Zwierz podzielił się wczoraj w dopisku radością z faktu, że Netflix zdecydował się wyprodukować dodatkowe odcinki Gilmore Girls. Radość jest naprawdę olbrzymia. A na dodatek jest to doskonały moment by napisać kilka słów o jednym z ulubionych seriali zwierza. Zwłaszcza że o ile zwierz dobrze się orientuje jest na taki wpis zapotrzebowanie.
Gilmore Girls to serial o tym, że wrodzinie nigdy nie jest dokładnie tak jakby się chciało ale nie znaczy to, że da się od rodziny całkowicie odciąć.
Gilmore Girls jest przedstawicielem właściwie rzadko obecnego w telewizji gatunku serialu. Z jednej strony przypomina seriale młodzieżowe, ale jest od nich zdecydowanie mniej dramatyczny. Z drugiej to produkcja bardzo podobna do seriali familijnych ale jednak nieco bardziej od nich dramatyczny. Ostatecznie można chyba bez trudu stwierdzić, że jest to serial obyczajowy w najlepszym wydaniu. Z odrobinką wyobrażeń o tym jaki mógłby być świat gdyby zamiast w trudnym realu rozgrywał się na zapleczu studia filmowego Warner Bros. Bo choć teoretycznie serial rozgrywa się w Connecticut, to nawet przez chwilę nie próbuje udawać prawdziwego świata (także w zakresie wyglądu przestrzeni).
Gilmore Girl to rzadki w kulturze popularnej pozytywny obraz nastoletniej matki, która poradziła sobie z wychowaniem córki i w ogóle z życiem
Jeśli nigdy nie załapaliście się na ani jedne odcinek serialu zwierz spieszy donieść że to historia matki i córki, mieszkających w idyllicznej miejscowości Star Hallow. Lorelai urodziła Rory mając zaledwie szesnaście lat i wychowywała ją sama z dala od swoich zamożnych i wysoko postawionych rodziców. Jednak kiedy kilkunastoletnia córka okazuje się na tyle zdolna, że warto zainwestować w prywatną edukację Lorelai decyduje się zwrócić o pomoc do rodziców. Ci jednak stawiają warunek – niepokorna córka wraz z wnuczką musi się stawiać na obowiązkowych rodzinnych obiadach. Mamy więc serial o trzech pokoleniach tej samej rodziny. Lorelai i Rory to taka wymarzona serialowa matka i córka. Oczywiście są ze sobą niesamowicie zaprzyjaźnione, mają miliony wspólnych mniejszych i większych rytuałów i kochają razem spędzać czas. Oczywiście ich specjalną więź komplikuje fakt, że łatwiej było się Lorelai przyjaźnić ze swoją idealną młodszą córką niż zapanować nad dorastającą nastolatką, która choć grzeczna i niesłychanie zdolna zaczyna sprawiać co raz więcej problemów. Jednak w serialu jest jeszcze jeden związek Lorelai z jej matką – tu idzie już zdecydowanie trudniej, bo matka Lorelai nadal nie wybaczyła córce że ta odrzuciła całą swoją przyszłość i środowisko, i zdecydowała się sama pokierować swoim życiem. Lorelai nigdy nie jest całkowicie z matką pogodzona a jednocześnie, nigdy nie jest całkowicie pokłócona. Jak to bywa w bardzo wielu rodzinach. Przy czym zarówno te trudne jak i pozornie perfekcyjne relacje opieraj się na wizji że jednak w rodzinie ludzie się kochają, choć niekoniecznie znaczy to, że wiedzą dokładnie jak to okazywać.
