Home Film Mdłe takie i za słodkie czyli „Czwartkowy Klub Zbrodni”

Mdłe takie i za słodkie czyli „Czwartkowy Klub Zbrodni”

autor Zwierz
Mdłe takie i za słodkie czyli „Czwartkowy Klub Zbrodni”

Mało jest filmów, na które tak czekałam jak na „Czwartkowy Klub Zbrodni”. Nie chodzi tylko o to, że książka Richarda Osmana, dała mi sporo przyjemności, ale też, czasy są takie, że człowiek czeka na rzeczy miłe i przyjemne. Miałam nadzieję, że film da mi tą radość oglądania lepszych odcinków serialu o Pannie Marple, może ten sam vibe co „Zbrodnie po sąsiedzku”, które są jednym z moich ukochanych kojących duszę seriali. I na pierwszy rzut oka rzeczywiście „Czwartkowy Klub Zbrodni” to produkcja, która chce cię otulić ciepłym kocykiem. Tylko w czasie seansu zdajesz sobie sprawę, że nie tyle cię otula ciepełkiem co pragnie cię przydusić poduszką.

 

Dla tych, którzy nie znają historii – „Czwartkowy Klub Zbrodni” to tak zwane cosy crime. Niby zajmujemy się morderstwem, ale w istocie jest to opowieść sympatyczna i cieplutka. Czwórka emerytów mieszkających na osiedlu dla osób starszych w Coopers Chase, co tydzień spotyka się by porozmawiać o nigdy nie rozwiązanych sprawach kryminalnych. Wszystko zmienia się, kiedy mogą spróbować rozwiązać zupełnie świeże morderstwo, do którego dochodzi w okolicy. Bohaterowie są rozpisani dość prosto. Mamy Joyce, która właśnie przystąpiła do grupy i jest w książce naszą przewodniczką, jest Ron, który przez lata był nieugiętym działaczem związkowym i Ibrahim – emerytowany psychiatra. Grupą zarządza Elizabeth, której dawnego zawodu nie znamy, ale jesteśmy niemal pewni, że jest niczym James Bond na emeryturze. Cokolwiek robiła w życiu zawodowym, to MI6 było tam czynne.

 

 

Opowieści o emerytach, zwykle pokazują nam ludzi, którzy mają nas bawić czy wzruszać, bo ich wiek sprawia, że nikt się po nich nie spodziewa śledztwa, zorganizowanej akcji wywiadowczej czy umiejętności wodzenia policji za nos. To motyw wykorzystywany w filmach   i książkach od dość dawna i wygląda na to, że nasze spojrzenie na podeszły wiek niewiele się zmienia. Wciąż bawi nas, że starsi ludzie zamiast położyć się do grobu szukają w swoim życiu czegoś emocjonującego. Jednocześnie, film zupełnie traci to co sprawiało, że książkę w ogóle dało się czytać, otóż wycisza jak może towarzyszący starości lęk, że wszystko co się dzieje może się w życiu wydarzyć po raz ostatni  co oznacza, że trochę jak w młodości – wszystko staje się nagle niesłychanie ważne, bo nie ma miejsca na poprawki. W powieści trochę tej świadomości, że wszystko zaraz może się skończyć było, w filmie zostaje niemal całkowicie wyrugowana.

 

Z czym więc zostajemy? Z historią, której brakuje emocjonalnego środka. Bohaterowie prowadzą swoje śledztwo (dość sprawnie), częstują policjantów ciastem i kojarzą fakty, ale nas jako widzów wszystko to umiarkowanie obchodzi. Nie mamy poczucia, że działaniom naszych bohaterów towarzyszy jakiś konieczny pośpiech i nie bardzo czujemy jak niewielką mają alternatywę, gdyby ich ukochane osiedle dla zamożnych emerytów się zamknęło. Film nie jest też w stanie ukryć, że nie oglądamy czwórki emerytów, ale czworo aktorów, którzy jak najbardziej pracują i do jakiegokolwiek domu spokojnej starości im bardzo daleko. Bohaterom brakuje kruchości, lęku przed tym, że staną się niezauważeni czy niepotrzebni. Wszystko jest kolorowe, przerysowane, ale jednocześnie – zupełnie płaskie. Nawet wtedy, gdy film zahacza o bardzo poważne sprawy i trudne decyzje, niemal natychmiast przeskakuje do kolorowych obrazków, przesterowanych kolorów i zapewnienia nas, że wszystko jest takie bardzo „cosy”. Co niestety prowadzi do tego, że zamiast czuć się pocieszeni czy ukojeni, raczej jesteśmy nieco znużeni.

