Zwierz w końcu może napisać co myśli o Comic Conie. To wspaniałe uczucie, bo jak może pamiętacie, nie był na pierwszej edycji więc nie mógł się podzielić wrażeniami. Co oczywiście przyczyniło się do wielkich cierpień – coś się działo a Zwierz nie mógł mieć zdania (jakież to cierpienia dla wszędobylskiego Zwierza). Na szczęście tym razem może już mieć swoją opinię.
Zacznijmy od lokalizacji. Nadarzyn nie tyle został wybrany na miejsce dobre dla Comic Conu ale gdyby nie było Nadarzyna nie byłoby Comic Conu. Można z tego powodu płakać ale tak to wygląda. Niestety ta podwarszawska miejscowość jest łatwo dostępna tylko dla zmotoryzowanych. Albo inaczej. Zwierz trzy dni pod rząd jechał na imprezę. Pierwszego dnia (w piątek) dojazd zajął mu ok. 40 minut i był doskonały. Drugiego dnia czterdzieści minut czekał na autobus. Trzeciego dnia jechał samochodem. Zdecydowanie ta ostatnia podróż była najbardziej komfortowa. Natomiast ani razu Zwierz nie wracał z Nadarzyna autobusem (trzy razy podwózka! Zwycięstwo!) i to bardzo wpłynęło na jego komfort. Mijanie w samochodzie tragicznie zatłoczonych przystanków było smutnym memento tego, że świat nie jest dostosowany do ludzi korzystających z autobusów. I prawda jest taka – wielu osobom to zepsuło wrażenia. Stąd obawiam się, że póki jakoś Ptak nie dogada się np. z autobusami miejskimi by w czasie dużych wydarzeń jeździły np. według rozkładu tygodniowego (albo jeździły częściej) to nie ma tylu darmowych autobusów które by to bez trudu rozładowały. Zresztą co ciekawe – Zwierz jak był w Londynie na tamtejszym Comic Conie to jechał transportem miejskim. I tam np. w kolejce była informacja gdzie mają wysiąść ludzie na Comic Con. Być może dałoby się dogadać z miastem by takie rzeczy można było w przyszłości powiesić w tych autobusach miejskich jadących do Nadarzyna.
Same Nadarzyńskie hale są… żadne – jeśli byliście na Falkonie to miejsce sprawia bardzo podobne wrażenie – duże hale wystawowe, które miejscami są możliwe do zaadaptowania na sale prelekcyjne czy panelowe. Sam Comic Con odbywał się w dwóch halach pomiędzy którymi można było przejść zadaszonym tunelem albo po prostu – przejściem na świeżym powietrzu. I tu taka uwaga organizacyjna – food trucki są super modne i wszyscy je kochają (och ten zapach frytury o poranku) ale ja bym naprawdę przemyślała, czy są najlepszym rozwiązaniem dla imprez które odbywają się w listopadzie w Polsce. Comic Con miał szczęście bo nie padało a pierwszego dnia imprezy było nawet ciepło, ale jednak zdaniem Zwierza food trucki to jest atrakcja letnia a jesienią trzeba pomyśleć nad czymś pod dachem. Inna sprawa – Zwierz ma wrażenie, że dla wielu osób główne wejście było zaskakująco daleko od głównych atrakcji. Wchodziło się przez halę C – poświęconą głównie grom i prelekcjom, podczas kiedy Scena główna, gwiazdy i autografy były w hali D. Może to tylko wrażenie Zwierza ale chyba byłoby sensowniej widzieć te atrakcje już na początku niż na końcu. Ale to oczywiście takie trochę narzekanie bez wiedzy o szczegółach – dlaczego tak a nie inaczej.
Od razu muszę zaznaczyć, że nie mam pojęcia jak bawili się na imprezie np. wystawcy. Do Zwierza dotarło trochę narzekań. Zwierz nie był wystawcą – był prelegentem. Z jego punktu widzenia impreza była zorganizowana całkiem sprawnie. Choć na programie przy panelach nie zawsze znalazły się nazwiska wszystkich uczestników i prowadzących (problem – bo na część prelekcji ludzie przychodzą dla prowadzącego czy uczestników a nie dla tematu) to szczerze mogę powiedzieć – rozmawiało mi się na tym Comic Conie wyjątkowo dobrze. Być może dlatego, że bardzo szeroko zakreślono tematy. Jeszcze w piątek na głównej scenie przed mikroskopijną widownią dyskutowaliśmy o tym czy polskie seriale mogą dorównać zachodnim. Ileż było w tym wyznań – okazało się, że wszyscy paneliści jednak coś polskiego oglądają (Adam Żmuda for the win!) ale poza tym się nie pożarliśmy. Całkiem sympatycznie wypadła rozmowa o historii i popkulturze, a Zwierz jest zadowolony z tego jak poprowadził swój panel o naukowych bzdurach. Było sporo ciekawych wypowiedzi i bardzo różnych kwestii do omówienia. Ostatniego dnia rozmawialiśmy jeszcze o kobietach w popkulturze (udało się wprowadzić wątek mówienia o kobietach za kamerą i o ich znaczeniu w kreowaniu dobrych postaci kobiecych) i o tym jak powinno się komentować popkulturę. Żaden z tych paneli nie był nie na temat i w ogóle publika dopisała.
