Home Muzyka Taylor’s Version czyli tłumacząc Taylor Swift

Taylor’s Version czyli tłumacząc Taylor Swift

autor Zwierz
Taylor’s Version czyli tłumacząc Taylor Swift

Tegoroczne roz­danie Zło­tych Globów, moż­na uznać za dość kon­ser­waty­wne i satys­fakcjonu­jące. Wygrały filmy i aktorzy, których obstaw­iano. Z seri­ali nagrod­zono te, które rzeczy­wiś­cie zebrały zach­wyty widzów i kry­tyków. Nie było wiel­kich zaskoczeń, może fakt, że „Bar­bie” zebrała tylko dwie stat­uet­ki (za najwięk­szy sukces w box office i za piosenkę). Nie powin­no więc dzi­wić, że po cer­e­monii najwięcej roz­maw­ia się o kwes­t­i­ach z nagro­da­mi nie mają­cych wiele wspól­nego. A ponieważ na gali roz­da­nia nagród pojaw­iła się Tay­lor Swift, najwięcej mówi się o Tay­lor Swift. Bo nie da się jej pominąć.

 

Pozy­c­ja Tay­lor Swift w amerykańskiej kul­turze pop­u­larnej jest trud­na do jed­noz­nacznego zdefin­iowa­nia. Nie dlat­ego, że jest to artys­t­ka wybit­na (choć w kat­e­gorii muzy­ki pop­u­larnej nie sposób jej odmówić ide­al­nego wyczu­cia potrzeb słuchaczy) ale dlat­ego, że nie mieś­ci się do koń­ca w schema­cie. Choć jest w samym środ­ku głównego nur­tu (moż­na by rzec jest głównym nurtem) jej kari­era niekoniecznie podąża jas­no wyty­c­zoną ścieżką. Wyrosła z muzy­ki coun­try Swift, stała się w ostat­nich lat­ach nieza­leżną potęgą.  Wypuszcze­nie ponowni, (na włas­nych zasadach) starszych płyt, nie tylko wpłynęło na to jak tworzy się nowe kon­trak­ty pły­towe, ale też spraw­iło, że dużo więcej roz­maw­ia się o prawach artys­tów do swo­jej twór­c­zoś­ci. Nie tylko nikt wcześniej nie robił tego na taką skalę, ale też coś co mogło­by zła­mać kari­erę artys­t­ki (batalia o prawa do nagrań z jej pier­wszych sześ­ciu albumów) stało się motorem napę­dowym jej kari­ery w ostat­nich lat­ach. Same pły­ty, wydane po raz dru­gi w nieco innych wer­s­jach okaza­ły się hitem i uczyniły w ostat­nich lat­ach z Tay­lor prawdzi­wą potęgę. Nie tyle muzy­czną, ale show biznesową.

 

To potę­ga wykracza­ją­ca poza prosty świat muzy­ki – Swift ma wpływ na ksz­tałt amerykańskiej kul­tu­ry pop­u­larnej. Kiedy w 2022 roku pojaw­ił się jej album „Mid­nights” piosenkom Tay­lor udało się zająć pier­wsze 10 miejsc na liś­cie Bill­board Hot 100. Tego nie udało się osiągnąć wcześniej żad­ne­mu artyś­cie. Po tym jak ruszyła jej trasa kon­cer­towa (która jest na dobrej drodze by stać się najbardziej zyskowną trasą kon­cer­tową w his­torii amerykańskiej muzy­ki pop­u­larnej) obser­wowal­iśmy porusze­nie związane z mech­a­nizmem sprzedaży biletów. O tym, że firmy sprzeda­jące bile­ty na kon­cer­ty wyr­wały się trochę spod kon­troli wiedziano od daw­na, ale dopiero kiedy Tick­et­mas­ter nie wyro­bił się ze sprzedażą biletów na kon­cer­ty Swift sprawa wyszła poza prob­lem wyłącznie wiel­bi­cieli muzy­ki. His­to­ria prze­biła się do masowych mediów. Sama trasa Swift po Stanach wywołała niesamowite emoc­je. Do tego stop­nia, że pojaw­iły się wyliczenia, mówiąc o tym, ile dodatkowych mil­iardów dolarów przynosi trasa amerykańskiej ekonomii (jak rozu­miem, fani zbier­a­ją­cy się na kon­cert wyda­ją pieniądze).

