Hej
Zwierz opisuje ostatnio swoim facebookowym czytelnikom swe sny, po których zawsze przewijają się bohaterowie popkulturalnych fascynacji zwierza. Zwierz jest bowiem istotą dość łatwą w obsłudze i jeśli się naogląda przed snem to potem podświadomość obsadza mu wszystkie role bohaterami, których zwierz widział na ekranie W ostatnich dniach zwierz śnił już o elfach, krasnoludach a ostatnio w sennych marach zwierza Hannibal gonił sufrażystki, celem wymordowania ich i skonsumowania. O ile obecność bohaterów trylogii Tolkiena czy morderczego kanibala zapewne czytelników nie dziwi to mogło się wśród was pojawić pytanie – skąd w śnie zwierza wzięły się sufrażystki? Wszystko za sprawą Up The Women – nowego sictomu BBC którego bohaterkami są kobiety walczące o swoje prawa. Oczywiście wszystko w historycznym kostiumie.
Akcja serialu rozgrywa się w 1910 roku z dala od radosnego centurm politycznych rozgrywek. Paradoksalnie ten nie do końca poważny pomysł na serial wydaje się doskonałym sposobem na wprwadzenie sufrażystek do masowej wyobraźni.
Pomysł na serial przyszedł do głowy Jessicy Hynes. Jeśli to nazwisko wydaje się wam jakoś znajome to padło już wczoraj. Jessica Hynes była zaangażowana w tworzenie Spaced i grała w wielu doskonałych serialach komediowych. Ostatnio można ją było podziwiać w Twenty Twelve – serialu który skradł serce zwierza (to ten o przygotowywaniu Olimpiady w Londynie). Heynes dostała zresztą za swoją rolę nie umiejącej się wysłowić specjalistki do PR nominację do BAFTA. Up The Women jak na razie miało tylko trzy odcinki nadawane na mało popularnym BBC 4 natomiast już wiadomo, że serial dostał drugi ośmioodcinkowy sezon który będzie pokazywało już bardziej znane BBC 2. Co ciekawe Jessica Hynes na początku napisała nie sitcom tylko poważny dramat (na potrzeby telewizyjne) o sufrażystkach planujących zamordowanie premiera Wielkiej Brytanii. Jednak jak sama autorka przyznała, że zdecydowanie ciekawsze okazało się podejście komediowe, które paradoksalnie dało więcej możliwości pokazania sytuacji kobiet walczących o swoje prawa.
Zwierza urzekło że już od pierwszych scen serialu widzimy, że bohaterki z epoki tak samo jak współczesne kobiety spędzaly dużo czasu na udawaniu, że spełniają wszystkie postawione przed nimi zadania zwłaszcza w zakresie gotowania i prac ręcznych.
Up the Women to typowy sitcom rozgrywający się w dwóch pomieszczeniach lokalnego kółka dla Pań. Nie przypadkowo jednym z tych pomieszczeń jest wnętrze niewielkiej parafii drugim zaś przylegająca do niego kuchnia. Panie zajmują się haftowaniem i organizowaniem lokalnych imprez. Aż któregoś dnia główna bohaterka grana przez Jessicę Hynes i pod wrażeniem tego co widziała w Londynie proponuje by kółko zajęło się sprawami kobiet. Przy czym od razu widzimy, że nie będziemy oglądać tego co w akcjach angielskich sufrażystek było najbardziej drastyczne. Wręcz przeciwnie nasze bohaterki choć przekonane (nie wszystkie w równym stopniu) o słuszności swoich działań raczej „grzecznie proszą o prawa kobiet” (o takie określenie rozszerzono nazwę klubu) niż rzucają się pod konie, głodują czy tną obrazu w muzeach. Zamiast tego działają nieco bardziej delikatnie, może niekiedy nawet trochę obok sprawy, ale zawsze z dobrymi intencjami.
