Zwierz chciałby oficjalnie podziękować stronie Na Temat. Czasem zwierz ma wrażenie, że już właściwie wszystko w rozmawianiu o miejscu kobiet jako odbiorczyń kultury popularnej powiedzieliśmy. A potem przychodzi Na Temat i trzeba zakasać rękawy i zacząć mówić od nowa. No dobra. Czas na podstawy.
Artykuł który będzie obszernie cytował zwierz ma pociągający i niepokojący tytuł „Godzilla, Logan i inne Kongi… Jak inteligentna, trzeźwo myśląca kobieta ma przetrwać na filmie „dla nerdów”. Od razu puls skacze z dwóch a nawet trzech powodów.
Pierwszy to zestawienie ze sobą Godzilli, Logana i King Konga. Nie trzeba mieć magisterium z filmoznawstwa ani nawet być człowiekiem znającym wszystkie produkcje jakie przewinęły się przez ekrany, by wiedzieć że postawienie obok siebie tych trzech tytułów jest co najmniej przejawem ignorancji. Tak są to filmy realizowane przez wielkie wytwórnie z wielkim budżetem i w pewnej określonej stylistyce. Ale Godzilla wywodzi się z japońskich filmów o potworach ( i do nich był jej amerykański remake porównywany), Logan jest filmem należącym do nurtu super bohaterskiego (choć redefiniującym jego zasady) zaś King Kong należy do bestiariusza amerykańskiego. Więcej – King Kong w ogóle nie łapie się do produkcji dla nerdów – wręcz przeciwnie łapie się do długiej ciągnącej się od 1933 roku tradycji amerykańskiego kina, w którym znane spotyka się z nie znanym.
Zresztą określenie nerd jest użyte w tytule niezgodnie ze znaczeniem słowa. Bo nerd jest odpowiednikiem polskiego kujona/jajogłowego. Filmem dla nerdów byłoby bardziej Ukryte Działania niż King Kong. Autorka próbowała prawdopodobnie napisać o filmach dla geeków ale ponieważ subtelność tych pojęć jest trudna do ogarnięcia osobie która kino rozrywkowe (bo ono poddane jest tu krytyce) wrzuca do jednego worka to wyszło jak wyszło. Jednocześnie o ile można się kłócić że Godzilla i Logan istotnie są przejawem kultury geekowskiej to już robienie remake King Konga jest raczej przejawem powszechnej kultury recyklingu, która zmusza Hollywood do ciągłych powrotów do znanych motywów by przyciągnąć jak najszerszą widownię.
Nie mniej największe drżenie serca wywołuje człon drugi w których mowach o inteligentnej i trzeźwo myślącej kobiecie która ów film „dla nerdów” musi przetrwać. Po pierwsze – porusza już samo rozdzielenie tych dwóch zjawisk. Otóż spokojnie można być człowiekiem inteligentnym i nerdem (to jest wręcz wymagana) oraz człowiekiem trzeźwo myślącym i geekiem. Nie ma sprzeczności pomiędzy zdolnościami intelektualnymi widza a tym jak się bawi na filmie. Więcej możemy powiedzieć że inteligentny i obeznany ze sztuką filmową widz potrafi obejrzeć każdy film z przyjemnością. Nie jeden krytyk filmowy udowodnił nam że oglądanie filmów z kina rozrywkowego może wymagać inteligencji i kompetencji, żeby chociaż przywołać słynnego Kałużyńskiego. Jednak bardziej nawet boli to sprowadzenie kobiety – jak wiadomo koneserki wysokiej sztuki filmowej, do roli biedactwa zaciągniętego przez najpewniej nerda faceta do kina. Bo przecież to nie możliwe by ta inteligenta fajna babka miała w sobie tyle ciekawości trendów w kulturze by sama z siebie poszła na taki film. A już żeby wiedziała kim jest Godzilla czy King Kong. To się nie godzi. To jest takie głupie że aż trudno o tym pisać. Takie wpychanie ludziom go gardła gustów ze względu na stereotypowe postrzeganie płci. I to w świecie gdzie wiemy z danych statystycznych że kobiety chodzą intensywniej do kina na wszystkie filmy. To faceci są w mniejszości jeśli chodzi o konsupcję kultury. Tej masowej też.
