Hej
Zwierz zazwyczaj skreśla wszystkie polskie produkcje zanim jeszcze pojawią się na ekranach telewizorów. Dlaczego? Cóż zazwyczaj zwierz po prostu nie może wytrzymać samej zapowiedzi a co dopiero 45 minut serialu. Jednak od pewnego czasu daje szansę choć jednej produkcji rocznie i czasem zdarzają się nawet miłe zaskoczenia – pierwszy sezon Przepisu na Życie całkiem dał się oglądać, a w zeszłym roku zwierz zupełnie bez bólu obejrzał Prawo Agaty. Ponieważ jak zauważyliście, zwierz preferuje produkcje TVNowskie, w tym roku wybrał na swój cel Lekarzy. W końcu nie ma to jak serial medyczny. Ponad to zwierz nie chce uchodzić za jednego z tych strasznych snobów, którzy z pogardą spoglądają na każdą krajową produkcję. W końcu trzeba wykazać odrobinę popkulturalnego patriotyzmu od czasu do czasu.
Ale do sesji jak z GA to polskim serialom jeszcze daleko
No i zwierz powinien sam siebie uderzyć czymś twardym po głowie. Pomysł by przeskakiwać od amerykańskich seriali medycznych do produkcji polskiej jest kretyński. Wymagania jakie wynosi się z oglądania Ostrego Dyżuru, Grey’s Anatomy czy Doktora Housa są tak wysokie, że nawet przy dużym nakładzie środków – jakie po Lekarzach widać polski serial nie za bardzo może im sprostać. Dlaczego? Zacznijmy od kwestii medycznych. Otóż jeśli pamiętacie jak rozpoczynała się większość odcinków Ostrego Dyżuru – od pacjenta wiezionego w szaleńczym tempie przez szpitalne korytarze gdzie natychmiast kazano zrobić „morfologię i krzyżówkę krwi” (nawet jeśli nie miało się pojęcia co to znaczyło każdy oglądający uczył się tego w mig), po czym wpadano do sali, gdzie krew lała się gęsto a wszyscy mówili z szybkością karabinu maszynowego. Z kolei w Grey’s Anatomy każda operacja to dynamiczne pole walki – jeśli wszystko idzie dobrze lekarze rozmawiają o czym chcą, ale kiedy pojawia się zagrożenie akcja przyśpiesza, wszyscy wykonują szybkie gwałtowne ruchy a aktorzy grają cały dramat oczyma. Jeśli zaś pamiętacie Housa to tam każde rozważania diagnostyczne polegają na przerzucaniu się terminami medycznymi z prędkością która sugeruje, że wszyscy znajdujący się w pomieszczeniu rozmawiają tak na co dzień nawet kawę zamawiając w medycznym języku.
Nie ważne ile krwi rozciapcia się po fartuchach lekarzy – jeśli nie zagra się odpowiednio motywem życia i śmierci widz będzie ziewał przed ekranem
I tu pojawia się polski serial, gdzie przywieziona z wypadku dziewczyna jest wieziona dość powoli byle jakim korytarzem i jest jeszcze na tyle przytomna by dość powoli i mało dramatycznie oświadczyć że jest tancerką. Dramatyczny krwotok w czasie operacji co prawda jest zilustrowany całą masą krwi (jeśli autorzy myślą, że kogokolwiek takim obrazem zaszokują to chyba ominął ich maraton z Nip/Tuck gdzie autorzy krwi w czasie operacji nie szczędzili) ale dzieje się tak powoli, że nawet przez chwilę nie czuć żadnych emocji, podobnie największy błąd jaki popełnić może lekarz zostaje tu wytknięty bez obowiązkowego dramtycznego podkładu muzycznego. A kiedy lekarze omawiają leczenie lub przygotowują się do operacji to wymiany zdań między nimi brzmią tak jakby dopiero co przeczytali podręcznik do anatomii i jeszcze nie byli pewni jak się wszystko wymawia. Oczywiście zwierz wie, że zarówno zachodnia jak i nasza wersja ma się nijak do szpitalnej rzeczywistości. Tyle że zwierz nie jest specem do szpitalnej rzeczywistości a zna się jako tako na telewizyjnej narracji. W serial medyczny wpisane jest szybkość, dramatyzm i rozgrywanie co chwila motywu „walczymy o życie pacjenta”. Jeśli widz aktorom nie uwierzy to medyczna strona serialu nic go nie będzie obchodziła.
