„Katarzyno kiedy zaczynają się opery?” – surowy głos ojca w słuchawce telefonu nakazuje mi porzucić wszystko i sprawdzić kiedy w tym roku zaczynają się transmisje z nowojorskiej opery w ramach pokazów Met Live. Bo nasze wspólne oglądanie oper w kinie to już tradycja. Mogę was i swojego niecierpliwego ojca poinformować, że transmisje zaczynają się już 6 października. A sam sezon wygląda jak naszykowany dla tych którzy chcieliby postawić pierwsze kroki w świecie opery.
Kiedy dwa lata temu zachęcałam was do transmisji Met Live Zwierz kładł nacisk przede wszystkim na to, że to takie łagodne wejście w świat przedstawień operowych. Nie musimy się pięknie ubierać, przejmować tym, że nie będziemy wiedzieli jak się zachować, no i kino jest nam zwykle nieco bardziej po drodze niż lokalny budynek opery ( o ile w ogóle u nas jest). Do tego dochodzi jeszcze element – który doskonale pokazuje tegoroczny sezon w Met – dzięki pokazom kinowym możemy dostać cudowny przekrój przez różne epoki opery – i sami wybrać co najbardziej do nas trafia. Bo wbrew temu co się wydaje osobom, które jeszcze swojej przygody z operą nie zaczęły, powiedzieć „lubię operę” to bardziej jak powiedzieć – lubię film, niż przyznać, się że lubimy jakiś konkretny filmowy gatunek.
W tym roku każdy kto zdecyduje się poświęcić kilka wieczorów na obejrzenie transmisji z Met będzie mógł wyjść z przeglądem różnych operowych tradycji i zdecydować co mu najbardziej pasuje. Co prawda my z ojcem, już wybraliśmy które przedstawienia koniecznie musimy obejrzeć, a które – tylko jeśli będzie ładna pogoda i nie będziemy zmęczeni, ale z nas to tacy widzowie, może nie tyle wyrobieni co wybredni. Już wiemy co lubimy, i na co przebieramy nóżkami, a co brzmi interesująco ale jak nam przepadnie nie będziemy płakać w poduszkę. Ale jeśli nie wiecie co lubicie – to ten sezon wręcz krzyczy „Proszę oto prawie cały wybór”.
Co takiego znalazło się w repertuarze? Zaczynamy już 6.10 od Aidy Verdiego. To opera z cyklu „O znam ten fragment!” bo zapewniam was – każdy zna choć jeden fragment z Aidy. A jednocześnie – to taka opera która pozwala inscenizatorom poszaleć, bo wiadomo – nic tak pięknie nie wygląda na scenie jak starożytność. A jeszcze starożytność Egipska – zapewniam was kiedy dyrektor artystyczny jakiejkolwiek opery słyszy hasło Aida to wie dwie rzeczy – po pierwsze – na scenie będzie przepysznie, po drugie – dekoracje będą kosztować majątek. Ale nie tylko dla widowiskowości warto Aidę obejrzeć – to także po prostu jedna z tych cudownych oper na wejście – które porywają muzyką, chórami, sekwencjami baletowymi. No i to jest Verdi. Jak pokochacie Verdiego to będziecie się z całą pewnością w każdej operze czuć jak u siebie (a potem nie wiadomo kiedy zaczniecie odkładać pieniądze na wycieczkę do La Scali).
Kolejna opera na liście, pojawi się już 20.10, to „Samson i Dalila”, którą skomponował Camille Saint -Saens. Jak sam tytuł wskazuje pozostajemy w starożytności, choć tym razem czeka na nas opowieść biblijna, choć jak to zwykle w operach bywa – jest to historia źle ulokowanych uczuć. Największą zaletą opery – zdaniem Zwierza – jest fakt, że jest ona śpiewana w języku francuskim. To prawda że włoski jest językiem opery, ale jest coś takiego we wszystkich francuskojęzycznych operach co rozmiękcza serce zwierza na czułą papkę.
