Teczka nie wyglądała na szczególną. Była cieniutka, biała i przybrudzona po bokach. Leżała na samym spodzie stosu dokumentów związanych z salonem fryzjerskim pani Hoffman. Byłam prawie pewna, że będzie zawierać pożółkłe umowy z pracownikami czy strony z rezerwacjami na podcięcie końcówek, farbowanie i trwałą ondulację. Z trudem rozwiązałam węzeł na sznureczku, by zobaczyć, co jest w środku. Ku mojemu zaskoczeniu znalazłam zdjęcia. I to nie rodzinne, ale wyraźnie z filmu. Był to pokaźny stosik, z tyłu każdego z nich był podpis – starannie wypracowany, skreślony chyba kobiecą ręką, tak wnioskowałam po kształtach liter, bo nie byłam pewna, czy to polskie imię czy nazwisko. Rozpoznawałam w tym dedykację, ale nie wiem dla kogo. Chyba nie dla Agnes, bo żadne słowo nie rozpoczynało się literą A. Na zdjęciach widać było wnętrze jakiejś restauracji czy dancingu, w tle można było dostrzec członków zespołu przygrywającego do tańca, na pierwszym planie jakaś para wykonywała układ taneczny. Kilka różnych ujęć pokazywało postęp sceny.
Podniosłam się z kolan i przeszłam do saloniku. Było po siedemnastej, co znaczyło, że Agnes pewnie przysnęła przy swoich serialach. Zdarzało się jej to niemal codziennie. Ucinała sobie krótką drzemkę i budziła się dopiero wtedy, kiedy wychodziłam, lub gdy Otto z rozpędem wskoczył jej na głowę. Jego zdaniem był to chyba najlepszy sposób przypomnienia, że nie jadł jeszcze kolacji. Przez chwilę zastanawiałam się, czy nie poczekać do następnego dnia, ale przypomniałam sobie, co radził mi tata. Jeśli naprawdę chcę znaleźć w jakichś książkach czy dokumentach informacje o Agnes, to powinnam zebrać od niej jak najwięcej opowieści. Ostatecznie przecież prawie nic nie wiedziałam.
Tak jak przypuszczałam, Agnes leżała w swoim fotelu przed telewizorem, a Otto leżał jej na kolanach. Kiedy mnie zobaczył, zeskoczył na ziemię z mruknięciem i zaczął mi się ocierać o nogi. Wyjęłam z kieszeni mały woreczek z przysmakami dla kotów. Nosiłam go przy sobie od czasu, kiedy nagle przy kolacji mama stwierdziła, że w rozmowie w pracy jej koleżanka zwróciła uwagę, że koty nie powinny dostawać ryby z puszki czy szynki. To ona kupiła spory worek chrupiących przysmaków dla kota, z którego podbierałam codziennie garść do woreczka. Nie wiem, co wywołało we mnie większe zaskoczenie. Fakt, że mama interesowała się karmieniem Otto, czy to, że rozmawiałam o mnie w pracy z koleżankami.
Otto pochwycił rozrzucone chrupki z zadowoleniem i zaczął je jeść, głośno przy tym chrupiąc i mrucząc. Był to kot, który naprawdę najbardziej na świecie kochał jeść. Nie wiem, czy on, czy moje niezbyt ciche kroki po pokoju obudziły Agnes. Byłam zadowolona, że nie muszę tego robić sama. Budzenie kogoś zawsze mnie krępowało. Kiedyś spędziłam pół godziny, wchodząc i wychodząc z pokoju, w którym zdrzemnął się mój tata, bo miałam do niego sprawę, ale nie miałam odwagi go obudzić.
– Już osiemnasta – Agnes rozejrzała się wokoło nieco zdezorientowana. W takich chwilach wydawała mi się niesamowicie krucha, wręcz nieporadna. Nie wiem czemu, ale trochę się tego bałam. – Wychodzisz, Olive?