No dobra oddychamy głęboko (a to dopiero tytuł był!) i czytamy dalej. „(…)Przyznaję – nikt nie musiał ciągnąć mnie za włosy do kina, a potem niczym Alexa DeLarge’a z „Mechanicznej pomarańczy” przykuwać z rozszerzonymi źrenicami do fotela, bym obejrzała nowego „Konga” i inne filmy z etykietką „dla nerdów” (ale prawie). Nauczona własnym doświadczeniem, postanowiłam odpowiedzieć na wątpliwości tysięcy kobiet w Polsce – filmy o super bohaterach inteligentna, rozsądnie myśląca kobieta może obejrzeć bez uszczerbku dla zdrowia psychicznego. Trzeba się tylko odpowiednio przygotować.”
Po pierwsze – nawiązanie do Mechanicznej Pomarańczy jako papierek lakmusowy „oglądam Kubricka” przestało się sprawdzać jakiś czas temu. To takie nachalne i konieczne przypominanie czytelnikowi jacy jesteśmy fajni. Jeszcze tylko cytat z Bergmana i będzie dobrze. Kolejna sprawa to owe pytania „tysięcy kobiet”. Och oczywiście my biedne kobiety których zdziecinniali faceci chcą obejrzeć sobie Konga czy Logana, cóż mamy zrobić. Przecież niemożliwym jest byśmy bez przygotowania poszły do kina na film, który nie startuje do Oscara albo nie daj Boże jest na podstawie komiksu. W ogóle jak się czyta komiksy. Kim jest King Kong. Dlaczego nie mogę się tego sama dowiedzieć? A bo jestem kobietą i mam obowiązki kobiece.
Uff.. Zen. Przed nami kolejne akapity „Tak jak nie rusza się zimą w góry bez raków i czekana, tak też wybierając się na film o przerośniętej włochatej małpie czy innym mutancie trzeba wbić sobie do głowy i powtarzać jak mantrę: fabuła nie jest ważna, fabuła jest tylko pretekstem do pokazania tego, co sprawia najwięcej frajdy – absolutnie zniewalających i wgniatających w fotel efektów specjalnych. Zasada numer jeden brzmi więc – zapamiętaj najładniejsze ujęcia (w najnowszym „Kongu” to będzie co drugie widziane na ekranie), bo potem spokojnie będziesz mogła wykorzystać je jako tapetę swojego laptopa.”
Otóż nie droga pani. Fabuła jest ważna. Można więc powiedzieć kluczowa. Jak pokazują wyniki Box – Office, opinie widzów i krytyków – fabuła w tych filmach jest kluczowa. Każdy z nich ma do wypełnienia pewne fabularne schematy – może za nimi podążać, może je podważyć, może jest zreinterpretować. Uznawanie że w filmach przygodowych i rozrywkowych fabuła nie jest ważna jest skazywaniem samego siebie jako widza na kino pośledniej jakości. Tymczasem wymagania dotyczące fabuły należy stawiać każdej produkcji. Co więcej – jak pokazują liczne przykłady – nawet piękne efekty specjalne nie zastąpią dobrze przemyślanej fabuły. Ale jednocześnie – jeśli mamy się snobować – warto pamiętać że idąc na film rozrywkowy często idziemy na kino gatunkowe. Równie dobrze można powiedzieć że w melodramatach fabuła jest nie ważna, w westernach fabuła jest nie ważna. Ogólnie nagle okaże się, że trudno znaleźć film w którym fabuła jest ważna. I chciałabym by ktoś kto poszedł na Logana – film świadomie uciekający od spektakularnych efektów specjalnych powiedział mi jakim cudem udało mu się dostrzec w nim tylko pretekst do pokazania efektów specjalnych. Inna sprawa – jak ktoś na seansie filmowym myśli tylko o tapetach na ekran komputera to mam wrażenie że przepadł jako widz.
No dobra idziemy dalej. Bo przed nami więcej rewelacji „Zasada numer trzy, rusz szare komórki i kiedy zaczniesz się nudzić (tak, może się tak zdarzyć), poszukaj popkulturowych tropów, za którymi może popłynąć twoja wyobraźnia. W przypadku najnowszego filmu o królu małp „Czas Apokalipsy” jest tropem chyba najbardziej oczywistym. Nie tylko nieprzypadkowe nazwiska Conrad i Marlow, nawiązujące do literackiego pierwowzoru filmu F. F. Coppoli, ale nawet czas jest mniej więcej ten sam – lata 70. ubiegłego stulecia, znużeni Amerykanie wycofują się z Wietnamu. Na ich nieszczęście, kiedy ginęli za kraj, technologia posunęła się do przodu i komuś udało się w końcu zrobić zdjęcia satelitarne ostatniego niezbadanego miejsca na globie – Wyspie Czaszki. Wielbiciele „Zaginionego świata” dobrze wiedzą, skąd. Śmiało wytknijcie też nawiązania do „Jurassic World”, nie bójcie się porównań do „Predatora” i odgrzebcie z odmętów pamięci sceny ze starych, japońskich filmów o zmutowanych potworach – to wszystko tam jest.”
