Home Góry Uroki ulewy czyli wpis tarzański drugi

Uroki ulewy czyli wpis tarzański drugi

autor Zwierz
Uroki ulewy czyli wpis tarzański drugi

Mat­ka obudz­iła mnie o 7:21. Obiecała, że obudzi mnie o 7:30 (jeśli pogo­da będzie śred­nia) ale najwyraźniej podob­nie jak zbrod­nicze reżimy nie przestrze­ga kon­wencji genewskiej i budzi o której chce. Kiedy wymam­ro­tałam, że należy mi się jeszcze dziewięć min­ut snu, zostałam poin­for­mowana że nie po to jesteśmy na wakac­jach żeby spać.

 

O ile rano było jeszcze ład­nie to od połowy dnia moż­na było obser­wować już tylko góry w chmu­rach i chmury w górach

 

Praw­da jest taka, że rzeczy­wiś­cie wczes­na pobud­ka była koniecz­na. Byłyśmy pier­wsze na śni­ada­niu co jak wiemy jest najważniejsze. Dzię­ki temu mogłam jako pier­wsza wyłow­ić kawałek masła z wielkiej michy zim­nej wody, w której pły­wało pokro­jone w kost­ki. Jest to pomysł albo bard­zo less waste albo bard­zo w duchu PRL albo – co pode­jrze­wam najbardziej, w duchu ros­ną­cych cen masła w dowol­nym opakowa­niu. W każdym razie kon­tem­plac­ja masła i jajeczni­cy nie zajęła mi zbyt dłu­go, bo mat­ka ponaglała do wyjś­cia. Wiado­mo bowiem, że śni­adanie należy zjeść w tym krótkim oknie cza­su po między pojaw­ie­niem się w restau­racji nas a zejś­ciem na śni­adanie jakichkol­wiek następ­nych gości.

 

Ponieważ jed­nak wczo­ra­jsze dwadzieś­cia tysię­cy kroków było zde­cy­dowanie miejs­kich, mat­ka postanow­iła że dziś w ramach akli­matyza­cji zaprowadzi mnie do Doliny Cho­chołowskiej a tam zas­tanowi się gdzie dalej. Wiecie zdanie „a potem pójdziemy gdzieś dalej” ma w sobie odrobinę grozy bo nigdy nie wiado­mo, co to oznacza. W każdym razie kiedy nasze stopy stanęły u wylo­tu doliny myśla­mi byłam już przy tym momen­cie wyciecz­ki, w którym zazwyczaj mam ochotę umrzeć. Sama Cho­chołows­ka jest zaś doliną której kiedyś nie lubiłam a dziś awan­sowała na pier­wszej miejsce dolin górs­kich w moim pry­wat­nym rankingu. Sze­ro­ka, zale­siona, ale ze zróżni­cow­anym kra­jo­brazem, jest po pros­tu pięk­na i pozwala – mimo zerowego wysiłku włożonego w wycieczkę, poczuć się jak w prawdzi­wych górach.

 

Choć myśmy zmokły w cza­sie naszej wyciecz­ki to owce w Cho­chołowskiej wydawały się całkiem zad­owolone z życia

 

Szłyśmy tak żwa­wo podzi­wia­jąc okolicę kiedy zaczęło kropić. Deszcz w Tatra­ch, a zwłaszcza w dolinach nie jest niczym nowym ani zniechę­ca­ją­cym, więc wyciągnęłyśmy kurt­ki i ruszyłyśmy przed siebie, nie tracąc wer­wy. Zwłaszcza, że pod koniec doliny znaleźć moż­na schro­nisko z doskon­ałą szar­lotką co zawsze doskonale moty­wu­je do dro­gi. Jed­nocześnie obser­wowałyśmy chmury na niebie z ulgą kon­statu­jąc że wiel­ka ciem­na chmu­ra, która jeszcze chwilę wcześniej zale­gała nad Doliną prze­sunęła się błyskaw­icznie (dużo szy­b­ciej niż ma to miejsce na niz­inach) nad Dolinę Koś­cieliską. Nad nami zaczy­nało się ład­nie prze­jaś­ni­ać, więc była nadzie­ja, że nawet nie bard­zo zmoknięte dotrze­my do samego koń­ca doliny i tam zas­tanow­imy się co dalej. Jed­nak po kole­jnych dwudzi­es­tu min­u­tach, deszcz zamienił się w ulewę, dro­ga zaś w potok. I ponown­ie – nie było­by to aż tak zniechę­ca­jące (nie porusza­łyśmy się wszak po wyso­kich górach więc ślis­ki szlak nie stanow­ił zagroże­nia) gdy­by nie fakt, że zaczęłyśmy słyszeć grz­mo­ty. Grz­mot w górach jest inny niż w dolinach, niesie się dłużej, brz­mi bardziej i wywołu­je drże­nie ser­ca, którego nie czu­je człowiek widząc w zasięgu wzroku siedz­i­by ludzkie.