 

W świecie fil­mu Swift rozbiła bank, gdy zde­cy­dowała się ominąć klasy­czny sposób dys­try­bucji fil­mu kon­cer­towego. Zami­ast poz­wolić by za dys­try­bucję fil­mu odpowiedzialne było duże stu­dio – umowa została pod­pisana bezpośred­nio z sieci­a­mi kin. Dzię­ki temu zys­ki z fil­mu dzielą się zupełnie inaczej a inni twór­cy dosta­ją syg­nał, że moż­na pomi­jać duże stu­dia w pro­ce­sie dys­try­bucji. Oczy­wiś­cie, jeśli jesteś Tay­lor Swift i możesz zapewnić, że tłum twoich wiel­bi­cieli pojawi się na pokazach i to więcej niż raz. Wciąż, nikt wcześniej tego nie próbował i może­my pode­jrze­wać, że ter­az gdy widać, że taki schemat dzi­ała – zde­cy­du­ją się na to inni twór­cy. Ostate­cznie, nikt pewnych rzeczy nie próbu­je, póki ktoś nie udowod­ni, że moż­na. Z resztą o sile Swift świad­czy fakt, że dys­try­b­u­torzy prze­suwali pre­miery swoich filmów, żeby się nie zderzyć w kinach z tym niewąt­pli­wym hitem. Dla porów­na­nia – na rynku amerykańskim film z kon­cer­tu Tay­lor Swift zaro­bił 179 mil­ionów dolarów. Dla porów­na­nia film Bey­once z jej najnowszej trasy zaro­bił 33 mil­iony. Oczy­wiś­cie ta różni­ca może się zmniejszyć i zawsze warto pamię­tać, że nie zawsze filmy mają tyle samo kopii, ale dys­pro­por­c­ja jest olbrzymia. Zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę, że Bey­once, jest artys­tką, która przez ostat­nie lata dość słusznie była uznawana za królową popu. Należy tu wspom­nieć, że Bey­once pojaw­iła się na pre­mierze fil­mu Swift, by uciszyć infor­ma­c­je o ich rywal­iza­cji (obie ter­az mają trasę, obie mają swo­je filmy w kinach). Tylko tak jak kil­ka lat temu było pewne, że to Tay­lor Swift robi sobie zdję­cie z Bey­once, tak w 2023 roku to bardziej Bey­once stoi obok Swift (i nie chodzi tu o kwest­ie artysty­czne tylko bardziej martekingowo- wizerunkowe).

 

 

To wszys­tko pokazu­je przede wszys­tkim siłę Tay­lor nie jako artys­t­ki, ale jako mar­ki czy biz­ne­su. Kari­era piosenkar­ki doskonale pokazu­je, jak ważne we współczes­nym świecie muzy­ki są posunię­cia nie tyle artysty­czne, ale biz­ne­sowe. Nie znaczy to, że piosenkar­ka nie ma nic do zaofer­owa­nia swoim fanom – jej różnorodne gatunkowo, łatwe do zapamię­ta­nia piosen­ki, tworzą swoisty pamięt­nik młodej kobi­ety ostat­niej dekady XXI wieku. Fan­tasty­cznie sprawdza­ją się w fil­mach i seri­alach, gdzie częs­to są wyko­rzysty­wane w ścieżkach dźwiękowych, ide­al­nie nada­ją się do śpiewa­nia z przy­jaciółka­mi czy puszcza­nia sobie na full po rozs­ta­niu. Do tego Tay­lor sama pisze swo­je piosen­ki (oczy­wiś­cie są plot­ki, że korzys­ta z ghost writerów ale jesteśmy w intrenecie o wszys­tkim się plotku­je) co czyni ją bardziej wiary­god­ną jako swoistą kro­nikarkę kobiecych czy dziew­czę­cych przeżyć. Łatwiej też dzię­ki temu postrze­gać ją bardziej w kat­e­go­ri­ach utal­en­towanej dziew­czyny, której się udało, niż wielkiego biz­ne­sowego przed­sięwz­ię­cia z dobrym mar­ketingiem, którym także jest.  Przy czym warto tu zauważyć, że sza­cow­any majątek Swift – wynoszą­cy pon­ad mil­iard dolarów jest rzeczy­wiś­cie osad­zony głównie w zyskach z jej muzy­ki i trasy kon­cer­towej. Pod­czas gdy wielu muzyków doro­biło się mil­ionów na dzi­ała­ni­ach pobocznych (np. Jay‑Z dał się poz­nać jako bard­zo dobry biz­nes­men) tak Tay­lor niczym Bruce Spring­steen zaro­biła głównie na swo­jej muzyce.

