Home Ogólnie Bez Lodu i Ognia czyli o czym była “Gra o Tron”?

Bez Lodu i Ognia czyli o czym była “Gra o Tron”?

autor Zwierz
Bez Lodu i Ognia czyli o czym była “Gra o Tron”?

Nie jestem fanką Gry o Tron. To znaczy nie jestem anty fanką czy osobą przeko­naną o słaboś­ci seri­alu po pros­tu – nigdy nie było to dla mnie pro­dukc­ja spec­jal­nie znaczą­ca. Nie emocjonowała mnie jakoś spec­jal­nie wiz­ja zakończenia seri­alu choć nie ukry­wam byłam ciekawa jak się uda zakończyć całą intrygę. Być może dlat­ego kiedy ser­i­al się już skończył mam poczu­cie, że warto zadać sobie pytanie – o co właś­ci­wie toczyła się ta gra. Wpis rzecz jas­na zaw­iera spoilery.

Wyda­je mi się, że za pier­wot­nym fenomen­em Gry o Tron stoi przede wszys­tkim fakt, że została ona opar­ta o nar­rację książkową. A to znaczy, że mate­ri­ał z którego czer­pali sce­narzyś­ci wychodz­ił daleko poza to co zwyk­le pow­sta­je w głowach seri­alowych twór­ców. Mar­tin – nieza­leżnie od tego czy stało się to przy­czyną jego sukce­su czy przedłuża­jącej się niemo­cy twór­czej – nakreślił swój świat bard­zo sze­roko, zasied­la­jąc go liczny­mi i zróżni­cow­any­mi bohat­era­mi i bohaterka­mi. Do tego sko­rzys­tał ze znanego co najm­niej od cza­sów Tolkiena wątku, koń­ca pewnej epo­ki i pewnych cza­sów. Nad­chodzą­ca zima jest tu przede wszys­tkim znakiem zmi­an wobec których dzi­ała­nia bohaterów wyda­ją się małe i niekiedy dru­gorzędne. To czas  zała­ma­nia się starego porząd­ku, wypeł­ni­a­nia się przepowied­ni, powro­tu takich mag­icznych ele­men­tów jak dawno zapom­ni­ane smo­ki. Świat na grani­cy wielkiego przeło­mu to ulu­biony wątek twór­ców fan­ta­sy, który doskonale zagrał na ekranie. Im bliżej Night King był muru a co za tym idzie poli­ty­cznych przepy­chanek w Wes­t­eros tym bardziej wydawały się one pozbaw­ione znaczenia. Któż miał­by zasiąść na żelaznym tron­ie sko­ro świat się kończy.

 

Prob­lem w tym, że pomysł Mar­ti­na – jakkol­wiek niesamowicie intrygu­ją­cy i wcią­ga­ją­cy na dłuższą metę staw­iał sce­narzys­tów przed zadaniem trud­nym do wyko­na­nia. Nie tylko dlat­ego, że pis­arz nie napisał ostat­nich tomów. Także dlat­ego, że twór­cy musieli w pewnym momen­cie zade­cy­dować czy piszą ser­i­al o his­torii koń­ca pewnego świa­ta czy też – zgod­nie z tytułem – piszą o „Grze o Tron” i tym jak poli­ty­czne i pry­watne kon­flik­ty odciska­ją się na bohat­er­ach. Zamysł Mar­ti­na najlepiej odd­a­je tytuł jego cyk­lu – ‘Pieśń Lodu i Ognia” wskazu­ją­ca na his­torię wykracza­jącą poza jeden kon­flikt, odwołu­ją­ca się do tych his­torii które opiewa się w pieś­ni­ach wiele stule­ci później. To co jest przed naszy­mi oczy­ma miało się za wie­ki stać tylko wspom­nie­niem o bohater­s­kich czy­nach. Taki zamysł Mar­ti­na pozwalał mu na zde­cy­dowanie więk­szą fab­u­larną wol­ność. Życie jed­nos­tek – niekoniecznie było aż tak ważne w obliczu przezmi­any jaka dokony­wała się wokół nich.  Rozpędza­jące się koło poli­ty­cznego sporu ostate­cznie wydawało się tylko jed­nym z try­bików wielkiej machiny zmi­any. Póki sce­narzyś­ci szli tropem Mar­ti­na wszys­tko mogło się zdarzyć bo i w świecie w którym wszys­tko trze­ba prze­wartoś­ciować zdarzyć się może wszystko.