Najlepsza przyjaciółka Rory wychowywana w dość konserwatywnej koreańskiej rodzinie to ponownie jeden z nielicznych obrazów życia nastolatków z tej mniejszości, w amerykańskiej kulturze popularnej
Jednak Gilmore Girls przyciągało i cieszyło nie tylko ze względu na dobrze rozpisane wątki rodzinne. Sam pomysł na serial był oparty o pewną – wyjątkowo miłą dla widza wizję świata. Miasteczko w którym mieszkały bohaterki pełne było przedziwnych typów i ekscentrycznych ale miłych mieszkańców. Star Hollow to miasteczko w którym chyba wszyscy chcieli by mieszkać – pełne przedziwnych tradycji i festiwali w których biorąc udział wszyscy mieszkańcy. Zresztą co złego może stać się w idyllicznej miejscowości położonej z dala od wielkich problemów wielkiego świata. Oglądanie Gilmore Girls nie polegało jedynie na śledzeniu przygód bohaterów ale na przenoszeniu się do jakiegoś sympatyczniejszego świata. Gdzie nawet wielkie tragedie okazywały się prostsze do zniesienia.
Zdaniem zwierza Gilmore Girls niemal w każdym odcinku ma zdanie które idealnie nadaje się do wykorzystywania w konwersacjach.
Oczywiście tego typu seriale nie są w stanie funkcjonować bez wątków romansowych. Po prostu są one wpisane w seriale obyczajowe tak mocno, że niewiele da się bez nich zrobić. Zwierz musi powiedzieć, że twórcy byli zaskakująco oszczędni – zamiast fundować bohaterkom nowy romans co sezon zdecydowali się na kilka poważniejszych kandydatów do ręki bohaterek. Jeśli zwierz dobrze policzył Rory miała przez trwanie całego filmu trzech chłopaków, przy czym chyba najważniejszą decyzją twórców serialu była ostateczna decyzja Rory. Ostatecznie okazało się, że Rory wcale chłopaka nie potrzebuje. A zwłaszcza tego, którego nie lubił nikt – od widowni począwszy (to ciekawe kiedy scenarzyści decydują się że bohaterka zwiąże się z bohaterem którego nikt z widzów nie lubi) na innych bohaterach skończywszy. Z kolei dla Lorelai od samego początku był tylko jeden poważny kandydat. Luke, właściciel miejscowej kawiarni, który – co widownia doskonale wiedziała od pierwszych odcinków był zakochany w naszej bohaterce ale jak zwykle w przypadku takich serialu bywa oboje potrzebowali jakiś siedmiu sezonów by się naprawdę zejść. Zwierz pisze o romansach bo teoretycznie w przypadku wielu serialowych narracji – zwłaszcza obyczajowych – dominują one nad całą resztą opowieści. Tu właściwie zawsze są dodatkiem do najważniejszej relacji serialu matki z córką. Co więcej – właściwie ważniejsze od samego związku jest to jak wpływa na wzajemne relacje w rodzinie.
Gilmore Girls to serial dziejący się w świecie gdzie na twoje urodziny przyjdzie pół miasta. I wszyscy będą się strasznie z tego cieszyć.
Teoretycznie Gilmore Girls nie miały do zaoferowania niczego, czego telewizja nie pokazałaby już wcześniej i niczego czego nie próbowałaby pokazać później. Jednak serial wyróżniał się na tle innych seriali (nadal się wyróżnia) doskonale napisanym scenariuszem. Przede wszystkim rzadko spotyka się w serialu dialogi które są z jednej strony naturalnie brzmiące z drugiej – bohaterowie serialu mówią dokładnie tak jakbyśmy wszyscy chcieli mówić, są od nas odrobinę dowcipniejsi, szybciej znajdują puentę i wszyscy główni bohaterowie serialu są bystrzy. Zwierz nie cierpi seriali w których czuje że bohaterowie są głupi. A tu właściwie głupich nie ma. Inna sprawa, osią serialu jest nie tylko rodzina ale i edukacja. Tym co w jakiś sposób definiuje bohaterkę – Rory, nie jest jej uroda, chłopaki czy nawet relacje z matką ale fakt, że jest niesamowicie bystrą dziewczyną z ambicjami. Tym co doprowadza ją w serialu do prawdziwego załamania jest sugestia, że jej wielkie zawodowe ambicje mogą nie wypalić. To rzadki pomysł (choć osobiście nie przepadam za wątkiem załamania Rory) by bohaterka – ładna i w sumie całkiem popularna, była przede wszystkim bystra z czego wynikają wszystkie jej problemy ale i szanse.
