Zwierz czasem wdaje się w rozmowy w Internecie które po prostu się powtarzają. Zwierz wrzuca te same argumenty i dostaje te same odpowiedzi. Jeśli rozmowy powtarzają się wystarczająco długo, zwierz dochodzi do wniosku, że czas na wpis. Dziś zwierz będzie pisał o tym, że jeśli ktokolwiek lubi Zniszcz ten Dziennik czy To nie jest Książka, nie jest przeciwnikiem słowa drukowanego. Zaś publikacje, choć popularne i kierowane do młodzieży wcale nie są głupie.
Zniszcz ten dziennik jest istotnie przejawem pewnej mody. Co więcej mody popularnej wśród młodzieży. Ale zamiast być starym i zgorzkniałym czy nie lepiej jest przyjrzeć się znajwisku z otwartym sercem?
Zacznijmy od chyba najciekawszego elementu dyskusji który wciąż się powtarza. Od absolutnego oburzenia, że „książkę” kupioną w księgarni poleca się nabywcy zniszczyć. Zwierz czytał o tym i w Krakowskim wydaniu Gazety Wyborczej i na tablicach swoich bardziej dorosłych znajomych (tak zwierz zna ludzi którzy są zdecydowanie dorośli) czy na grupie ludzi którzy czytają książki. Sprzeciw wynika z faktu, że przecież książek się nie niszczy. Zwierz ma z tym problem na kilku poziomach. Po pierwsze – nie wszystko co ma okładkę i jest zadrukowane możemy nazwać książką. Zniszcz ten dziennik jest książką mniej więcej w takim samym stopniu jak kupowana przez dorosłych kolorowanka czy książka gdzie łączy się kropki. Chyba nikt nie uznaje, że niszczymy kolorowankę wypełniając czerń i biel kolorem. Zniszcz ten dziennik to wydawnictwo bez porównania bliższe kalendarzowi (w którym też się pisze) niż książce. Zresztą jakby się nad tym zastanowić, szacunek do książki nie wynika z szacunku do jej fizycznej reprezentacji (naprawdę zadrukowany papier nie wymaga szacunku inaczej nigdy byśmy nie wyrzucili gazety ani książki telefonicznej) ale ze względu na pracę osoby która zapełniła książkę tekstem. Problem w tym, że dla Keri Smith – autorki całego zamieszania – dziełem nie jest ładnie sprzedawany dziennik stojący na półce ale to co z niego zostanie pod sam koniec. To jest dość specyficzne podejście do sztuki czy performance, ale w istocie autorce chodzi o to byśmy postępując zgodnie z jej instrukcjami zrobili z zeszytu ćwiczeń coś zupełnie innego. Dopiero z to z czym zostaniemy pod koniec jest jej dziełem (w jakimś stopniu). Zresztą jeśli z otwartą głową podejdzie się do tego co widać w internecie, to okaże się, że mimo komercyjnego powodzenia, nie ma dwóch tak samo „zniszczonych” dzienników – każdy wykonuje polecenia nieco inaczej. To proste oddzielenie przedmiotu od jego zawartości bardzo pomaga. Zwłaszcza, że jeśli uważa się, że każda książka w którą się regularnie niszczy położy kres słowu drukowanemu, to skonfiskujmy dzieciakom w szkołach zeszyty ćwiczeń i podręczniki, póki jest jeszcze wrzesień i całkowicie ich nie zmasakrowały.
Autorce książki – bardziej artystce niż pisarce nie zależało na tym by napisać książkę ale by pobudzić w ludziach chęć robienia rzeczy, któych zwykle by nie robili. Co jeśli się nad tym zastanowimy jest pewną formą sztuki.
Zwierz wielokrotnie starał się zrozumieć skąd w ludziach taki szalony szacunek do zadrukowanych stron książki. A bywa wręcz kuriozalny. Książki są tak niesamowite, że nie można ich sprzedawać w Supermarkecie a jak coś w ogóle ma okładkę to nigdy nie może znaleźć się na śmietniku. Nie wolno po nich pisać, nie wolno dotykać ich rękami których się nie umyło, okładka musi być obłożona i żadnego zaginania stron. Zwierz sam jest użytkownikiem książek dość porządnym, pisania po stronach nie uznaje (książka nosi wtedy na zawsze ślad dawnego odczytania), kartek nie zagina i ogólnie otacza się większą ilością przeróżnych tomów niż to jest przyjęte (i możliwe do pomieszczenia w mieszkaniu). Jednocześnie jednak ma świadomość, że naprawdę, ale to naprawdę największą wartością książki są zawarte w niej myśli i szacunek do nich i do autora przejawia się przede wszystkim w tym jak myślimy o napisanych przez niego słowach, a nie to czy jemy przy czytaniu czy zabieramy książkę do wanny. Więcej zwierz jest w stanie wyobrazić sobie sytuację w której dla pisarza większym zaszczytem jest fakt, że tak nie mogliśmy się oderwać od powieści, że jest cała zmoczona po lekturze w wannie niż kiedy mamy piękny niemal nie ruszony tom. Zwierz zwrócił uwagę, że dla wielu osób okazywanie szacunku oznacza wyłącznie pewien dystans. Tymczasem w niektórych przypadkach bywa odwrotnie. Na pewno zaś nie należy uznawać, że wszystko co sprzedają w księgarniach jest książką i że każdej książce z miejsca należy się szacunek. To byłoby zbyt proste i oznaczałoby że wystarczy każdą bzdurę, chłam czy szmirę włożyć między dwie okładki by uzyskać nieśmiertelne dzieło któremu należy się szacunek. Dawno minęły czasy kiedy fakt wydania czegokolwiek od razu czynił to wartym naszego podziwu. Serio. Zresztą zwierz zawsze ma poważne wątpliwości – czy istotnie należy się lękać że jedna książka może podburzyć lata budowanego szacunku do książek? Zwierz który miał jakiś Kalendarz Szalonego Młolata (podobny koncept) i który utopił jako dzieciak nie jedną książkę w wannie jakoś nigdy nie czuł by podważało to z miejsca nauki rodziców, którzy kazali darzyć twórczość literacką (umiarkowanym bo wszak pozostaje kwestia oceny) ale szacunkiem. Wpływ czynników zewnętrznych na młodych ludzi jest spory, ale naprawdę nie jest to tak proste, że wystarczy im podrzucić jedną pozycję a potem to już z górki, codziennie wieczorem dla rozrywki wrzucają jedną książkę do wanny.
