się, poli­ty­cznym, pow­iązanym z określony­mi idea­mi. Poza tym po pros­tu było­by miło co pewien czas wyr­wać się z mat­ni hol­ly­woodzkiego kos­mo­su i spo­jrzeć w gwiazdy nieco inaczej. Nieste­ty tym razem się nie udało. Więcej, zwierz miał wraże­nie, jak­by oglą­dał w sum­ie nieu­dol­ną próbę nakręce­nia typowej hol­ly­woodzkiej pro­dukcji przy­godowej – tylko pozbaw­ionej czaru i samoświado­moś­ci ory­gi­nału. To tym smut­niejsze że prze­cież Pią­ty Ele­ment Bessona dokład­nie to robił. Brał te amerykańskie kos­mosy i dodawał do nich trochę europe­jskoś­ci, luzu, innego spo­jrzenia. Tu jed­nak tego nie ma. Co zostało? Zbrod­nia na kos­mosie. Stras­zli­wa nuda. Serio lep­iej się ubaw­isz jak dasz kotu wale­ri­anę i popatrzysz.

Ps: Zwierz musi powiedzieć, że ma prob­lem z ludź­mi chwalą­cy­mi wyobraźnię twór­ców – bo jasne moż­na sobie wyobraz­ić mil­iony ras ale póki nie pokaże się jak naprawdę żyją, myślą, wchodzą ze sobą w inter­akc­je to nie tyle ma się wyobraźnie co dobry pro­gram graficzny.

22 komentarze
0

Powiązane wpisy

judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
slot
slot online
slot gacor
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online