Jako uczestnik imprezy który ma odrobinę wolnego czasu Zwierz szukał dla siebie jakiejś rozrywki z tego co oferował Comic Con. Prawda jest taka, że był podobnie zawiedziony czy właściwie – nie zainteresowany jak każdymi innymi popkulturalnymi targami. To znaczy jasne – poszedł do Cyd i zrobił sobie śliczny rysunek na ręce. Kupił dwa Funko Popy. I kolczyki z Batmanem. Ale poza tym takie targi nie mają mu wiele do zaoferowania. Gadżety wszędzie są mniej więcej takie same (choć tu było kilka stoisk zagranicznych wystawców), rękodzieło ładne ale ile można mieć rękodzielniczych kolczyków czy notatników. Do tego dużą część imprezy zajmowały miejsca gdzie można było sobie obejrzeć wioskę post apo, samochody z różnych filmów, czy np. nieco jednak pomniejszone statki czy maszyny z Gwiezdnych Wojen. Dla wielu osób to atrakcja – Zwierza to zupełnie nie bawi. Była też strefa autografów i gwiazd. Tu Zwierz się nie zapuszczał. Nigdy nie zrozumiał potrzeby posiadania autografu gwiazdy ani też posiadania z nią zdjęcia. Nie mniej doszły go słuchy że kolejki po autografy przesuwały się sprawnie i ludzie nie wyglądali na niezadowolonych. Zwierz słyszał też całkiem miłe słowa odnośnie tego jak przeprowadzono wywiady z gwiazdami – do jego uszu docierały pochwały pod adresem nagłośnienia i tego jak kręcono gwiazdy w czasie wywiadów by było je widać na telebimie.
Nie oznacza to że Zwierz zupełnie nie ma zastrzeżeń. Programy wydrukowano w wielu egzemplarzach i rozdawano bardzo chętnie (wisiały też w przejściach) ale sporo osób wciąż nie wiedziało co gdzie jest. Najgorzej chyba wypadło to w przypadku dyżuru autografowego. Sala była nie opisana i zupełnie goła. Jeszcze jak jakiś pisarz miał własny stand z okładką swojej książki to można było się domyślić kto podpisuje. My z Pawłem siedzieliśmy przez pewien czas jak małpki w zoo a ludzie przechodzący obok przyglądali się nam siedzącym w pustym pomieszczeniu przy dwóch stolikach. Na przyszłość – to miejsce powinno być dobrze oznaczone i może warto przygotować dla ludzi jakieś kartki czy standy które pozwalałby napisać kto właściwie te autografy rozdaje. Problemem był też dźwięk. Otóż pomieszczenia w których odbywają się spotkania oddzielone były takim przepierzeniem które nie dotykało sufitu. A to znaczy, że niestety – często jeśli panele odbywały się o tej samej godzinie to dźwięki z jednego panelu zagłuszały coś w drugim (ewentualnie pojawiały się niespodziewane brawa). Do tego w czasie pierwszego panelu poza salą było tak głośno że w sumie większość osób nic nie słyszała. Problem był też taki, że sami prelegenci niekoniecznie słyszeli się nawzajem – co niekiedy utrudnia dyskusję. Wyraźnie było widać, że to nie jest przestrzeń stworzona do tego by ktoś w niej rozmawiał. Inna sprawa – nie udało się nam z Pawłem nagrać podcastu – nie było szans by nagrał się w zadawalającej jakości przy takim szumie i hałasie. Inna sprawa – ci ludzie z obsługi wydarzenia na których Zwierz natrafił byli… co najmniej problematyczni. Pierwszego dnia Zwierz wszedł głównym wejściem i dowiedział się, że dziewczyny na rejestracji nic nie wiedzą żeby byli jacyś twórcy programu. Dawno nie poczułam się tak olana jak przez nie. Następnego dnia z kolei przez pewien czas towarzyszyły nam zdecydowanie zbyt rozgadane nastolatki. Oczywiście byli też opiekunowie konkretnych sali – zwykle dość pomocni (o ile byli obecni bo czasem przychodzili dopiero jak panel się zaczął). Nie było to nic strasznego, ale tu pewnie jest pole do poprawy.
