Zwierz postara się dziś zainaugurować cykl notek ale obawia się, że może o nim zapomnieć więc musicie mi przypominać. O czym będą? Zwierz zorientował się, że czasem oglądamy filmy ale nie koniecznie zdajemy sobie sprawę,kto właściwie jest odpowiedzialny za co przy produkcji filmowej i kto bardziej się liczy. Zwierz ma nadzieję,że dziś uda mu się wyjaśnić wam największy problem początkującego odbiorcy filmowego. Czyli odpowiedzieć na pytanie kto jest ważniejszy – scenarzysta czy reżyser. I dlaczego.
Zwierz kiedy był zdecydowanie młodszy był przekonany, że scenarzyści są za mało doceniani i rozpoznawani w świecie filmu. Zapytajcie kogo chcecie o ulubionych reżyserów. Poza tymi którzy kina nie lubią czy w ogóle się nie interesują nazwiskami niemal na pewno usłyszycie kilka nazwisk. Albo kilka nazwisk reżyserów których ludzie bardzo nie lubią. A teraz zapytajcie o scenarzystów. Jeśli zaznaczycie do tego, że chodzi wam o scenarzystów którzy nie są jednocześnie reżyserami to może was czekać głucha cisza. Podobnie jest w przypadku nagród. Jak wszyscy wiemy im później w trakcie wieczoru przyznaje się nagrodę tym ważniejsza ona jest. I nie trudno zauważyć, że scenarzyści dostają swoje złote statuetki zdecydowanie wcześniej niż reżyserzy. Zresztą to nazwiskami reżyserów a nie scenarzystów piszemy historię kina. Zwierza dawnej to dziwiło, zwłaszcza że wszystko wydawało się stać na głowie. Reżyser może i jest ważny, ale cóż by zrobił gdyby nie scenariusz, czyli historia wymyślona przez kogoś zupełnie innego. Od tamtego czasu jednak zwierz zmienił zdanie (choć nie do końca o czym się przekonacie) i zrozumiał dlaczego podział zaszczytów wygląda tak a nie inaczej.
Zacznijmy od tego, że praca scenarzysty i reżysera różni się przede wszystkim nakładem pracy. Jasne scenarzysta wykonuje większość pracy koncepcyjnej – musi ułożyć historię, czasem po to by sprzedać ją studio filmowemu, czasem studio filmowe zatrudnia scenarzystę by ten napisał tekst do konkretnego tytułu. Powstają dialogi, zarys postaci i przestrzeni w jakiej rozgrywa się akcja. Scenarzyści bardzo się różnią w ilości podpowiedzi jakie dają twórcom. Czasem didaskalia mogą być bardzo dokładne, czasem są bardziej ogólne. Przy czym warto zauważyć, że każdy pojedynczy element scenariusza może ulec zmianie. Postacie mogą zmienić płeć (słynne przykłady zwierz kiedyś wymieniał), kolor skóry (jeśli reżyser lub producent znajdzie ciekawego aktora), wiek. Więcej mogą właściwie powiedzieć coś zupełnie innego niż mają napisane w scenariuszu. Mogą nic nie powiedzieć, tam gdzie jest pięć stron monologu. Nie mniej załóżmy że scenarzysta kończy pracę i sprzedaje swój scenariusz. Tu kończy się jego zasadniczy udział w produkcji filmowej. Jasne – w wielu przypadkach scenarzyści są zaangażowani jednak dłużej – na wypadek gdyby trzeba było jakąś scenę dopisać czy dokonać głębokich zmian w scenariuszu – nawet jeśli napisał go ktoś inny. Czasem okazuje się, że jakiejś sceny brakuje a inna mimo,że dobrze brzmi na papierze niekoniecznie sprawdza się w czasie kręcenia. Warto zauważyć że nie ma jednego modelu – wiele zależy i od reżysera i od producentów. Jeśli reżyser chce mieć obok siebie scenarzystę to ten może być obecny na planie cały czas, ale jeśli mu na tym nie zależy to właściwie scenarzysta może film na podstawie swoich słów zobaczyć dopiero na premierze. Inna sprawa to fakt, że przepisy amerykańskich związków zawodowych, przemysłu filmowego sprawiły, że w przypadku filmu Hollywoodzkich praktycznie nie zdarza się, by reżyserowało je dwóch reżyserów (oczywiście są przypadki ale rzadkie), natomiast wielkie produkcje filmowe rzadko są podpisane jednym nazwiskiem scenarzysty co nieco osłabia jego znaczenie w procesie produkcji filmu.
