Co roku robię dwa podsumowania – jedno dotyczące mojego życia i bycia osobistego, by jakoś spróbować ten rok ogarnąć i drugie – w którym próbuje spojrzeć szeroko na popkulturę. Wyznam wam szczerze, że pierwszy raz od lat czuję pewien przymus pisząc te teksty. Wiem, że jeśli nie pojawią się na blogu będę miała sama do siebie pretensje, jednocześnie – mam poczucie, że Internet tak pełen jest podsumowań, że wszyscy mamy ich powoli dość. Na całe szczęście – moje życie mogę podsumować tylko ja co wielce ułatwia sprawę.
– Rok 2024 jak każdy rok, w którym wydaje książkę, jest w dużym stopniu powiązany z jej premierą. Nie tylko dlatego, że działania promocyjne potrafią być spełnieniem marzeń (spotkanie promujące moją książkę na American Film Festival to naprawdę jest jak coś co śniło mi się kilka lat temu. A właściwie nie śniło się, że mogłaby to być prawda). Przede wszystkim zanim się książkę wyda trzeba nad nią pracować. Deadline przekroczyłam tylko odrobinkę, ale odesłałam tekst w styczniu, więc aż do wydania książki w listopadzie trochę nad nią pracowałam. Była redakcja, korekta, było wasze wsparcie przy okładce. W końcu książka pojawiła się na rynku i musiałam ją oddać w wasze ręce. Ci, którzy wystawiali opinie po lekturze pisali same miłe rzeczy, więc mam wrażenie, że „Filmy na życie” do was trafiły. Od razu pojawiły się pytania co dalej i powiem tak… może coś dalej się kroi. Ta karuzela pisania i publikacji nie chce się zatrzymać a ja powoli rozumiem, że życie bez deadlinu to chyba nie będzie moje życie.
– Wyznam wam szczerze, że nie wiem jak do tego doszło, ale gdzieś w moim życiu awansowałam na osobę, która jest w jakichś gremiach, kogoś do czegoś nominuje i jeszcze wręcza statuetki. W tym roku wręczałam statuetkę na nagrodach Tik Toka, co nie ukrywajmy – było pewnym zdziwieniem dla wszystkich a dla mnie najbardziej. Przynajmniej siedziałam na gali tuż obok Dody. Tu wiemy, że największym zdziwieniem było to dla Dody. Wręczanie nagród i nominowanie do nich ma w sobie coś miłego – całą przyjemność tego zamieszania bez stresu co będzie jak nie wyczytają twojego nazwiska, albo jak je wyczytają. Jedyny stres, to – nie spaść ze schodów prowadzących na scenę. Od razu powiem – mimo, że bardzo mnie to wszystko cieszy, a nawet bawi to trochę mi żal, że najwyraźniej przeskoczyłam z kategorii „ludzie dostający nagrody”. A szkoda, musicie bowiem wiedzieć, że ja naprawdę bardzo lubię statuetki. Mam całe trzy!
– Nie byłabym sobą gdybym nie spędziła kilkudziesięciu godzin w pociągach jeżdżących po całej Polsce. Moje notatki mówią mi, że na mojej drodze pojawiły się Katowice, Łódź, Kraków, Wrocław, Szczecin, Gdańsk, Sopot, Kazimierz Dolny, Gdynia, Poznań, Toruń, Cieszyn, Bydgoszcz, Rzeszów, Legnica, ale nie dam głowy, że to wszystkie miasta, które odwiedziłam, bo w pewnym momencie człowiek traci rachubę. Jedno jest pewne – na skutek skomplikowanych okoliczności nie byłam w tym roku w Tatrach i jakoś mi z tym ciężko. Ale spokojnie, jeśli mam mieć jakiekolwiek plany na rok nadchodzący to są one bardzo proste „pojechać w Tatry”. Myślę, że mogę się znaleźć wśród 0,0001 % osób, które zrealizują swoje postanowienia noworoczne w stu procentach. Poza tym chciałabym wam powiedzieć, że wbrew temu co wam mówią Polska to piękny kraj. Miejscami tak piękny, że dech zapiera i pieśni patriotyczne same się nucą. Serio mamy tu wszystko. Jak się stoi pięć godzin w pociągu gdzieś w polu to można to wszystko zobaczyć na własne oczy przez szybkę.
