Home Góry Przechowywanie Zwierza w chmurze czyli wpis tatrzański trzeci

Przechowywanie Zwierza w chmurze czyli wpis tatrzański trzeci

autor Zwierz
Przechowywanie Zwierza w chmurze czyli wpis tatrzański trzeci

Mat­ka obudz­iła mnie infor­mu­jąc, że jest już pięt­naś­cie po i mam naty­ch­mi­ast wstawać. Już zaczęłam się wykłó­cać że prze­cież umowa mówiła, że ma mnie budz­ić o siód­mej trzy­dzieś­ci, i wtedy właśnie padło zdanie które spraw­iło, że aż usi­adłam na łóżku. Okaza­ło się, że jest ósma pięt­naś­cie. ÓSMA! Jak się miało okazać (po krótkim wyjrze­niu przez okno) za decyzją mat­ki by obudz­ić mnie o tej godzinie stał fakt, że całe góry schowały się za chmu­ra­mi. Chmu­ra­mi z których lało. Na moją sug­estię, że sko­ro z wyciecz­ki nici to może obudz­iła­by mnie o dziesiątej odpowiedzi­ał mi tylko pusty śmiech. I poga­ni­an­ie do wstawania.

 

Tak wyglą­dała dziś panora­ma Tatr. Jak sami rozu­miecie — nie była to pogo­da bard­zo zachę­ca­ją­ca do górs­kich wypraw

 

Wyobraź­cie sobie sytu­ację. Za oknem leje. Tem­per­atu­ra wynosi dziewięć stop­ni. Wokół szarość. Co robi­cie? Odpowiedź log­icz­na – pod­cią­ga­cie koł­drę wyżej i idziecie spać, ewen­tu­al­nie zosta­je­cie pod kocem czy­tać książkę. Odpowiedź mat­ki Zwierza – zakłada­cie dwie warst­wy, rozkłada­cie para­sol i idziecie wyro­bić obow­iązkowe kilka­naś­cie tysię­cy kroków, bo prze­cież nie po to zapła­cil­iś­cie za hotel by w nim siedzieć (aut­en­ty­cznie takie są słowa mat­ki Zwierza, która najwyraźniej widzi w nich jakąś logikę). Deszc­zowe Zakopane nie ofer­u­je wielu atrakcji. Moż­na usiąść w jed­nej z rozlicznych kaw­iarni i napić się kawy. Moż­na iść do muzeum, ale prob­lem jest taki, że kiedy jeździ się tu co roku, to jak­by się już je zna. Moż­na wejść do sklepu no ale naprawdę w sklepie już się było.

 

Ostate­cznie Mat­ka Zwierza zaor­dynowała że wjedziemy na Gubałówkę i pójdziemy dalej. Dokąd pójdziemy już nie zdradz­iła. Kiedy kole­j­ka zaw­iozła nas na górę stały się jasne dwie rzeczy. Pier­wsza – że jest zde­cy­dowanie zim­ny i deszc­zowy początek wrześ­nia, ponieważ na tej oble­ganej zazwyczaj przez turys­tów górze nie było niko­go. Oraz Dru­ga – że wjeżdża­jąc na to niewielkie wzniesie­nie znalazłyśmy się w chmurze. Inny­mi słowy, było mokro, mgliś­cie i żywego ducha dookoła. Scene­r­ia zupełnie jak z hor­roru, w którym zom­bie zjadły już całą pop­u­lację. Jak dobrze przy­puszcza­cie mat­ka Zwierza była abso­lut­nie zach­wycona, co każe mniemać że w skry­toś­ci ducha czeka na zom­bie apokalip­sę. Sama pus­ta Gubałówka wyglą­dała jak smut­ny nekrolog waka­cyjnej rozry­w­ki, gdzie wszędzie wszys­tko zachę­cało do spróbowa­nia coraz to innej atrakcji, ale wszys­tkie przy­byt­ki były opuszc­zone albo zamknięte. Na górze pozostały tylko nieczułe na deszcz owce, refleksyjne krowy, oraz ofi­ary turysty­cznej nad­gor­li­woś­ci rodziców.