Jessica Hynes przynaje, że źródło komizmu nie tkwi w sukcesie ale w niepowodzeniu. Stąd bohaterki natykaja na swojej drodze wiele przeszkód – jak ortografia (zwierz się solidaryzuje)
Co ciekawe takie podejście nie razi. Być może dlatego, że Hynes napisała krąg naszych bohaterek w taki sposób że natychmiast czujemy do nich sympatię. Główna bohaterka Maggie to kobieta sympatyczna, wykształcona i pełna dobrych intencji, być może trochę za mało stanowcza jak na osobę walczącą o prawa kobiet ale widać w niej frustrację, że przeczytała tyle książek i na nic się to nie zdało. Widać w niej chęć buntu połączoną jednak z ciągłą świadomością, że trzeba się zachowywać grzecznie i poprawnie. Do tego w kółku mamy matkę kilkanaściorga dzieci nazwanych w przekomiczny sposób (w serialu cały czas jest w ciąży), starą pannę, która nie jest szczególnie bystra, oraz trio – babcię, matkę i córkę. Najbardziej postępowa jest tu babcia, która przy każdej okazji wspomina swoje szalone życie – wynika z niego, że surowe normy obyczajowe obowiązują tylko tych którzy się nimi przejmują zaś wszyscy inni prowadzą radosne życie pełne przygód. Z kolei córka wykazuje bardzo entuzjastyczne podejście do sprawy – z właściwą dla młodości zapalczywością, jest gotowa zmieniać obyczaje i ścinać królów. Sceptyczne podejście do całego pomysłu ma tylko matka, która ma chyba ze wszystkich członkiń kółka najwięcej cech potencjalnej sufrażystki. Zdecydowana stanowcza, sprzeciwia się jakimkolwiek zmianą twierdząc „Mówię mojemu mężowi na kogo ma głosować, po co mi zmiany”. Choć nawet w jej przypadku opór jest dość nikły a obiekcje tylko punktem wyjścia do kolejnych żartów.
Zwierz się uśmiał bo to fajna scena ale zaczął się zastanawiać w ilu domach tak było. To znaczy oczywiście wszyscy mamy w pamięci widok tej uciśnionej żony, która pobiera od męża pensję i właściwie nie ma prawa glosu, ale przecież musiały być (i to pewnie nie tak mało) małżeństwa, gdzie kobiety spełniały się doskonale w roli głów rodziny. Nie chodzi o fałszowanie przeszłości tylko o uzupełnienie naszych wspomnień.
Ale to nie koniec członków kółka, jest w nim też mężczyzna – młody idealista całym sercem oddany sprawie i całkiem sporym kawałkiem serca młodej Emily. Zresztą co ciekawe, mężczyźni którzy pojawiają się w serialu nie stanowią antagonistów bohaterek. Thomas pomaga jak może, natomiast najwięcej dla pań i ich sprawy załatwia opiekujący się budynkiem w którym spotyka się klub ni to woźny ni służący. Przy czym od razu autorka ładnie zaznacza, że intelektualnie nie stoi on wyżej od bohaterek. Jest on raczej sufrażystą (jest takie słowo?) z przypadku. W jednym odcinku pojawia się też policjant starający się wyśledzić kto dopuścił się aktu wandalizmu. On także w zasadzie nie jest postacią przedstawioną negatywnie ani też negatywnie nastawioną do kobiet. Przy czym co warto dodać, to sitcom bardzo kobiecy i mężczyźni są w nim raczej dodatkiem i wypełniają tło.
Może i bohaterka grana przez Judy Parfitt to taka typowa postać dziarskiej staruszki wspominającej burzliwą przeszłość ale po pierwsze zwierz ma słabość do tej postaci a po drugie zwierzowi podba się, że nie powiązano wieku z postawą konserwatywną.
Dlaczego serial jest przyjemny? Z kilku powodów. Po pierwsze jest śmieszny. Nie jakoś porażająco śmieszny ale w porównaniu z ostatnią wpadką jaką było Vicious (serio to był chyba największy sitcomowy koszmar jakie zwierz widział w ostatnich latach. Zwierz o nim wspomina bo nie tylko był brytyjski ale niósł podobną obietnicę nieco innego programu komediowego) to naprawdę zabawny kawałek telewizji. Jessica Hynes przyznała, że chciała nakręcić serial trochę retro – tak by przypominał starsze statyczne produkcje telewizyjne i rzeczywiście tak Up the Woman jest nakręcone, co nie nudzi ale sprawia, że człowiek ma jakieś takie sympatyczne poczucie bezpieczeństwa. Wiemy, że to nie jest serial historyczny i że wszystko dobrze się skończy i prawdy historycznej jest w nim akurat tyle by nie zrobiło nam się smutno. Do tego zwierz ma słabość do wszelkich prób opowiadania wielkiej historii nie z linii frontu ale z perspektywy prowincji. Oczywiście że londyńskie sufrażystki były bardziej stanowcze, ale panie z mniejszych miejscowości zapewne postrzegały i brały udział w ruchu wyzwolenia kobiet w zupełnie inny sposób. Serial rozgrywa się w Banbury i taką właśnie nieco mniej światową wizję ruchu nam przedstawia (przy czym autorka od razu sugeruje, że poza naszym grzecznym kółkiem w okolicy działa też takie, które sprawy koordynuje dużo lepiej).
Gdzieś tam w tle autorce udaje się dośc dobrze pokazać w zabawnych scena, że walka odbywała się nie tylko na frontach politycznych ale także na małym froncie upinania włosów. Co jeśli się nad tym dlużej pomyśli, często pamięci zbiorowej umyka.