– W marcu były takie trzy dni, kiedy jeden z moich braci wziął ślub, drugi poprowadził oprowadzanie kuratorskie po własnej wystawie, wieczorem poszłam z Mateuszem na koncert jego ukochanego muzyka i jeszcze widziałam Diunę. Były to najlepsze trzy dni życia od kilku lat. Widziałam moją rodzinę, widziałam szczęście moich braci, byłam z nich dumna, miałam wrażenie, że wszędzie, gdzie nie spojrzę są fajni ludzie. Mateusz był szczęśliwy, ja byłam szczęśliwa, był marzec i nachodziła wiosna. Nie wiedziałam, że to będą tak wspaniałe trzy dnia, ale takie były. I ilekroć o nich myślę to jest mi jakoś cieplej w sercu. Co podpowiada, że nic tak nie ogrzewa człowieka, jak szczęście ludzi, których kocha. To z cyklu „rzeczy, które niby wiemy, ale jak człowiek sobie o nich przypomina to jest lekko zaskoczony”.
– 2023 rok zaczynałam nie mając żadnego tatuażu, 2024 kończę mając pięć. Nie będę się tłumaczyć, wystarczy, że powiem, iż moment, w którym zorientowałam się, że robienie sobie tatuażu jakoś tak super nie boli był momentem, w którym przepadłam. Ale jak powtarza moja mama (która też zrobiła sobie w tym roku tatuaż!) – najlepszym sposobem by nie zastanawiać się jak będą wyglądać tatuaże, gdy będzie się starszym jest je sobie zrobić później. Ja zajęłam się tym bliżej czterdziestki i uważam, że to doskonały moment na ważne tatuaże takie jak podobizna Magikarpa czy ulubiony Transformers w koronie. To są ważne rzeczy moi drodzy.
– W cyklu „Czajka odkrywa siebie” muszę powiedzieć, że odkryłam, iż zagraniczne podróże do krajów ciepłych nie budzą tak wielkiego entuzjazmu w moim serduszku jak myślałam. Malta, która na zdjęciach wydawała mi się niemal wakacyjnym rajem, była całkiem okej, ale jednak wolę, jak jest chłodniej. Kocham też chodniki. Nie byłam pewna czy jestem do nich aż tak przekonana, ale teraz jestem stuprocentowo pewna, że ja i chodnik jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi. Jednocześnie, muszę powiedzieć, że czasem człowiek kąpie się w basenie na dachu hotelu i ma taką myśl „ojej kąpie się w basenie na dachu hotelu” i choć może to sobie powtarzać wielokrotnie to i tak trudno uwierzyć, że życie może się tak układać, że są jakieś hotele, Malty i baseny.
– Pod względem rzeczy, które robiłam w tym roku po raz pierwszy to było ich całkiem sporo. Wiele za sprawą nie mojej własnej słabości do robienia rzeczy pierwszy raz, ale za sprawą licznych wydarzeń, na które mnie zapraszano. Byłam więc pierwszy raz na dłużej na planie filmowym, pierwszy raz rzucałam lassem, pierwszy raz od kilkunastu lat byłam na końskim grzbiecie. Nie pierwszy raz byłam na balu, ale ten bal, na którym byłam był troszkę spełnieniem marzeń o tym by przebrać się w kieckę z epoki i szukać jakiegoś przystojnego kawalera, który odmawia tańca, bo nie ma w towarzystwie żadnej interesującej panny. A! I pierwszy raz w tym roku brałam udział w przetargu! No poważna pani bizneswoman się ze mnie robi.
– Był to rok, w którym przekonałam się, że jeśli pokażę wam moją miłość do sportu to odpowiecie na nią z entuzjazmem, którego się nie spodziewałam. Całe Igrzyska Olimpijskie były okresem wytężonej pracy, ale też fantastycznego poczucia wspólnoty osób, które nie chcą tylko dowiedzieć się kto wygrał wyścig, ale chcą spojrzeć na sport także przez pryzmat ludzkich emocji, doświadczeń, naprawdę budujących momentów. Na koniec roku moja nadmierna sportowa wiedza zaprowadziła mnie na Pudelka. Zostałam tam nazwana „krytyczką literacką” co pokazuje, że tyle o sobie wiemy, ile napisze redaktor tekstu na Pudelku.