Zwierza zawsze wzruszało podejście Rory do nauki. I to, że w sumie w jej przypadku to właśnie ambicje związane z edukacją wyznaczają drogę postaci
Z kolei Lorelai napisana została jako ciekawa postać. Z jednej strony samotna matka która umie sobie ze wszystkim (z konieczności sama), teoretycznie nieodpowiedzialna (a przynajmniej sprawiająca wrażenie, że jest mniej odpowiedzialna od swojej córki) ale powoli pnąca się po stopniach kariery by ostatecznie założyć własną firmę. Jednocześnie zarówno Lorelai i Rory poza osiągnięciami pragną w jakiś sposób znaleźć uznanie w oczach swoich rodziców. Zwierzowi podoba się to oddanie w serialu swoistych rodzinnych zależności. Seriale mają skłonność do kreowania świata w którym ludzie są cudownie niezależni i nie obchodzi ich czy rodzice są z nich dumni czy nie. Tymczasem w życiu jest tak, że chęć zdobycia uznania rodziców niekiedy nas ogranicza a niekiedy dodaje skrzydeł. Niekiedy niechęć przed dezaprobatą sprawia, że nie próbujemy życia, niekiedy – sprawia, że zachowujemy się porządnie. Uwzględnienie tych wszystkich skomplikowanych zależności w serialu to jeden z jego największych plusów. I coś co w tym bajkowym nieco świecie bardzo przypomina realne życie.
Zwierz zawsze czuł mocny związek emocjonalny nie tyle z serialem co z uzależnieniem bohaterek od kawy
Zdaniem zwierza Gilmore Girls było jednym z tych rzadkich seriali, które miały w sobie perfekcyjną dawkę emocji jakich szuka się w produkcjach obyczajowych. Niekiedy było niesłychanie wzruszająco, innym razem dowcipnie, niekiedy dramatycznie. Jednak wszystko wymierzone w takich dawkach, że łatwo było wpaść w serial i natychmiast uzależnić się od tego perfekcyjnego miksu uczuć. I poczucia że mimo wszystko cała ta historia dobrze się skończy i nic tak naprawdę strasznie złego się nie stanie. Pewność wynikająca z niespisanych zasad świata przedstawionego sprawiała że Gilmore Girls zawsze oferowało widzom pewną bezpieczną przystań. Nawet wtedy kiedy bohaterowie niekoniecznie byli najszczęśliwsi. Pod tym względem serial stanowi niemal wzór takiego „feel good tv series”, które nie torturuje nas tak jak produkcje ambitne, nie koniecznie jest sitcomem ale do spraw obyczajowych czy dramatycznych podchodzi tak, że po obejrzeniu takiej produkcji jakoś łatwiej się mierzyć ze złym światem. Niektórzy nienawidzą tego gatunku zarówno w kinie jak i w telewizji, zaś zwierz akurat należy do grupy ludzi, która uważa że to jest bardzo dobry sposób na pozbycie się części nerwów związanych z egzystowaniem w naszym niekonieczni „feel good” świecie.