Internet pełen jest przykładów na to, że w Niszczeniu dziennika najwięcej jest tworzenia. Noe trwałego bo nie trwałego za to pełnego pasji. Może trzeba być młodym człowiekiem by docenić piękno nietrwałości rzeczy. Nadmierne przywiązywanie się do przedmiotów z tego co zwierz pamięta nigdy nie było cnotą
Inna sprawa to sam dystans do książek autorstwa Keri Smith. Zwierz przyzna że ze zdumieniem przygląda się dziesiątkom zdystansowanych czy niechętnych wypowiedzi. Zwierz dostrzega w nich zawsze podobny ton. Skoro coś jest popularne wśród dzieciaków i młodzieży, skoro jest sprzedawane w wielu egzemplarzach a dzieciaki błagają rodziców by im kupili, to zapewne musi to być albo złe albo stanowić jakaś przemyślaną marketingową pułapkę. Tymczasem wystarczy zamiast od razu okopywać się na swoim jednym słusznym stanowisku, trochę popatrzeć, pogrzebać i poczytać. Zwierz poznał Zniszcz ten Dziennik kiedy poznały go nastolatki ze Stanów (błogosławieństwa Internetu). To ułatwiło mu zrozumienie, że w istocie te zeszyt ćwiczeń ułatwiają współczesnym dzieciakom coś co kiedyś było dużo łatwiejsze. Zwierz ma gdzieś w szufladzie swój niby pamiętnik. Zwierz pisze niby bo był właściwie kreowany na wzór tego co widział w filmach i to amerykańskich. Zwierz wklejał tam zdjęcia, rysował na stronach, obklejał wszystko naklejkami i czekał aż wszystko się sfatyguje i zniszczy. Było to łatwiejsze między innymi dlatego, że świat był jeszcze wtedy zdecydowanie bardziej analogowy. Dziś już tak nie jest – zdjęcia znajomych ma się na komórce podobnie jak zabawne rzeczy, czy notatki z lekcji. Zniszcz ten dziennik i inne książki autorki zmuszają dzieciaki i młodych ludzi do tego by się oderwali od elektroniki. Tu trzeba rysować, pisać, kreślić, kolorować ale przede wszystkim – wyjść do świata, spróbować czegoś nowego, zrobić coś co być może wydaje się głupie. Jednym z zadań w książce jest złożenie kartki w specjalny rożek i napicie się z niego wody. Widziałam kilkuletnią dziewczynkę – zwykle przyklejoną do tabletu, która dzielnie składała rożek, obkleiła go taśmą i wypiła z takiego kubeczka wodę. Coś absolutnie analogowego, nowego, może odrobina przydatnej umiejętności. Przede wszystkim zaś przygoda, wywołana zachętą ze strony książki. Czy powinno być inaczej? Być może ale każda zachęta do zrobienia czegoś nowego i innego jest dobra. Zwierz naprawdę chciałby żyć w świecie gdzie kupując kolorowanki nie musi słuchać o zdziecinnieniu a widząc dzieciaka bawiącego się w Zniszcz ten Dziennik nie słuchać jakie mamy straszne młode pokolenie. Byłoby też fajnie gdyby ludzie w ogóle przestali wiązać oba zjawiska z czytelnictwem, przyjmując, że fakt iż w jednym sklepie można kupić kilka różnych produktów spełniających różne funkcje nie znaczy, że cokolwiek jest zagrożone czy wyżej cenione.