 

Tu pozostała nam decyz­ja – albo idziemy dalej – ryzyku­jąc, że grz­mo­ty się przy­bliżą a my zna­jdziemy się w samym cen­trum burzy, albo się wyco­fać. Zna­j­dowałyśmy się niemal dokład­nie w połowie dro­gi. Co więcej tech­nicznie rzecz biorąc najbliższym schronie­niem było rzeczy­wiś­cie położone przed nami schro­nisko. Ostate­cznie jed­nak zawró­ciłyśmy – zakłada­jąc przede wszys­tkim, że jeśli jeszcze trochę zmokniemy pod drodze, a nad Doliną prze­toczy się burza, to będziemy musi­ały w kom­plet­nie prze­moc­zonych ubra­ni­ach czekać na koniec zała­ma­nia pogody. Tym­cza­sem mimo kurtek, nieprze­makalnych butów i ogól­nie porząd­nego stro­ju, byłyśmy prze­moc­zone w sposób trud­ny do opisa­nia. Zna­cie może ten stopień mokroś­ci który spraw­ia, że już bardziej mokrym być nie moż­na? To ten moment kiedy człowiek odrzu­ca para­sole, płaszcze prze­ci­wdeszc­zowe i zde­j­mu­je kap­tur z głowy bo i tak jest wszys­tko jed­no. Dokład­nie tak mokre byłyśmy. Chy­ba najbardziej poszkodowane były moje now­iutkie spod­nie – które pod wpły­wem ciężaru wody zaczęły się lekko roz­cią­gać. Nie ma nic gorszego niż schodze­nie w deszczu z Doliny przy jed­noczes­nym pod­cią­ga­niu spod­ni co parę kroków. Spod­nie na wie­ki wieków dostały zwol­nie­nie z wycieczek górskich.

 

Czy zmokłam? Tak bard­zo zmokłam.

 

Deszcz który towarzyszył nam całą drogę, strasząc co pewien czas dalekim grz­motem, oczy­wiś­cie osłabł jak tylko zaczęłyśmy zbliżać się do koń­ca doliny. To ten den­er­wu­ją­cy ele­ment górskiej pogody – kiedy już zde­cy­du­jesz się zawró­cić mami cię ona powrotem w górę a kiedy próbu­jesz jeszcze raz pod­jąć wysiłek potrafi znów zlać się deszczem. Dlat­ego nie dałyśmy się zwieść i postanow­iłyśmy, że jed­nak wrócimy do Zakopanego i postaramy się założyć na siebie co najm­niej jed­ną suchą rzecz. Bo żad­na z naszych rzeczy nie była sucha. O ile samo schodze­nie z Doliny miało w sobie nawet coś z przy­gody o tyle prze­dostanie się ze stanowiska busów do hotelu było aut­en­ty­cznym cier­pi­e­niem. Nasze mokre ubra­nia zamieniły się w zimne mokre ubra­nia a my same miałyśmy tyle energii, że pode­jś­cie w górę Krupówek niemalże wyma­gało zakłada­nia kilku obozów – jak w cza­sie wyprawy w Himalaje.