No dobra ale to dopiero początek – zdecydowanie ważniejsza i bardziej interesująca nas kwestia to odpowiedź na pytanie – gdzie właściwie w filmie zaczyna się reżyser a kończy scenarzysta (o ile to dwie osoby). Na chwilę odłóżmy na bok pewne oczywiste kwestie organizacyjne – reżyser jest odpowiedzialny za bez porównania więcej rzeczy – od pracy z aktorami po aprobatę niemal każdego fragmentu artystycznej części produkcji (choć nie znaczy to, że i nad nim nie stoją producenci). Co raz częściej też reżyser jest zaangażowany w produkcję finansowo jako jeden z producentów filmu. Ma on więc bez porównania więcej pracy przy filmie niż scenarzysta. Tak technicznie zupełnie musi wykonać więcej roboty. Istnieją też teorie filmowe które uznają że każdy film jest właściwie autorską kreacją reżysera, i wszyscy inni zaangażowani w produkcje stanowią jedynie narzędzie jej tworzenia. Natomiast właściwie nie odgrywają w całym procesie większej roli. Zwierz nie jest jednak teoretykiem filmu więc i to odłóżmy na bok, na pewno nie zajmie wam dużo czasu lektura ludzi mądrzejszych od zwierza – zwłaszcza w materii teorii filmowej.
Przejdźmy więc do pewnego praktycznego zobrazowania tego jak coś napisanego zamienia się w film i dlaczego uznajemy wyższość znaczenia reżysera nad scenarzystą. Wyobraźmy sobie taką scenę, zapisaną w scenariuszu. W niewielkim pokoju hotelowym mamy Jana i Agatę (imiona przypadkowe).
Didaskalia wskazują: „Zapuszczony pokój hotelowy. Jan siedzi na łóżku, Agata stoi przy drzwiach. Na ścianach zielona tapeta, widać że nikt tu nie sprzątał od dobrych dwudziestu lat. Firanki szare. Za oknem pada. Wieczór”
Agata (niepewnie dotyka klamki): „ Czyli to już koniec?”
Jan (odwraca głowę do okna): „Tak. Nic więcej nie mam do powiedzenia. Żegnaj”
Agata (otwiera drzwi): „Żegnaj” (po chwili z wahaniem) „Zawsze zostanie nam Borneo”(wychodzi)
Jan (do siebie) :”Ale już nigdy Tahiti w sierpniu”
Jak widzicie scena jest niesamowicie intrygująca. Zapisana tak jak robi to zwierz (jak widzicie w stylu bardzo mało scenariuszowym ale to naprawdę scena mająca jedynie pokazać pewne zabiegi) wydaje się dość prosta. Załóżmy że tak właśnie rozpisał ją początkujący scenarzysta znakomitego melodramatu „Tahiti w sierpniu” (w kinach już w połowie lipca). Zacznijmy od samych didaskaliów. Zwierz wybrał taki dość powiedzmy sobie mało oryginalny zapis. Ale każdy z was coś widział w głowie. Niektórzy typowy amerykański motel, inni jakiś maleńki pokoik hotelowy, jeszcze kto inny jakiś pokój w którym kiedyś był. Niby wiemy że tapeta ma być zielona. Ale czy chodzi o ciemną zieleń a może o lekki trawiasty wzorek. A może w ogóle ta zielona tapeta nie pasuje do wizji reżysera. No dobra ale to jest oczywiste. Ale teraz widzicie że scenarzysta (cudowne pióro!) napisał że pada. Reżyser chce nam pokazać że pada. Czy będziemy słyszeć krople deszczu? A może będziemy mieli to jedno z ujęć kiedy widać