Tu zwierz wpadł w stupor. Czyżby autorka uznała że jedynie wybrana z tłumu inteligenta kobieta może odnaleźć w filmie świadomie pozostawione w nich nawiązania kulturowe? Każdy kto widział trailer nowego King Konga doskonale wie, że twórcy niesamowicie świadomie nawiązują do stylistyki czasu Apokalipsy. I robią to na tyle wyraźnie by widz to wyłapał. Bo wiedzą że większość widzów nie będzie miała z tym problemów. Druga sprawa – czy autorka mogłaby w końcu ustalić – jakie kompetencje ma nasza inteligenta kobieta zaciągnięta na film? Bo jeśli na King Kongu umiera bo to film dla nerdów. To fakt że ma w głowie tropy z Zaginionego świata, Predatora czy Jurassic Word świadczą o tym, że jest nieźle obeznana z kinem rozrywkowym ostatnich lat. A to oznacza że zamiast szukać wytrychu jak przetrwać powinna obejrzeć ten film dokładnie tak samo jak obejrzała wszystkie pozostałe, które najwyraźniej nie uszkodziły jej mózgu. Zresztą jeśli autorka sądzi że wyłapywanie nawiązań jest jedynie zadaniem dla tych przyciągniętych do kina trzeźwo myślących kobiet to powinna porozmawiać z kimkolwiek na sali po seansie – nie dość że większość osób bez trudu wyłapuje nawiązania (podpowiedź – po to tam są – kino jest autoreferencyjne cały czas) ale też najprawdopodobniej wyłapali ich więcej. Ogólnie to jest rada w stylu „Idąc na film nie zamykaj oczu bo może się poczuć znudzony i senny”.
Jesteśmy w połowie i jeśli jesteście ze mną to zwierz wam dziękuje. Idziemy dalej „ Bardzo ważna zasada numer cztery – zwracaj uwagę na to, co możesz odnieść do własnego, codziennego doświadczenia. Raczej rzadko będziesz miała szansę podróżować w czasie, albo obserwować, jak z twoich dłoni wysuwają się śmiercionośne ostrza. O wiele częściej przyjdzie ci natomiast mieć wpływ na to, jak będziesz prezentować się w kryzysowych sytuacjach. Twórcy bardzo często wychodzą bowiem z założenia, że nieważne, czy dokoła wybuchają nuklearne bomby, czy leci na was z ekranu grad meteorytów. Ważne, by filmowe ciacho – taki Tom Hiddlestone – miał nienaganną fryzurę. Albo Benedict Cumberbatch, mimo ciągłego skakania po fałdach czasoprzestrzeni i astralnych wymiarach. Czy Hugh Jackman, nawet jeśli będzie to oznaczać zaangażowanie w przedsięwzięcie profesjonalnego barbera.”
Oczywiście – co może robić kobieta na filmie o super bohaterach – podziwiać urodę aktorów i wytykać palcem tą niesamowitą niespójność jaką jest fakt że bohaterowi nie zmieniła się grzywka. Przy czym najmocniej przepraszam ale tego Logana to ona chyba oglądała jednym okiem bo Hugh Jackman ma w nim fryzurę, brodę i ogólną stylówkę świadczącą o tym, że jak najbardziej czas i przeżycia się na nim odbiły (plus serio co się stało ze słowem golibroda i cyrulik?). Z kolei w przypadku Cumberbatcha w Dokorze Strange mamy odwołanie do stylistyki komiksowej (to te zeszyty z obrazkami które się układają w historyjki) gdzie zachowuje się spójność wyglądu bohaterów. Zresztą Cumberbatch w ostatnich scenach ostatecznej konfrontacji nie jest już taki czysty i bez skazy jak w pierwszych. Inna sprawa – że gdyby autorka była nieco bardziej uważna to zdałaby sobie sprawę, że obserwowanie kobiet w filmach jest zdecydowanie ciekawsze i ważniejsze kulturowo. Gdyby zamiast wyśmiewać się z fryzur bohaterów rzuciła okiem na to co dotyczy ją jako kobiety, pewnie zapałałaby słusznym gniewem, jak feministyczne (albo po prostu trzeźwo myślące) krytyczki kultury popularnej, które oglądając filmy rozrywkowe są w stanie wskazać szkodliwe schematy pokazywania kobiet w sytuacjach kryzysowych. Jak chociażby nadmierna seksualizacja czy te cholerne szpilki noszone nawet w czasie uciekania przed dinozaurami czy wielkimi robotami. Inna sprawa – zawsze wydawało się zwierzowi że w oglądaniu filmów rozrywkowych chodzi o uciekanie od własnych przeżyć – o fantazję i zabawę – byłam taka naiwna.
