Najpierw usłyszałam szelest, potem dźwięk tłuczonego szkła, a po nim ciche miauknięcie. Wybiegłam z pokoju tak szybko, jak byłam w stanie wydobyć się spod sterty dokumentów, które przeglądałam. Otto siedział w przedpokoju z miną absolutnego niewiniątka. Obok jego łapek leżała jedna z ramek wiszących na ścianie. Szybka ochraniająca zdjęcie oczywiście rozbiła się w drobny mak. Nad jego głową latała mucha, którą, jak podejrzewam, chciał upolować, zanim dokonał demolki. Złapałam Otto na ręce i zaczęłam oglądać jego łapki. Na szczęście żadna drobinka szkła nie weszła mu w poduszeczki. Tymczasem Otto uznał, że ograniczam jego kocią wolność i zaczął się dość dynamicznie wyrywać.
– O co ci chodzi, głupi kocie, to wszystko dla twojego dobra – próbowałam przemówić kocurowi do rozumu, podczas kiedy ten włożył mi łapę prosto w oko, odpychając się od mojej twarzy.
Całe zamieszanie musiało zaniepokoić panią Hoffman, która wyszła do przedpokoju sprawdzić, co się stało. Wystarczył jeden rzut oka na zbitą ramkę, by zaczęła przemawiać do Otto bardzo stanowczym tonem. Oczywiście po polsku. Najwyraźniej jej zdaniem małe, krnąbrne drapieżniki należało pouczać w ojczystym języku. Cokolwiek mu powiedziała, musiało najwyraźniej przemówić do jego szczątkowego kociego sumienia, bo Otto z całą mocą wyskoczył z moich ramion i pobiegł pod niską ławę, gdzie można było przysiąść w trakcie zakładania butów. Pani Hoffman powiedziała mi kiedyś, że to jego miejsce wstydu, gdzie chowa się, ilekroć wie, że ktoś się na niego gniewa. Z rzadka Otto chował się tam sam z siebie i trzeba było po domu szukać pozostałości jego występku.
Podczas kiedy pani Hoffman wciąż strofowała kota, ja postanowiłam się zająć zrzuconym na podłogę zdjęciem. Była to jedno z tych starszych, czarnobiałych fotografii. Na pierwszym planie stała duża filmowa kamera, a za nią grupa osób. Czterech mężczyzn i trzy kobiety. Z ostrością było coś nie tak. Choć udało się doskonale ująć kamerę, to stojące za nią osoby były niewyraźne. Zastanawiałam się, po co komuś na ścianie zdjęcie, na którym nie da się nawet za bardzo rozpoznać rysów twarzy pozujących osób. W tle widać było jakieś budynki, które kojarzyły się z Bliskim Wschodem.
Na całe szczęście zdjęcie nie ucierpiało po kocim ataku. Choć musiało być wcześniej przekładane z ramki do ramki – było widać wyraźnie miejsce, gdzie jakaś starsza ramka osłaniała krawędzie od działania światła. Były one dużo ciemniejsze. Odwróciłam je na drugą stronę. Była tam data 1932 i miejsce – Algieria. Jeszcze raz wpatrzyłam się intensywnie w fotografię, starając się dostrzec na niej kogoś, kto mógłby wyglądać Agnes. Jednak twarze zebranych były zbyt nieostre. Poza tym wydawało mi się, że wszyscy mrużą oczy. Być może zdjęcie robione było pod światło.
Odłożyłam fotografię delikatnie na stolik w kuchni, znalazłam szczotkę i śmietniczkę, i sprzątnęłam dokładnie kawałki szkła. Potem spytałam pani Hoffman, gdzie ma odkurzacz, i przejechałam nim kilka razy po dywanie, żeby mieć pewność, że nie została żadna drobinka, która mogłaby zranić Otto. Kot najwyraźniej uznał, że odkurzanie jest przedłużającą się karą, bo zaczął przeciągle miauczeć ze swojego miejsca wstydu. Oj, nie był to dla niego dobry dzień, nie był. Kiedy skończyłam porządki, pani Hoffman zapytała mnie, czy chcę kawę.
– To zdjęcie – Agnes wskazała na fotografię – w ogóle nie powinno istnieć. Kiedyś nieostre zdjęcia od razu wyrzucano.