Zwierzowi podobało się w serialu, że nigdy nie przesadził z nadmiarem dramatu. W końcu ile strasznych rzeczy może się przydarzyć mieszkańcom niewielkiego miasteczka
Zwierz nie będzie przed wami ukrywał. Nie całe Gilmore Girls jest równie dobre. Serial wyraźnie stracił nieco na jakości w ostatnich dwóch sezonach. Zresztą właśnie ten spadek sprawił, że serial zdjęto z anteny – teoretycznie mógłby pewnie jeszcze trochę na niej pobyć (takie Supernatural pokazuje że w tej stacji seriale nie kończą się szybko). Jednak nawet wtedy – kiedy historia wydawała się miejscami nieco naciągana czy nadmiernie rozciągnięta, Gilmore Girls było lepsze od wielu podobnych produkcji. Zresztą co ciekawe po zakończeniu serialu twórcy Gilmore Girls wystartowali z inną produkcją – Bunheads – która atmosferą niesłychanie przypominała ich oryginalny produkt. Niestety Bunheads zdecydowano się skasować po zaledwie jednym sezonie co do dziś budzi falę smutku u wielu fanów, którzy lubili historie rozgrywające się właśnie w takich „bezpiecznych” światach. Przy czym – jeśli uważacie, że obniżenie poziomu Gilmore Girls w ostatnich sezonach jest złym prognostykiem w odniesieniu do nowej produkcji, to zwierz raczej by się tym nie przejmował. Wydaje się, że trochę oddechu to dokładni to czego potrzebowała opowieść. Zresztą same dopowiedzenie otwartych wątków powinno ucieszyć widzów. A jak zauważono – moment na kontynuację jest idealny. Kiedy Gilmore Girls się kończyło Rory właśnie jechała za Obamą prowadzącym swoją kampanię wyborczą. Teraz minęły już dwie kadencje tego prezydenta i wszyscy chyba jesteśmy ciekawi gdzie wylądowała Rory.
Frustracje związane z wychowywaniem nastolatków stały się w serialu udziałem nie tylko Lorelai. Luke próbujący zapanować nad siostrzeńcem doskonale pokazywał, że nawet jak się jest bardzo spokojnym człowiekiem to czasem jedyne co można zrobić to zepchnąć swojego nastolatka z pomostu
Nie byłoby sukcesu Gilmore Girls gdyby nie obsada. Ludzie którzy zdecydowali się w głównych rolach obsadzić Lauren Graham i Alexis Bledel musieli sobie zapewne gratulować każdego dnia na planie. Niewątpliwie udało się idealnie dobrać aktorki. I to nie tylko pod względem wyglądu (rzeczywiście na pierwszy rzut oka wyglądają jak matka i córka) ale także sposobu gry i charakteru. Właściwie od samego początku widz nie miał nie tylko najmniejszych wątpliwości, że widzi na ekranie matkę i córkę, ale też że łączy je silna więź i prawdziwa przyjaźń. Do tego mało kto w telewizji potrafi tak jak Lauren Graham wygłosić bardzo długi dowcipny monolog sprawiając jedocześnie wrażenie jakby mówiła prosto z głowy. Bez tego duetu serial prawdopodobnie by nie wyszedł. Kolejnym doskonałym posunięciem było obsadzenie Kelly Bishop i Edwarda Herrmanna w roli rodziców/dziadków Lorelai i Rory. Właśnie dzięki doskonałemu aktorstwu (zwłaszcza fantastycznej w swojej roli apodyktycznej matki Kelly Bishop) udało się stworzyć taki skomplikowany ale jednocześnie bliski życiu portret trudnych relacji w rodzinie. Plus obie postacie były na swój sposób bardzo zabawne co wcale nie jest proste. Cieszyć się z obsadowych decyzji także ci którzy zdecydowali się na wybór Scotta Pattersona do roli Luke’a – ukochanego Lorelai. Wątki „zejdą się/nie zejdą” działają tylko wtedy kiedy między bohaterami jest tyle chemii, że widzowie nie są w stanie się powstrzymać i śledzą każdy ich ruch. Ti się to udało. Co ciekawe największą karierę z całego aktorskiego zespołu zrobiła Melissa McCarthy która w serialu grała Sookie – przyjaciółkę Lorelai (która miała zresztą swój własny bardzo fajny wątek). Oczywiście serial jest trochę lekturą obowiązkową dla fanów Supernatural bo to tam można było pierwszy raz (na dłużej) zobaczyć Jareda Padaleckiego, który potem zaczął się zajmować tropieniem potworów a w Star Hallow był pierwszym chłopakiem Rory.