W chwili w której sce­narzyś­ci prze­jęli po Mar­tinie nar­rację zde­cy­dowali się jed­nak skupić na tytułowej „Grze o Tron”. Rozsiani po świecie bohaterowie zaczy­nali zmierzać do jed­nego punk­tu. Co jest jasne, jeśli głównym kon­flik­tem ma być ten w którym najważniejsze są jed­nos­t­ki i ich ambic­je, to nie mogą oni wszyscy funkcjonować w osob­nych częś­ci­ach świa­ta. Bo już nie świat i jego nieuchronne przemi­any sta­ją się tu bohaterem ale poszczególne oso­by wraz ze swoi­mi aspirac­ja­mi. Ta decyz­ja sama w sobie niekoniecznie jest zła. Wyda­je się, że sce­narzyś­ci seri­alowi postaw­ili na to co lep­iej zna­ją. Na pisanie bohaterów którzy sta­ją przed mniej lub bardziej oczy­wisty­mi wyb­o­ra­mi. Prob­lem w tym, że podąża­jąc w pier­wszych sezonach za wiz­ją Mar­ti­na, twór­cy pozostali ze swoistym ciężarem spraw wiel­kich którego nie umieli z siebie zrzu­cić. Wiz­ja nad­cią­ga­jącej zimy, armii nieu­marłych, zła przy­chodzącego zza muru – to wszys­tko ide­al­nie wpisane było w his­torię zmieni­a­jącego się świa­ta, nad który nad­chodzi niekończą­ca się zima. Zagroże­nie naras­tało tam równie apokalip­ty­cznie co wokół nas – cicho, upar­cie, na grani­cy świado­moś­ci rządzą­cych. Jed­nocześnie to wielkie wykracza­jące poza poli­ty­czne przepy­chan­ki zagroże­nie rozbudz­iło nadzieje widzów. Ser­i­al zdawał się sug­erować, że chodz­ić będzie o coś bez porów­na­nia ważniejszego niż Żelazny Tron, który w pewnym momen­cie zdawał się być bardziej gadżetem niż real­nym sym­bol­em władzy.

 

 

Ostat­ni sezon doskonale pokazu­je jak bard­zo sce­narzyś­ci nie potrafili sobie poradz­ić z tą przy­mu­sową dychotomią pro­dukcji. Z jed­nej strony – kon­frontac­ja z Noc­nym Królem okaza­ła się zbyt pros­ta i zbyt oczy­wista. Zami­ast pokazać siłę gotową roznieść znany świat na kawał­ki, dostal­iśmy ostate­czny poje­dynek z glob­al­nym ocieple­niem. Co więcej – taki z którego bohaterowie muszą wyjść zwycięsko i w jed­nym kawałku – bo są potrzeb­ni sce­narzys­tom do prowadzenia znacznie bliższej ich ser­cu nar­racji poli­ty­cznej. W chwili w której sce­narzyś­ci ucięli wątek tej schyłkowoś­ci dziejów, zagroże­nia prz­eras­ta­jącego zwykłe poli­ty­czne spory, ser­i­al musi­ał się dość szy­bko zdefin­iować na nowo. Ostate­cznie prze­cież – miał się okazać przede wszys­tkim opowieś­cią o ludzi­ach. A właś­ci­wie o tych ludzi­ach których poz­nal­iśmy w sezonie pier­wszym. Fakt, że aku­rat do sezonu pier­wszego tak bard­zo odnosili się w ostat­nich odcinkach twór­cy, wyda­je się tu symp­to­maty­czny.  To naw­iązanie ma nas utwierdz­ić w przeko­na­niu, że tem­atem prze­wod­nim seri­alu była dro­ga bohaterów – i wypeł­ni­an­ie – bądź nie – przez­naczenia jakie zgo­tował im los.