– Jeśli miałabym pisać o momentach w tym roku, które były dla mnie ważne to z całą pewnością wysoko pojawiłoby się te kilka dni w kwietniu, kiedy trwał „Timeless Film Festival”. Były to dni niespotykanie ciepłe, festiwal pokazywał same stare filmy i na seansie „Skrzypka na Dachu” spłakaliśmy się wszyscy jakbyśmy pierwszy raz widzieli ten film. I to też wkładam sobie do koszyczka „chwile mego życia, które chce pamiętać” bo płakać na filmie, który się zna z ludźmi, których się nie zna, to rzecz zacna i ważna.
– Z rzeczy związanych z pracą – rok 2024 zdecydowanie przypomniał mi, że moje życie mikrofonem stoi. Oczywiście było nagrywanie audycji dla RMF Classic, które sprawia mi coraz więcej przyjemności, bo mam wrażenie, że coraz lepiej rozumiem co robię. Do tego podcasty. Dzięki Pawłowi nasza społeczność na Discordzie ZVZ rozwija się dynamicznie, ale też – staje się czymś więcej niż tylko miejscem, gdzie zbierają się słuchacze naszego podcastu. Bo np. regularnie widujemy się, żeby razem słuchać musicali (z moim wstępem i lekkim omówieniem) ale też zorganizowaliśmy tam moje spotkanie autorskie online. A to tylko kawałeczek tego co robimy. Czytu- Czytu rozwijało się niczym Gdynia w dwudziestoleciu, bo też świat literacki dostarczał tematów. Pod koniec roku nawet „Wtem, piosenka” ukazała się regularnie. Na tym wszystkim lekko ucierpiało „Jeszcze słowo” ale to taki projekt, przy którym dałam sobie mnóstwo luzu. Co się opłaca, bo odcinki, gdzie np. razem z Alicją obsadzamy „Lalkę” biją rekordy popularności. Na koniec musze powiedzieć, że stałam się „ofiarą” zmiany w mediach. Jak przez osiem lat prawie nikt z mediów państwowych nie dzwonił, to teraz telefon dzwoni w miarę regularnie. Najbardziej mnie cieszy, że znajomi powrócili do radiowej Czwórki, gdzie zawsze chętnie wpadam pogadać o kinie.
– W 2024 roku odkryłam aplikację Threds i zastąpiła mi ona w pełni X gdzie skasowałam konto. Nie wiem czy to dobre miejsce w sieci, wiem natomiast, że coś chyba robię dobrze (albo bardzo źle, to jeszcze się rozstrzygnie) bo moje konto tam dość szybko rośnie. Nie ukrywam, że może się za jakiś czas okazać, że ta appka budzi we mnie same złe emocje i wtedy wykasuję ją bez większego bólu. To jest jedna z tych rzeczy, których się nauczyłam z czasem, że choć mogę mieć wszędzie konto, to nie do wszystkiego jestem równie przywiązana. A czasem wykasowanie jakiegoś konta, może przynieść więcej ulgi niż smutku.
– Nikt nie jest w stanie przetrwać wszystkiego sam, więc mam w głowie rosnącą i nie kończącą się listę ludzi, dzięki którym mój rok był lepszy. Są na niej moje przyjaciółki, które znają mnie tak długo, że pamiętają czasem chwile mojego życia, których sama zapomniałam. Są moi bliscy, którzy wykazują całkowity brak zachwytu moimi osiągnięciami co jest bardzo zdrowe. Są osoby, z którymi pracuje, które są po prostu miłe, fajne i dają mi poczucie, że mogę wszystko. Są ludzie, którzy tworzą społeczności, których jestem częścią, którzy przypominają mi, że największym profitem tworzenia jest nie to, że ci płacą (choć to miłe) ale to, że możesz wciąż i wciąż poznawać ludzi. Także – zdecydowanie nie jestem samotną wyspą i to jest ważne, bo kto sobie z takim światem poradzi w pojedynkę.
Na koniec mam refleksję, a właściwie myśl, która przyszła do mnie w tych momentach tego roku, które były nieprzyjemne i mroczne. Nie można sobie życzyć by nic złego nigdy się nie stało. To nie ma sensu, nie jesteśmy w stanie powstrzymać strachu, stresu, bólu i nieprzespanych nocy. Ale możemy mieć nadzieję, że kiedy coś złego się stanie to scenariusz ułoży się możliwe najlepiej. Ze wszystkich strasznych dróg los łaskawie wybierze dla nas tylko trochę bardziej wyboistą ścieżkę. Myślę, że to jest w sumie dużo lepsze podejście. Zwłaszcza, że często okazuje się, że rzeczywiście nie jest zawsze najgorzej. A to już coś jak nie jest najgorzej. Zdecydowanie coś.