Dokonało się. Piąty film na podstawie serii „After” zawitał do kin. Zawitałam też ja, żegnając się z serią, o której byłam pewna, że skończy się po trzeciej części a potem okazało się, że ten maraton, na który poszłam to jednak nie była całość. Jest to fascynujące, że tamta pomyłka zawiązała mnie z tą serią filmową na lata, bo jak już poświęciłam kilka godzin, żeby obejrzeć pierwsze trzy części to potem było mi żal, że nie wiem co będzie dalej. A może tylko się tak tłumaczę sama przed sobą, bo nie wiem co właściwie robię w kinie na filmie, który teoretycznie miał poruszać miliony serc dziewczęcych a teraz prawie nikogo nie obchodzi.
Same spoilery bo czytacie to dla spoilerów
No dobra ale do rzeczy. Przez pierwsze cztery filmy z serii dostaliśmy opowieść o tym jak Hardin bardzo kochał Tessę i dlatego, w każdym odcinku serii był dla niej paskudny. Czwartą część naszej epopei kończył cliffhanger, w którym Hardin opisał wszystko co wydarzyło się w ich związku w książce „After” (nie wiem co autorki mają z wpisywaniem swoich książek, do świata swoich książek, ale zdarza się to częściej niż myślicie, najwyraźniej młodociane pisarki są fankami metalepsy ontologicznej) i Tessa nie była z tego zadowolona. W sumie trudno się dziewczynie dziwić, nie dość, że facet zachowywał się koszmarnie przez kilka lat ich związku, to potem przerobił to bez pytania (i bez kamuflowania szczegółów) na powieść. No zupełnie jak typowy literat, który ma muzę. Jakby był parę lat starszy to byłby Nobel.
Film rozgrywa się jakieś dwa lata później. Ponieważ Tessa rzuciła Hardina, ten nie za bardzo ma o czym pisać, bo jak mamy się wkrótce dowiedzieć, jego talent literacki polega plus minus na opisywaniu tego jak bardzo był wredny dla kobiet w swoim życiu. W każdym razie Hardin znów pije (ta seria filmowa, to najbardziej pozbawiony refleksji obraz alkoholizmu jaki widziałam w kinie kiedykolwiek) i nawet podrywające go pracownice wydawnictw (okazuje się, że w alternatywnej rzeczywistości ludzie pytający cię jak rękopis zabierają cię przy okazji do klubu, a nie poganiają do klawiatury) nie są w stanie wzniecić w nim ognia literackiej pasji. Nasz bohater obija się od ścian, spać nie może, zamyka z furią laptopa pięć razy dziennie i nie może przecierpieć, że on tą Tessę kocha a ona go nie.
Jedynym rozwiązaniem by załatać złamane serce jest, jak wiadomo zmiana scenerii. Zmiana scenerii to rzecz ważna, gdy jesteśmy zamożnym alkoholikiem, z bogatymi rodzicami, którzy pokryją naszą zaliczkę co ja przetuptaliśmy a nie oddaliśmy manuskryptu. Hardin wyrusza więc do Portugalii, bo w sumie czemu ma marznąć w Londynie jak może pić i zamykać laptopa w słonecznej Lizbonie. Jak się okazuje, Hardin ma jednak jeszcze jeden cel – naprawić błąd z przeszłości. Okazuje się bowiem, że zanim zepsuł Tessie życie, zrobił to zupełnie innej dziewczynie. Natalie umawiała się z nim przez jakiś czas, po czym Hardin nagrał, jak uprawiają seks, by wygrać zakład z kolegą, który wątpił czy uda mu się uwieść skromną dziewczynę. Nagranie szybko trafiło do Internetu, Natalie straciła stypendium, nie poszła na studia i teraz pracuje w salonie sukien ślubnych w Lizbonie.
Jeśli spodziewacie się, że wątek ten zostanie potraktowany poważnie i Natalie zatrzaśnie typowi drzwi, powie, że ma szczęście, że nie wzywa policji, albo po prostu każe mu spierdalać, to się grubo mylicie. Natalie przyjmuje, że Hardin nie chciał, i w ogóle to przecież do niczego jej nie zmuszał. Tu właściwie należałoby przerwać seans, przytrzymać widownię i wprowadzić na salę prawnika, który wyjaśni, że zgoda na to by chłopak nagrał dla siebie seks, a zgoda na udostępnianie nagrania dalej to dwie różne sprawy. Ogólnie fakt, że w 2023 roku w kinach jest film, który właściwie mówi, że nic się nie stało i co z tego, że chłopak zmarnował dziewczynie życie – w końcu jest mu smutno – jest niesłychanie przygnębiające.