Przyglą­da­jąc się temu co ostate­cznie przy­trafiło się Starkom nie trud­no dostrzec że sce­narzyś­ci naw­iązu­ją przede wszys­tkim do ambicji i przez­naczenia jaki­mi bohaterowie zostali obar­czeni na początku. Jon Snow wraca do Noc­nej Straży, tak jak było mu pisane. Z punk­tu widzenia roz­wo­ju postaci, to dobre posunię­cie — choć jed­nocześnie – prawdzi­wa tożsamość bohat­era jest w tym kon­tekś­cie czymś nad­mi­arowym. Jon Snow nie musi­ał być wybrańcem ani Tar­garyen­em by skończyć tam gdzie skończył. I tu ponown­ie widać ten kon­flikt – tożsamość Jona jest potrzeb­na w nar­racji Mar­ti­na – gdzie kon­flikt rozpisany jest dużo szerzej, w skrom­nym seri­alowym uję­ciu jest do dodatek. Sansa dosta­je władzę coś o czym zawsze marzyła, Bran jako najs­tarszy męs­ki potomek Starków zosta­je królem, tu ponown­ie nie ma znaczenia jego rola jako trójok­iej wrony, czy możli­wość przenoszenia świado­moś­ci. To ele­men­ty koniecznie w świecie Mar­ti­na i zupełnie zbędne w his­torii telewiz­yjnych sce­narzys­tów. Arya wypeł­nia swo­je przez­nacze­nie nie pod­da­jąc się presji społeczeńst­wa. Pod sam koniec ser­i­al próbu­je nas przekon­ać że w sum­ie od początku chodz­iło o losy rodzeńst­wa Starków. Co niekoniecznie jest praw­da – a właś­ci­wie – co niekoniecznie było prawdą przed ostat­nim sezonem.

 

 

Jed­nocześnie prag­nąc skon­cen­trować poli­ty­czny spór wokół dylematów rodzeńst­wa z półno­cy pro­dukc­ja odsuwa na boczny tor postaci, które wyda­ją się – z punk­tu widzenia poli­ty­cznej intry­gi dużo ciekawsze. Cer­sei i Daen­erys nigdy nie mają okazji się spotkać, choć ich posta­cie są równie ciekawe i pod pewny­mi wzglę­da­mi równie niezbędne. Ostate­cznie jed­nak sce­narzyś­ci decy­du­ją się zabić obie bohater­ki w taki klasy­czny sposób – każ­da z nich ginie w ramionach ukochanego mężczyzny. Co z kolei moż­na było­by ciekaw­ie roz­pa­try­wać w kon­tekś­cie tego jak widzi się kobi­ety u władzy i ich roman­ty­czne związ­ki. Zwróć­cie uwagę, że ist­nieje taki rodzaj nar­racji który sugeru­je, że kobi­eta u władzy nigdy nie może niko­go naprawdę kochać, bo wtedy – zakochu­jąc się sta­je się w jak­iś sposób podległa mężczyźnie, co oznacza, że to on ma władzę. Do pewnego stop­nia moż­na pewne potwierdze­nie takiego myśle­nia znaleźć w his­torii (gdzie prze­cież wyróż­nia się te wład­czynie które władały bez mężów) ale jed­nocześnie jest coś smut­nego w tym, że ostate­cznie jakieś szczęśli­we zakończe­nie dosta­je tylko Sansa. Sansa którą – jak sama przyz­na­je, słowa­mi sce­narzys­tów – uksz­tał­towali kole­jni znę­ca­ją­cy się nad nią, manip­u­lu­ją­cy i gwałcą­cy ją mężczyźni. Inny­mi słowy – kobi­eta która zau­fa mężczyźnie zginie, ta która się nie da przez mężczyzn zła­mać może rządz­ić. Oj mam prob­lem z tymi wątka­mi, zwłaszcza że prze­cież jed­ną z najwięk­szych zalet seri­alu było to, że tworzył on zde­cy­dowanie ciekawsze posta­cie kobiece niż męskie. Ale jed­nocześnie – moż­na dojść do wniosku, że układa­ją się one tak bo ponown­ie – istotne jest tu przede wszys­tkim baw­ie­nie się mech­a­niz­ma­mi władzy, a nie pró­ba reflek­sji nas porząd­kiem świata.

