Home Góry Żyję bo padało czyli wpis górski szósty

Żyję bo padało czyli wpis górski szósty

autor Zwierz
Żyję bo padało czyli wpis górski szósty

Są ludzie którzy śnią o tym, że sami zdoby­wa­ją nagrody, ale są ludzie którzy piszą książ­ki o roz­da­ni­ach nagród i wtedy śni im się, że próbu­ją namówić Har­risona For­da by wręczył komuś Oscara. I z takich znów, po częś­ci słod­kich a po częś­ci kosz­marnych budzi ich jak zwyk­le głos mat­ki, który nale­ga by wstać a potem z radoś­cią w głosie podob­ną do tej która towarzyszy ogłasza­niu godziny zgonu poin­for­mowała mnie że pada.

 

Jeśli miałabym opowiedzieć komuś co to znaczy relaty­wizm to opisałabym pode­jś­cie  do deszc­zowej pogody jakie dopa­da Zwierza w szóstym dniu poby­tu w górach. Otóż deszcz nie jest zjawiskiem pozy­ty­wnym, i Zwierz jak każ­da żywa isto­ta wolał­by bardziej nie moknąć niż moknąć. Ale jed­nocześnie deszcz jest niczym posłaniec który przy­by­wa w ostat­niej chwili z wiado­moś­cią od króla że jed­nak zostal­iśmy ułaskaw­ieni a kara śmier­ci chwilowo zosta­je zamieniona na ban­icję. I tak czu­je się Zwierz kiedy pada i mat­ka wyroku­je, że dziś jed­nak pójdziemy tylko do Doliny Kościeliskiej.

Dolina Koś­cieliska jest miejscem w którym człowiek zaczy­na nien­aw­idz­ić innych ludzi z inten­sy­wnoś­cią o którą nigdy by się nie pode­jrze­wał. Nie robią oni mu abso­lut­nie nic złego poza tym, że po pros­tu są co przy­na­jm­niej zdaniem Zwierza, jest powo­dem wystar­cza­ją­cym by zabić. Zwłaszcza gdy ludzi jest dużo na raz. Jed­nocześnie duża ilość ludzi na raz pozwala na pewne obserwac­je socjo­log­iczne (choć gru­ba jest nieste­ty niereprezen­taty­w­na a bada­nia powierz­chowne). Ot np. ze wszys­t­kich wędru­ją­cych w górę (umi­arkowaną górę, właś­ci­wie po płaskim) rodzin tylko w jed­nej wszyscy byli uśmiech­nię­ci. We wszys­t­kich innych mieliśmy klasy­czny układ z dzieck­iem pyta­ją­cym czy daleko jeszcze, nas­to­latkiem argu­men­tu­ją­cym, że mogli iść na ten spac­er bez niego i matką mającą w spo­jrze­niu coś takiego, co przy­wołało Zwier­zowi wspom­nienia z dziecińst­wa  kiedy wpadał w his­ter­ię jak tylko mat­ka na niego groźnie spo­jrza­ła (dziś Zwierz jest już dorosły więc nie pada w his­ter­ię tylko w dojrza­łą panikę).

 

Dolina Koś­cieliska to być może jedyne miejsce w Tatra­ch poza pode­jś­ciem pod Giewont gdzie niemal niemożli­wym wyzwaniem fotograficznym jest zro­bi­e­nie zdję­cia bez ludzi w kadrze

