Na film „Asystentka” trafiłam w czasie ostatniego TOFI FEST (oglądanego przeze mnie online) – nie będę ukrywać – nic nie wiedziałam o tym filmie zachęciły mnie jednak nazwiska aktorów i aktorek. Wydawało mi się, że może to być ciekawy film. W istocie okazał się jednym z lepszych jakie widziałam w tym roku. A ponieważ właśnie wychodzi na DVD i pojawiło się na HBO GO i będą mogli go zobaczyć nie tylko widzowie festiwalowi to uznałam, że o nim napisze.
„Asystentka” to prawdopodobnie najlepszy film, jaki powstał jako pokłosie ruchu „#metoo”. Historia jest prościutka – Jane jest asystentką producenta filmowego. Oglądamy jeden dzień z jej pracy. Początkowo nie dzieje się nic złego, ani niespodziewanego. Dziewczyna przychodzi do pracy, rozpakowuje karton z kawą, sprawdza, czy wszystko jest włączone, przygotowuje przestrzeń do swojej pracy. Przez cały dzień Jane będzie wykonywała zupełnie normalne biurowe czynności. Zamawiała lunch dla niezbyt sympatycznych kolegów z pokoju, wypełniała czeki do podpisania przez swojego szefa, odbierała telefony, szykowała przekąskę na spotkanie. Nic czego nie znalibyśmy z codziennego życia w mniejszym bądź większym biurze.
Jednocześnie Jane widzi wokół siebie rzeczy, o których nie wypada mówić głośno. Sprzątając w pokoju swojego szefa nie ma wątpliwości, że uprawiał on tam seks z jedną z wielu młodych kobiet które przewijają się przez biuro. Kiedy dzwoni żona szefa Jane musi wybierać, czy będzie jej kłamać, będzie ją zwodzić, czy powie prawdę narażając się na konsekwencje. Jednocześnie tego samego dnia w biurze pojawia się bardzo młoda, nowa dziewczyna, którą Jane musi przyuczyć do jej obowiązków i zakwaterować w hotelu na koszt firmy. Te wszystkie rzeczy składają się w spójny obraz świata, gdzie wszyscy wiedzą co się dzieje, ale nikt się nie odezwie. Reżyserka Kitty Green podjęła bardzo słuszną decyzję – nigdy nie pokazuje nam szefa. Słyszymy jego głos, wyczuwamy jego obecność ale on sam jest w tych wszystkich wydarzeniach fizycznie nieobecny. A jednocześnie jest obecny na każdym kroku – jego charakter, pozycja i władza sprawia, że wszyscy wokoło zachowują się w określony sposób – umacniając patologię.
Najbardziej poruszającą sceną filmu jest moment, w którym Jane postanawia w końcu pójść do kadr i zasugerować, że dzieje się coś złego. Cała konwersacja bohaterki z przedstawicielem działu jest doskonałym zapisem tego – dlaczego, ujawnianie molestowania w pracy nie jest proste, dlaczego ludzie, którzy wiedzą nic nie mówią i dlaczego większość kobiet w takiej sytuacji ma przerąbane. Przedstawiciela działu gra Matthew Macfadyen– ze swoim przyjemnym, cichym tonem głosu i smutnymi oczyma. Nie jest w żaden sposób agresywny, nie ma trzaskania drzwiami, krzyczenia, ciskania gromami. Jest ciche ale stanowcze wskazanie, komu się taka skarga przysłuży w pracy a czyją karierę zniszczy, jest sugestia, że wszystko wynika z zazdrości o inną kobietę a w końcu – ten najbardziej porażający moment kiedy pojawia się pocieszenie. Nie przejmuj się, i tak nie jesteś w jego typie. Proste zdanie w którym kryje się cała toksyczność molestowania w pracy, o którym wszyscy wiedzą i a nawet tolerują, bo w tej hierarchicznej strukturze zawsze można zamknąć usta tym, którzy protestują.
„Asystentka” doskonale też pokazuje jak w tych skomplikowanych relacjach łatwo bohaterce stać się osobą, która wszystko ułatwia. To ona pokazuje młodej dziewczynie jak dojechać do hotelu, czy ją jej nowych obowiązków – robi te wszystkie rzeczy, które sprawią, że jej szef będzie miał łatwiejszy dostęp do dziewczyny, która mu się podoba. Jane z jednej strony chce to przerwać, z drugiej – staje się może nie współwinna, ale jest narzędziem w rękach, szefa który stoi ponad nią. O tym, że praca jest dla Jane niesłychanie ważna dowiadujemy się chociażby z jej telefonicznych rozmów z matką. Dziewczyna znów zapomniała o urodzinach ojca, oddając wszystko pracy dla człowieka, o którym wie, że wykorzystuje inne kobiety. Film tworzy klaustrofobiczną atmosferę zamknięcia, bo widzimy, że dla bohaterki nie ma łatwego wyjścia, że nawet jeśli zmieniłaby pracę, nie ma gwarancji, że podobne mechanizmy nie zadziałają gdzie indziej. Jednocześnie – nawet jeśli próbuje cokolwiek zrobić by zmienić sytuację – to ona poniesie największe konsekwencje.