No właśnie – ostat­ni odcinek – napisany dość przewrot­nie prag­nie nam uświadomić, że tak naprawdę nic wielkiego się nie stało. Tak jasne żelazny tron został zniszc­zony a smok odle­ci­ał gdzieś w kierunku bliżej nieokreślonym, ale wiel­ka zmi­ana świa­ta, którą miały puś­cić w ruch wydarzenia z pier­wszych sezonów okaza­ła się ostate­cznie poli­ty­czną ruchawką. Tak oczy­wiś­cie trochę się zmienił sposób wyboru króla, i krainy półno­cy odzyskały nieza­leżność, ale stol­i­cy nikt nie przeniósł, ustrój poli­ty­czny dostał tylko niewielką korek­tę i nadal przy stołach zasi­ada­ją przed­staw­iciele tych rodzin które siady­wały tam wcześniej. Dean­erys której mowa brz­mi jak przeko­pi­owana z podręczni­ka mów tyrańsko rewolucyjnych, jest tu pokazana jako tyrana, której rewolucyjne hasła o zmi­an­ie mają stać się nowym narzędziem opresji . Głębo­ka zmi­ana tego jak dzi­ała świat jest niemożli­wa, bo prze­cież wiąże się z narzuce­niem jakiejś innej wiz­ji – czy tego ludzie chcą czy nie. Pod pewny­mi wzglę­da­mi sce­narzyś­ci odrzu­ca­ją tu nie tylko wiz­je, że Gra o Tron mogła­by opowiadać o końcu świa­ta ale też o jakiejkol­wiek rewolucji. Jest w tym jakieś takie smutne kon­ser­waty­wne przesłanie, że świat właś­ci­wie powinien pozostać w tych ramach w których trwał – nawet jeśli wychodzi z nich po lat­ach krwawego kon­flik­tu. Co ponown­ie – dało­by się jeszcze ura­tować jako puen­tę przewrot­ną gdy­by nie fakt, że Mar­tin ze swoi­mi pomysła­mi i kreacją świa­ta rozbudz­ił w nas nadzieję na coś więcej.  Na co? To jest trudne do określe­nia uczu­cie, ale wszyscy je zna­ją – pojaw­ia się w naszych ser­cach kiedy czy­ta się scenę o odpły­wa­ją­cych ze Śródziemia Elfach. Kiedy wiesz że woj­na się może skończyła ale już nic nigdy nie będzie nawet odrobinę takie same. Przys­zliśmy na koniec ery a dostal­iśmy skrót wojny stuletniej.

 

Co ciekawe, do pewnego stop­nia sce­narzyś­ci stanęli wobec prob­le­mu nad­miernej iloś­ci postaci. Bohaterowie których rola w wielkim kon­flik­cie roz­ciąg­nię­tym na kil­ka kon­ty­nen­tów miała sens, ter­az stali się do pewnego stop­nia uciążli­wym bal­astem. Część postaci dru­go­planowych niemal zni­ka, część ma wąt­ki napisane tylko do połowy. Ponieważ zwi­janie opowieś­ci zajęło bez porów­na­nia mniej niż jej rozwi­janie, to częs­to dzi­ało się to kosztem postaci pobocznych. Doskonale widać to na przykładzie postaci takich jak Sam czy Bri­enne, którzy z bohaterów, którym poświę­cano sporo ekra­nowego cza­su zamie­nili się w postaci których rola jest abso­lut­nie dru­go­planowa – bo wiado­mo, że nie zasiądą na Żelaznym Tron­ie. Zupełnie zbędne sta­ją się postaci z trze­ciego planu jak Tor­mund, a Bron pojaw­ia się w całym sezonie w trzech sce­nach. Inaczej się tego roze­grać nie da bo Mar­tin tworząc epicką sagę mógł posta­cie dodawać, a sce­narzyś­ci prag­nąć opowiedzieć o niewielkim w sum­ie kon­flik­cie (ostate­cznie wal­czą trzy rody) muszą bohaterów albo zabi­jać (czego nie lubią bo nie są pis­arza­mi) albo znacznie ograniczać ich wąt­ki. Co spraw­ia, że ten trze­ci sezon wyda­je się jak­iś niesamowicie nied­bały i napisany niekiedy do połowy.