– Jeszcze nie, po prostu znalazłam zdjęcia, i nie wiem, gdzie je odłożyć. Mają coś napisane z tyłu, ale nie wiem, co dokładnie.
– Nie były w albumie? – starsza pani zaczęła się rozglądać wokół siebie w poszukiwaniu okularów. Kiedy je znalazła i założyła na nos, wyglądała bardziej przytomnie.
– Właśnie nie, znalazłam je tu – podniosłam teczkę do góry – nie są opisane w żaden sposób i nie wiem nawet, czy to zdjęcia z filmu, czy jakieś osobiste. Spojrzysz na to?
Podeszłam i podałam Agnes teczkę. Wyjęła zdjęcia i zaczęła się im przyglądać. Obejrzała wszystkie, a potem rzuciła okiem na drugą stronę, gdzie widniały dedykację. Na ich widok uśmiechnęła się szeroko.
– Och, to zdjęcia, które podpisała mi Loda – Agnes podała mi jedno zdjęcie, na którym widać było dwie tańczące osoby – Tu tańczy z Bodo. Zobacz, jakie ona miała nogi. Nikt w całej Polsce nie miał takich nóg.
– Grałaś z nią w filmie – im dłużej przyglądałam się zdjęciu, tym bardziej przypominał mi fotosy, które powstawały do promocji. W ujęciu nie było nic osobistego.
– Grałam to dużo powiedziane. Byłyśmy razem w tej samej scenie. Widzisz to tło… – Agnes podała mi kolejne zdjęcie sali dancingowej – To w ogóle wszystko były dekoracje. Były tak doskonałe, że potem je oddali do prawdziwej warszawskiej knajpy.
– Jaki to był film? – pomyślałam, że jeśli poznam kolejny tytuł, to może uda mi się znaleźć o nim jakąś wzmiankę.
– Ojej, dziecinko… to chyba był „Uśmiech losu”. Na pewno grała w nim Smosarska, ale nie dam głowy, czy to był ten tytuł – Agnes machnęła ręką – Zresztą nieważne, tego się dziś i tak nie da zobaczyć.
– A może jest na jakieś kasecie, teraz tyle starych rzeczy wychodzi na kasetach, nawet czarnobiałych, może w Polsce też ktoś wydał? – nie chciałam uwierzyć, że film mógłby tak po prostu zaginąć.
– Oj nie – Agnes niemal się roześmiała – Przepadły prawie wszystkie te moje filmy. Wiesz, w Polsce mało co się ostało. W Warszawie tyle się rzeczy spaliło. Kuba pokazywał mi po wojnie zdjęcia i nie byłam w stanie uwierzyć. Było miasto, nie ma miasta. A film się tak ładnie pali… Ale nie ma co żałować. Tak sobie postanowiłam już dawno. Jakbym miała tego wszystkiego żałować, to bym z łóżka nie wstała. Filmu nie ma, to co ja będę rozpamiętywać, to już mi czasem bardziej żal mojego zakładu fryzjerskiego. Bo te filmy to był momencik mojego życia, a zakład prowadziłam ponad trzy dekady – czułam, że starsza pani zaraz znów zacznie wspominać czasy, kiedy jako pierwsza w mieście miała jakiś super model suszarki do włosów. Pani Hoffman lubiła te wspominki i czasem rzeczywiście można było odnieść wrażenie, że czulej wspomina czesanie pań domu z Sacramento niż swoją karierę z Warszawy.
– Jak tam było, na planie filmowym? – uznałam, że muszę szybko zmienić temat – Sama nigdy nie byłam. Dużo się działo? Kręcenie takiej sceny musi być chyba męczące.