– To skąd je pani ma? – byłam zadowolona, że może złapałam kolejną okazję, żeby dowiedzieć się czegoś więcej o tej wielkiej karierze, która nie pozostawiła po sobie żadnych śladów.
– Kuba je robił i zachował specjalnie dla siebie. Dopiero po latach mi je pokazał. Robił fotosy promocyjne i nie wszystkie wyszły, ale to zostawił sobie, bo mówił, że widzi, jak się na nim uśmiecham. Tu stoję – wskazała palcem na jedną z kobiet. Na rozmazanej twarzy nie byłam w stanie dostrzec uśmiechu. Natomiast rzuciła mi się w oczy sukienka. Jasna, odsłaniająca ramiona, w jakiś wzorek.
– Śliczna sukienka – uznałam, że wypada jakoś skomentować to niezbyt wyraźne zdjęcie.
– Prawda? To w ogóle ciekawa historia, uszyłam ją sobie tuż przed zdjęciami. Wiedziałam, że będziemy w ciepłym klimacie i chciałam mieć coś lekkiego i zwiewnego. To był taki śliczny materiał. Dostałam go na wyprzedaży, to był ostatni kawałek, w sam raz na lekką sukienkę. Tu na zdjęciu wydaje się biała, ale tak naprawdę była kremowa, z tymi czerwonymi różyczkami. Róże to moje ukochane kwiaty, więc byłam zachwycona. Pan Waszyński, który kręcił film, też był zachwycony i nawet zaplanował taką scenę pod koniec produkcji, gdzie moja bohaterka musi się przebrać w strój europejski. I moja sukienka wystąpiła na ekranie.
– Szkoda, że zdjęcie jest nieostre i nic nie widać. Można byłoby rozpoznać, kto tu stoi – nachyliłam się bliżej, ale twarze nie wydały się ani trochę bardziej wyraźne.
– Ależ przecież doskonale wiadomo, kto tu stoi. Ja, obok ten grubszy to pan reżyser Waszyński, tu stoi Bodo, nawet widać ten zarys brody, o którą moja droga się kiedyś pół polski spierało, ten wysoki przystojny to Brodzisz, ta ciemna obok mnie to Nora Ney. No wszystkich ich można tu rozpoznać – pewność, z jaką to mówiła, wydała mi się w jakimś stopniu wzruszająca. Najwyraźniej zdjęcia nie muszą zawsze być ostre i wyraźne, żeby zapisywać wspomnienia. Pomyślałam, że szkoda, że tego nikt nie spisuje, bo pewnie kiedy Agnes kiedyś umrze, nikt na tym zdjęciu nikogo już nie rozpozna.
– Tu jest napisane, że zostało zrobione w Algierii, chyba że coś źle przeczytałam – odwróciłam zdjęcie, wskazując notatkę.
– Tak, tak, byliśmy w Algierii. Kręciliśmy wtedy „Wołanie pustyni”. Była taka moda, żeby kręcić filmy egzotyczne. Szejkowie, piękne kobiety, młodzi oficerowie. Straszna bzdura, ale to była moja pierwsza większa rola. Dostałam ją trochę dzięki Kubie, choć wtedy nie zwracałam na niego żadnej uwagi. A on, jak potem twierdził, już był zakochany i strasznie chciał, żebym w tym filmie zagrała. Dlatego zachował sobie to zdjęcie – Pani Hoffman była wyraźnie rozmarzona.
Skrzywiłam się. Wizja zakochanego mężczyzny, który chowa po kieszeniach zdjęcia kobiety, która nawet na niego nie zwraca uwagi, wydała mi się mało romantyczna. Przypominało to raczej początek jednego z tych sensacyjnych artykułów, gdzie najpierw facet obserwuje kobietę przez lornetkę, potem zaprasza na randkę, a w końcu ktoś znajduje jej poćwiartowane ciało w walizce pięć mil za miastem.
– Wiem, co myślisz – pani Hoffman chyba zauważyła, że nie jestem zachwycona, ale tylko się roześmiała – Gdybym miała wtedy mniej pstro w głowie, może też wydałoby mi się to co najmniej dziwne. No ale miałam, a Jakub na całe szczęście nie okazał się aż tak dziwny. I dzięki niemu zostałam gwiazdą.
– E, nie, gdyby nie miała pani talentu, to żadnej gwiazdy by z pani nie było – przemówiłam z całą pewnością, jaką dało mi przeczytanie jednego numeru czasopisma „Ms.”, który kiedyś znalazłam w szkolnej bibliotece.