To jest jeden z ukochanych cytatów zwierz. Pasuje właściwie do niemal każdego dnia
Zwierz musi wam powiedzieć, że ma ciekawe doświadczenia z oglądaniem Gilmore Girls. Zwierz obejrzał wszystkie za jednym zamachem (te które wtedy były na DVD) na pierwszym roku studiów -zrównując się z emisją. To przedziwne uczucie kiedy szybko nadrabiając serial można stać się nagle rówieśniczką bohaterki, która też przecież w serialu zaczynała studia. Zabawa polega na tym, że jeśli policzymy czas to zwierz jest teraz bliżej wieku Lorelai z początku serialu niż samej Rory. To ciekawa myśl, która trochę jednak wpływa na percepcję serialu -do którego zwierz chętnie wraca. To jest jedna z największych zalet Gilmore Girls – to nie jest serial na raz. Oczywiście na pewno są widzowie którym wystarczy jednorazowe oglądanie – to nie ulega wątpliwości, ale ie jest to zdecydowanie serial jednorazowy. To raczej jedna z tych produkcji które ogląda się cyklicznie raz na jakiś czas, zawsze zachowując się tak jakbyśmy nie do końca wiedzieli co będzie dalej (dla zwierza innym serialem tego typu jest np. Ostry Dyżur). Zwierz przyzna wam w sekrecie że zdarzało mu się polować na jeden odcinek serialu by ostatecznie obejrzeć cały sezon – tak się zwierz wciąga za każdym razem.
Ogólnie zwierz jest zdumiony jak bardzo lubi wracać do serialu
Zwierz nie jest zupełnie bezkrytyczny jeśli chodzi o Gilmore Girls. Zdaniem zwierza poza słabszymi sezonami największe wpadki serialu wiązały się z decyzjami bohaterek które były zupełnie niezgodne z ich charakterem. Zwierz zdaje sobie sprawę, że wszystkie postacie muszą dorastać (w sumie dorastanie i przemiany w psychice Rory pokazano całkiem dobrze, rzeczywiście nie kończy serialu jako ta sama osoba co na początku, choć nie jest kimś zupełnie innym) ale czasem po prostu widać było jak na dłoni, że twórcy potrzebują nieracjonalnego zachowania tylko dla efektu dramatycznego To nie jest coś czego zwierz jest wielkim fanem. Całość oczywiście jest dla bardzo wielu widzów niestrawna, zbyt cukierkowata, zbyt wygładzona. Mieszkańcy miasteczka potrafią być irytujący i możemy się założyć, że zaraz po obejrzeniu filmu nie jedna nastoletnia samotna matka opowiedziałaby nam jak bardzo nie jest możliwa ta historia (choć na marginesie trzeba dodać że to jeden z bardzo nielicznych przykładów na bardzo pozytywne pokazanie nastoletniej matki). Nie mniej świadomość że nie jest to dzieło perfekcyjne nigdy nie odebrała zwierzowi przyjemności z oglądania. Ani nie przerwała poszukiwań zwierza, który wciąż szuka czegoś co będzie jak najbardziej podobne do Gilmore Girls. Zwierz myślał o tym nawet w zeszłym tygodniu. Najwyraźniej Netflix postanowił jakoś ten problem dla zwierza rozwiązać. Jak to mówią – myślisz, masz.
Ps2: Zwierz musi wam powiedzieć, że powoli się zastanawia gdzie można w Poznaniu iść do kina. Bo wiecie Bond wchodzi na ekrany 6.11 a zwierz akurat wtedy będzie w Poznaniu.