cień mokrego okna na ścianie, a może po prostu kamera zacznie swój ruch przy oknie, przejedzie powoli po tych limetkowych ścianach i spocznie na twarzy Agaty? W każdej z tych decyzji mieści się nieco inny wydźwięk sceny a na razie jeszcze nie ruszyliśmy linijki dialogu. Ale do tego jeszcze daleka droga. Bo skoro już mamy wymyśloną przestrzeń (no w jakim kolorze są dokładnie te zielone tapety?). To musimy jeszcze – jako reżyser – wymyślić jak aktorzy będą się poruszali po planie. To jedna z tych rzeczy o których jako widzowie nie myślimy ale prawda jest taka, że aktor nie przechodzi po prostu po pokoju – jeśli ma się po nim kręcić to reżyser – wraz z aktorem i operatorem kamery muszą bardzo dokładnie wytyczyć ścieżkę. Podobnie kiedy aktor czy aktorka stają – na planie filmowym umieszcza się specjalne znaki – dla aktorów by wiedzieli w którym miejscu powinni stanąć. Dlatego reżyser – jeśli naprawdę zależy mu na swojej dokładnej wizji i ma sporo szacunku dla aktorów – będzie musiał z nimi jakoś omówić ruch na planie. Nasza Agata stoi przy drzwiach. Ale czy robi to od początku sceny? A jeśli tak to stoi bokiem, przodem do drzwi? Tyłem? Gdzie ma spojrzeć? Ponownie – nic nie zmieniamy ale jeśli Agata zagra całą scenę stoją tyłem do naszego siedzącego na kanapie Jana to będzie to zupełnie inna scena.
Przejdźmy do naszych wybitnych dialogów. Agata mówi „Czyli to już koniec”. Na papierze brzmi nieźle (wybitny scenarzysta) ale na planie coś nie gra. Aktorka grająca Agatę czuje, że linijka jest za długa. Reżyser w czasie jednego z ujęć prosi by uwolniła się od zapisu scenariusza i powiedziała to jak czuje. Aktorka grająca Agatę mówi „To już koniec”. Wychodzi lepiej. Co prawda nie dokładnie tak jak w scenariuszu ale lepiej pasuje do nastroju sceny. Przechodzimy do Jana. Ponieważ reżyser uważa, że Jan ma w tej scenie złamane serce proponuje aktorowi by przypomniał sobie, jak zginął jego pierwszy pies przejechany przez ciężarówkę rozwożącą lody. Aktor grający Jana wzrusza się i zdanie to mówi łamiącym się głosem. Reżyser jednak nie jest zadowolony i prosi aktora by ten dał mu jakiś wybór. W następnej scenie Jan przypomina sobie lody które jedli po przejechaniu psa i mówi zdanie już z większą pewnością siebie. Albo robi inną z setek mniejszych czy większych aktorskich decyzji. Reżyser wybierze potem to ujęcie które najbardziej mu pasuje. A wyobraźmy sobie, że ktoś poczuł potrzebę improwizacji. Dodaje od siebie słowo lub dwa. Nie ma ich w scenariuszu ale doskonale pasują – może podpowiadają coś o bohaterach. Niech aktor grający Jana doda do swojego wybitnego zdania coś takiego. „Tak. Nie mamy sobie nic więcej do powiedzenia. Pada. Weź Parasol. Żegnaj”. Niby nic wielkiego – ale jednak przez dodanie tych dwóch słów wiemy już że Janowi zależy na Agacie mimo że się rozchodzą. Jedne z najlepszych linijek w filmie zostały zaimprowizowane – nie wszystkie ale całe mnóstwo.