Comic Con nie chce być kolejnym konwentem tylko imprezą w stylu zachodnim gdzie prelekcje czy panele są mniej ważne od autografów i targów. Zwierz nie ukrywa – nie jest przeciwny takiej koncepcji – konwentów ci u nas dostatek. Ale skoro to ma być główna atrakcja Zwierz postawiłby na nieco inne stanowiska (może też więcej?) bo inaczej człowiek nie ma wrażenia że targi są tu czymś naprawdę wyjątkowym. Co do gości, to wszyscy wiemy, że nie jest z nimi prosto – bo jednak to kosztuje, a też nie każdy do Warszawy przyjedzie. Na pewno warto zapraszać osoby znane, skoro sama Pamela Anderson wzbudziła takie emocje. Inna sprawa – Zwierz jest trochę zblazowany bo jego znajomi ciągle sobie robią zdjęcia ze znanymi ludźmi więc jakby fakt, że ktoś ma zdjęcie z gwiazdą Zwierza nie rusza. Nie mniej – jest kilku aktorów do których Zwierz chyba chciałby stać w kolejce. No ale chwilowo to trochę za wysokie progi jak na Warszawę (Zwierz nie pisze tego złośliwie – zakłada że młodej imprezie nie jest łatwo przyciągnąć wielkie gwiazdy).
Czy Zwierz poleca Comic Con? Trudno powiedzieć – ma wrażenie, że taki przeciętny uczestnik mógł się bawić zupełnie dobrze. To bardzo niezobowiązująca impreza, wyciągająca ręce głównie do ludzi, którzy pewnie nie pojechaliby na tradycyjny konwent. Jednocześnie – wydaje się, że zorganizowanie imprezy jesienią odbiera jej jeden z najfajniejszych elementów – możliwość dobrej zabawy pomiędzy przestrzenią targową – na świeżym powietrzu. To właśnie tu zwykle najbardziej lśnią cosplayerzy. A skoro przy cosplay jesteśmy – zwierz spotkał przemiłą cosplayerkę Ciri która wyznała mu (przy frytkach), że niesłychanie trudno siada się w gorsecie. Usłyszała to inna dziewczyna przebrana za Ciri (stała w kolejce po frytki) i skomentowała że ona to jeszcze nie próbowała usiąść od przybycia na imprezę. Właśnie takie momenty czynią konwenty niezwykłymi doświadczeniami, ale niestety – im mniej okazji do interakcji tym mniej ich jest. Stąd Zwierz trzyma kciuki za dobrą pogodę w czasie letniej edycji.
Jednocześnie – nie wie sam czy w przyszłym rozdaniu chciałby być prelegentem. To jednak dość męcząca impreza jeśli z konieczności spędza się na niej trzy dni. Bo to trzy dni z życia. Natomiast chętnie wpadłby na jeden dzień i zobaczył jak wychodzi Comic Conowi szukanie własnej tożsamości. Im dalej będzie szedł od konwentów tym lepiej – bo tu nie ma sensu konkurować – zwłaszcza, że konwentowa brać ma nieco inne wymagania. Ale już przyciągać tych którzy są o stopnień niżej w geekostwie – rodziców z dziećmi, ludzi zainteresowanych ale nie zafascynowanych – to dobry pomysł. Takiemu Comic Conowi na pewno będę kibicować bo będzie stanowił trochę alternatywę, trochę uzupełnienie do tego co już mamy i znamy. Tak więc jak widzicie – bez wielkiego zachwytu, ale też bez pretensji czy poczucia, że coś poszło bardzo nie tak. Dla mnie Comic Con był ostatecznie imprezą całkiem udaną, choć nie pozbawioną niedoróbek. Ale na pewno nie była to katastrofa na którą szykowałam się po doniesieniach z poprzedniej edycji. I to jest dobra informacja bo znaczy że organizatorzy się uczą i można się domyślać, że będzie już tylko lepiej.
Ps: Na koniec dodam, żeby było jasne – nigdy nie byłam na żadnym konwencie w roli innej niż panelista czy prelegent – nie mam więc np. pojęcia jak szło sprzedawanie biletów, wynajem stoisk, oddawanie ubrań do szatni – porównuje moje specyficzne doświadczenie z moimi innymi specyficznymi doświadczeniami.