 

Wydawać by się mogło, że taka pozy­c­ja w kul­turze pop­u­larnej daje swoisty immu­nitet. Prob­lem z Tay­lor Swift jest jed­nak spory. Ma bowiem dwa ele­men­ty, z który­mi amerykańs­ka kul­tura pop­u­lar­na nie umie sobie poradz­ić. Pier­wszy – jest kobi­etą kieru­jącą swo­je tek­sty głównie do młodych kobi­et. Dru­gi – nie ukry­wa swo­jego życia pry­wat­nego. Punkt pier­wszy jest zawsze prob­le­mem kul­tu­ry pop­u­larnej. Z jed­nej strony kul­tura pop­u­lar­na, zwłaszcza muzy­cz­na, zawsze prag­nie przy­ciągnąć uwagę młodych kobi­et. Bo młode kobi­ety są być może najlep­szy­mi odbior­czy­ni­a­mi na świecie. Wierny­mi, zaan­gażowany­mi, niekiedy przemieni­a­ją­cy­mi się niemal w armię.  Swifties, to nie jest gru­pa, której ktokol­wiek chci­ał­by pod­paść. Jed­nocześnie, kul­tura nie trak­tu­je poważnie młodych kobi­et. Ci, którzy liczą pieniądze, lubią ich krzyk pod­niece­nia, emoc­je czy łzy wzruszenia, ale nie trak­tu­je ich jako pełno­prawnych odbior­czyń kul­tu­ry. Kto trafia do serc młodych kobi­et nigdy nie zasłuży sobie na sze­roką kry­ty­czną pochwałę. Dopiero kiedy oprócz dziew­cząt trafi się do mężczyzn – wtedy moż­na dostać uznanie społeczne. Przy czym – ten mech­a­nizm zde­cy­dowanie lep­iej dzi­ała, gdy wykon­aw­ca­mi są mężczyźni. Znaczy Beat­le­som i Elvi­sowi jakoś łatwiej wybac­zono młode fan­ki niż Taylor.

 

 

Tu należało­by dorzu­cić jeszcze jed­ną uwagę, o specy­ficznym miejs­cu Tay­lor na amerykańskim rynku muzy­cznym. Otóż bada­nia grupy odbior­czej jej muzy­ki, wskaza­ły, że to nie tylko piosenkar­ka lubiana przez kobi­ety, ale też – więk­szość z jej odbior­ców stanowi bard­zo konkret­na gru­pa kobi­et. Dokład­niej – białe kobi­ety z przed­mieść, częś­ciej iden­ty­fikowane jako należące do pokole­nia Mil­lenial­sów (co nie powin­no nas do koń­ca dzi­wić biorąc pod uwagę, że kari­era Swift toczy się od kilku­nas­tu lat). Zwłaszcza ta biała pod­miejskość fanów gwaran­tu­je piosenkarce specy­ficzne miejsce w amerykańskiej kul­turze. Trafie­nie w gust białego przed­mieś­cia oznacza, że się­ga się do kieszeni osób raczej dobrze sytuowanych (bada­nia potwierdza­ją, że fani zara­bi­a­ją coraz więcej) z dużym zasobem do wyko­rzys­ta­nia w ramach dzi­ałań fanows­kich. Jed­nocześnie – w podzielonej kul­tur­owo Ameryce, Swift pasu­je do wiz­ji tego co powin­no być prawdzi­we amerykańskie – białe, bez­pieczne, melodyjne i bez kon­trow­er­sji wynika­ją­cych ze społecznego kon­tek­stu twór­c­zoś­ci. Nawet jeśli sama piosenkar­ka zachę­ca do głosowa­nia na demokratów, to jest tym ide­al­nym amerykańskim pro­duk­tem w rozu­mie­niu kon­ser­watys­tów (choć po prawdzi­we – amerykańs­cy demokraci też są dość kon­ser­waty­wni). Dom­i­nac­ja kul­tur­owa Swift jest o tyle ciekawa, że nadal pokazu­je jaką siłę kul­tur­ową i społeczną ma amerykańs­ka, biała klasa śred­nia. Wiem, że pisanie o klasie i rasie w kon­tekś­cie twór­ców zawsze budzi spore emoc­je, więc na wszel­ki wypadek doda­je – to nie jest jakaś wina, czy coś for­mułowanego jako oskarże­nie. Raczej obserwac­ja na tem­at siły prze­bi­cia nar­racji trafi­a­ją­cych do konkret­nych grup społecznych.