Z jed­nej strony człowiekiem rządzi żądza mor­du z drugiej – trochę trud­no się ludziom dzi­wić. Dolina Koś­cieliska, nawet dep­tana tysiącem stóp jest prześlicz­na. Nie trze­ba się w ogóle wysil­ić by zostać nagrod­zonym widok­iem przepięknym – wysoki­mi góra­mi w odd­ali, skała­mi które wys­ta­ją spon­ad linii drzew, łąka­mi które – jeśli na chwilę się wsłuchać mają włas­ną melodię brzęczą­cych owadów, na których spomiędzy traw wylatu­ją najróżniejsze motyle o których ist­nie­niu trochę się już zapom­ni­ało. Do tego wzdłuż ścież­ki bieg­nie stru­mień który – w taki pochmurny dzień jak dziś, dostar­cza cud­ownego orzeźwienia i nad którym unosi się tak mal­own­icza mgieł­ka że człowiek trochę rozu­mie tych wszys­t­kich niespełnionych artys­tów którzy spędzili więk­szość swo­jego życia malu­jąc stru­mie­nie górskie i którym zawsze umykała ich ulot­na uro­da. Poza tym – w taki deszc­zowy dzień jak dziś pach­nie las a jak pach­nie las to niby wie każdy, ale węch to ten zmysł którego nie da się przy­wołać więc póki znów nie poczu­jesz lasu nie możesz sobie przy­pom­nieć jak cud­own­ie orzeźwia­ją­cy jest zapach igli­wia, kory i żywicy.

 

Jest coś pociesza­jącego w myśli, że widok skał na wznoszą­cych się nad koron­a­mi drzew dosta­je­my od natu­ry zasad­nic­zo rzecz biorąc gratis

Jeśli kiedyś nie mając nic lep­szego do robo­ty zabłądzi­cie w Dolinę Koś­cieliską to koniecznie zrób­cie parę kroków ścieżką za schro­niskiem na Ornaku – i pode­jdź­cie nieco dalej w głąb doliny. Do jej koń­ca się nie pod­chodzi bo jest to ścisły rez­er­wat. Jed­nak na ścieżce za schro­niskiem kończą się tłumy i moż­na – w zależnoś­ci od możli­woś­ci czy chę­ci prze­jść od kilku min­ut do nawet godzin dalej ciesząc się ciszą i nie mniej wspani­ały­mi widoka­mi. A wszys­tko niemal w zupełniej ciszy i pustce, bo wiel­ka ludz­ka fala tu się zatrzy­mu­je i rozbi­ja nie zale­wa­jąc dalej ścieżek. To prze­jś­cie pomiędzy gwarem okolic schro­niska a abso­lut­ną ciszą ścież­ki jest poraża­jące i zaskaku­jące bo sama ścież­ka dość dłu­go idzie po płaskim zachę­ca­jąc do przedłuże­nia spaceru.

 

Nikt jeszcze nigdy nie wpa­try­wał się w chmury w górach z taką nadzieją że będzie padało. Bo jak padało to nasza decyz­ja o zami­an­ie wyciecz­ki na spac­er była decyzją słuszną jak­by nie padało było­by decyzją nad­miernie pochop­ną. Na całe szczęś­cie padało.

Po powro­cie do Zakopanego mat­ka Zwierza wygłosiła zdanie na które Zwierz czekał od daw­na, zdanie które brzmi­ało najpiękniej „Chy­ba bolą mnie nogi”. Widzi­cie Zwierza też bolą nogi, ale nie chy­ba. Zwierza nogi bolą w sposób epic­ki, najbardziej mięśnie ud. Ist­nieje przy­puszcze­nie że wczo­raj – kiedy wybrałyśmy się na basen, obie zapom­ni­ałyśmy, że fizy­ka nien­aw­idzi wszys­tkiego co żyje i rusza­łyśmy naszy­mi noga­mi ochoc­zo łudząc się, że nie wyma­ga to od nas żad­nego wysiłku. Och jakie byłyśmy nai­wne. Oczy­wiś­cie, Zwierz cier­pi bardziej od mat­ki i częś­ciej wstaw­ia­n­iu z krze­seł i wysi­ada­niu z busików towarzyszy mu lita­nia przek­leństw. Mat­ka Zwierza radu­je się wtedy wielce mówiąc „A więc to nie jest tak, że ja jestem stara”. Zwierz ma dzi­wne pode­jrze­nie że kry­je się w tym cicha sug­es­tia że Zwierz ma gorszą kondy­cję od swo­jej mat­ki co nie ukry­wa­jmy – nie jest żad­ną nowością.