No dobra ale to jeszcze nie koniec. Wyobraźmy sobie, że dwie ostatnie (jakże intrygujące linijki) słyszmy ale nie widzimy twarzy bohaterów. Kiedy Agata mówi „Zawsze pozostanie nam Borneo” widzimy tylko jej rękę na klamce. Kiedy Jan mówi „ Ale już nigdy Thaiti w sierpniu”, w kadrze mamy tylko kwiatki w wazoniku na stole i słyszymy dudniący o szyby deszcz. Dlaczego? Bo taka jest wizja reżysera. A przecież to co wydarzy się na planie filmowy to jeszcze nie wszystko. Senę trzeba zmontować – o pracy scenarzysty zwierz będzie chciał napisać w zupełnie innym poście (a właściwie o tym jak ją zauważyć bo na samej pracy zwierz się nie zna) ale musicie wiedzieć, że montaż niesłychanie dużo może zmienić w naszym odbiorze nawet tego co zostanie odegrane dokładnie w zgodzie z zapisem scenariuszowym. Montażyści mają niesłychanie trudną (choć teraz ja są komputerowe możliwości to nieco łatwiejszą) pracę ale niezbędny jest udział reżysera. Bo to on musi ostatecznie podjąć decyzję o tym jaką wizję chce mieć. No i konieczny jest pod tym wszystkim podkład muzyczny. Przy odpowiedniej muzyce (i dźwięku) można nas przekonać,że ta scena w tanim hotelu to najbardziej pogodna i zabawna scena w historii kinematografii, można nam też zagrać na nosie i przekonać, że to niesłychanie pompatyczny moment. Jasne – samej sceny nie byłoby gdyby nie scenarzysta. Ale to co widz zobaczy na ekranie – ostatecznie jest zasługą pracy wielu osób – w tym przede wszystkim reżysera. Co prawda nie działa to tak wprost ale wyobraźcie sobie, że próbujecie przełożyć film który macie w głowie kiedy czytacie książkę na rzeczywisty film – na pewno byłoby to niesamowicie trudne – i co więcej, każda z takich powstałych w naszej głowie wizji byłaby bardzo autorska i niepowtarzalna.
No dobra, powiecie, ale prawdą jest że z próżnego i Salomon nie naleje. Jeśli scenariusz nie jest dobry to reżyser nic z tym nie zrobi. Jest w tym sporo prawdy. Czasem kiedy historia w filmie zupełnie się nam nie klei winimy scenarzystę mimo że nie wiemy ile z oryginalnego scenariusza tak naprawdę pozostało w filmie. Czujemy jednak, że to on odpowiada za luki w pewnej logice całej historii. Z drugiej strony w chwili kiedy zachwycamy się scenarzystami, najczęściej zwracamy uwagę na dialogi – kto jak mówi, jak bliski jest język bohaterów do języka codziennego, czy monologi są na tyle intrygujące że chcemy ich słuchać dalej (wszyscy chcemy wiedzieć jak w Europie nazywają ćwierćfunciaka z serem). Czasem tym co chwalimy jest precyzja scenariusza – zwłaszcza tam gdzie film ma wiele wątków które muszą się ze sobą spleść. Przy czym precyzyjny scenariusz wymaga też większej dyscypliny od reżysera, który musi zachować w ostatecznej wersji wszystkie najważniejsze elementy opowieści. Stąd też prawdą jest że scenarzystów – zwłaszcza filmów które nam się podobały, naprawdę warto znać i pamiętać. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że w ich kolejnych filmach znajdziemy elementy, które lubimy. A jeśli już sami biorą się za reżyserię (w sumie większość ulubionych reżyserów zwierza to reżyserzy/scenarzyści) to możemy niemal w ciemno iść na kolejną produkcję, nie tyle pewni że nam się spodoba ale na pewno coś w niej odnajdziemy.
