Wejście do Dolby Theatre zupełnie nie przypominało już siebie zupełnie sprzed zaledwie kilku godzin. Czerwony dywan zwinięto, podobnie jak prowizoryczne trybuny dla fanów i fotoreporterów. Znudzeni pracownicy firmy sprzątającej dekoracje krzątali się przed kinem, zabierając do ciężarówek figury Oscarów, barierki i wielkie plansze z logo imprezy. Wyglądało to jak krzątanina po ostatnim cyrkowym przedstawieniu, tuż przed tym, jak trupa wyruszy do następnego miasta. O tym, że jeszcze niedawno to miejsce odróżniało się od zwykłego chodnika w Los Angeles świadczył głównie niemalejący sznur limuzyn, w których znikali kolejni goście. Widać było wyraźnie, że wieczór dobiegł końca i czas powrócić do codzienności. To zaś oznaczało otwarcie pobliskiego centrum handlowego i odblokowanie chodnika. Wydarzenie, którym świat Hollywood żył przez kilka miesięcy, właśnie stało się historią i trzeba było po nim jak najszybciej sprzątnąć.
Po drugiej stronie ulicy stała niewielka grupa gapiów, ale trudno było powiedzieć, czy liczyli na widok kogoś sławnego, czy bardziej interesował ich proces rozmontowywania całego tego spektaklu. Pomiędzy samochodami kręcili się fotografowie, chyba w nadziei, że uda im się zrobić jedną z tych niezapomnianych fotek wieczoru, gdzie widzi się drugą stronę całej imprezy. Było ich jednak niewielu, bo jak wyjaśniła mi Eve, większość fotoreporterów w mieście obsadza kolejne czerwone dywany na imprezach, gdzie właśnie pojawiają się sławy. Chwilowo jednak, zupełnie niezgodnie z tym, co można sobie wyobrazić, staliśmy w najzwyklejszej kolejce do samochodu.
Wyszliśmy na tyle późno, że przed nami stali wyłącznie ludzie, których nie rozpoznawałem. Za to oni rozpoznawali Eve. Co chwilę ktoś z kolejki obracał się w naszym kierunku, a potem jeszcze raz, by upewnić się, że rzeczywiście stoi za nim hollywoodzka gwiazda. Eve zdawała się być tym zupełnie nieprzejęta. Skłoniło mnie to do refleksji, że jednak to musi być dziwne życie, gdy ludzie po prostu wiedzą, kim się jest. I w każdej chwili mogą cię rozpoznać.
– Nie denerwuje cię to? – zapytałem cicho, kiedy kolejna osoba z kolejki zaczęła się nam intensywnie przyglądać.
– Ale co? – Eve wydawała się trochę rozkojarzona, od kilku chwil milczała pogrążona we własnych myślach.
– To, że ci ludzie się przyglądają. I jeszcze robią to tak, jakby nie zdawali sobie sprawy, że ich widzimy.
– To? A nie, nie już dawno przestałam zwracać na to uwagę. – Eve pomachała w kierunku jednej z osób przed nami – Nie można mieć ciastka i zjeść ciastka. Jeśli chce się występować, trzeba się pogodzić z tym, że ludzie będą znali twoją twarz.
– Brzmi to koszmarnie – nie byłem sobie w stanie wyobrazić życia bez mojej anonimowości – jak z jakiejś dystopii.
– Jak się dowiesz, ile zarabiam, to zrozumiesz, że to znośny koszmar – Eve uśmiechnęła się zalotnie – Ale tak na poważnie, to z czasem jakoś człowiek uczy się to ignorować. Poza tym nie aż tak trudno uniknąć rozpoznania. Jak się ma okulary przeciwsłoneczne, zwykłe ciuchy i czapkę z daszkiem, człowiek nieco mniej rzuca się w oczy, niż w balowej sukni z diamentami na szyi.
Pokiwałem głową, choć wydawało mi się, że nie ma na świecie na tyle banalnych ciuchów, by uczynić Eve nierozpoznawalną.
Problem kolejki rozwiązał się dość szybko. Szofer limuzyny, którą Eve przyjechała na Oscary, okazał się być człowiekiem czujnym i przedsiębiorczym. Nie dostrzegłszy Eve na początku kolejki, przeszedł wśród wszystkich zebranych, by nas odnaleźć.
– Pani Mayers, tu Pani jest! – mówił z silnym akcentem, który kazał mi przypuszczać, że pochodzi z jakiegoś kraju Europy Wschodniej – Czekam na panią tam z przodu, nie musi pani czekać w tej kolejce.