W ostat­nim sezonie twór­cy sprzą­tali i łatali gdzie się da swo­ją wiz­ję kon­flik­tu tak by usunąć z niej wszys­tko co nie poli­ty­czne, nie ludzkie ale właśnie takie ostate­czne i mag­iczne. Kiedy smok odlatu­je hen daleko odnosząc ze sobą ciało Dean­erys tak naprawdę zabiera ze sobą ostat­ni ele­ment mag­icznoś­ci świa­ta – tej podrzu­conej tam przez Mar­ti­na. Wszys­tko co zosta­je to pobo­jowisko poli­ty­cznej roz­gry­w­ki. Role zosta­ją roz­dane – twór­cy nie pod­jęli się napisa­nia żad­nej nowej postaci, więc i śmier­ci musi­ały ustać. Bohaterowie w nagrodę że dożyli tak dłu­go dosta­ją swo­je zakończenia, w tym niekoniecznie zmienionym świecie. Dzieci Starków domyka­ją swo­je przez­naczenia. Wszys­tko niby się porząd­nie skła­da, bo prze­cież koniec ma w sobie i nadzieję, i klam­rę i konieczną odrobinę niedopowiedzenia. Tylko, że jest to koniec innej opowieś­ci niż ta którą obser­wowal­iśmy przez lata. Opowieś­ci ciekawej, broń boże by coś o niej złego powiedzieć, ale różniącej się od frag­men­tu poli­ty­cznej his­torii Europy głównie ład­nym kostiumem. Najwyraźniej telewiz­yjni sce­narzyś­ci nie byli w stanie zro­bić tego co częś­ciowo decy­dowało o sukce­sie Gry o Tron – napisać seri­alu fan­ta­sy. Bo do tego trze­ba mieć chy­ba więcej wyobraźni. A to właśnie wyobraźni trochę zabrakło pod koniec tej his­torii. I tak opowieść która mogła całkiem sporo opowiedzieć o dzisiejszym świecie pozostała zaw­ies­zona pomiędzy fan­tazją pis­arza a sche­matem myśle­nia scenarzystów.

 

Gdy­bym miała jakoś pod­sumować to co stało się z Grą o Tron to przy­chodzi mi tylko metafo­ra wilko­rów. Pojaw­ia­ją się na początku opowieś­ci i zda­je się że te niemal zapom­ni­ane stworzenia, które otrzy­mu­ją dzieci Neda Star­ka, będą odgry­wały istot­ną rolę. Zarówno w powieś­ci jak i w seri­alu odgry­wa­ją rolę coraz mniejszą. Nie mniej w powieś­ci wciąż mają swo­je znacze­nie – po coś są. W seri­alu twór­cy właś­ci­wie nigdy nie znaleźli dla nich miejs­ca. Poza Duchem – wilko­rem Jona Snow, żaden inny nie pozostał w seri­alu na dłużej. Coś co zapowiadało właśnie te cza­sy koń­ca świa­ta, tą jakąś nie tylko poli­ty­czną ale też kli­maty­czną i mag­iczną przemi­anę, rozpłynęło się w nar­racji. Kiedy pod koniec ostat­niego odcin­ka Jon Snow wraca do zamku Noc­nej Straży i spo­ty­ka tam swo­jego ukochanego wilko­ra z urwanym uchem, to Duch nie jest już sym­bol­em wszys­t­kich tych mag­icznych przepowied­ni, sym­boli i niemal zapom­ni­anych praw­ideł świa­ta. Duch jest po pros­tu wiernym psem, którego się podrapie za uszkiem zan­im się wyruszy w dal­szą drogę. I tak jest z seri­alem, ele­men­ty fan­tasty­cznego świa­ta  rozsy­pane po całym seri­alu okaza­ły się w isto­cie tylko nic nie znaczą­cy­mi błyskotka­mi. Gdy­by nie było ich od początku może sce­narzyś­ci poradzili­by sobie lep­iej, ale podąża­jąc za drogą Mar­ti­na cały czas rozbudza­li nadzieję.