Jeśli to co zwierz starał się wam opowiedzieć do was nie trafia to pomyślcie o swoich ukochanych scenach filmowych (tych mówionych) i wyobraźcie sobie, że mając ten sam tekst i tą samą sytuację to wam dano do pojęcia decyzję jak właściwie wszystko będzie wyglądać. Szybko okaże się, że pewnie mielibyście odrobinę inny pomysł niż reżyser. Może podobny, może radykalnie inny. Tekst byłby ten sam ale jednak inaczej pokazany. Zresztą dokładnie to mamy w teatrze. Tylko ponieważ w teatrze, tekst może być opowiadany na nowo wiele razy, to staje się ważniejszy od każdego pojedynczego wystawienia (choćby nie wiadomo jak dobrego). W przypadku filmów – większość tekstów dostaje tylko jedną szansę by znaleźć się na kliszy filmowej. A to znaczy, że to jedno „wystawienie” góruje nad tekstem. Może się nam to nie podobać, ale w takim układzie najważniejszy staje się ten kto interpretuje dla nas tekst. Bo nie zapominajmy, że jednak każdy film jest już pewną interpretacją scenariusza (nie zawsze niestety najlepszą), którą potem widz i krytyk odczytują na nowo (czasem dodając własne znaczenia).
No dobra to gdzie się zaczyna reżyser a kończy scenarzysta? Jak złapać i pochwalić jednego, jak docenić drugiego? Cóż kiedy w filmach ze scenariuszem Aarona Sorkina ktoś wypowiada długą tyradę o tym, że Demokracja amerykańska byłaby najpiękniejsza na świecie gdyby tylko polityką zajmowali się dobrzy ludzie tacy jak ukochana bohatera – wtedy możecie chwalić dobre pióro scenarzysty. Ale jeśli nasi bohaterowie rozmawiają o tym jadąc przeszkloną windą i obserwując kłębiący się na dole tłum dziennikarzy którzy czekają na wypowiedź ukochanej bohatera która jest rzeczniczką rządu. I cały czas kamera przesuwa się w zwolnionym tempie po ich pełnych wyczekiwaniu twarzach a w tle słyszmy uwerturę do Wilhelma Tella (jej jaki kiczyk!), to wtedy możemy powiedzieć, że pewnie widzimy przed sobą pracę reżysera. Oczywiście nigdy nie jest to stuprocentowo pewne, bo scenarzyści też mają swoje bardzo konkretne pomysły (np. dotyczące muzyki), więc nie wszystko musi od razu należeć do reżysera. Ale jednak – najczęściej sposób w jaki historia jest nam opowiedziana – to coś za co powinniśmy dziękować mężczyźnie lub kobiecie za kamerą (metaforyczne bo mało kto już siedzi teraz za kamerą). Oczywiście wszystko co zwierz pisze to taka wiedza na sucho. Oglądając dużo filmów uczymy się – chcąc nie chcąc – dostrzegać decyzje reżyserów. Sporo można się dowiedzieć z komentarzy reżyserskich i scenarzystów, z filmów dokumentalnych i książek. Jednak najwięcej można się dowiedzieć pracując nad filmem, czego zwierz nigdy w życiu nie robił. Ale ma nadzieję, że kiedy już ktoś kupi od niego genialny scenariusz „Tahiti w sierpniu”, to będzie mógł wam z pierwszej ręki opowiedzieć o wszystkich szczegółach produkcji. Na razie może wam tak wyjaśnić. I ma nadzieję, że pomógł.
Ps: Zwierz jak pisał nie jest specjalistą – to wpis raczej dla tych którzy po prostu oglądając film próbują dotrzeć do tego kto albo ich zachwycił, albo kompletnie skopał sprawę. Ale na pewno znajdziecie sporo książek o teorii filmu które powyższy problem wyłożą wam z odpowiednim materiałem pojęciowym i teoretycznym. Tak więc jeśli jesteście ciekawi to zawsze warto zajrzeć do książek.
Ps2: Zwierz długo myślał nad tym wpisem co zaowocowało od tym, że od kilku dni co ogląda film to rozkłada na części pierwsze sceny i zastanawia się kto jest za co odpowiedzialny. I wiecie co – nawet jeśli to super zabawa to cholernie trudno potem stwierdzić czy film się nam podobał czy nie.
PS3: To już trzeci tekst jaki zwierz ostatnimi czasy napisał zainspirowany pytaniami na ask.fm. Tak więc pytajcie bo jak widzicie zwierz potrafi dawać wyczerpujące odpowiedzi.