– Och, Peter naprawdę nie musiałeś, mogliśmy spokojnie odczekać swoje – wbrew temu, co mówiła Eve wyglądała na naprawdę zachwyconą tym, że nie musimy już dłużej stać.
– Gdzie spokojnie, zaraz jakiś paparazzi na panią wyskoczy, albo inny fan – Peter brzmiał jak człowiek oburzony samą wizją, że ktoś mógłby zaczepiać jego pracodawczynię – Poza tym mamy mało czasu. Pani Aghata zabiłaby mnie własnym rękami, gdyby się pani spóźniła.
– I tak kogoś udusi, ale pewnie i tak padnie na mnie, bo dziś wieczorem będzie mała zmiana planów. Najpierw jedziemy coś zjeść, a dopiero potem na przyjęcie. Adam pojedzie z nami.
Peter zmarszczył swoje gęste brwi. Najwyraźniej należał do tych pracowników, którzy źle przyjmują jakiekolwiek zmiany wcześniejszych ustaleń. Sprawiał też wrażenie nieco zaniepokojonego. Przyglądał się uważnie Eve, a po chwili przeniósł wzrok na mnie, jakby dopiero w tej chwili w ogóle zdał sobie sprawę z mojego istnienia. Przyglądając się Peterowi, pomyślałem, że mógł poza pracą kierowcy pełnić też funkcję ochroniarza. Był ode mnie niższy, ale zdecydowanie szerszy w brakach, a jego garnitur ledwo się dopinał na umięśnionej klatce piersiowej. Teraz spoglądał na mnie spode łba, jakby próbował zdecydować, czy ma mnie tylko trochę sponiewierać, czy ukatrupić.
– Adam Clarke. Jestem producentem. Poznałem Eve na gali. Nie mam złych zamiarów – uznałem, że mimo wszystko wypada się przedstawić – Jestem zupełnie niegroźny – dodałem dla pewności.
– O tym to ja już zadecyduję – stwierdził szofer takim tonem, że przez chwilę rozważałem, czy nie pożegnać się z Eve i nie oddalić się rączo w bliżej nieokreślonym kierunku.
Jeszcze przez chwilę Peter mierzył mnie wzrokiem, a ja robiłem wszystko, co w mojej mocy by wyglądać jak najbardziej niegroźnie i potulnie.
– Peter, przestań się znęcać nad Adamem, to miły człowiek. Nic mi nie zrobi. A teraz prowadź do samochodu, i tak mamy mało czasu – Eve wyglądała na lekko rozdrażnioną. Podejrzewam, że bardziej niż zachowanie Petera zdenerwowała ją strata czasu. Właśnie wyciągnęła z torebki telefon i wysyłała komuś bardzo dużo wiadomości. Domyślałem się, że pewnie ich adresatką jest ta tajemnica Agath,a która miała nas wszystkich zabić za spóźnienie.
– Nigdy wcześniej nie jechałem limuzyną – powiedziałem, gdy w końcu usiedliśmy na swoich miejscach w przepastnym wnętrzu olbrzymiego czarnego samochodu.
– Serio? Nawet na bal maturalny nie podjechałeś limuzyną ze znajomymi? W mojej szkole była taka moda – Eve wyglądała na szczerze zaskoczoną.
– Mieszkałem dwa kroki od swojej szkoły, na bal maturalny poszedłem pieszo.
– W takim razie witaj w świecie wielkich i bogatych. Limuzyny są fajne, bo jest sporo miejsca na nogi – Eve z westchnieniem ulgi zrzuciła swoje za małe buty i wyciągnęła przed siebie nogi – Poza tym samochód jak samochód.
Eve wróciła do swojego telefonu. Znów pisała na nim energicznie, wysyłając komuś mnóstwo wiadomości. Wyglądała na zdenerwowaną. W końcu jednak z głośnym westchnieniem odłożyła komórkę. Przez dłuższą chwilę siedzieliśmy w milczeniu. Powoli dochodziło do mnie, że siedzę w limuzynie z bardzo piękną aktorką. Nie wiem dlaczego, ale bardzo mnie to rozśmieszyło. Może dlatego, że cała sytuacja wyglądała jak jakiś banał z komedii romantycznej.
– Wyglądasz na rozbawionego – Eve usiadła prosto i zaczęła mocować się z zapięciem swojego naszyjnika.
