Zwierz uważa, że trochę za często w naszej kulturze mamy do czynienia z tworzeniem postaw pozornie przeciwstawnych. Jeśli lubisz wąchać książki znienawidzisz ebooki, jeśli kochasz seriale HBO prychniesz z pogardą na każdą polską produkcję, jeśli lubisz tradycyjną prasę uważasz że Internet to zło. Całe zwierza doświadczenie wskazuje, że to wszystko bzdury. Dlatego właśnie chce wam opowiedzieć jak Twitter zmusił mnie do czytania długich tekstów. I jak bardzo jestem za to wdzięczna.
W Polsce wciąż niewiele osób korzysta z Twittera. Czasem wieje tam pustkami a czasem ma się wrażenie, że poza kilkoma blogerami, politykami fankami One Direction nikogo tam nie ma. Oczywiście raz na jakiś czas wszyscy ogłaszają że zaraz przeniesiemy się na Twittera ale większość czasu wszyscy siedzą na fb. Aktywnie – do komunikacji, z Twittera w Polsce korzysta mało osób, niewiele też orientuje się jak tą komunikację Twitterową prowadzić. Sam zwierz jako osoba komunikując na Twitterze jest koszmarna, bo ma tą koszmarną wtyczkę korelującą Facebook z Twitterem, co wkurza wszystkich profesjonalnych twitterowców (zwierz ją lubi więc nie ma zamiaru wyłączyć, choć wie, że denerwuje ludzi). W każdym razie w naszym kraju ten niesłychanie popularny serwis internetowy nadal jest uznawany trochę za fanaberię i pojawia się w mediach czy w szerszej świadomości tylko wtedy kiedy ktoś albo napisze coś bardzo głupiego, albo wtedy kiedy ktoś coś przez Twittera obwieści.
Nie oznacza to jednak że nie można Twittera ustawić tak by był najlepszym i najszybszym kanałem informacji jaki znajdziecie. Zanim twórcy stron internetowych znajdą odpowiednie ilustracje, i napiszą odpowiednio długie teksty na Twitterze już raportują o najnowszych wydarzeniach zarówno w świecie rozrywki (którą tak bardzo śledzi zwierz) jak i po prostu w świecie informacji. Jeśli coś złego dzieje się na świecie to możecie być pewni że najszybciej poinformuje was Twitter. Nie zawsze będą to informacje najlepsze ale przynajmniej ma się poczucie, że trzyma się rękę na pulsie dużo bardziej niż w przypadku niektórych stron informacyjnych czy telewizji. Do tego Twitter rzadko się zacina więc nie ma tego irytującego w Facebooku czekania aż łaskawie pokaże ci zawartość tablicy twoich znajomych.
Jednak to nie ma być reklama Twittera. Tylko pokazanie jak ciekawie działają pewne mechanizmy. Otóż jak wszyscy wiemy Twitter jest oskarżany o to, że potencjalnie zniszczył jakiekolwiek wyrafinowane sposoby komunikowania się zastępując je 140 znakami. Co prawda bycie dowcipnym na Twitterze jest odpowiednikiem bycia najbardziej dowcipną osobą w towarzystwie (zwierz mniema że w przeszłości wszyscy śledziliby Twittera Oscara Wilde’a) ale wciąż wydaje się, że nic naprawdę istotnego nie da się w tych 140 znakach przemycić. Problem w tym, że takie myślenie wskazuje, że ponownie próbujemy sobie podzielić świat na pół. Nawet jeśli zachodzą zupełnie odwrotne mechanizmy.