 

Dru­ga sprawa to życie pry­watne Tay­lor. Piosenkar­ka nigdy się z nim jakoś super nie kryła, choć jed­nocześnie – zawsze bawi mnie przeko­nanie, że jakoś się super z nim afiszu­je – po pros­tu jak wychodzi na spac­er to się nie ukry­wa, a zdję­cia się zawsze zna­jdą. Jak­iś czas temu głoś­na była dyskus­ja, o tym, że korzys­ta w swo­jej twór­c­zoś­ci z oso­bistych doświad­czeń i pisze o swoich byłych chłopakach. To oczy­wiś­cie jest kole­jny prob­lem, bo prze­cież od lat robili to mężczyźni, ale kobiecie jakoś nie wypa­da. Co w ogóle jest ciekawe, bo wiele twór­czyń, które same nie piszą swoich tek­stów, jest za to kry­tykowana, ale gdy ktoś się­ga po swo­je życie, też nie jest dobrze. To jest rzeczy­wiś­cie jeden z tych najbardziej wyraźnych ele­men­tów postrze­ga­nia życia pry­wat­nego piosenkar­ki przez zupełnie inny pryz­mat niż życia pry­wat­nego piosenkarzy. Gdy Tay­lor wiąza­ła się z kilko­ma rozpoz­nawany­mi mężczyz­na­mi, zawsze było to przed­staw­iane jako ustawka, skok na media czy dowód nies­tałoś­ci uczuć. Nigdy nie słysza­łam by ktoś pięt­nował mężczyzn związanych ze światem muzy­ki za brak długich związków. Wręcz prze­ci­wnie – zakła­da się, że szy­bko będą się pojaw­iać z nowy­mi towarzyszka­mi. Inna sprawa – także kibicu­ją­cy Tay­lor fani niekiedy przekracza­li granice np. sugeru­jąc, że każdy związek jest tylko zasłoną dym­ną, bo piosenkar­ka nie chce się wyoutować. Doszło nawet do kuri­ozal­nego momen­tu, w którym pokazanie się Tay­lor z nowym chłopakiem ta wąs­ka (bo to niewielkie grup­ka) uznała za zdradę.

 

 

Pry­watne życie Swift dotarło do momen­tu, który doprowadza amerykańską kul­turę do wrzenia. Otóż zaczęła spo­tykać się z graczem foot­bal­lu amerykańskiego. I to nie byle jakim, bo Travis Kelce, jest uznawany za jed­nego z lep­szych graczy NFL i ma sporo włas­nych sportowych reko­rdów. Dostal­iśmy więc związek abso­lut­nie amerykańs­ki, najpop­u­larniejsza obec­nie piosenkar­ka i sportowiec związany z najpop­u­larniejszym sportem w Stanach. Nie wiem, czy dało­by się w Polsce stworzyć podob­ną mieszankę. Jed­nocześnie ta relac­ja nie jest niczym nowym – już do związku Marylin Mon­roe z Joe Di Mag­gio jest w pop­kul­turze jak­iś schemat gwiazd ze sportow­ca­mi.  Z resztą Europe­jczykom nie trze­ba tego tłu­maczyć, bo znamy liczne relac­je piłkarzy z gwiaz­da­mi. Co nie zmienia fak­tu, że rzad­ko zdarz się by real­nie gwiaz­da wchodzą­ca w taką relację była o tyle bardziej znana od swo­jego partnera.