– Po prostu pomyślałem, że to aż śmieszne, że ten wieczór tak się potoczył. Zupełnie inaczej niż zakładałem.
– No to jest nas dwoje – Eve w końcu udało się rozpiąć kolię i teraz trzymała ją w dłoniach, przyglądając się diamentom – Kiedy wsiadałam rano do tej limuzyny z Emilio, nie przypuszczałam, że będę tu siedzieć z kimś zupełnie innym.
– Powiesz mi, co się stało? – nie chciałem być wścibski, ale wydawało mi się, że zerwanie zaręczyn to coś, o czym człowiek jednak chce opowiedzieć.
– W sumie nic strasznego – Eve odwróciła twarz do przyciemnionego okna, tak jakby nie chciała na mnie patrzeć – Emilio nie jest aż takim złym człowiekiem. Po prostu byłam pewna, że się na coś umówiliśmy, a tymczasem okazało się, że dla niego to nie miało większego znaczenia. Kiedy się poznaliśmy, wcale nie miałam ochoty na jakiś dłuższy związek. W sumie na żaden. Nie dlatego, że miałam jakieś strasznie złamane serce, ale chciałam być sama, niezależna. W tym biznesie trzeba podejmować dużo trudnych decyzji, jeśli chce się i pracować i założyć rodzinę. Chciałam sobie tego oszczędzić. Przynajmniej na razie. Emilio był jednak uroczy i bardzo przekonujący. Gdyby to od niego zależało, zamieszkalibyśmy razem po miesiącu znajomości. Cały czas mu powtarzałam, że chcę móc decydować o swojej karierze, że nie chcę rywalizacji, że przez następne kilka lat nie mam ochoty na żadną stabilizację, jedno miejsce zamieszkania, dzieci. Mówiłam o tym non stop. Żeby wiedział. Zgodził się. Nawet kiedy się zaręczaliśmy powiedział, że zdaje sobie sprawę, że najbardziej cenię niezależność, i że chce celebrować moją niezależność we dwoje. Byłam taka szczęśliwa, że się rozumiemy. Ostatecznie nie dziwiłabym się, gdyby miał inne plany na życie. Nie przyszło mi tylko do głowy, że owszem, ale nic mi o nich nie powiedział.
– Dom w Miami? – przypomniało mi się, że Bercow wspominał coś o nowym domu Emilio. Kupowanie posiadłości nie pasowało do tego co mówiła Eve.
– Tak, dom, ogród, doskonała okolica z doskonałą szkołą za rogiem. Kiedy go o to zapytałam, wyszedł cały jego plan na naszą przyszłość. Miałam nakręcić jeszcze dwa filmy, a potem po ślubie ustatkować się razem z nim w Miami niedaleko jego rodziny. Dzieci, dom, może za kilka lat wróciłabym do grania. Dziś, kiedy jechaliśmy na Oscary, nagle mi o tym wszystkim opowiedział. Od początku do końca. Cały swój plan. Plan, który nie tylko wymyślił, ale zaczął realizować bez porozumienia ze mną. Nigdy nie czułam się taka głupia. Najgorsze jest to, że ja się mu nawet nie dziwię. W końcu ludzie chcą mieć dom i rodzinę. To nie są jakieś straszne pomysły na życie. Tylko, wiesz… ja się czuję taka głupia, że dałam się nabrać, że ktoś to dla mnie poświęci – głos Eve trochę się załamywał, tak jakby miała zaraz zacząć płakać. Było mi jej strasznie żal. Bardziej tego, że miała pretensje do siebie, niż tego, że została oszukana.
– Nie jesteś głupia. Jakby cię słuchał, to by wiedział, czego chcesz… – miałem nadzieję, że nie brzmię, jakbym się mądrzył. Ostatecznie w ogóle nie znałem Emilio – To nie twoja wina, że nie potraktował cię poważnie.
– Wiem, wiem, że to nie moja wina – Eve westchnęła ciężko i włożyła naszyjnik do torebki. Po chwili wahania zdjęła też z palca serdecznego duży pierścionek ze lśniącym diamentem i też wrzuciła go do środka. – Ale prawda jest taka, że rano miałam narzeczonego, a teraz nie mam.
– Za to masz mnie. Przynajmniej jeszcze przez godzinę. – miałem nadzieję, że to ją przynajmniej trochę rozbawi.
– Tak, rzeczywiście, ciebie i nadzieję na frytki. Dziś mi więcej nie trzeba. – Eve uśmiechnęła się do mnie. Bardzo miło.