Agnes zamyśliła się i spojrzała w kierunku okna. Było mi trochę głupio. Może nie powinnam się wciskać w jej historię z moją perspektywą. Ostatecznie kto chce słyszeć, że jego piękna historia miłosna może się komuś źle kojarzyć. Zresztą sama powinnam mieć więcej rozumu. Moi rodzice, kiedy byli w dobrym nastroju, uwielbiali opowiadać, jak się poznali. Jak mama umówiła się na randkę w ciemno z kolegą taty, a ten zachorował i tata pojawił się za niego, żeby mamie nie było przykro. Tylko nie powiedział, że jest zastępstwem, i przez pierwszy miesiąc ich randkowania mama myślała, że on się zupełnie inaczej nazywa. Kiedy opowiadali to przy rodzinnym stole, śmiejąc się z samych siebie, wydawało mi się to najsłodszą historią miłosną, jaką można wymyślić. Byłabym wściekła, gdyby ktoś zwrócił uwagę, że mój tata przez miesiąc znajomości w żywe oczy łgał dziewczynie, którą ponoć pokochał od pierwszego wejrzenia.
– Przepraszam, tak głupio powiedziałam – byłam na siebie zła, przecież rozmawiałam ze starszą panią wspominającą zmarłego niedawno męża.
– Nie przepraszaj. To miłe, że dziewczyny teraz mają tak poukładane w głowie. Dobrze, że ty masz poukładane w głowie. To ci się przyda, jeśli będziesz chciała zostać aktorką. Talent w tym zawodzie jest dużo mniej ważny niż głowa na karku. Ale powiem ci szczerze, jeśli chodzi o sukces, taki prawdziwy aktorski sukces, to nigdy nie zawdzięcza się go tylko sobie. Zawsze jest sporo osób, które się na to składają. Zarówno tych, którzy ci pomagają, tak jak Kuba podsuwają twoje nazwisko reżyserowi, ale też tych, którzy ci podstawią nogę, podbiorą rolę, naplotkują na ciebie producentowi. Wszystko razem jakoś się składa na taką karierę. Więc to nigdy nie jest takie proste. Na pewno sobie zawdzięczam, że zostałam aktorką, ale bycie gwiazdą… to już praca zbiorowa.
Nie wiedziałam za bardzo co dodać, bo w sumie nie miałam pojęcia nie tylko jak się zostaje gwiazdą filmową, ale też czy rzeczywiście Agnes kiedykolwiek była kimś takim. Mogłabym jeszcze o coś dopytać, ale wtedy rozmowa chyba zaczęłaby przypominać przesłuchanie. Na całe szczęście z niezręcznej sytuacji uratował mnie Otto, który, cicho pomiaukując, wszedł na sztywnych łapkach do kuchni, a potem zaczął ocierać się o moje nogi, domagając się przysmaczków. Najwyraźniej uznał, że cokolwiek w swoim kocim życiu przeskrobał, powinno mu to zostać już dawno wybaczone.
ALGIERIA, 1932
Agnieszka nie przypuszczała, że można mieć dość słońca. W Warszawie zawsze było jej za mało ciepłych i słonecznych dni. Nawet wiosna wydawała się jej zbyt chłodna i deszczowa. Wystarczył jednak tydzień zdjęć w palących algierskich promieniach, by dziewczyna miała zupełnie dość błękitnego nieba, słońca i piasku. Zwłaszcza piasek irytował ją niesamowicie, był szorstki, wszędzie właził i nie dało się go wieczorem wymyć do końca z włosów. Być może upał aż tak by jej nie przeszkadzał, gdyby nie fakt, że plan zdjęciowy był i tak doświetlany lampami. Innymi słowy było koszmarnie.
Tego dnia nie grała, ale i tak pojawiła się na planie obserwować scenę, którą właśnie kręcono. Siedziała sobie na krzesełku z boku i wachlowała się czasopismem filmowym, które przywiozła ze sobą z Polski. Na szóstej stronie w zapowiedziach nadchodzących produkcji pojawiła się informacja o „Wołaniu pustyni”. Wśród wymienionych zaangażowanych aktorów i aktorek było też jej nazwisko. Choć nie był to pierwszy raz, kiedy trafiła do prasy, to wciąż czuła koło serca miłe ukłucie, ilekroć widziała się w druku. Próbowała sobie wyobrazić, jak to będzie, kiedy jej nazwisko po raz pierwszy znajdzie się na plakacie filmowym. Na razie jednak napawała się tą niewielką informacją, nad którą widniało wielkie zdjęcie Bodo.
