Home Książki Więcej niż nazwisko czyli kilka uwag o aktorskich biografiach

Więcej niż nazwisko czyli kilka uwag o aktorskich biografiach

autor Zwierz
Więcej niż nazwisko czyli kilka uwag o aktorskich biografiach

Jako osoba, zajmująca się między innymi promocją książek zwróciłam uwagę, że zwiększyła się w Polsce dynamika tłumaczenia i wydawania na naszym rynku aktorskich biografii. Jednocześnie w czasie rozmów z wieloma osobami odkryłam, że choć wydaje się to gatunek stosunkowo przejrzysty w istocie jest dużo mniej jednoznaczny niż mogłoby się wydawać. Bo szukając dobrej aktorskiej biografii musimy sobie zadać pytanie – co właściwie nas interesuje.

 

Ta myśl przyszła mi do głowy, kiedy czytałam wydaną właśnie przez wydawnictwo Harde biografię Jamesa Deana. „James Dean. Sekret życia” Jasona Colavito, to biografia pisana w bardzo specyficzny sposób. Autor świadom, że jego bohater (który zmarł mając ledwie 24 lata) jest legendą i idolem, stara się odkryć – kim jest poza swoim wizerunkiem. Koncentruje się tu przede wszystkim na tożsamościowym aspekcie biografii Deana stosując przede wszystkim klucz jego orientacji seksualnej. Dla osoby, która nigdy biografii aktora nie czytała książka będzie zapewne niewystarczająca, bo choć opowiada chronologicznie o życiu aktora to wciąż – autora właściwie nie interesuje Dean jako aktor tylko raczej Dean jako młody człowiek, który musi się określić w relacji do ustalonych norm męskości i seksualności. To ciekawa propozycja, wpisana w ten sam nurt co wydane niedawno „Homolobby. Aktorzy II RP” Krzysztofa Tomasika. To istotne perspektywy zwłaszcza w przypadku historii kultury, gdzie wydano wiele pieniędzy i włożono wiele wysiłku byśmy nie zadawali sobie pewnych pytań o tożsamość.

 

Czy tak napisana biografia jest dla każdego? Podejrzewam, że ta pozycja może część osób zawieść, zwłaszcza tych bardziej zainteresowanych aktorską karierą Deana. Tylko ponownie – proporcje pisania o aktorach nie zawsze łatwo wyważyć. Niedawno polecałam moim odbiorcom na Instagramie wydaną przez Wydawnictwo Poznańskie książkę „Bruce Willis. Bohater kina Hollywoodzkiego” Seana O’Connela. Rzecz bardzo mi się podobała, ale już teraz wiem, że nie zadowoli wielu czytelników. Dlaczego? Bo to książka, która jest właściwie wyłącznie biografią artystyczną. Do tego stopnia, że autor nie układa jej chronologicznie, tylko decyduje się podzielić karierę Willisa na gatunki filmowe by lepiej zrozumieć różne aspekty jego kariery. Czy można się wiele dowiedzieć z takiej pozycji o życiu prywatnym aktora – niekoniecznie. Ale czy jest to ciekawe spojrzenie na to jak można kształtować rozkładającą się na kilka dekad karierę? Zdecydowanie.  A jednocześnie mam wrażenie, że choć taka pozycja potrafi być intrygująca w Polsce wiele osób zakłada, że jedyny kierunek biograficzny to taki, który trzyma się bardzo blisko życia osobistego. Mam poczucie, że większość osób wciąż sięga po książki biograficzne by przede wszystkim poznać osobę a niekoniecznie aktora.

 

 

Kiedy robiłam przypisy i posłowie do biografii Maggie Smith miałam głębokie poczucie, że dokładność z jaką autor opisywał karierę aktorki była trochę czym innym czego chcieliby czytelnicy. Zwłaszcza, że Smith była aktorką przede wszystkim teatralną co oznacza, że spędzamy większość czasu czytając o wydarzeniach i rolach, których nie możemy zobaczyć. Jak na złość w życiu aktorki nie pojawiły się żadne wielkie obyczajowe skandale, co nie daje tak ciekawego punktu wyjścia do budowania szerszej narracji. Inna sprawa, że jest to jedna z tych biografii, które powstały jeszcze za życia Smith co zawsze łagodzi ton biografa. Choć powiem, że osobiście lubię taki uporządkowany i chłodny styl brytyjskich biografów niż bardziej oparty na emocjach i domysłach styl biografii amerykańskiej. Mam też wrażenie, że czytając biografie amerykańskie przełożone na polski czuje pewien dyskomfort, bo mam wrażanie, że autor za bardzo skraca dystans, do obiektu swoich zainteresowań.