Nie jestem fanką Gry o Tron, Dlat­ego zakończe­nie mnie nie boli. Mam poczu­cie, że twór­cy chcieli przeła­mać  schemat ryc­er­skiego epo­su i na ostat­niej prostej bohater, który nosi wszelkie znamiona tego który otrzy­ma władzę tej władzy nie dosta­je. Trafia ona do jego bra­ta, porusza­jącego się na wózku. Ale jed­nocześnie  — Bran wpisu­je się w inne marze­nie o wład­cy. Jedyne na które Hol­ly­wood się godzi. Wład­ca może być wład­cą tylko jeśli władzy nie prag­nie, jeśli nie jest mu ona potrzeb­na. Niby twór­cy stara­ją się być przewrot­ni ale ostate­cznie pozosta­ją w tych samych ramach. Gra o Tron ma sens tylko jeśli nie ma Tronu ani niko­go kto całym sercem prag­nie na nim zasiąść.  Pytanie czy seri­alowi, który porzu­cił swo­je wielkie ambic­je udało się nam powiedzieć cokol­wiek nowego o naturze ludzi, władzy i tego jaki wpływ na świat mają poli­ty­czne poty­cz­ki. Wyda­je mi się, że ostate­cznie sce­narzyś­ci ponieśli tu klęskę. Ser­i­al zawodzi bo trochę nic nowego nie powiedzi­ał, nie otworzył żad­nych nowych per­spek­tyw naszego patrzenia na świat.  Zawód nie wyni­ka z tego, że bohaterowie skończyli inaczej niż byśmy chcieli, ale z tego, że powracamy z Wes­t­eros zaskaku­ją­co tacy sami (choć nieco star­si) jak do niego wes­zliśmy. A prze­cież miała nade­jść zima i zmienić wszys­tko. Tym­cza­sem dostal­iśmy trochę przy­powieś­ci o korupcji władzy, z dodatkiem jakże amerykańskiej potrze­by reflek­sji nad tym czy da się ograniczyć przy­wile­je dziedz­icznej monarchii.

 

 

Ostate­cznie Gra o Tron rzeczy­wiś­cie co zmieniła to przeko­nanie o możli­woś­ci­ach jakie daje telewiz­ja – zwłaszcza w kon­tekś­cie opowieś­ci fan­tasty­cznej. Nie było wcześniej seri­alu o tak wysokim budże­cie i tak wysokim poziomie pro­dukcji. Z sezonu na sezon pro­ponowany nam spek­takl stawał się coraz bardziej nieo­dróż­nial­ny od tego co moż­na zobaczyć w fil­mach z olbrzymim budżetem. W ostat­nim sezonie pojaw­iały się sce­ny porusza­jące swo­ją urodą i roz­machem, jak np. spotkanie Jona i Smo­ka pod ruina­mi Kings Land­ing, kadr tak piękny że aż pozwala zapom­nieć o wszys­t­kich dzi­u­rach w fab­ule. To pozostanie prawdzi­we dziedz­ict­wo Gry o Tron, za którą pójdzie zapewne niedłu­go ser­i­al Ama­zonu opar­ty o niewyko­rzys­tane opowieś­ci ze Śródziemia. To i jeszcze jed­no. Ilekroć usłyszymy „ You know noth­ing” będziemy aż po kres naszych dni dodawać sobie w głowie „Jon Snow”.

Ps: Ponieważ Gra o Tron budzi niesamowite emoc­je chci­ałabym dodać, że nie uważam by obow­iązkiem było lubić albo nie lubić ostat­niego sezonu. Dla mnie jest nato­mi­ast ewidentne że wiz­ja Mar­ti­na i sce­narzys­tów nie pokry­wa się ze sobą. Co spraw­ia, że z olbrzymią cieka­woś­cią czekam na chwilę kiedy Mar­tin ogłosi koniec swo­jej sagi. Ciekawe czy on wie jak opowiedzieć tak rozpoczętą his­torię do koń­ca. Być może jest to taka his­to­ria która ma tylko dobry początek. Wiele już takich widzieliśmy.

Ps2: No i zachowa­jmy pro­por­c­je – Jak Poz­nałem waszą matkę miało gorszy finałowy odcinek choć co ciekawe, uważam że miał ten sam prob­lem – w uzna­niu, że zakończe­nie seri­alu jest dobre tylko wtedy kiedy pojaw­ia się klam­ra nar­ra­cyj­na tak wyraźnie naw­iązu­ją­ca do pier­wszego sezonu serialu.

Ps3; No będzie mi brakowało śmi­a­nia się z Kita Har­ring­tona które­mu jest zim­no i które­mu włos­ki wpada­ją do oczu. To była jed­na z moich ulu­bionych rozrywek.

0 komentarz
0

Powiązane wpisy

judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
slot
slot online
slot gacor
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online