Siła filmu polega na jego prostocie. Nie epatuje przemocą, nie szuka dramatycznych scen – co ważne, opowiada o molestowaniu i przyzwalającej na nią kulturze bez jakiejkolwiek sceny, która odtwarza co się wydarzyło. Dzięki temu bardziej niż na tym co dzieje się za zamkniętymi drzwiami koncentrujemy się na całej kulturze i atmosferze, która sprawia, że arogancki producent filmowy, czuje, że ma prawo robić co chce i nie czekają go za to żadne kary i konsekwencje. Zresztą co warto zaznaczyć, choć film rozgrywa się w świecie produkcji filmowej (jak podejrzewam – by łatwiej było powiązać to co widzimy na ekranie z całą aferą wokół Weinsteina) to jednak same mechanizmy można przełożyć na każdą inną branże, inne biuro i nawet – przepisać je pomiędzy krajami – bo nie ma tu wielkich różnic.
Spokojna filmowa narracja jest tak naprawdę odpowiedzią na pytanie – dlaczego kobiety nic nie mówiły, dlaczego nikt zatrudniony w firmie nic nie zasygnalizował, dlaczego mimo istnienia wyznaczonych działów do zajmowania się nadużyciami, nikt nigdy nie zostawił oficjalnej skargi. Warto też zwrócić uwagę, że film nie koncentruje się nawet w najmniejszym stopniu na tym producencie, nie daje mu twarzy, nie zadaje pytań o jego charakter (zresztą sami możemy wywnioskować jaki jest po reakcjach ludzi wokół). To jest właśnie ten sposób opowiadania o sytuacjach związanych z molestowaniem, który uważam za słuszny – nie skupiających się głównie na potężnych mężczyznach i narracjach o nich (trochę tu piję do faktu, że powstały aż dwie produkcje koncentrujące się na szefie telewizji FOX – o choć „Bombshell” bardziej skupiało się na kobietach to jednak wciąż – mężczyzna był w tej narracji kluczowy). Zresztą ten film wydaje mi się doskonałym przykładem – jak zmienia się narracja o problemie, kiedy odpowiada za nią kobieta – Kitty Green jako reżyserka i scenarzystka opowiada o całej tej opresyjnej kulturze nie z boku, ale z jej środka. Myślę, że warto to powiedzieć – każda opowieść o molestowaniu wychodząca od osób które spotykają się z tym na co dzień czy znają tą kulturę ignorowania czy milczenia brzmi inaczej niż nawet najlepiej przemyślana opowieść „z boku”. Wydaje mi się (choć może być to pewne nadużycie) że to jest trochę jak z opowieściami o mniejszościach. Można wiele rozumieć, i mieć sporą wiedzę, ale to jednak nie wyrówna tego poczucia, że jest się w środku jakiej sytuacji i pewne rzeczy po prostu znamy z autopsji i nawet nikt nam tego nie musiał tłumaczyć.
Na koniec muszę napisać, że ten film nie byłby pewnie tak porażający, gdyby nie fenomenalna Julia Garner w głównej roli. Jej oszczędna gra, pozbawiona nadmiernej ekspresji doskonale oddaje te emocje jakie kłębią się wewnątrz kobiet, które wiedzą, że nie mogą pokazywać za bardzo ani swoich słabości ani wątpliwości. Jednocześnie jednak – kiedy rozmawia z przedstawicielem działu kadr, po prostu widzimy, jak traci jakąkolwiek nadzieję, że cokolwiek się zmieni. To jest bardzo dobra rola, bo właśnie zagranie jej spokojnie, wręcz w wyciszony sposób sprawia, że wszystko staje się bardziej realistyczne. Ludzie zderzający się taką absolutną ścianą obojętności częściej są zszokowani, czy po prostu smutni i zrezygnowani niż wściekli. Pod tym względem to bardzo realistyczna rola.
Asystentkę możecie kupić na DVD i pewnie znajdziecie ją też na jakiś VOD. Z mojego pobieżnego przeglądu internetu wynika, że film jest też dostępny na player.pl i jak wspomniałam na HBO GO, zapewne znajdziecie ją też w jakimś innym serwisie tego typu. Gdyby film trafił do kin pewnie wszyscy byśmy o tej produkcji rozmawiali, a tak przy zamkniętych kinach produkcja przeszła trochę bokiem. A zdecydowanie nie powinna.