– Nawet nie masz pojęcia, jak męczące – Agnes poprawiła się w fotelu – musieliśmy być wszyscy cały czas gotowi. Zwłaszcza że mieliśmy tylko trzy dni na nakręcenie tej sceny. I nie mogliśmy przedłużyć ani o minutę zdjęć, bo zaraz z planu połowa obsady biegła do teatrów grać w przedstawieniach. Tempo było szalone, cały weekend spędziliśmy w jednym miejscu. Ja siedziałam przy jednym ze stolików, patrzyłam na występ. No, mnie to samo siedzenie tak strasznie zmęczyło. A co powiedzieć o Lodzie… – Agnes jeszcze raz spojrzała na zdjęcia, które trzymała w dłoni. Przez chwilę miałam wrażenie, jakby intensywnie na nie patrząc, przenosiła się tam, na ten gorący filmowy plan, gdzie wszyscy się spieszyli, a dekoracje wyglądały prawie jak życie.
WARSZAWA 1927
– Niech to szlag – przekleństwu towarzyszyło syknięcie z bólu. Agnieszka właśnie przechodziła obok otwartych drzwi, na których ktoś przybił koślawo tabliczkę z napisem „garderoba”. Pod spodem chyba dla dowcipu narysowano kredą gwiazdkę, co miało znaczyć, że w tym niewielkim pomieszczeniu, które mogłoby służyć na schowek na miotły, rezyduje gwiazda.
Osobą, która klęła, była piękna brunetka ubrana w króciutką sukienkę odsłaniającą jej długie nogi. Siedziała pochylona na krześle, intensywnie masując sobie prawą stopę, klnąc przy tym i posykując. Agnieszka znała ją doskonale. Była to Loda Halama. Gwiazda sceny, którą już za chwilę mieli kręcić.
– Przepraszam – głos dziewczyny zabrzmiał cicho i niepewnie, uznała jednak, że nie może przejść obojętnie – Czy mogę w czymś pomóc?
Tancerka podniosła głowę i zmierzyła Agnieszkę wzrokiem. Obie były już w kostiumach, obie miały na twarzy aktorski makijaż. Co prawda jedna z nich miała występować bezpośrednio przed kamerą, a druga robiła tylko za tłum przy kabaretowym stoliku, ale ostatecznie, obie należały przez chwilę do tej samej trupy. Agnieszka miała nadzieję, że tak przynajmniej zostanie odebrana, i gwiazda nie pogoni młodej statystki.
– Oj w niczym, niczym. Wykręciłam wczoraj nogę. Na scenie nic mi nie było, a potem źle stanęłam na chodniku – Loda wyciągnęła bolącą kończynę przed siebie. Wokół kostki widać było lekkie zaczerwienienie – Boli jak diabli.
– Ale dziś przecież tańczysz – Agnieszka powiedziała to jakby z zaskoczeniem, choć musiało to być dla tancerki oczywiste.
– Czego ty nie powiesz. Zatańczyć zatańczę, ale te buty mnie wykończą – tancerka wskazała na parę czarnych sandałów na obcasie. Skórzane paski były przetykane cienką srebrną nitką, przez co buty sprawiały wrażenie, jakby mieniły się w świetle. Agnieszka nigdy nie widziała ładniejszych butów. Ani takich, które wyglądałyby na mniej wygodne. Dziewczyna podejrzewała, że ona nie byłaby w stanie w nich nawet wystać, a co dopiero czegokolwiek zatańczyć. Spojrzała na swoje stopy. Kiedy wychodziła z domu, jej buty na niewielkim obcasiku wydawały jej się niesamowicie eleganckie. Ale przy tym, co stało w garderobie gwiazdy, wyglądały prosto i biednie. I wygodnie.
– A jaki to rozmiar? – dziewczyna trochę pewniej weszła do garderoby i podniosła do góry parę, która wyglądała na tak delikatną, jakby zaraz miały się rozpaść.
– Szóstka – Halama uśmiechnęła się, patrząc jak Agnieszka przygląda się z zachwytem butom – Zrobione specjalnie dla mnie. Są doskonałe, pod warunkiem, że sobie nie wykręcę kostki.
– Och, szóstka, to jak moje… – dziewczyna powiedziała to zupełnie beznamiętnym głosem, jakby nie dając po sobie poznać, że przyjęła tę wiadomość z entuzjazmem – Może… może się zamienimy? Ja wiem, że moje się nie umywają, ale jeśli w tych nie sposób stać, to może lepiej zatańczyć w brzydkich butach niż w ogóle?