Nie ma się co przejmować że dzieciaki przeniosą schematy z bardzo ciekawego zeszytu ćwiczeń na zwykłe książki. Chociaży dlatego że Zniszcz ten Dziennik w niczym książki nie przypomina
Oczywiście można biadać że my sami wrzucaliśmy nasze pamiętniki do wanny, i patrzyliśmy jak koledzy kopią je po podłodze. Problem w tym, że to nie koniecznie był udział nas wszystkich (zwierz jak wspomniał na pomysł tworzenia fizycznego pamiętnika wpadł pod wpływem amerykańskiej kinematografii) a nawet jeśli był części – trzeba przyjąć że czasy się zmieniły. Jak to by strasznie nie brzmiało, dziś wszystkim nam brakuje prac manualnych. Zwierz koloruje, bo to jest jeden z nielicznych sposobów na to by przypomnieć sobie jak właściwie się coś robi rękoma– poza szybkim naciskaniem kolejnych przycisków na klawiaturze. Dzieciaki kolorują strony które potem moczą – bo zwykle siedzą przy (kupionych przecież przez rodziców ) tabletach. Zresztą zwierz powie szczerze, że nie wyobraża sobie lepszego ćwiczenia niż robienie czegoś twórczego a potem tego niszczenie. Serio jeśli coś w życiu naprawdę się przydaje to nauka o ulotności i nietrwałości rzeczy. Plus – ponownie dzieciaki mogą się stosować do tych zaleceń do których chcą. Wszystko zmusza do myślenia, refleksji i nieco innego spojrzenia na rzeczywistość. Aż dziw że coś tak pożytecznego jest modne. I wiecie co – rodziców też by coś mogło nauczyć, że nie wszystko co kupią dzieciom musi zostać na wieki wieków, śliczne wychuchane i niemal w stanie gotowym do ponownego odłożenia do pudełka. Zwierz zawsze był przeciwnikiem nadmiernego przywiązywania się do rzeczy, i bał się jedynego słusznego sposobu zabawy. Wiecie poprawnie bawiąc się lalką Barbie możemy co najwyżej odtworzyć wyprawę na zakupy. Ale musicie wiedzieć, że odpowiednio trzymana lalka Barbie bez głowy doskonale imituje pistolet w wielkiej szpiegowskiej przygodzie. Zwierz wie, w końcu był szpiegiem.
Zniszcz ten dziennik to nie jest zabawa dla wszystkich. Ale kolorowanki to też nie jest zabawa dla wszystkich. Hokej na trawie też nie wszystkich bawi. Ale nie ma sensu z tego powodu podważać całej idei
Ostatecznie zwierz musi przyznać, że w czasie wielu takich rozmów pojawia się chęć zrozumienia, poczynienia wyjątku czy po prostu wysłuchania. Ludzie wiedzą, że książek nie wolno niszczyć. Kropka. Coś jest popularne więc podejrzane. Kropka. Dzieciaki wrzucają książkę do wanny więc nigdy nie będą czytać. Kropka. Zwierz przyzna szczerze, że im wcześniej widzi takie stanowcze postrzeganie świata tym bardziej czuje, że takie publikacje mogą się ludziom naprawdę przydać. By wiedzieli że po książkach się nie pisze, chyba że mają wyraźną zachętę i wielki napis na okładce „to nie jest książka”. By nauczyli się że nie wszystko jest takie jakie się wydaje. Ale przede wszystkim by zastąpić jednak schemat myśleniem nieco innym. I wiecie co jest najsmutniejsze. Otóż w dyskusji – zwłaszcza w dyskusji o kulturze czy popkulturze, zmiana zdania nie jest niczym złym. Serio, można czegoś nie wiedzieć, coś źle zinterpretować, z czegoś wyrosnąć. Dorośli nie zawsze zrozumieją popularność powieści dla młodzieży, ludzie którzy niewiele wiedzieli filmów nie zachwycą się nowatorskim rozwiązaniem, ktoś kto nie zna się na jazzie nie doceni solówki. Ale właśnie po to mamy dyskusje. BY się dowiadywać, zmieniać zdanie, dostrzegać aspekty które nam wcześniej umknęły. Dzięki takiej komunikacji świat jest mniej straszny. Bo może się okazać że „Zniszcz ten dziennik” naprawdę nie oznacza że hodujemy nastolatki które będą palić Dzienniki Gombrowicza. Co najwyżej będą w chwili kryzysu pamiętać, że najwyżej stracą coś materialnego. Czyż to nie najlepsza nauka. Nie tylko dla dzieciaków. Dla wszystkich.
Ps: Wracając do Warszawy z Berlina zwierz mógł wysłuchać piosenek z płyty Albo inaczej. To jest coś fenomenalnego – teksty utworów hip hopowych śpiewane w jazzowych aranżacjach. Zwierz się zakochał. No i może powiedzieć, że chyba pierwszy raz w życiu naprawdę dokładnie słuchał tekstu utworów polskiego hip hopu a nawet miejscami śpiewał. Serio polecam. Na próbkę zajrzyjcie tu.
Ps2: Zwierz musi zaznaczyć, że choć sam obserwuje jak wokół niego dzieciaki i młodzież bawi się takimi książkami to sam nie ma żadnej. Ale cały czas zastanawia się czy sobie nie kupić w ramach eksperymentu i otwartej głowy.