Zmęcze­nie jed­nak dało się nam we zna­ki i uwa­ga uwa­ga – mama Zwierza poz­woliła mu w ciągu dnia zdrzem­nąć się na chwilkę. Bo to taki dzień odpoczynku i reflek­sji. Reflek­s­ja Zwierza była taka, że jak leży i próbu­je ruszyć nogą to reakc­je jego mięśni są tak opóźnione, że być może jest trochę spar­al­iżowany. Reflek­s­ja mat­ki była taka, że to bard­zo śmiesznie jak­byśmy doszły dziś do trzy­dzi­es­tu tysię­cy kroków. Inny­mi słowy, Zwierz zrozu­mi­ał, że reflek­s­ja i odpoczynek nie uwzględ­ni­a­ją wyp­isa­nia się z wiec­zornego spaceru, który jest abso­lut­nie obow­iązkowy, bo prze­cież jesteśmy na wakac­jach i abso­lut­nie nie moż­na siedzieć cały dzień (czy­taj więcej niż godz­inę) w poko­ju. Zwierz posłusznie podrep­tał za matką, na Krupów­ki (trochę w poszuki­wa­niu Inter­ne­tu, którego w naszym luk­su­sowym hotelu nie ma. To znaczy jest ale nie sposób się z nim połączyć, czego nikt nie rozu­mie, ale zdaniem Zwierza nikt się temu nie powinien dzi­wić w hotelu PRL). Tu przeprowadz­iłyśmy krótkie bada­nia terenowe nad koszulka­mi patri­o­ty­czny­mi. Otóż w porów­na­niu z tym jak pop­u­larne były patri­o­ty­czne odzienia dwa lata temu ich pop­u­larność wśród turys­tów znacznie spadła. Co więcej – sklep który dwa lata temu sprzedawał jed­nego żołnierza wyk­lętego na drugim, ter­az ma koszul­ki z samo­choda­mi retro i Fort­nite. Co przy­czy­nia się do wielkiej teorii Zwierza że szał na patri­o­ty­czne odzie­nie tylko częś­ciowo był podyk­towany ide­ologią a w dużym stop­niu modą.

 

Całkiem rados­ny Zwierz na ścieżce na której — w prze­ci­wieńst­wie do resz­ty doliny naprawdę nie było nikogo

Pod­sumowu­jąc spoko­jny dzień, który zdaniem mat­ki Zwierza był na tyle nie wypełniony dzi­ała­ni­a­mi, że zasad­nic­zo rzecz biorąc powin­nyśmy się trochę wsty­dz­ić – przeszłyśmy pięt­naś­cie kilo­metrów. Znów zjadłyśmy dania z Ziem­ni­a­ka udowad­ni­a­jąc, że jesteśmy isto­ta­mi napędzany­mi na skro­bię. Przeanal­i­zowal­iśmy dlaczego ludzie nie baw­ią się dobrze w górach (biorą w nie dzieci, ewen­tu­al­nie biorą w nie rodz­iców) i jeszcze przed zacho­dem słoń­ca zdążyłyśmy znaleźć w Zakopanem miejsce w którym jest WI-FI. Zdaniem Zwierza to bard­zo wypełniony dzi­ała­ni­a­mi dzień. Mat­ka Zwierza zaś spoglą­da pode­jr­zli­wie na niebo i twierdzi – wywołu­jąc lek­ki niepokój w Zwierzu – że w sum­ie to wakac­je w górach się zupełnie nie liczą jeśli nie poszło się do Murowań­ca.  Tylko nie mów­cie moim nogom bo ogłoszą stra­jk i wcale nie będę się im dziwić.

Ps: Aplikac­ja do liczenia kroków (jed­na z pię­ciu jaką mamy – nie żeby ktoś miał obsesję na punkcie tego ile przeszedł) poin­for­mowała mnie że prze­biegłam dziś około pół kilo­me­tra. Och dro­ga aplikacjo to nie był bieg, po pros­tu mama powiedzi­ała że jak przyśpieszę to dostanę obiad.

0 komentarz
0

Powiązane wpisy

judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
slot
slot online
slot gacor
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online