Okej zwierz napił się herbatki na uspokojenie i może czytać dalej „Zasada numer pięć, jednak staraj się śledzić fabułę, ale bez przesady. Doświadczenie uczy, że potem trzeba będzie o filmie porozmawiać, zorientuj się więc mniej więcej, po co ci ludzie niepokoją króla małp czy przypominające stwory z innej planety jaszczury, dlaczego helikoptery są w ogniu (…) Spokojnie możesz za to zignorować rzeszę drugo- i trzecioplanowych bohaterów – większość z nich zginie, nim zdążysz zapamiętać ich imiona. Nie zagłębiając się za bardzo w logiczne implikacje poszczególnych scen, zaufaj fabule i daj się jej ponieść – tylko w ten sposób dostrzeżesz, że monstrualna małpa to tak naprawdę bohater broniący do końca swojego domu, a na przykład styrany życiem, zapijaczony Logan nie tylko potrafi wypruwać flaki wrogom, ale czasem ma też potrzebę wzbogacającej osobowość podróży.”
W tym momencie należałoby zapytać autorkę tekstu czy nie uważa że ciekawiej jest pisać o filmach które się obejrzało a nie tylko zwracało na nie uwagę tak w ¼ bo wypada porozmawiać po filmie. Otóż kiedy ogląda się tego typu filmy uważnie to można o nich rozmawiać bez bólu. Bo np. jest coś w sumie drańskiego w takim poczuciu wyższości które sprawia, że idziesz z kimś do kina (komu widocznie zależy) a potem tylko z grzeczności śledzisz fabułę. Z resztą autorka się po prostu myli. Uważne śledzenie fabuły tych filmów nie jest po to by zobaczyć że mają sens (brawo dla tej pani że umiała wywieść najprostszą interpretację filmu rozrywkowego – taką która jest dostępna dla wszystkich widzów – po to tam jest) ale po to by zobaczyć jak realizują schemat, jak tam gdzie niekoniecznie muszą odwoływać się do stereotypów często mówią nam sporo o wizji świata jaką chce pokazać reżyser, często w drugim planie dzieją się ciekawsze rzeczy pod względem budowania świata. Tylko żeby to zobaczyć trzeba film obejrzeć uważnie. Widz świadomy od widza naiwnego różni się nie tym że film ogląda jednym okiem przekonany o swojej wyższości. Różni się tym że przygląda się uważnie różnym elementom – wychodząc poza ową prostą puentę. I tak King Kong zamienia się z opowieści o dzikim które przychodzi po cywilizowane (jedna z interpretacji klasycznego King Konga) w cywilizowane które niszczy dzikie (wypowiedź bardziej współczesna i zgoda z ekologicznym przesłaniem np. Godzilli) zaś cykl o mutantach kończy nie potrzeba wzbogacającej podróży ale refleksja nad tym co stanowi o człowieczeństwie przy jednoczesnym uwzględnieniu w fabule elementów wrażliwych społecznie jak np. opieka nad chorą często niebezpieczną osobą z demencją, która wymaga całkowitej zmiany stylu życia. To się wyciąga z tych filmów jak się je ogląda uważnie.