Nim skończy się październik czeka nas jeszcze jedna opera – 27.10, można się wybrać (Zwierz na pewno się wybierze!) na „Dziewczynę z Dzikiego Zachodu” Pucciniego. Tu wszyscy którzy zaczynają przygodę z operą powinni się stawić obowiązkowo, bo jak się pokocha Pucciniego to można się już potem do końca życia kłócić ze wszystkimi którzy kompozytora nie kochają, lub czuć wspólnotę ze wszystkimi którzy cicho łkają na jego ariach. A tu mamy do czynienia z dziełem dość niezwykłym, bo jest to ni mniej ni więcej ale operowy western – w którym pojawiają się właściwie wszystkie niezbędne atrybuty westernu, z tą różnicą że wszyscy śpiewają operowym głosem. Brzmi dziwnie? Nie dajcie się zwieść – taka właśnie jest opera – wszystko w niej się zmieści. Plus to Puccini więc zapewniam was że wasze uszy raczej będą zaskoczone jak miła dla ucha jest to muzyka.
Skoro już odsłuchaliście Verdiego i Pucciniego to czas na coś naprawdę nowego. Sporo osób żyje w przekonaniu, że nowych oper już się nie pisze. Tymczasem opera wcale nie umarła, i wciąż powstają nowe dzieła. Między innymi dlatego, że takie opery jak min. Metropolitan zamawiają u kompozytorów opery na kolejne sezony. W tym roku taką zupełną nowością jest „Marnie” – opera Nica Muhly’ego, inspirowana filmem Alfreda Hitchcocka (to nie pierwszy raz Met wystawia operę inspirowaną kinem). Nie wiem co usłyszymy 10.11 ale Zwierz musi wam przyznać, że zawsze ekscytuje go wizja powstania nowej opery, bo to znaczy, że ten gatunek żyje, i kto wie ile arcydzieł czeka żeby ktoś je napisał. A dla początkujących może to być ciekawe spotkanie z operą współczesną, która naprawdę zaskakuje (choć często wymaga pewnej cierpliwości bo współcześni kompozytorzy niekoniecznie chcą komponować „ładnie” tylko ciekawie).
Kiedy już nasycimy uszy nowymi dziełami operowymi czas powrócić do korzeni. A to znaczy, że 15.12 zobaczymy nową inscenizację „Traviaty” Verdiego. W operach cudowne jest to, że niedawno Met Live można było oglądać inscenizację wcześniejszą, i nikomu nie przeszkadza, że znów grają to samo, bo każde przedstawienie jest inne, i każdą operę można zagrać trochę inaczej. Traviata to dokładnie ta opera na którą można iść jak się zupełnie nic ze świata operowego nie kojarzy. Dlaczego? Bo już ją znacie. Tak w 80% – nawiązania muzyczne, i fabularne do Traviaty (sama opera przecież też jest przetworzeniem znanych z literatury motywów) mają się doskonale, więc nikt tu się nie poczuje zagubiony. Po nowoczesnej Traviacie pokazywanej w ramach poprzednich sezonów, czekam na coś klasycznego. No i jeśli szukacie „tej opery w której chora na gruźlicę bohaterka ma jeszcze tyle oddechu by zaśpiewać arię” to zdecydowanie trafiliście pod właściwy adres.
Nowy rok zaczynamy od Adriany Lecouvreur, czyli najbardziej operowej historii jaką można wymyślić. Mamy tam aktorki, zazdrość, romanse na najwyższym poziomie i zatrute bukiety fiołków. Czyli doskonały zestaw do dramatycznej opery gdzie, jeśli twoje imię pojawia się w tytule to nie dożyjesz oklasków. Operę Francesco Cilea Met Live będzie transmitować, 12.01. W kinach powinni się stawić wszyscy wielbiciele znanych operowych głosów – w głównej roli zaśpiewa Anna Netrebko, a rolę jej kochanka zaśpiewa Piotr Beczała. Takie to już ciekawe losy polskich wielbicieli opery, że wybitnych krajowych śpiewaków mogą wysłuchać w czasie transmisji z Nowego Jorku. Ale nie ma co narzekać, tylko trzeba się cieszyć, że tak dobrze im idzie.
W lutym wracamy do żelaznej klasyki, opery, którą zdaniem Zwierza zawsze warto wysłuchać. To chyba jedyna opera, na którą udaje się zaprowadzić matkę Zwierza (zwykle niezwykle zdystansowaną nie tylko do opery, ale do wszelkiej muzyki, która utrudnia czytanie). Tak moi drodzy 2.02 będzie można zobaczyć „Carmen”. Każde wystawienie Carmen jest warte obejrzenia, bo to moim absolutnie obiektywnym, nie skażonym moim prywatnym gustem zdaniem, opera bez ani jednej złej arii. Jeśli chcielibyście wybrać się po prostu na jakąś operę i nie macie za bardzo pojęcia na co – Carmen jest zawsze dobrym wyborem. Zwłaszcza, że sporo w niej muzyki którą wykorzystywano potem wielokrotnie w kulturze popularnej. No i to opera z dobrym librettem.