 

Być może dlatego tak wielkim powodzeniem ciszą się wciąż autobiografie.  Spore zamieszanie zrobił Matthew Perry swoją dość w sumie lakoniczną autobiografią „Przyjaciele, kochankowie i ta Wielka Straszna Rzecz”. W jego przypadku zagrała jednak nie dająca się podważyć sympatia jaką budził wśród wielbicieli „Przyjaciół”. Sporo mówiło się o autobiografii Elliota Page’a „Pageboy”, wiele osób wyczekiwało „Prawdziwie, do szaleństwa” Alana Rickmana. A to tylko kilka przykładów. Autobiografie rzeczywiście wywołują poruszenie i zainteresowanie choć niekoniecznie muszą to być dzieła literacko ciekawe, a nawet – satysfakcjonujące dla osób rządnych plotek czy głębokiego zajrzenia w życie osobiste aktorów. Wspominany „Pageboy” był książką dość średnią, pomimo interesującego życiorysu Elliota Page. Dzienniki Rickmana, które wiele osób kupiłoby dowiedzieć się co robił na planie Pottera, ostatecznie oferowały przede wszystkim bardzo dokładny opis zawodowego życia aktora teatralnego. Fascynujące choć nie w taki sposób w jaki mogliby się spodziewać czytelnicy. Jedna z najlepszych aktorskich autobiografii ostatnich lat – „Cieszę się, że moja mama umarła” Janette McCrudy w ogóle w małym stopniu dotyczy jej aktorskiej kariery, która stanowi jedynie tło skomplikowanych relacji z matką (z resztą nawet jak nazwisko aktorki nic wam nie mówi to bardzo książkę polecam, bo jest świetna).

 

Tym co moim zdaniem jest fascynujące w rynku aktorskich biografii i autobiografii jest to, że ich jakość jest absolutnie drugorzędna wobec sławy autora. Co oznacza, że jedne z najlepszych tekstów jakie powstały w ramach tego gatunku albo w Polsce nie zostały wydane, albo ich nakład był niewielki i nikt prawie do nich nie wraca. Mogę was zapewnić, że autobiografia Kirka Duglasa „The Ragman’s Son” jest jedną z lepszych jakie czytałam (rzadko ktoś z tak niesamowitej biedy wyniósł się do statusu gwiazdy) ale podejrzewam, że nikt jej w Polsce nie wznowi. Pozostanie więc nam jedno wydanie Iskier z 1991 roku pod tytułem „Syn Śmieciarza”. Powodzenia znaleźć tą książkę poza przypadkowym antykwariatem. Albo na przykład niesamowicie sprawna literacko autobiografia Ruperta Everetta „Red Carpets and other banana skins”. No nikt tego w Polsce nie wyda, bo to aktor jednak u nas zbyt niszowy. Albo doskonałe, grubaśne, dwutomowe wspomnienia Anjelicy Huston, która dosłownie chyba zna wszystkich w Hollywood. Fantastyczna rzecz („A Story Lately Told” i „Watch Me”), której też pewnie nikt nie wyda, skoro nie zrobił tego od dekady po ich publikacji. A tam to można się naprawdę SPORO dowiedzieć. Straciłam też nadzieję, że świetnie napisana autobiografia Michaela Caine, wyjdzie w Polsce z innego powodu niż próba kapitalizowania śmierci aktora (KTÓRY JESZCZE ŻYJE JAKBY CO)

 

Mam wrażenie, że fakt, iż tym rynkiem biografii rządzą przede wszystkim nazwiska w danym momencie najbardziej popularne, prowadzi do tego, że wiele osób nie ufa temu gatunkowi. Oczywiście zawsze można liczyć na fanów danego aktora czy aktorki, ale mam poczucie, że mało kto czyta aktorskie biografie i autobiografie dla szerszej przyjemności niż tylko poznanie aktora, zwłaszcza od prywatnej strony. Tymczasem dobrze poprowadzona narracja biograficzna pozwala przez pryzmat czyjegoś życia spojrzeć dużo szerzej na najróżniejszego zagadnienia – przede wszystkim lepiej zrozumie mechanizmy funkcjonowania aktorskich karier, tego jak na przestrzeni lat zmieniał się sposób kształtowania gwiazd, przydzielania ról, szkolenia do aktorskiego zawodu. Niestety często ujawnia się to dopiero kiedy czytamy biografie hurtem i uczymy się rozpoznawać ich wewnętrzne schematy narracyjne. Pamiętam jak wpadając w głęboką dziurę czytania biografii i autobiografii aktorskich czekałam aż ktokolwiek opisze swoje dzieciństwo jako szczęśliwe. W tamtym rzucie jedynym aktorem, który pisał o swoim dzieciństwie jako o czasie ciepła i radości oraz rodzicielskiej miłości był Derek Jacobi (w także bardzo ciekawej autobiografii „As Luck Woud Have It”.