 

Trze­ba jed­nak przyz­nać, że dziś mat­ka zachowywała się łaskaw­ie. Kiedy w cza­sie naszego spaceru Zakopane po pros­tu nagle się skoczyło, zarządz­iła odwrót i nawet zasug­erowała że może­my usiąść na kaw­ie i poczy­tać. Ponieważ gesty takie – zwłaszcza w środ­ku dnia i to jeszcze przed dwudzi­estym kilo­me­trem spaceru, należy trak­tować entuz­jasty­cznie, to była to kawa niesły­chanie przy­jem­na, wypi­ta w poczu­ciu swois­tego zwycięst­wa pogody i zim­na nad nieustę­pli­wym charak­terem mat­ki Zwierza. Od dziś zacznę trak­tować zała­ma­nia pogody jako mojego sojuszni­ka. Należy jed­nak zauważyć, że gdy­by były miesiące waka­cyjne i było nieco cieplej niż dziewięć stop­ni, albo gdy­by wyschły już nasze prze­moc­zone wczo­raj rzeczy, to nie ręczę, że mat­ka nie próbowała­by mnie jed­nak gdzieś dalej zag­nać. Na całe szczęś­cie groź­ba prze­moczenia wszys­t­kich par posi­adanych przeze mnie butów w zaled­wie dwa dni okaza­ła się wystarczająca.

 

Po kaw­ie mat­ka Zwierza oświad­czyła, że w między­cza­sie pora zro­biła się obi­ad­owa i ona – z racji paskud­nej pogody ma ochotę na coś naprawdę dobrego. Zwierz który ogól­nie ceni kuch­nie zakopi­ańską w sposób ogranic­zony (jedze­nie jest tu bard­zo jed­norodne) zapro­ponował odmi­anę w bard­zo miłej włoskiej kna­jpie. I co? Otóż musi­cie sobie wyobraz­ić że w ramach dobrego jedzenia, na poprawę humoru, mat­ka Zwierza zamówiła szpinak. Co więcej to była ta naj­gorsza for­ma szpinaku, czyli zielona pap­ka, która ponoć jest pysz­na, ale od cza­su kiedy spotkałam się z nią ostat­ni raz w przed­szkolu nie mam zami­aru dokony­wać ponownych testów. W każdym razie chy­ba w żad­nym słown­iku świa­ta „dobre jedze­nie na paskud­ną pogodę” nie rów­na się szpinakowi. Zwłaszcza w por­cji sug­erowanej jako przys­tawka. No ale taka jest mat­ka Zwierza, obrzy­dli­wie dorosła w swoich kuli­narnych wyb­o­rach. I proszę mi nawet nie pisać że szpinak jest dobry. Jak dobry by nie był zamaw­ian­ie go jako jedynego dania w kna­jpie uważam za patologiczne.

 

Wakac­je naprawdę się skończyły i nie ma takiej pro­mocji na lody świder­ki która mogła­by to zmienić.

 