 

Mat­ka Zwierza radośnie myśli o wszys­t­kich kilo­me­tra­ch które jeszcze dziś przejdzie

 

Kiedy po powro­cie do hotelu doprowadz­iłyśmy się do względ­nej suchoś­ci, byłam przeko­nana, że mat­ka Zwierza da mu trochę cza­su na odpoczynek albo przy­na­jm­niej  czas na reflek­sję jak wiele w życiu człowieka zmieni­a­ją suche spod­nie. Nic z tych rzeczy, mat­ka Zwierza głęboko niezad­owolona z tego że warun­ki pogodowe pop­suły jej wycieczkę zarządz­iła wymarsz, celem nadro­bi­enia obow­iązkowej liczny kroków. Uświadomiłam sobie, że mat­ka nieza­leżnie od pogody ma zami­ar funkcjonować wedle zasady zachowa­nia zapier­dolu (ZZZ!) czyli że będziemy chodz­ić póki nam nogi nie odpad­ną. W ramach zachę­ty została mi obiecana kawa oraz shop­ping. Powiem wam tyle – z kawy jestem zad­owolona, bo znalazłyśmy piękną kaw­iarnię z tarasem na panoramę Tatr (zas­nutą przez chmury). Co się zaś tyczy shop­pin­gu, to mat­ka Zwierza naprawdę zasza­lała (pow­strzymy­wała się od wchodzenia do sklepów przez cały wcześniejszy pobyt w górach) i kupiła sobie skar­pet­ki. Sza­leńst­wo i ekstaza.

 

W Zakopanem otworzyło się małe cen­trum hand­lowe. Miejsce mało intere­su­jące samo w sobie ale ma świet­ną kaw­iarnię z widok­iem na Tatry

 

Należy tu dodać, że Zwierz posz­erzył od wczo­raj swo­ją wiedzę o kon­tuz­jach mat­ki jakich nabyła w cza­sie krótkiej wyciecz­ki, pod­czas której potknęła się na prostej drodze. Poza wspom­i­nanym sini­akiem na czole (który wyglą­da trochę tak jak­by cos­play Har­rego Pot­tera się nie udał) mat­ka ma posini­ac­zone ręce, kolana, i ogól­nie cały bok, a cza­sem mówi zdanie „Nie za bard­zo mogę głę­biej odd­y­chać” co sugeru­je, że być może obiła sobie też żebra. Mimo mojej głębok­iej nadziei, że być może poobi­janie ją jakoś zwol­ni, nieste­ty wyglą­da na to, że pod­czas kiedy ja mam ochotę paść, ona radośnie kon­statu­je że od początku miesią­ca przeszła już pon­ad 31 kilo­metrów co nie brzmi­ało by tak dobrze gdy­by nie fakt że chodzi o ten miesiąc, którego właśnie mamy dru­gi dzień.

 

Pije­my niezbędne napo­je w celu przy­wróce­nia ciepła w organiźmie

 

Aby pozostać wiernym kro­nikarzem naszej wyprawy muszę dodać, że hotel PRL wciąż nie przes­ta­je nas zaskaki­wać. Ot wczo­raj późnym wiec­zorem łazien­ka wydała z siebie dzi­wny dźwięk, który był czymś pomiędzy bul­gotaniem a szczekaniem. Mat­ki zwierza to nie poruszyło „One cza­sem tak robią” stwierdz­iła. Ale może należy zaz­naczyć, że jeśli chodzi o ten hotel moja sza­cow­na mat­ka nie zada­je zbyt wielu pytań a swo­je obserwac­je ogranicza np. do rados­nej kon­stat­acji że nad jej nowym łóżkiem już nie jest łat­wo wal­nąć się głową o wiszącą nad nim szafkę, bo wisi tak, że łatwiej wyk­luć sobie nią oko. Nie ukry­wam, że ten poziom optymiz­mu jest dla niej zwyk­le niedostęp­ny w Warsza­w­ie. Najwyraźniej hotel PRL budzi w mej matce wszys­tko co najlep­sze. We mnie budzi zaś niekończące się zdzi­wie­nie. Dziś np. odkryłam, że klozet się trochę giba. Nie wiem czy to nie spec­jal­nie. Wolę nie pytać.

 

Moja cicha sug­es­tia że być może należało­by zała­manie pogody potrak­tować jako znak Bos­ki i nie wstawać wcześnie tylko odd­ać się jakimś typowo urlopowym czyn­noś­cią, mat­ka posumowała zdaniem „Obudz­imy się o siód­mej i pode­jmiemy decyzję co dalej robimy”. Obaw­iam się jed­nak, że na tej liś­cie nie zna­jdzie się propozy­c­ja „Śpimy dalej, bo mamy wolne”.

 

PS: Wpis zaak­cep­towany przez matkę Zwierza.

0 komentarz
5

Powiązane wpisy

judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
slot
slot online
slot gacor
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online