 

Mam też wrażenie, że na podejście na polskim rynku do aktorskich biografii wpływa też nasza własna specyfika. Otóż w przeciwieństwie do amerykanów, którzy zatrudniają aktorom ghost writerów, my idziemy w inną stronę. Polski rynek opowieści o aktorach oczywiście ma sporo biografii, ale wręcz roi się od książek typu „wywiad rzeka”. Mam wrażenie, że to jest coś bardzo polskiego – owo przekonanie, że najlepiej będzie opowiedzieć o życiu i karierze w formie wywiadu. Jednocześnie – podejrzewam, że wiele aktorskich autobiografii to taki wywiad rzeka tylko zapisany tak by ukryć, że ktoś tam zadawał pytania. Wywiady rzeki są z jednej strony uczciwsze z drugiej – dużo zależy od tego jaką dyscyplinę narzuci wywiadowca. Robiłam kiedyś przypisy do wywiadu rzeki ze znanym polskim aktorem i dyskusja była bardzo rozrzucona po mnóstwie tematów. Była też bardzo aktualna co sprawiało, że można było sobie zadawać pytanie – jak czytelna będzie dla tych, którzy sięgną po nią za kilka lat. Wciąż mam poczucie, że to jest bliższe temu polskiemu podejściu do pisania biografii osób żywych, gdzie pewną niezręczność zaglądania w cudze życie ma wyjaśnić właśnie sytuacja wywiadu.

 

Przy czym, kiedy już przyjdzie okazja to w Polsce potrafi się biografii namnożyć sporo. Nigdy nie zapomnę jak w telewizji był serial „Bodo” i nagle na polskim rynku pojawiło się jednocześnie kilka książek z „Bodo” w tytule. Była to sytuacja tak kuriozalna, że nawet poświęciłam temu osobno cały długi wpis lata temu. Zresztą w Polsce często biografie klasycznych gwiazd kina pisze się bardzo po łapkach i sensacyjnie. Dobrą robotę robił tu Rebis, który miał przez krótki czas bardzo porządną serię o aktorach i aktorkach międzywojnia. Ale już Bellona specjalizowała się w wydawaniu książek byle szybciej. Pamiętam, że bywały tam pozycje z przypisami do tekstów z Wikipedii. Bo też nie ukrywajmy, zlecenie komuś napisania biografii to duża inwestycja – zwłaszcza czasowa, bo żeby o kimś z przeszłości napisać trzeba sporo poczytać i jeszcze odwiedzać archiwa. To w Polsce zwykle zleca się w przypadku pisarzy rzadziej aktorów.

 

Dodałabym jeszcze, że tym co negatywnie wpływa na odbiór biografii i autobiografii aktorów jest to jak się je promuje. I to nie w Polsce, tylko zanim jeszcze trafią na nasz rynek. Wydawnictwa na zachodzie często udostępniają „najciekawsze kawałki” a nagłówki krzyczą od sensacyjnych rewelacji. To przyciąga czytelników, ale jednocześnie – nie pozwala wielu książkom w pełni zaistnieć. Pamiętam ja kilka lat temu autobiografię Demi Moore „Intymnie” promowano głównie nagłówkami mówiącymi o tym, że ujawnia poronienie i to, że mąż ją zdradzał. Tymczasem sama książka była bardzo ciekawym zapisem ciągłego zmagania się ze sobą, tego jak Hollywood traktuje aktorki (zwłaszcza te bardzo piękne). Niedawno autobiografię Ala Pacino „Sonny Boy” też promowano jakimś sensacjami z jego młodości i dzieciństwa zamiast skupić się na tym jak cudownie ta książka oddaje jak dziwnym (przez co ciekawym!) człowiekiem jest Pacino. Ludzie często czują, że nie ma sensu sięgać po książkę, bo jest to zbiór sensacji (ewentualnie uważają, że już wszystko wiedzą). A te sensacje zazwyczaj stanowią tylko mały procent zaproponowanej narracji. Ale już sam ten proces promocji sprawia wrażenia jakiegoś braku wiary, że taka opowieść o karierze i życiu obroni się sama, bez szokujących szczegółów.