Kto chce się przekonać, co naprawdę lubi w operze ten musi koniecznie wysłuchać choć jednej opery Gaetana Donizettiego by przekonać się, czy lubi tak słodkie i miłe dla ucha opery. W tym sezonie będzie na to szansa 02.03 kiedy w ramach transmisji będzie można posłuchać jego jednej z rzadziej wykonywanych oper „Córkę pułku”. Są słuchacze którzy mogą być zaskoczeni, że u Donizettiego nawet największe tragedie potrafią brzmieć słodko, ale są słuchacze (d o tej grupy zalicza się ojciec Zwierza) którzy po prostu cieszą się melodyjną muzyką, która zawsze sprawia słuchaczowi przyjemność.
Kiedy już wszyscy rozmarzą się i zasłuchają w słodkich brzmieniach Donizettiego to pozostaje wam prawie miesiąc przerwy do 30.03 kiedy to na scenę wjedzie „Walkiria” Wagnera. Ponownie – jeśli chcecie się dowiedzieć czy lubicie operę musicie poświęcić choć trzy godziny swojego życia by przekonać się czy Wagner do was trafia. Wbrew słynnemu powiedzeniu Woody Allena, że ilekroć słyszy Wagnera ma ochotę najechać Polskę, opery niemieckiego kompozytora pokazują jak niesamowicie skomplikowaną, głęboką i wymagającą formą sztuki jest opera. Wagner potrafi swoją muzyką wzruszać i nigdy nie traci z oczu emocjonalnej prawdy – czegoś co niekoniecznie zaprzątało serca wszystkich operowych kompozytorów. Serio do Wagnera warto się przekonać.
Na sam koniec sezonu 11.05 zobaczymy coś nowego „Dialog Karmelitanek” Francisa Poulenca miał swoją premierę w 1957 roku więc jak na operę to rzecz świeża. Choć akcja rozgrywa się w czasie rewolucji francuskiej, to dla ówczesnych (ale też i dla współczesnego widza) skojarzenia z II wojną światową będą oczywiste. Poulenca słuchałam wielokrotnie na różnych koncertach ale ani razu nie spotkałam się z jego operą. Stąd Zwierz jest nieco zaciekawiony, jak wypadną Karmelitanki. Choć muszę dodać że mój ojciec oświadczył tutaj „Ale na to to chyba pójdziesz sama”
Jak sami widzicie – niczego w tym sezonie nie brakuje – od śpiewania po francusku do oper po włosku, od absolutnej klasyki, po dzieła które dopiero co napisano. Mamy Carmen którą znają wszyscy – nawet ci którzy nie wiedzą, że wysłuchali jej w reklamie Ajaxu (i zawsze będą słyszeć reklamę w środku opery) i Dialog Karmelitanek Poulenca który nawet wielbiciele opery znają średnio. Mamy Wagnera ale mamy też Donizettiego. Innymi słowy wszyscy powinni być naprawdę zadowoleni. Przynajmniej Zwierz jest i zakreśla odpowiednie daty w kalendarzu – bo jak zapomni to ojciec będzie miał do niego pretensje.
Jeśli udało mi się was zachęcić to najlepiej żebyście weszli na stronę Nazywowkinach.pl i sprawdzili co kiedy i gdzie będzie grane w waszej okolicy. W Warszawie opery można oglądać w kilku kinach a także … w teatrze – bo np. transmisje są też w Teatrze Studio. Do tego przypominam, że skoro już przy transmisjach jesteśmy – do końca roku czekają nas jeszcze dwie nowości od NT Live – Szaleństwo Króla Jerzego (z Markiem Gatissem!) i „Antoniusz i Kleopatra” (Z Ralphem Fiennsem). Obie sztuki obejrzę i obiecuję zrecenzować ale ponownie warto sobie zakreślić daty w kalendarzu (kolejno 20.11 i 6.12) bo nie ma nic smutniejszego niż przegapić transmisję.
PS: O dziwo nie jest to wpis sponsorowany raczej rozdział dłużej współpracy z nazywowkinach.pl . A poza tym każda wymówka by napisać kilka stron o operze na blogu o popkulturze jest dobra.