Druga sprawa to konstrukcja postaci. Zwierz nie do końca rozumie dlaczego po polskich serialach kręcą się 5 rodzajów bohaterów, którzy pojawiają się to tu to tam w różnych produkcjach. Tu mamy tak: pewną siebie ambitną główną bohaterkę, która tak naprawdę jest wrażliwa ale nie daje tego nikomu poznać bo jest kobieta w męskim zawodzie (uff), przystojnego bawidamka który naprawdę jest świetnym lekarzem, przyszłą najlepszą przyjaciółkę bohaterki, która nie jest tak wrażliwa jak ona i na dodatek nie trzyma diety (konieczny związek!), twardą acz sprawiedliwą szefową która nie przejmuje się byciem kobieta na męskim stanowisku, podłego mężczyznę w średnim wieku, któremu nie można ufać, miłego misiowatego faceta, który kocha dzieci oraz faceta z brodą dla efektu komicznego. Serio ten zestaw bohaterów gania po trzech czwartych polskich seriali. Co więcej pilot nie każe nam się domyślać by bohaterowie mieli jakiekolwiek inne cechy niż te o które ich posądzamy. I to jest niestety przykra różnica pomiędzy naszymi a zachodnimi serialami. Po zachodnich serialach przetacza się co raz mniej „typów” a co raz więcej postaci niejednoznacznych, niedopowiedzianych. Zwierz odnosi przykre wrażenie, że to nie ten rodzaj serialu.
Uroczy podrywacz plus facet z brodą który interesuje się medycyną alternatywną i ma dziwną ksywę. Czyli po co budować postacie kiedy można wyciągnąć z szafy jakiś „typ”
Ostatnia sprawa to tak zwany „styl TVN” czyli próba udawania, że Polska nie jest w Polsce. Wszystko w TVNowskich serialach lśni, od świeżo wyremontowanego szpitala (zwierz się zastanawia – serio mają w Toruniu taki szpital?) po mieszkania bohaterów. Pojawiająca się Warszawa składa się jedynie z szerokich ujęć z helikoptera (od strony Pragi tak że widać centrum), niesamowicie dużego apartamentu, urządzonego ewidentnie przez kogoś do tego wynajętego i tego kawałka nadbrzeża Wisły obok centrum Kopernika. Toruń Podobnie wita nas ładnym mostem, stary miastem i tym wspaniałym szpitalem. Zwierz nawet TVN rozumie – pokazywanie Polski jako ładniejszej niż jest to odpowiedź na nasze tęsknoty by Polska rzeczywiście była ładniejsza niż jest. Wszyscy chcemy szkła, metalu i designerskich mebli. Problem polega jednak na tym, że im bardziej seriale TVNowskie starają się uciec od naszej szarej rzeczywistości tym bardziej wpadają w pułapkę pokazywania widzom pocztówki znikąd. Ten realizm o który starają się na sali operacyjnej bierze w łeb bo cały serial dzieje się w jakiejś nibylandii gdzie wszyscy mają proste zęby i te nowoczesne mieszkania w apartamentowcach. Ładnie się na to patrzy ale zupełnie się w to nie wierzy. A jak się w coś nie wierzy to trudno przywiązać się tak jak do wersji która wydaje się nam realistyczna.