 

Właściwie nie mam żadnych prostych wniosków. Na pewno zachęcałaby do otwartego czytania aktorskich biografii i zadawania sobie pytania – czego w nich szukamy. Bo to nawet bardziej niż sama postać, o której czytamy pomoże nam dobrać lekturę. Jeśli interesuje nas kariera, to biografia skupiona na życiu prywatnym może nas znudzić, jeśli lubimy plotki to detaliczny opis kolejnych ról, może wytrącić z równowagi. Jednocześnie – to jest paradoks, że w przypadku biografii i autobiografii można przeczytać fantastyczne i poruszające rzeczy, o osobach które mało znamy i jakieś totalne nudy o naszych ulubionych aktorach. Powiedziałabym nawet, że najciekawsze są te książki, w których nie można już napisać niczego wprost i autorzy muszą przyjąć jakąś strategię narracyjną, spróbować wyjść poza chronologię i najprostsze odtworzenie biegu życia. Wtedy literacko najciekawsze. Tylko takie książki powstają najczęściej o aktorach i aktorkach już od dawna nie żyjących, kiedy można pozwolić sobie na dużo więcej. Dlatego sama bardzo lubię czytać o aktorach i aktorkach klasycznego Hollywood, bo to często są książki literacko bardzo dobre, bo autor musi udowodnić, że ma jeszcze coś do opowiedzenia.

 

Na koniec muszę stwierdzić, że czego mi najbardziej brakuje na rynku biografii to… wznowień. Widzicie tak dekadę temu była wielka moda na biografie. Prószyński miał taką serię Ikony kina (miały czarnobiałe zdjęcia i białe motywu na oładkach) z której nie kupiłam wszystkiego. No nie będą tego raczej wznawiać. Z kolei Wydawnictwo Dolnośląskie wydało też dekadę temu biografię Roberta Redforda (i do pary Paula Newmana, bo panowie zawsze razem). Człowiek by sobie poczytał, ale raczej nie ma co liczyć na dodruk (wiem, że są biblioteki, ale one nie mają zawsze wszystkiego). To jest taki rodzaj książek, że migają na chwilę (chyba, że to akurat jest Marylin Monroe, jedna z jej biografii „Bogini” doczekała się właśnie trzeciego wydania na rynku polskim, mimo że to książka z lat osiemdziesiątych i do tego stawiająca dość kontrowersyjne tezy). Zresztą tu też jest pewien problem, bo poza rzadkimi przypadkami (np. Marylin Monroe, Audrey Hepburn i wspomniany na początku James Dean) wydaje się w Polsce jedną biografię i tyle. I nie zawsze jest to ta najlepsza (czasem jest to ta najtańsza). A takiego prawdziwego smaku biografie naprawdę nabierają przy konfrontowaniu różnych narracji o tych samych osobach. No ale to zabawa głównie dla amatorów.

 

PS: Nie jest to post w najmniejszym stopniu sponsorowany, choć muszę zaznaczyć, że byłam zaangażowana w promocję książki o Brusie Willisie i autobiografii Perry’ego i autobiografii McCrudy, robiłam przypisy do biografii Maggie Smith i Alana Rickmana, brałam udział w spotkaniu wokół najnowszej biografii Jamesa Deana. Być może fakt, że miałam do czynienia z biografiami i autobiografiami aktorów od tak wielu stron sprawił, że ten tekst się we mnie zrodził.

PS2: Ja wiem, że mogę brzmieć interesowanie, ale naprawdę szczerzę wierzę, że większość wydawanych w Polsce zachodnich biografii aktorskich powinna zostać opatrzona przypisami. Wiem, że wydawnictwa się ich boją, ale przypisy to jest niekiedy jedyny sposób na to by te teksty były w pełni zrozumiałe dla wszystkich czytelników a nie tylko tych najbardziej zaangażowanych. Przypisy nie są straszne!

 

0 komentarz
3

Powiązane wpisy

slot
slot online
slot gacor
judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
slot thailand
slot88
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online