Ta myśl przyszła zwierzowi do głowy wczoraj popołudniu kiedy podniósł po godzinie wzrok z nad ekranu telefonu. Zaczęło się niewinnie – zwierz znalazł na Twitterze (siedział tam oczywiście bez sensu jak na wszystkich portalach społecznościowych) tweet strony Buzzfeed Enterteiment dotyczący ciekawego zagadnienia. Tweet odsyłał bowiem do artykułu który przedstawiał Chrisa Evansa jako bardzo ciekawy przypadek pożądanego przez współczesny Internet czy bardziej amerykańską kulturę popularną wzoru męskości. To bardzo ciekawa teza sugerująca że Chris Evans – który teoretycznie jest uosobieniem amerykańskiego aktora ale nie do końca (sporo mówi o tym, że wcale taki twardy nie jest, jest sympatyczny ale się nie narzuca, przywiązany do rodziny i mało romansujący) może być dokładnie tym wzorem amerykańskiego aktora na które może przystać i Hollywood i jego nieco zmieniający się odbiorcy (którzy niekoniecznie chcą mega gwiazdy – wolą dostrzec w swoich aktora wrażliwość, lęk czy nawet niechęć do sławy). To teza ciekawa i zdaniem zwierza dość słuszna, bo rzeczywiście kariera Evansa i jego obecność w świecie mediów, fanów i Internecie, ma znamiona czegoś nowego. Chcemy by nasi aktorzy byli nieco inni niż kiedyś. Nawet jeśli są wysokimi blondynami imieniem Chris (co ostatnio jest dość popularne).
Czytając ten artykuł (BuzzFeed Enterteiment czasem człowieka zaskakuje i podrzuca coś dłuższego) zwierz znalazł link do profilu aktora przygotowanego dla czasopisma GQ. Czasopismo GQ – to ciekawy przykład magazynu który powinien zwierza zupełnie nie interesować ale zawiera doskonałe wywiady z aktorami. Przy czym wywiady są doskonałe dlatego, że zwykle ich twórcy mają więcej czasu niż tylko kilka godzin na wymianę pytań i odpowiedzi. Często spędzają one z gwiazdami cały dzień co sprawia, że taki wywiad ma poza wymianą zdań często ciekawą wartość dodaną. Zwierz bardzo to lubi, bo mniejsze i większe obserwacje autorów wywiadu czasem są ciekawsze niż same pytania. Poza tym dzięki temu sam wywiad ma dwoje bohaterów a nie tylko jednego. Ów wywiad z Chrisem Evansem do którego przekierowała zwierza strona to ciekawy przypadek kiedy taki profil niekoniecznie się udał, bo z wywiadu niewiele wyszło. Głównie dlatego, że dziennikarka się upiła. Historia byłaby żenująca gdyby nie spełniała swojej roli – dzięki całemu wydarzeniu wiemy o aktorze być może nieco więcej niż byśmy się kiedykolwiek dowiedzieli gdyby wszyscy byli trzeźwi.
Zwierz cofał się już po własnych śladach by wyjść z Internetu kiedy na Twitterze zobaczył kolejny link do artykułu z działu kulturalnego Guardiana. Tam z kolei omawiano czy niechęć jaką internauci zapałali do nowych Pogromców Duchów naprawdę wynika z faktu, że mamy do czynienia z opowieścią gdzie męskich bohaterów zastąpiono kobietami czy też, tak naprawdę wszyscy mają już dość rebootów i cała ta niechęć skumulowała się na tym właśnie filmie. Zwierz przeczytał artykuł z zainteresowaniem – zwłaszcza, że musi przyznać, iż nadal nie wie co sądzić o tym, że trailer do Pogromców Duchów jest najbardziej nielubianym filmikiem w dziejach Youtube. Zwierz widział ten trailer – nic specjalnego ale wydaje się, że nikt nie powinien zadzierać z fanami Pogromców Duchów. Choć może to zwykły seksizm – z nim to nigdy nie wiadomo, bo człowiekowi coś się wydaje zbyt głupie żeby było prawdziwe a potem okazuje się, że to jednak prawda.