 

 

Film jest szczególnie irytujący dla Polaków, bo jeden z bohaterów drugoplanowych – Bogdan, jest z Polski. No i nie ma wyjaśnienia, dlaczego do tej roli nie zaangażowano polskiego aktora. Henry Lloyd-Hughes mówi po polsku bardzo, bardzo słabo. Do tego stopnia słabo, że na ekranie jego akcent jest gorszy niż ten Helen Mirren, co jest już karykaturalne. Nie rozumiem, dlaczego nie zatrudniono aktora, który zna polski, zwłaszcza że to nie jest w Wielkiej Brytanii aż tak trudne. Tu chciałabym zwrócić uwagę, że w serialu „Na Całego” Leny Dunham, bez trudu znaleziono polskiego aktora do bez porównania mniejszej roli gdzie nawet nie mówił po polsku, tylko chodziło o akcent. To jest denerwujące, bo ta rola byłaby jednak ciekawsza, gdyby aktor nie brzmiał jakby czytał z kartki każdą sylabę. No i poza tym, skoro już chcecie mieć stereotypowego Polaka w historii (to jest bardzo historia o tym, że w UK Polacy pracują przy pracy fizycznej) to przyzwoitość by nakazywała dać to zagrać jakiemuś aktorowi z kraju. I naprawdę nie wierzę, żeby się żaden nie znalazł.

 

Zresztą ten film ma jednocześnie dobrą i dziwną obsadę. Dobrą, bo w głównych rolach mamy świetnych aktorów i widać, że Helen Mirren doskonale się bawi jako Bond na emeryturze. Co prawda wciąż uważam, że Brosnan nie pasuje do postaci Rona, ale nie gra źle, po prostu nie ma w nim niczego co by mówiło, że mamy do czynienia z człowiekiem z klasy robotniczej. Na drugim planie mamy mnóstwo świetnych nazwisk – jest David Tennant, Jest Richard E. Grant, jest Tom Ellis, jest w końcu Jonathan Pryce. Czyli mówimy naprawdę o aktorach, którzy potrafią ponieść cały film. Ale cały czas miałam wrażenie, że ta fantastyczna obsada, nie ma niczego do grania. Wszystkie postaci mają tu maksymalnie jedną cenę, a całość zebrana razem wypada, niesamowicie płasko. Tak jakby ktoś robił swoją wymarzoną obsadę książki, ale kiedy już ją zebrał to uznał, że wystarczy i nie trzeba się więcej przejmować tym czy w scenariuszu jest cokolwiek ciekawego.

 

Opowieści, które mają być ciepłe i urocze mogą wydawać się najprostsze do zrealizowania, ale to tylko pozór. Jeśli przesłodzimy, jeśli za bardzo wygładzimy wszystkie elementy rzeczywistości to zostaniemy z opowieścią, która może być trudna do przełknięcia. I mam poczucie, że właśnie tutaj mamy taki przykład. Chris Columbus tak wygładzał swój film, że ostatecznie nie pozostało w nim nic prawdziwego. Nic co by dawało realne emocje, wzruszenia czy poczucie, że bohaterowie filmu są jednak czymś więcej niż „dziarskimi staruszkami na tropie zbrodni”. I nie chodzi o to by zrobić z tego jakiś dramat społeczny, ostatecznie mówimy o grupie bardzo zamożnych osób (innych nie stać na takie osiedla), która nie martwi się niczym, poza tym, żeby się nie nudzić. Ale właśnie – film nie pozwala nam nawet zobaczyć jak nudna jest egzystencja takich starszych osób.  Film nie jest sobie nawet w stanie poradzić z trudnymi relacjami rodziców i dorosłych dzieci, choć przecież to jest ważny element opowieści.

 

Ostatecznie mamy starszych bohaterów w centrum narracji, ale sprowadzamy ich do prostych stereotypów, i potem śmiejemy się z tego, że czegoś jeszcze od życia chcą. I nie wiem jak wy, ale ja chyba się w tym nie umiem odnaleźć. Słodkie emeryckie historie mają sens tylko wtedy, kiedy pod tą słodyczą jest cokolwiek realnego, co pozwala nam dojrzeć, że możemy się starzeć, ale nie tracimy naszego człowieczeństwa. Tylko tego tu zabrakło. Jest słodka muzyka, słodkie zdjęcia, słodka ekipa i poczucie, że pod tą cosy poduszką nie ma miejsca na odrobinę oddechu.

0 komentarz
12

Powiązane wpisy

slot
slot online
slot gacor
judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
slot thailand
slot88
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online