Jednak najpoważniejszy błąd wiąże się z kwestią dość problematyczną. Otóż zwierz nie wie do jakiego stopnia autorzy serialu wzorowali się na również opowiadającym o Chirurgach Grey’s Anatomy. Kilka elementów wskazuje, że chyba jednak trochę tak. Po pierwsze czołówka, która jest taką swojską wersją tej zachodniej – zarówno kolorystycznie jak i ze względu na pomysł gdzie pośród elementów medycznych znajdowały się przedmioty wzięte z życia codziennego, a już sam tytuł zapisany jest praktycznie identycznie. Też mamy główną bohaterkę, która przenosi się do innego miasta, podobnie jak w przypadku Seattle, Toruń to nie jest to żadne z tych wielkich miast gdzie zazwyczaj umieszcza się akcje seriali lub filmów. Dodatkowo wyjątkowość naszej wrażliwej bohaterki – Meredith była córką swojej matki, która była byłą kochanką jej szefa, Alicja jest uczennicą swojego nauczyciela, który jak się nam sugeruje był kiedyś związany z jej nową szefową. Do tego rozpoczynający się już w pierwszym odcinku wątek romantyczny (choć mniej gwałtowny niż w przypadku Meredith i Dereka) . Wszystko to jakby gdzieś już było. Do tego zwierz zmusi powiedzieć, że miał takie nie miłe uczucie jakby więcej scen już widział. Kiedy wciąż rozważa się czy kobieta może być chirurgiem i że kobieta chirurg to takie dziwne ( z resztą film jednoznacznie sugeruje, że w Polsce nie da się być jednocześnie kobietą i chirurgiem i zwierz się zastanawia do jakiego stopnia to prawda) przypomina mu się Szpital na Peryferiach gdzie bohaterka musiała udowadniać że się do pracy nadaje. Z kolei kiedy bohater rozważa czy bohaterka nie jest za ładna na bycie Chirurgiem to zwierzowi stanął przed oczyma dialog z Doktora Housa gdzie ten tłumaczy Cameron, że przyjął ja na stanowisko tylko dlatego, że jest ładna (tłumacząc że skoro będąc tak ładną zdecydowała się na zawód lekarza a nie poleganie na własnej urodzie to musi w niej coś być). I widzicie tu jest problem – bo Lekarze z zachodnimi produkcjami nie mają szans więc po co cokolwiek udawać na czymkolwiek się wzorować. Co więcej piszący je scenarzyści powinni sobie zdawać sprawę, że piszą dla ludzi obeznanych z tymi produkcjami. Ci którzy należą do pokolenia które seriali zachodnich nie ogląda mają już swoje „Na Dobre i Na złe”.
Zwierz może w wiele rzeczy uwierzyć, ale fakt, że jedna z bohaterek (nie główna) zamawia trzy ciastka i porcję bitej śmietany na lunch to coś kompletnie wydumanego. Dieta nie dieta. Nikt tak nie je! Serio, scenarzysto, jeśli chcesz mi pokazać że postać nie przejmuje się dietą zrób to inaczej.
Dobra czy zwierz widzi jakieś plus. A no widzi. Grająca Alicję Magdalena Różyczka robi bardzo sympatyczne wrażenie i właściwie jej bohaterkę łatwo polubić, choć to taka trochę Mary Sue – dobra miła, zdolna, porządna, kompetentna, dowcipna. Druga sprawa to muzyka – mówcie co chcecie ale TVN zawsze miał dobrą rękę do ścieżki dźwiękowej i tu ponownie dostajemy odpowiednią mieszankę utworów, które gdzieś się nam obiły o uszy w radiu i nawet je miło wspominamy. Dla niektórych plusem może być też Stenka w roli szefowej szpitala choć zwierz odnosi wrażenie, że jeśli ta aktorka zagra jeszcze jedną rolę twardej i zdecydowanej ale w sumie ciepłej kobiety to zwierz pójdzie do jakiegoś kącika cichutko popłakać. Ale niestety lista jest dość krótka. Być może problem z polskimi serialami polega na tym, że nie mamy dziesięciu pilotów puszczanych widzom by ci zdecydowali. Stacja wybiera serial, stacja produkuje serial nikt nie musi się martwić tym jakie zrobi na widzu wrażenie. Zwierz jest tuż po wysłuchaniu komentarza autorów do pierwszego odcinka Siuts – komentarz w dużej mierze opowiada o niepewności z jaką twórcy podchodzili do możliwości sukcesu odcinka pilotażowego. Bo stacja mogła nic więcej nie zamówić. Między innymi dlatego, wszyscy tak bardzo się starali. Tymczasem w Polsce takich rzeczy właściwie nie ma – zamiast niepewności pojawia się komfort wynikający z faktu, że cały sezon został już nakręcony. A jeśli coś prowadzi twórców serialu na manowce to właśnie komfort (zwierz kiedyś o tym pisał).
Alicję, da się nawet polubić ale coś ona się zwierzowi za dobra, za dzielna i za zdolna wydaje.
I tak mimo szumnych zapowiedzi zwierz ma wrażenie, że znów dostał lekko przyozdobiony wątkami zawodowymi serial obyczajowy. Po raz kolejny te same postacie z tymi samymi dramatami. Gdyby to jeszcze były dobre dramaty zwierz by został zachęcony, ale i one wydają się dobrze znane. Zwierz kończy pisać i delikatnie przesuwa się w kierunku póki gdzie stoi Grey’s Anatomy. Też fantazja. Ale jakoś łatwiej w nią uwierzyć.
Ps: Zwierz wyniki konkursu poda jutro.??
Wszystkie zdjęcia pochodzą ze strony lekarze.tvn.pl