Dzień upłynął jed­nak miło, bo jak mówi stare powiedze­nie – przy­jedź do Zakopanego twoi zna­jo­mi już tam są. Z radoś­cią udałam się na kawę spotkać się z kolega­mi ze studiów. Jak szy­bko się okaza­ło, moż­na było uznać to spotkanie za mały kącik ter­apeu­ty­czny dla ofi­ar wczes­nego wstawa­nia. Okaza­ło się, że u nich pobud­ka zarządzana jest o godzinie 4:30. I jak zwyk­le okaza­ło się, że mamy tu jed­ną osobę która jest demon­icznym poga­ni­aczem i jed­ną niewin­ną ofi­arę. Najwyraźniej wśród ludzi jeżdżą­cych w góry tak rozkłada­ją się obow­iąz­ki. Ktoś budzi o nie­ludz­kich porach i ktoś cier­pi – niekiedy w skry­toś­ci ducha (niekiedy ofic­jal­nie na blogu). Pod­czas kiedy my ofi­ary dzielil­iśmy się swoi­mi trau­ma­mi, nasi poga­ni­acze spoglą­dali na nas zupełnie bez zrozu­mienia. Zaniepokoił mnie fakt, że mat­ka wcale  nie wyglą­dała na jakąś zniechę­coną wiz­ją wstawa­nia koło 4. Co jest prze­cież zupełnie skan­dal­iczne bo takiej godziny nie ma. Nie mniej dla włas­nego bez­pieczeńst­wa powiedzi­ałam mamie że może iść na spac­er i nie musi dalej być towarzyszką naszej roz­mowy. Trze­ba się ratować przed niepoko­ją­cy­mi skutka­mi spotka­nia dwój­ki górs­kich psy­chopatów. Tu jed­nak należy zauważyć, że zna­jo­mi Zwierza nie tylko chodzą na dłuższe i bardziej wycz­er­pu­jące wyciecz­ki ale przede wszys­tkim decy­du­ją się na lokum przy którym hotel PRL wyda­je się przepełniony luk­susa­mi. Kiedy słyszy się o przez­abawnej wypraw­ie po drewno, konieczne by roz­pal­ić w kominku, jedynym źró­dle ogrze­wa­nia, to jed­nak człowiek zaczy­na cenić hotelowy kalo­ryfer. Nawet jeśli nie dzi­ała to jed­nak tam jest, dając poczu­cie złud­nego bezpieczeństwa.

 

Ponieważ dzisiejszy dzień był niesły­chanie leni­wy ( led­wie dwadzieś­cia tysię­cy na liczniku kroków) pozosta­je mi nadal donosić o niekończą­cych się urokach hotelu PRL. Otóż na przykład musi­cie wiedzieć, że sto­jące tu łóż­ka pamię­ta­ją cza­sy kiedy ludzie mieli mniejsze wyma­gania. Są wąskie i z natu­ry dość twarde. Aby dos­tosować je do nowych goś­ci których ple­cy są zmiękc­zone zarazą kap­i­tal­iz­mu, położono na starych łóżkach miękkie nowe mat­er­ace. No i te mat­er­ace zjeżdża­ją. Może nie wszys­tkim ale Zwier­zowi mat­er­ac w nocy zjeżdża z łóż­ka co spraw­ia, że rano budzę się z noga­mi na mat­er­acu który swo­bod­nie zwisa z boku łóż­ka. Albo cza­sem w cza­sie czy­ta­nia czu­ję jak mat­er­ac powoli zsuwa się w dół. Z badań nad niezwykłoś­cią łazien­ki mamy  zaś nowe odkrycie, otóż okaza­ło się, że wieszak na papi­er toale­towy wisi w takim miejs­cu że właś­ci­wie to nie sposób z niego korzys­tać. Wyda­je się jed­nak że pełni funkcję tylko deko­ra­cyjną ponieważ nigdy obsłu­ga hotelu nie powiesiła na nim papieru. Co zaś się samego papieru tyczy, to odnoszę wraże­nie, że papi­er trak­tu­je się jak w cza­sach niedoborów i uzna­je, że każ­da dodatkowa rol­ka przy­dzielona mieszkań­com zru­jnu­je hotel.

 

Obserwac­ja owiec pod­powia­da mi, że w cza­sie deszczu najlepiej być owcą.

 

Na jutro zapowiada­ją ład­niejszą pogodę, a wiec­zorem, chmury zwró­ciły nam już część gór i nawet widać było na niebie gwiazdy. Co cieszy, bo znaczy to, że może uda się ruszyć na wyprawę. Zapowiada­ją że będzie całkiem ład­nie, ja cieszę się, że przy­wiozłam z Warsza­wy ciepłą kurtkę (kupowaną gdy za oknem było 32 stop­nie ciepła) i tylko jed­no mnie niepokoi. Czy aby przy­pad­kiem mat­ka zain­spirowana spotkaniem z moi­mi zna­jomy­mi nie będzie mnie próbowała obudz­ić wcześniej. Cóż taki los człowieka prześlad­owanego – całe życie upły­wa mu na niepewności.

 

Ps: Wpis śred­nio entuz­jasty­cznie zaak­cep­towany przez matkę Zwierza.

0 komentarz
6

Powiązane wpisy

judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
slot
slot online
slot gacor
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online