Hej
Zwierz w związku z tym, że zenbox awariował miał okazję obejrzeć ostatni odcinek drugiego sezonu Hannibala. Ponieważ zwierz nie ma zwyczaju recenzować kolejnych odcinków, podjął się podzielenia się z wami kilkoma refleksjami dotyczącymi drugiego sezonu jednego z ulubionych seriali zwierza. Oczywiście wpis zawierać będzie spoilery. Zwierz musi wam jeszcze jedno powiedzieć. NIe oglądajcie nigdy Hannibala sami – zwierz oba sezony obejrzał z bratem i nawet nie wiecie o ile lepszy jest to serial kiedy złośliwymi i fanowskimi uwagami można się dzielić. Plus, ważne jest byście uważnie przeczytali jakie zwierz ma podejście do serialu – bo zdaniem zwierza tu zasadza się cała różnica w ocenie Hannibala. I dlaczego dla niektórych to serial wybitny a dla niektórych kompletnie bezsensowny. A dla zwierza Hannibal to serial, który jest jak kawałki stłuczonej filiżanki, które roztrzaskane na podłodze nie przypominają dawnego kształtu dopóki nie złoży nam się ich w całość. Wpis zawiera spoilery
Nawet jeśli serial jest miejscami bez sensu, to nie ma drugiego tak autorskiego pod względem rozwiązań wizualnych serialu w telewizji.
Zacząć trzeba chyba od dość prostego stwierdzenia, że gdyby ktoś zarządził przerwę w połowie sezonu nie byłoby trudu z wyznaczeniem dwóch części sezonu. Pierwsza rozgrywająca się głównie w szpitalu w Baltimore, druga rozgrywająca się głównie we wnętrzach gabinetu Lectera. Obie części wydają się słabo składać w całość ale Fuller trochę jak w przypadku pierwszego sezonu cały czas nas zwodzi. Ilekroć wydaje się że domknął wątki, że coś rozliczył, że skończył tą część historii, scenarzysta przypomina, że tak naprawdę cały czas opowiada o jednej sprawie, która rozpoczyna się wydarzeniami z pierwszego odcinka, pierwszego sezonu. Nie wszyscy będą zachwyceni tą strukturą – zdaniem niektórych odbija się to na serialu, gdzie postać taka jak Abigali może powrócić pod koniec drugiego sezonu zupełnie bez wyjaśnienia co się z nią działo przez cały czas kiedy byliśmy pewni że nie żyje. Zwierz mógłby się z tym zgodzić gdyby nie fakt, że drugi sezon doskonale pokazuje, że jest w telewizji miejsce na serial który nie chce się wpasować w klasyczne ramy produkcji detektywistycznej czy nawet thrillera. Fakt, że ostatni odcinek drugiego sezonu jest właściwie (przy całym okrucieństwie działań Hannibala) spokojny staje się jasne kiedy spojrzymy na to jako na domknięcie pewnych rozsypanych wątków. Cały odcinek składa się z krótkich konwersacji przygotowujących nas do ostatniego aktu. Nie serialu ale tej jednej jedynej sprawy.
To nie są dwie serie. To jest jedna strzaskana filiżanka.
Zwierz powtarzał to wielokrotnie na facebooku ale ostatecznie zdał sobie z tego sprawę oglądając ostatni odcinek. Hannibal to serial który przyzwyczaja widza do poetyckich obrazów, do gry percepcją bohaterów, do przestrzeni na rozmowę która toczy się za pomocą samych aluzji. Jednocześnie Hannibal nie ma ambicji bycia serialem realistycznym. Wręcz przeciwnie drugi sezon Hannibala przypomina co raz bardziej Pushing Daisies gdzie rzeczywistość nigdy jasno nie zadeklarowana jako alternatywna daleka jest od realizmu. Zwierz przyjął to założenie, dając sobie tym samym prawo do odłożenia na bok wszelkich pretensji dotyczących wiarygodności. Zwierz też wam to proponuje – zobaczyć Hannibala jako emanację mrocznej strony tej samej fantastycznej wyobraźni Fullera, która dała nam ożywiającego zmarłych cukiernika. Zresztą zastanówcie się kiedy ostatnim razem widzieliście serial gdzie tak pięknie krew mieszała się z wodą, tak cudownie parzyła się herbata, tak brzmiały w uszach skomplikowane naszpikowane aluzjami dialogi. Ktokolwiek liczył na serial pełen przemocy krwi ten mógł się zawieść. Widać to zwłaszcza w ostatnim odcinku gdzie krew leje się gęsto (serio kto Fullerowi pozwolił wykorzystać tyle galonów syropu kukurydzianego ;) ale serial na chwilę nie traci swojej specyficznej estetyki. Przyjęcie, że Hannibal jest historią świata alternatywnego nie tylko pozwala przejść do porządku dziennego nad pewnymi niedorzecznościami fabuły (zwierz nigdy nawet sam przed sobą nie krył że jest ich sporo) ale przede wszystkim nad ciągłym zawracaniem serialu w kierunku historii detektywistycznej. Bo wydaje się, że Fuller wcale takiego serialu nie kręci.