– Cóż za przedziwny pomysł wpatrywać się w czyjeś zdjęcie, kiedy ma się tę osobę w zasięgu wzroku – zanurzona w lekturze nie zauważyła Jakuba, który podszedł i stanął za krzesłem, tak że mógł czytać gazetę przez jej ramię.
Rzeczywiście wystarczyło tylko, żeby Agnieszka podniosła wzrok znad czasopisma, i oto mogła podziwiać najpopularniejszego polskiego aktora pogrążonego w rozmowie z reżyserem. Choć znali się od kilku lat – Agnieszka pojawiła się na trzecim planie kilku produkcji, w których on grał główną rolę – to jakoś nie mogła powiedzieć, żeby była między nimi jakaś zażyłość. Kiedyś pokazał jej swoją najnowszą makatkę, a ona zapytała o najlepszą karmę dla psa. Takie rozmowy w przelocie w oczekiwaniu na kogoś innego.
– Tak tylko się zastanawiam, czy fakt, że piszą o nas w gazecie jako o wielkim hicie sezonu, to dobrze czy źle – Agnieszka złożyła gazetę, trochę zawstydzona, a Jakub radośnie usiadł na jakiejś skrzynce stojącej obok.
– Każdy film produkowany w tym kraju to ponadczasowy przebój – Jakub zapalił papierosa – ale wydaje się, że to nie będzie takie złe. Zwłaszcza że egzotyczne historie dobrze się sprzedają. No i Waszyński umie robić filmy.
– Przyznaj się, nie czytujesz zbyt wielu recenzji – Agnieszka, która recenzje czytywała namiętnie, wiedziała, że opinie o talencie Warzyńskiego są co najmniej podzielone.
– A co mnie obchodzi, co się jakiemuś pismakowi podoba czy nie. Reżyser sprawny, dobrze ustawia aktorów, operator wie co ma robić, obsada cud – mrugnął do niej – Żaden recenzent nie widzi tego, co ja tu zobaczę.
– Cóż takiego widzisz, co umyka tym wszystkim recenzentom? – ich krótka znajomość przekonała Agnieszkę, że Jakub wyrównuje swój niski wzrost niesamowitą pewnością siebie.
– Widzisz, taki recenzent w ogóle nie umie pojąć filmu. Nie widzi, że tu każdy się stara, każdy dokłada swój pomysł. Że to nie jest tak, że Waszyński reżyseruje, Bodo gra, Buczyńska ślicznie wygląda. Tu każdy daje coś od siebie, tu nie ma znaczenia, kto napisał scenariusz, bo każda drobna decyzja aktora, reżysera, operatora, robi z tego scenariusza coś więcej. To jest w filmach najwspanialsze, że one są wspólnym wysiłkiem. Pisarz czy malarz usiądą i coś sami zrobią. Ale filmu się tak nie da, tu musi być praca zespołowa. Musi być zespół i z tej wspólnoty wychodzi coś więcej. I tu nie ma znaczenia, kto się gdzie urodził, kto ma jakie pochodzenie, gdzie się modli. To kwestia wspólnoty. Rozumiesz mnie? – energia, z jaką opowiadał, trochę Agnieszkę wzruszyła a trochę rozbawiła. Nie słyszała tylu podniosłych słów o sztuce filmowej od czasu, kiedy zdecydowała się, że nie będzie czytała żadnych naukowych broszur o kinie.
– Nie usłyszałam nic po tym, jak powiedziałeś, że ślicznie wyglądam – Agnieszka zatrzepotała rzęsami, udając słodką idiotkę. Wiedziała, że to go rozdrażni.