Doszło tu do ciekawego spotka­nia – mamy uznanego fut­bolistę i piosenkarkę, która przy­chodzi mu kibi­cow­ać na meczach. Piosenkar­ka jest tak znana, że sama jej obec­ność na try­bunach nie tylko przy­cią­ga uwagę osób doty­chczas sportem nie zain­tere­sowanych (w dużym stop­niu młodych kobi­et) ale też – nie jest do zig­norowa­nia przez komen­ta­torów. Amerykańskie media zaj­mu­jące się sportem muszą więc znaleźć sposób by mówić o obec­noś­ci Tay­lor, bo jest zbyt wiel­ka by ją zig­norować. Mówią więc – dość niepo­rad­nie, bo pojaw­ie­nie się przed­staw­iciel­ki pop­kul­tu­ry uważanej za kobiecą i dziew­częcą w środowisku sportu stereo­ty­powo męskiego (pod­kreślam stereo­ty­powo, bo oczy­wiś­cie że sportem intere­su­je się mnóst­wo kobi­et) skła­nia do głupich komen­tarzy. Pojaw­ia­ją się oczy­wiś­cie wyliczenia czy pojaw­ie­nie się Tay­lor na meczu przynosi szczęś­cie czy pecha – bo jak wiado­mo, to jak gra sportowiec zawsze należy anal­i­zować przez to kto jest na try­bunach. Do tego, komen­ta­torzy sportowi są nieco roz­dar­ci – czy wol­no im mieć ulu­bioną piosenkę Tay­lor Swift czy to już wyjś­cie poza pewne granice. Jed­nocześnie, trans­mis­je meczów zespołu, w którym gra Kelce, kre­owane są pod budowanie zain­tere­sowa­nia jak najsz­er­szej wid­owni co znaczy, że kam­era co pewien czas szu­ka piosenkar­ki w lożach dla vipów bo wiado­mo, że przy­na­jm­niej część osób oglą­da trans­mis­je tylko dla tych spo­jrzeń ku trybunom.

 

 

Gdzie w tym wszys­tkim Złote Glo­by? Otóż pojaw­ie­nie się (nomi­nowanej z resztą Swift) na gali Zło­tych Globów doprowadz­iło do swois­tej kumu­lacji. W cza­sie swo­jego niezbyt udanego (nie ukry­wa­jmy dość żenu­jącego) mono­logu Jo Koy zażar­tował, że Złote Glo­by od meczu NFL odróż­nia to, że na Globach jest mniej przebitek na Tay­lor Swift. Kam­era rzecz jas­na zro­biła przebitkę na piosenkarkę, która z dość niem­rawą miną pociągnęła łyk z postaw­ionego przed nią kielisz­ka. I tu wchodz­imy w świat tego co się dzieje z nar­racją wokół wydarzeń telewiz­yjnych. Po pier­wsze – reakc­ja Tay­lor Swift nie była w żaden sposób wyróż­ni­a­ją­ca się z reakcji więk­szoś­ci sali, która nie była jakoś szczegól­nie rozbaw­iona. Po drugie – wszelkie dodatkowe nar­rac­je odnośnie do tego jak bard­zo znies­mac­zona żartem była piosenkar­ka, są w isto­cie trochę pozbaw­ione jakichś szer­szych dowodów. To, że ktoś na imprezie, gdzie lecą ze sce­ny śred­nie żar­ty nie uśmiecha się do ucha do ucha nie znaczy, że jest głęboko urażony. Zwłaszcza, że prze­cież mówimy o reży­serowanej pro­dukcji. Parę sekund później czy wcześniej przebit­ka mogła wyglą­dać inaczej.  Okazu­je się jed­nak, że okazanie dyskom­for­tu związanego ze śred­nim żartem – naw­iązu­ją­cym do obsesji na punkcie życia pry­wat­nego nie przys­toi gwieździe. To ciekawe zjawisko, w którym chce­my od gwiazd by były jak najbardziej ludzkie, ale gdy tylko okazu­ją jakąś ludzką cechę – jak np. iry­tację czu­je­my, że jest to nie na miejscu.