Kiedy ostatnim razem seriale fundowały nam takie wizje.
Jeśli przyjrzymy się bliżej dostrzeżemy, że tak naprawdę przedmiotem zainteresowania twórcy wcale nie są morderstwa i psychopatyczny morderca. Tak naprawdę cały drugi sezon Hannibala jest rozważaniem na temat zaufania, przyjaźni, wpływu, manipulacji a przede wszystkim pytania, kim jesteśmy i jak zmieniają nas inni ludzie. Rozmowy Hannibala z Willem tak niekonkretne, pokrętne, nawet poetyckie są w sumie (co Hannibal zaznacza w ostatnim odcinku serii) jedną długą konwersacją, w której to co najważniejsze nigdy nie zostaje powiedziane wprost. Z jednej strony wydaje się, że całą sytuację kontroluje od samego początku mistrz aluzji i niedopowiedzeń Hannibal (który o ile zwierza ucho nie myli, nigdy się do niczego nie przyznał wprost). Podobnie jak Will nie ufamy ani jednemu słowu (a słowem kluczem dla Hannibala jest przyjaźń rozumiana jako poddanie się jego woli) ale trzeba przyznać że do samego końca sączy on powoli truciznę w serce nie tylko Willa ale i wszystkich wokół siebie. Serial pokazuje nam, że tym co jest największą mocą Hannibala nie jest jego doskonały węch ani wspaniałe umiejętności tuszowania za sobą śladów czy przyrządzania ludziny na setki sposobów. Przyglądając się torturowanej przez Hannibala psychice bohaterów chce się niemal szepnąć „This is my Design”. Ale oglądając finał nie sposób nie dostrzec, że Will ma rację – swoim oporem i pozornym zaufaniem zmienił Hannibala. Wydaje się, że ten psychopatyczny morderca naprawdę uwierzył, że znalazł przyjaciela, towarzysza, jedyną osobę która rozumie dlaczego robi to co robi. Scena w której morderca oferuje mu wspólną ucieczkę (tym samym dając możliwość potwierdzenia swojej lojalności) świadczy o tym, że jednak przyjaźń WIlla nie jest dla niego tylko pustym hasłem. Zaś zdrada Willa prawdziwie bolesnym zawodem. Podobnie ja ostatnia scena gdzie Hannibal chce wybaczenia. Wybaczenia które przecież temu morderczemu psychopacie nie byłoby przed poznaniem Willa potrzebne. Zresztą zwierz nie mógł się powstrzymać przed wrażeniem, że ostateczny rozlew krwi właściwie wszystkich w około był wyrazem frustracji Hannibala, który istotnie prawie dał się złapać we własne sidła. Ci zaś którzy interpretują telefon Willa jako dowód że do końca przebywał on pod czarem Hannibala chyba są jednak dalecy od prawdy. Ten sam telefon jaki wykonał Hannibal do Hobbsa spowodował, że morderca spłoszył się i popełnił błąd. Wydaje się, ze tego pragną Will, ale nie docenił Hannibala i tego jak bardzo zraniła go jego zdrada.
Kto by pomyślał. że to będzie najlepsze zdanie finału.