Nie zmienia to jednak faktu, że oto mamy w telewizji serial o sufrażystkach. Po pierwsze zwierz się cieszy bo może nareszcie ludzie się nauczą, że sufrażystki nie równały się feministkom – dla wielu jest to równoznaczne tymczasem wiele z tych pań pokazuje dość tradycyjne podejście do roli kobiety i życia rodzinnego. Co zresztą jest traktowane przez autorkę ze zrozumieniem – to w ogóle pełny zrozumienia serial, który nie osądza niezbyt bystrej matki czternaściorga dzieci, raczej pokazuje, że w społeczeństwie w którym taka matka funkcjonuje nie było to tak szokujące (choć oczywiście jest to komediowa przesada), podobnie jak traktuje z sympatią nawet nie udane akcje bohaterek. Druga sprawa to lekkie podejście do ruchu sufrażystek. Anglicy uczą się o nich w szkole – nawet dość dramatycznie, ale jak wiadomo wiedza szkolna wpada jednym uchem wypada drugim. Tymczasem serial w lekkiej formie przypomina nie tylko akcje ruchu sufrażystek ale i ważniejsze dla ruchu postacie (może nie koniecznie tak jakby się tego spodziewały). Zwierz, który doskonale zdaje sobie sprawę, że ludzie zwracają się ku temu co lekkie i przyjemne a odwracają się od tego co śmiertelnie poważne i dramatyczne, uważa że taki sitcom może, dla pamięci tego czym był ruch sufrażystek, zrobić więcej niż poruszający serial dokumentalny (który na pewno ktoś nada w angielskiej telewizji, o ile już nie nadał). Ludzie oglądają, śmieją się ale w ostatecznym rozrachunku przesłanie serialu pozostaje takie same niezależnie czy jest on poważny czy niepoważny – kobiety powinny mieć te same prawa co mężczyźni. I choć zbijane argumenty dotyczą wątpliwości czy kobiety powinny móc głosować to jednak wnioski dotyczą ogólnie pojmowanej równości. Przesłanie dobre i co warto zauważyć absolutnie aktualne.
Jednym z ulubionych motywów zwierza w serialu który na razie pojawł sę tylko w jednym odcinku jest podejście do nowych wynalazków. Tu mamy żarówkę, która jak się wyaje nie jest wynalazkiem który może sie przyjąć.
W sumie entuzjazm zwierza wynika z faktu, że ma wrażenie iż dawno nie widział serialu, w którym kobiety walczące o własne prawa były sympatyczne (no nie wszystkie), i w którym udało się pokazać różne postawy bez pogardy. Bo w Up The Women nie ma tej „złej”, „głupiej” czy „ignorantki”, są raczej kobiety żyjące w swoim środowisku, nie wszystkie równie bystre ale w ostatecznym rozrachunku żadna nie jest od A do Z zołzą. Przy czym piękne jest przybycie głównej sufrażystki, która nie jest szczególnie sympatyczna choć bardzo oddana sprawie. Zwierzowi podoba się też, że autorka nie poszła na łatwiznę, w ogóle wyrzucając mężczyzn z kółka – dodanie Thomasa to chyba ulubiony pomysł zwierza w tym serialu. Zwierz wie, że można się przyczepić pewnych elementów ale ogólnie od dawna nie miał takiego wrażenia, że ogląda program nie wykluczający (na przykład osoba przeciwna ruchowi sufrażystek nie jest najstarsza członkini klubu wbrew stereotypowi, choć oczywiści odgrywa ona trochę szaloną staruszkę z bujną przeszłością). Przy czym trzeba od razu zaznaczyć. Jak na razie Up the women jest znakomitą zapowiedzią serialu. Jaki to ostatecznie będzie serial i czy dotrzyma swojej obietnicy – zwierz jeszcze do końca nie wie. Na pewno radośnie powróci do serialu na BBC 2. W końcu zawsze jest czas na oglądanie kolejnego serialu BBC i wzbogacanie swoich podświadomych wizji.
Ps: O aktorstwie zwierz nie pisał bo to serial brytyjski co oznacza, że zagrany dobrze i z werwą i właściwie wszyscy sprawdzają się na ekranie i nie można się tu do nikogo przyczepić.
Ps2: Wczoraj w sieci pojawiła się ostateczna wiadomość potwierdzająca nieobecność Lokiego w scenariuszu drugiej części Avengersów. Zdaniem zwierza to bardzo słuszna decyzja. Zwierz uwielbia Toma i zawsze chętnie widzi go na ekranie ale ten zły już się trochę zużył. Świat Marvela jest zdecydowanie za duży by stać w miejscu i pokazywać wciąż potyczki z tym samym przeciwnikiem. Zwierz z radością czeka na nowe wyzwania. Zwłaszcza, że przecież przy niektórych zagrożeniach jakie czekają u Marvela na super bohaterów Loki to taki stosunkowo łatwy do pokonania przeciwnik,