Tancerka spojrzała na buty Agnieszki krytycznym okiem. Widać było, że to ciemne, trochę toporne obuwie dziewczyny nie budziło jej wielkiego entuzjazmu. Można było niemal dostrzec, jak lekko marszczy nos w lekkim obrzydzeniu. Nie dało się jednak ukryć, że propozycja była nawet rozsądna. Zaciskanie zębów to jedno, ale stabilne i przede wszystkim – nie tak wysokie buty – to brzmiało jak pomysł, który mógł zadziałać.
– Brzydkie są jak noc, ale to może zadziałać, zdejmuj je – artystka wstała z krzesła i nieco kulejąc, odeszła parę kroków, robiąc Agnieszce miejsce – Tylko nie myśl, że dam ci swoje na zmianę, jeszcze mi je rozchodzisz. Będziesz musiała grać boso
– To nie problem – Agnieszka zajmowała się rozwiązywaniem butów na tempo – siedzę za stołem, nikt nie widzi moich stóp.
Po chwili Halama założyła buty Agnieszki. Zrobiła w nich kilka kroków, podskoczyła lekko, i nieco się skrzywiła, patrząc na ich odbicie w postawionym pod ścianą wysokim lustrze.
– Brzydkie jak noc. Reżyser się popłacze. Ale ratujesz mi życie, dziewczyno. A właściwie stopę. Jak się nazywasz? – tancerka nie odwracała się od lustra, wciąż tylko patrząc, jak wyglądają jej piękne nogi w nowych butach.
– Agnieszka Buczyńska.
Halama odwróciła się od lustra w jej stronę i obdarzyła nieco przestraszoną dziewczynę ciepłym, ślicznym uśmiechem, który rozjaśniał całą jej twarz
– Dzięki Iguś. Naprawdę dzięki. Bycie koleżeńskim naprawdę ma przyszłość w tym zawodzie.
Buty się sprawdziły. Choć reżyser, pan Ordyński, początkowo kręcił na nie nosem, pytając, co się stało z tą przeuroczą parą, którą mu wcześniej pokazano, to Loda była wystarczająco pewna siebie, by przekonać go do zamiany. Zresztą wszyscy na planie byli pod wrażeniem jej gotowości do pracy. Bo też informacja o tym, że tancerka wykręciła sobie dzień wcześniej nogę, szybko rozeszła się po całym planie. Agnieszka już o to zadbała. Wydawało jej się ważne, by wszyscy wiedzieli, że patrzą na kogoś, kto pracuje mimo bólu. Ku jej zaskoczeniu informację podłapał też obecny przy kręceniu dziennikarz, który robił właśnie reportaż z planu. I tak niedługo cała Polska dowiedziała się, że dobra tancerka zatańczy mimo zwichniętej nogi. Choć o tym, że w cudzych butach, nie dowiedział się już nikt.
O tym, jak bardzo miała rację, Agnieszka przekonała się kilka dni później. Siedziała w salonie razem z matką, która nastawiła radio na swoją ulubioną audycję. Kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi, obie spojrzały po sobie nieco zaskoczone, bo nikogo się nie spodziewały. Za drzwiami stał młody chłopak z dużą paczką i bukietem róż. Wszystko zaadresowane do Agnieszki. W paczce była piękna para czarnych sandałków przetykanych srebrną nitką, w rozmiarze szóstym. Były nowiutkie, a czarne paski intensywnie pachniały nową skórą. Do paczki dołączony była koperta, w środku kilka zdjęć z tego dnia na planie. Wszystkie podpisane tak samo „Dzięki za koleżeńską postawę, Iguś. Loda Halama”.
Sandałków Agnieszka nie założyła nigdy. Nawet kilka lat później na bal mody. Były niesamowicie piękne, ale niewygodne jak diabli. Dziewczyna nie mogła na nich nawet ustać. A co dopiero tańczyć.