Wróćmy jednak do Twittera. Zwierz nie przeczytałby tych artykułów gdyby nie te straszne 140 znaków. Żaden z nich nie jest szczególnie krótki ani wybitnie długi ale większość z nich jest zdecydowanie dłuższa niż krótka wiadomość. W sumie wszystkie trzy spełniają wymóg jaki zwierz coraz częściej stawia internetowi – są artykułami, takimi prawdziwymi a nie tylko przywołaniem kilku faktów plus kilka czy kilkanaście zdjęć. Zwierz stał się w ostatnim czasie fanem długich internetowych tekstów. Nie tylko w czasopismach czy na uznanych stronach ale też na blogach. Może wynika to z faktu przesytu krótkimi tekstami (zwierz czyta w pracy gazety więc ma mnóstwo krótkich tekstów do czytania) a może dlatego, że przeczytanie czegoś dłuższego daje w sumie większą frajdę i satysfakcję. Zwierz jakiś czas temu zaczął regularnie czytać artykuły z The Atlantic właśnie dlatego, że miał po nich miłe poczucie, że spotkał się z jakimiś ciekawymi faktami i przemyśleniami ale przede wszystkim z wywodem który się nie spieszył.
Przy okazji notki o czytelnictwie zwierz pisał o tym, że czytanie dłuższych tekstów ma sens. Bo tylko w dłuższych tekstach da się pokazać jakąś bardziej skomplikowaną, niejednoznaczną myśl, opowiedzieć historię, czy po prostu dać czytelnikowi czas by sam się ustosunkował do tego co czyta. Dłuższe teksty mają to do siebie, że nieco dłużej zostają w głowie, możemy je potem przywoływać w dyskusji, zostają z nami także wtedy kiedy rozmawiamy ze znajomymi czy chcemy sobie zbudować jakiś punkt odniesienia w dyskusji. I wcale nie jest tak, że Twitter czy inna skrótowa forma komunikacji odbiera nam możliwość czytania długich tekstów. Jak zwierz udowadniał, wszystko zależy od nas. Dobrze uporządkowana tablica na Twitterze może nam dostarczyć więcej tekstów do lektury niż mamy czas przeczytać. Trzeba tylko umieć i chcieć tak dobrać tych którzy zaprowadzą nas do dłuższych tekstów.
Jak zwierz pisał, żyjemy w świecie pozornych dychotomii. Narzekamy na to, że Twitter skraca wszystko do 140 znaków ale często nie chce nam się kliknąć w link do dłuższego tekstu. Narzekamy powszechnie na upadek dziennikarstwa, ale kiedy stajemy przed artykułem który ma więcej niż dwie strony A4 często wzdychamy nad tym, że to za długie by czytać. Kiedy wychodzą badania czytelnictwa często mówi się wyłącznie o książkach. Tymczasem słowo pisane to nie tylko książki. Czytanie artykułów prasowych – tych ciekawych, pogłębionych czy nawet – wyłuszczających swoją tezę odrobinę dłużej czy opowiadających intrygującą czy zabawną historię, też jest ważne. Kiedy ludzie pytają skąd zwierz wie różne dziwne rzeczy może spokojnie opowiedzieć. Przeczytałam. I to właśnie wchodząc na Twittera. Czytając o Chrisie Evansie, o tym co się dzieje kiedy osoba mająca przeprowadzić wywiad trochę się upije i o Pogromcach Duchów. I choć żaden z tych tekstów sam w sobie nie jest przełomowy to są to cegiełki z których tworzy się późniejszą wiedzę. Więc warto. Głównie założyć Twittera. Żeby ktoś ci w 140 znakach powiedział o tych tysiącach które warto przeczytać.
PS: Zwierz widział wczoraj po raz drugi Civil War i musi powiedzieć, że historia wciąż trzyma się kupy a całość jest bardzo przyjemna. Co dobrze o filmie świadczy bo czasem fajne produkcje nie przechodzą testu ponownego oglądania ich w kinie.
Ps2: Zwierz jest na swojej ostatniej konferencyjnej prostej. Potem będzie mógł znów pisać coś innego niż bloga ale już nie referaty na konferencje.