Całą his­torię ze Zło­tych Globów obec­nie ramu­je się w kon­tekś­cie fem­i­niz­mu – tego, że jeśli mło­da kobi­eta odniesie niespo­tykany sukces na kilku polach, to wciąż – ostate­cznie będzie przed­miotem niezbyt dobrego żar­tu o swoim życiu pry­wat­nym. Nawet będąc pod­stawą sporego imperi­um biz­ne­sowego, nie może liczyć na podob­ny rodzaj sza­cunku z jakim trak­tu­je się wielu mężczyzn. I tu nie polem­izu­ję – rzeczy­wiś­cie, dyskredy­towanie osiąg­nięć, zwłaszcza młodych i ład­nych kobi­et jest czymś powszech­nym. Mogą udowad­ni­ać raz za razem swo­ją wartość, ale zawsze zna­jdzie się cały krąg ludzi przeko­nanych, że albo ktoś zro­bił to wszys­tko za nie, albo nigdy się im to nie należało. To nie jest żad­na nowość i tak dłu­go jak dłu­go kluc­zowi dla kul­tu­ry pop­u­larnej będą panowie w śred­nim wieku w gar­ni­tu­rach, tak dłu­go ten schemat będzie się utrzymywał.

 

 

Mam jed­nak wraże­nie, że moż­na całą tą sytu­ację ująć nieco inaczej. Otóż pojaw­ie­nie się Tay­lor Swift na Zło­tych Globach, w 2024 roku zaraz po tym jak mag­a­zyn TIME uznał ją za osobę roku 2023 (zdaniem wielu na wyrost, ale patrząc przez pryz­mat amerykańskiej pop­kul­tu­ry nie jest to wybór zupełnie chy­biony) przy­pom­i­na dość boleśnie o miejs­cu gwiazd kina. Bo tamtego wiec­zoru raczej nie było wąt­pli­woś­ci, kto ma w tym momen­cie najwięk­szą grupę fanów, najwięk­szą moc sprzedaży swo­jej twór­c­zoś­ci, najwięk­szy biz­ne­sowy potenc­jał i najwięk­szy zasób sławy. To jest sytu­ac­ja dość krępu­ją­ca w przy­pad­ku imprezy zaplanowanej na cele­browanie kina. Oto samą swo­ją obec­noś­cią na czer­wonym dywanie Swift – niekoniecznie świadomie, przy­pom­ni­ała o ile mniejszą siłę prze­bi­cia ma Hol­ly­wood. Jed­ną z najład­niejszych ilus­tracji tego zjawiska jest krót­ki filmik pokazu­ją­cy tłum reporterów bieg­ną­cych za Tay­lor, pod­czas gdy Leonar­do DiCarprio może najwyżej popa­trzeć na jej ple­cy, bo nikt się za bard­zo nim nie intere­su­je. Ta dys­pro­por­c­ja nie jest niczym nowym – gwiazdy muzy­ki zawsze miały bardziej zaan­gażowanych fanów niż gwiazdy kina, ale od daw­na ta dys­pro­por­c­ja nie była tak wiel­ka. Nawet postaci takie jak Lady Gaga czy Bey­once – jedne z pop­u­larnych piosenkarek, które w ostat­nich lat­ach przenikały przez tą granicę pomiędzy muzyką a filmem nie miały takiej mocy jak Swift.