I tu dochodzimy do ostatniego akapitu „Słowem – nie zadawaj zbyt wielu pytań zaczynających się od „dlaczego” i „jak”. Kino przygodowe smakuje tylko na lekko i dopóki prawa nauki i wszelka logika nie zostają zaorane jak pole młodych ziemniaków (czyli tak jak w „Prometeuszu”), po prostu przymknij oko na drobne nieścisłości. I tego się trzymaj, wybierając się na marcową premierę filmu „Power Rangers”. Wreszcie zasada numer sześć – spokojnie przeczekaj napisy, żeby nie ominęła cię Najważniejsza Scena Filmu. Jeśli żadnej nie ma – to też ma ogromne znaczenie…”
Jest o moi drodzy najgłupsza rada sezonu. Zdawaj kinu rozrywkowemu pytania. Jeśli chcesz być tym inteligentnym widzem. Zadawaj mu miliony pytań. Tylko zadawaj odpowiednie. Nie pytaj o zgodność z nauką świata ale pytaj o wewnętrzną logikę filmu. Jeśli ktoś prezentuje w filmie magię nie mów „głupota magia nie istnieje” tylko pytaj „czy twórca korzysta z niej konsekwentnie i ma pomysł jak wpływa na działania bohaterów”. Kino przygodowe smakuje najlepiej nie wtedy kiedy odłożysz na bok logikę i wymagania. Kino smakuje najlepiej jeśli zdasz sobie pytania odnośnie tego jakiej wizji świata jest nośnikiem, jak wypełnia schematy, jakie tematy uważa za istotne, jakie postawy premiuje, jakich bohaterów nagradza. I te pytania można zdawać filmom rozrywkowym bez bólu. Bo dzięki nim widzimy jak kształtuje się masowa kultura. A kultura zawsze jest nośnikiem postaw i wartości. Dlatego King Kong z 2017 roku jest inny niż ten z 1933. Zdając takie pytania nie tylko nie nudzimy się na seansie ale też – pracujemy głową, do czego namawia nas pani. Tylko to wymaga pewnych kompetencji. Na przykład by wiedzieć co się ogląda. Porzucenie tych pytań dopiero czyni seans nudnym. A to jak Power Rangers zostaną przeniesieni z telewizji do kina jest ważne. Nie dlatego, że jest w tej opowieści logika czy naukowe fakty, ale dlatego że sporo nam to mówi o tym jak pewne schematy realizuje kino i telewizja. A już jak dodamy fakt że Power Rangers bazuje na produkcji japońskiej to otwiera się przed nami piękne pole do dyskusji, interpretacji i uwaga… uwaga MYŚLENIA.
Tylko widzicie – patrząc na ostatnią uwagę – ten wpis nie jest pochwałą inteligencji widza. Jest pochwałą ignorancji. Wpycha kobietę w świat w którym w 2017 roku czyli dobrą dekadę od czasu kiedy pojawiły się sceny po napisach – ona nadal nie wie że tam są i jakie mają znaczenie. Co więcej sprowadza ją do takiej niezbyt ogarniętej osóbki, która dopiero odkrywa, że w filmach można śledzić nawiązania, która trzeba nauczyć że bilety opłaca się bardziej kupić na 3D i która może być z siebie dumna jak odkryje, że w King Kongu potwór nie jest potworem (przypomnijmy to jest motyw przewodni w tych filmach od dobrych kilkudziesięciu latach). I gdyby autorka była łaskawa to ja proszę mnie do tej kategorii nie zaliczać. Bo to jest obraźliwe. Jest obraźliwe dla mnie jako kobiety. Jest obraźliwe dla wszystkich widzów kina rozrywkowego. Jest obraźliwe dla ludzi zajmujących się kulturą popularną. Jeśli autorka chciała (jak mniemam) napisać wpis dowcipny należało napisać tekst „Jak osoba dowolnej płci która czuje się lepsza od wszystkich innych i nie zna podstawowych pojęć z zakresu kinematografii ma przetrwać na filmie rozrywkowym stosując się do zasad które można streścić do zdania: nie zamykaj jednak oczu w czasie seansu to pomaga”. Taki tytuł artykułu byłby adekwatny.
Dobra zwierz się uspokaja. Ale przyzna że jest po tym wszystkim zmęczony. Wygrzebywanie nas wszystkich – facetów i kobiet z jakiejś koszmarnej dziury do której wpadliśmy. Dziury w której kobitka nie wie kto to King Kong, a facet umiera na komedii romantycznej. Dziury w której inteligentna osoba wystaje pod kinem Muranów a idiota siedzi na Loganie w Multikinie pożerając popcorn. Siedzimy w tej dziurze. Ciemno, zimno, nudno i paskudnie. Zwierz ma dość. Sam wdrapuje się do góry bo ileż można. Weźmy wszyscy wyjdźmy na światło. Tam jest lepiej. A bez światła jak wiadomo nie ma kina.
Ps: Jutro recenzja King Konga poczyniona przez jak mniema zwierz inteligentną i trzeźwo myślącą kobietę.