Jakub westchnął głęboko. Ich znajomość opierała się na dziwnym połączeniu nadmiernej szczerości i ciągłych niedopowiedzeń. Po Balu w Europejskim widywali się regularnie, a to na planach filmowych, a to na premierach czy imprezach branżowych. Ciągnęło ich do siebie na tyle, żeby spędzali wiele z tych nudnych rautów, rozmawiając ze sobą czy omawiając jakieś aspekty produkcji. Odkryli, że mają podobne poczucie humoru, które na własne potrzeby nazywali żmijowym, a które opierało się głównie na plotkowaniu o ludziach z branży. Kiedy Jakub dowiedział się, że Waszyński rozpaczliwie szuka jakiejś młodej, jeszcze nieogranej aktorki do roli w filmie, natychmiast dał mu namiary na Agnieszkę. Kiedy ona dostała rolę, natychmiast zadzwoniła do Jakuba powiedzieć mu, że w końcu nie tylko dostała rolę na pierwszym planie, ale też niesamowicie się cieszy z tej współpracy. Nigdy jednak nie wyszli poza te towarzysko-zawodowe spotkania. Nie dzwonili do siebie, by po prostu porozmawiać, nigdy nie poszli na spacer. Jakub miewał wrażenie, że Agnieszce bardzo ten układ odpowiada. Zastanawiał się, czy uczucia, które zaczęły się w nim rodzić jeszcze tego wieczoru w hotelu Europejskim, są po prostu nieodwzajemnione, czy też jako niski, wygadany Żyd nie miał szans zdobyć serca tej dziewczyny z dobrego mieszczańskiego domu, która właśnie robiła krok w kierunku wielkiej kariery.
– Hej – Agnieszka wyrwała go z zamyślenia – tylko żartowałam. Masz rację, to jest cudowne w filmach, że robi się je wspólnie. Ale chciałabym, żeby ten film był przebojem. Mam już trochę dość grania na drugim planie.
– Wcale się nie dziwię – Jakub spojrzał na Agnieszkę, która wyglądała rzeczywiście wyjątkowo ślicznie w swojej kremowej sukience w drobne różyczki – Ale z tego filmu na pewno cię nie wytną.
– Wycięli mnie tylko z jednego – Agnieszka była na siebie zła, że w ogóle podzieliła się z nim tą historią – Zresztą to było dawno. Bardziej się zastanawiam, czy ktokolwiek mnie w tej produkcji dostrzeże. Wszystko tu kręcą pod Bodo i Brodzisza, znów nikt nie będzie pamiętał, jak się nazywała ta dziewczyna, którą ściskają w ramionach.
– Nie przesadzaj. Gdyby tak było, nikt by nigdy się nie nauczył nazwiska Smosarskiej, a tymczasem ludzie kochają ją najbardziej na świecie – pocieszył ją, choć zdawała sobie sprawę, że do pewnego stopnia miała rację.
– O, Hoffman! Jesteś! – przerwał im głos Waszyńskiego, który skończył rozmawiać z Bodo i podszedł do nich – Słuchaj, kochaniutki, tak sobie myślę, że jest doskonała okazja, żeby zrobić zdjęcie z planu. Dobre światło, scena będzie dynamiczna, idealnie do promocji. Bo już trzeba coś wysłać do Warszawy, żeby prasa miała co drukować. Zrobisz kilka zdjęć?
– Tak, jasne – Jakub zerknął na palące słońce z niechęcią, myśląc, ile będzie się musiał namęczyć nad tymi zdjęciami, żeby wyszły porządnie. Zwłaszcza że aparat fotograficzny wypożyczony na potrzeby produkcji nie lubił się z wszechobecnym piaskiem.
– No to wspaniale – Waszyński poklepał go entuzjastycznie po plecach, po czym oddalił się znów ustawiać coś na planie.
Jakub zaciągnął się jeszcze raz papierosem i tyle było z jego przerwy. Kino to może wspaniała sztuka, ale zawsze jest albo za dużo czekania, albo za dużo pracy.
– Chodź – wyciągnął rękę do Agnieszki – Skoro lubisz patrzeć na swoje nazwisko w prasie, to pomyśl, jak miło będzie spojrzeć na swoje zdjęcie.
– Ale ja nie jestem nawet w kostiumie – dziewczyna nieco się zaczerwieniła, słysząc, że jednak domyślił się jej prawdziwej słabości – Nie będę pasowała. Poczekam i będę miała nadzieję, że potem nikt mnie w filmie nie przeoczy.
– Zapewniam cię, nikt cię w tym filmie nie przeoczy. Po prostu się nie da. A teraz chodź, będziesz wyglądać wspaniale – powiedział Jakub, starając się brzmieć jak człowiek tylko odrobinę zakochany.