Hardin ostatecznie decyduje się napisać książkę o Natalie i tytułuje ją genialnie „Before” (nie jest to bardzo kreatywna dusza) , po czym – aby pokazać jak bardzo dojrzał po pierwsze, daje ją Natalie do przeczytania (boże jaki dojrzały mężczyzna!) a po drugie kupuje dziewczynie jej wymarzony dom, bo nic nie mówi „Sorry że zmarnowałem ci życie” jak zakup nieruchomości. Potem zostaje tylko narysować na piasku serduszko, umieścić w nim inicjały swoje i Tessy i możemy już płynąć do zakończenia. Oczywiście dobrego zakończenia. To zaś jest … co najmniej kuriozalne.
Trzeba wam bowiem wiedzieć, że po pięciu filmach poświęconych trudnym i toksycznym relacjom seria kończy się następująco. Po dwóch latach nierozmawiania ze sobą, Tessa i Hardin spotykają się na ślubie przyjaciół. Hardin mówi coś o miłości, którą ma się tuż przed nosem i się jej nie widzi. Tessa jest wzruszona, oboje uprawiają seks na zapleczu przyjęcia weselnego, wyznają sobie miłość, zaręczają się a w ostatnim kadrze widzimy, jak żyją razem mając córeczkę i dziecko w drodze (co jest o tyle ciekawe, że wcześniej elementem dramy był fakt, że Tessa nie za bardzo może mieć dzieci). Wszystko rozgrywa się w jakieś dziesięć minut jakby ktoś sobie tak po nakręceniu całej piątej części przypomniał, że przecież to jest koniec, i musi być jakaś puenta całej tej epopei.
Umierając z nudów na sali kinowej rozmyślałam sobie o tym jak ciekawie potoczyła się historia serii „After”. Pierwsza książka ukazała się niemal dziesięć lat temu, bo w 2014 roku. Pomijając już fakt, że wtedy trzeba było ludziom w Polsce wyjaśniać czym jest Wattpad (dziś jest to niewątpliwie źródło większości literackich hitów na rynku wydawniczym) to można było pisać historie o One Direction i Harrym z tego okresu – coś co dziś wydaje się niemal antyczną historią popkultury. Sama seria pojawiła się w kinach już w momencie, kiedy zainteresowanie książkami nieco przygasało, a teraz finiszuje trochę w próżnię. Przez dziesięć lat fanki One Direction zmieniły się nie do poznania, Harry Styles, znalazł sobie nową niszę w popkulturze. Co prawda opowieści z Wattpada nadal trzymają się podobnych schematów (gdyż jak mniemam umysły młodych autorek są nimi karmione) ale piąta część filmowej serii właściwie nie ma potencjalnego widza. Dziewczęta do których mogłaby trafić już podrosły, a młodsze – mają innych idoli i kiedy pierwsza część wchodziła do kin były za młode. Być może dlatego na widowni było pusto i widziałam tylko trzy osoby, które zakwalifikowałabym jako potencjalny fandom opowieści, poza tym tłum był co najmniej przypadkowy.
Inna sprawa – seria bardzo starała się nas przekonać Hero Fiennes Tiffin to jest aktor z potencjałem na bycie bożyszczem tłumów, ale w istocie – mam wrażenie, że przez te kilka lat wygrał z Robertem Pattinsonem w rywalizacji „Kto jest w stanie zagrać bohatera z największym zatwardzeniem” (Pattinson przyznał się, że grał Edwarda tak jakby jego bohater ciągle miał zatwardzenie i było to widoczne na jego obliczu). Nie udało się też wylansować Josephine Langford grającą Tessę na kogokolwiek znaczącego. Mamy więc serię filmową, której być może największą zasługą będzie obsadzenie Dylana Sprouse, w drugiej części filmu, co przypomina widzom, że Colin Sprouse z „Riverdale” ma brata bliźniaka. Niewiele jak na pięć filmów.
Mam wrażenie, że za serią „After” najbardziej będzie tęsknić realizująca filmy ekipa. Pomyślcie – od 2019 roku stała praca, można podróżować po świecie, co prawda zwykle to Londyn, ale czasem można sobie skoczyć na zdjęcia do Portugalii, dużo scen w ładnych okolicznościach przyrody, serio – aż mi żal, że im tak się wszystko pokończyło. A jednocześnie podejrzewam, że nie minie dużo czasu aż znajdzie się nowa toksyczna seria z Wattpada. Gdybym miała ją realizować upewniłabym się jednak, że w ramach pracy będzie co najmniej słoneczna Grecja, jakieś Włochy, może dla urozmaicenia Skandynawia. Widzowie umrą i tak z nudów, przekaz będzie szkodliwy społecznie, ale co sobie ekipia pojeździ to ich. Ktoś musi wygrać, żebyśmy wszyscy nie przegrali.