 

Pozy­c­ja piosenkar­ki doszła tak wysoko, że stała się osobą niezwyk­le polaryzu­jącą. Wiel­bi­ciele, popada­ją niekiedy w niemal fanaty­czne przy­wiązanie. Prze­ci­wni­cy – za wszelką cenę stara­ją się udowod­nić, że piosenkar­ka jest nie tylko nie utal­en­towana, ale jest też złą osobą. Do tego Swift zna­j­du­je się w środ­ku burzy poli­ty­cznej, bo ponown­ie – nie kryła się ze swoi­mi poglą­da­mi ani przed wyb­o­ra­mi stanowy­mi ani prezy­denckim. Wyrosła z muzy­ki coun­try demokrat­ka, to obec­nie jest coś kon­trow­er­syjnego (nie zawsze tak było, coun­try jako muzy­ka klasy pracu­jącej częs­to zgry­wała się z demokraty­czny­mi poglą­da­mi wykon­aw­ców), może być przez niek­tórych postrze­gane jako pew­na zdra­da swo­jej pier­wszej bazy fanów. Jed­nocześnie – Tay­lor pięknie pasu­je do wiz­ji złego estab­lish­men­tu, który tylko czai się na to by zde­pra­wować umysły młodych ludzi. Przy obec­nych podzi­ałach społecznych i poli­ty­cznych w Stanach Zjed­noc­zonych, mło­da kobi­eta jas­no zachę­ca­ją­ca młodych ludzi do głosowa­nia i popier­a­ją­ca konkret­ną par­tię – musi się liczyć z kry­tyką. Z resztą to, że Swift może prowadz­ić dzi­ała­nia osad­zone w kon­tekś­cie poli­ty­cznym świad­czy o jej dużej nieza­leżnoś­ci. Zwyk­le wytwórnie bard­zo pil­nu­ją wykon­aw­ców by nie powiedzieli o jed­no słowo za dużo alienu­jąc część słuchaczy.

 

 

Nie należy staw­iać Tay­lor Swift jakiegoś wielkiego pom­ni­ka. To z całą pewnoś­cią doskon­ała bizneswoman, która żyje dokład­nie tak jak wszyscy zamożni tego świa­ta – na wspom­i­nane mecze swo­jego chłopa­ka podle­ci pry­wat­ny odrzu­tow­cem a jej posi­adłość jest tak wiel­ka, że moż­na się zgu­bić. Sym­pa­ty­cz­na wiz­ja dziew­czyny, której po pros­tu się udało, nie powin­na przesła­ni­ać prostej reflek­sji, że nawet najz­dol­niejsza gwiaz­da świa­ta obra­ca­ją­ca mil­iar­dem dolarów jest bardziej dużą fir­mą niż po pros­tu – artys­tką z gitarą. Nieza­leżnie od tego jak wiele sym­pa­tii budzi i jak bard­zo może­my się odnaleźć w jej muzyce. Nie zmienia to fak­tu, że pozy­c­ja Swift jest obec­nie nie do pobi­cia, i trochę nie ma już bardziej dro­gi w górę. Więcej, zas­tanaw­iam się czy w przyszłoś­ci ta nić porozu­mienia, pomiędzy nią a fanka­mi nie pęknie. Ostate­cznie w pewnym momen­cie ori­en­tu­jesz się, że ty i bab­ka z mil­iar­dem dolarów może macie nieco inne prob­le­my. Przy czym nie prog­nozu­ję jakiegoś spek­taku­larnego upad­ku, raczej pytanie – dokąd się idzie, gdy jest się na najwyższym szczy­cie. I czy w ogóle jest jeszcze jakaś dro­ga, którą moż­na przetrzeć. Nie wiem, może Swift zain­wes­t­u­je w amerykańskie kole­je i przeprowadzi tam rewolucję. Nie dzi­wię się, gdy­by się jej udało. Jej jedynej.

 

Ps: Jak zauważyliś­cie nie anal­izu­ję twór­c­zoś­ci Swift, bo po pier­wsze – jest mi nieco obo­jęt­na (nie moja muzy­ka, nie moje kli­maty) po drugie – nie wyda­je mi się, by było to kluc­zowe w reflek­sji nad tym jakim fenomen­em jest piosenkar­ka. Oczy­wiś­cie przy­woły­wanie przez nią ele­men­tów życia pry­wat­nego w piosenkach, wpły­wa na jej obraz jako twór­czyni, ale mnie intere­su­je bardziej jako ten medi­al­no-biz­ne­sowy fenomen.

0 komentarz
24

Powiązane wpisy

judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
slot
slot online
slot gacor
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online