Jak widzicie zwierz czerpie z oglądania Hannibala niesłabnącą przyjemność. Nawet wtedy kiedy naśmiewa się z co raz wyraźniej zarysowanego homoerotycznego podtekstu serialu (nawet nie trzeba pisać fan fiction wszystko jest w dialogach). Trzeba zresztą przyznać, że oglądając drugi sezon Hannibala zwierz miał niemiłe wrażenie, że co raz mniej widzów podąża za sposobem prowadzenia narracji autora. Dla zwierza fakt, że finał, mimo że krwawy był w sumie bardzo spokojny nie jest problemem. Ten serial działa wbrew zasadzie dynamiki i estetyki większości produkcji telewizyjnych, dlaczego tym razem miałoby być inaczej. Jednak wiele osób nie jest w stanie się w tej bardziej fantastycznej niż realistycznej narracji odnaleźć. Poza tym zwierzowi zrobiło się mniej więcej w połowie sezonu bardzo przykro. Krytykując twórców za sposób prowadzenia postaci Alany (która wdaje się w romans z Hannibalem) część widzów dała dowód temu, ze postrzega postacie kobiece w sposób niesłychanie tradycyjny. Fakt, że samotna niezależna bohaterka wdała się w romans z kolegą po fachu (o którym nie wie, że jest on psychopatycznym mordercą) wydaje się mało bulwersujący a na pewno nie jest powodem by nazwać bohaterkę kretynką i pozbawioną charakteru. Co więcej część krytyków wychodziła z założenia, że nawet jeśli sobie taki romans zafundowała powinna się z nim kryć. Niestety odpowiedzi dlaczego powinna to zrobić brzmiały już mało przekonująco. Najwyraźniej część osób nie tylko przywiązała się do myśli, że Alana ma prawo uczuciem darzyć wyłącznie Willa ale także do myśli, że bohaterka powinna być swoją (nawet niezbyt rozsądną) fascynacją zawstydzona. I choć jasne jest że została przez Hannibala wykorzystana (a właściwie oślepiona) to przecież nie ona pierwsza i ostatnia w tym serialu. Zwierz musi zresztą powiedzieć że gdyby przyjrzeć się postaci Alany to strasznie potraktowali ją w tej serii wszyscy – Will nie mniej niż Hannibal. Przy czym zwierz ma wrażenie, że na przykładzie tej postaci scenarzyści chcieli pokazać co by było gdyby w całej sprawie brał udział ktoś kto nie zatracił się w całej tej morderczej karuzeli zafundowanej Willowi i Jackowi przez Hannibala.
Zwierz kocha ekipę Hannibala z ich wiankową obsesją
Zresztą zwierz musi przyznać, że, mimo iż Will i Hannibal stanowią fascynujący duet to tak naprawdę cała seria należała do postaci drugoplanowych. Doktor Chilton, Bedalia De Murier, Doktor Gideon, zaburzone rodzeństwo Verger czy nawet żona Jacka umierająca na raka Bella – to te postacie były najmocniejszym punktem serii, jednocześnie za każdym razem pozwalające powracać Fullerowi do naszego głównego duetu, zadającego sobie pytania o zaufanie, pokrewieństwo, przyjaźń a nawet odnajdywanie samego siebie itp. I choć brzmi to śmiesznie nie ma chyba obecnie w telewizji bardziej szczerego i analizowanego związku między dwoma mężczyznami niż ta chora relacja, która łączy Hannibala i Willa. Jednak prawda jest taka, że z ekranu pada nie jedno stwierdzenie do rozważenia w odniesieniu do nieco mniej skomplikowanych relacji między ludźmi. Pod tym względem Hannibal funduje nam zupełnie niezwiązaną z tematem dawkę przemyśleń. Przy czym potem podlewa ją odpowiednią dawką krwi i niezamierzenie dowcipnych scen (serio scena z koniem, czy scena z Hannibalem w kaftanie – obie były niezamierzenie śmieszne)
Fakt, że Hannibal go potem nie pocałował uznaje zwierz za skandaliczny
Oczywiście nie ma Hannibala bez jego niesamowitego fandomu, dzięki któremu całą ta mroczna pokrętna i miejscami daleka od logiki historia nabiera zupełnie nowego wydźwięku i daje się oglądać nawet wtedy kiedy serialu się nie ogląda. Zwierz musi przyznać, że ten serial został niemal stworzony po to by przerabiać go na dowcipne obrazki z niesamowitym komentarzem napisanym comic sansem. Zwłaszcza że właściwie można się zastanawiać do jakiego stopnia Fuller pisząc wątek Willa i Hannibala pisze pokrętny wątek miłosny. W serialu jest więcej niż jedna scena, która właściwie wyrwana z kontekstu zamieniłaby się w scenę, którą spokojnie można byłoby wstawić w melodramat czy komedię romantyczną. Plus rzecz jasna – fandom umie czytać z twarzy Madsa Mikkelsena to, czego nigdy nie powie na głos. A do tego jeszcze famdom cudownie wyłapuje wszelkie nawet najmniejsze nawiązania do powieści – gdyby nie fani zwierz nie dostrzegłby pewnie że w jednej ze scen Hannibal ucisza owcę, nie dostrzegłby dziesiątek mniej lub bardziej bezpośrednich nawiązań do zdań z książek czy scen z innych ekranizacji. A wszystkie te nawiązania wrzucone tak bez trudu do serialu dodają mu smaku.
Jak ktoś słusznie napisał nie jestem w fandomie Hannibala jestem w fandomie Fandomu Hannibala
A skoro przy Madsie jesteśmy. Jaki to jest doskonale (wciąż) obsadzony serial. Mads Mikkelsen miał w drugim sezonie trudniejsze zadanie niż w pierwszym. Jasne na początku wszyscy rwali się do porównywania kreacji Mikkelsena z kreacją Hopkinsa ale w sumie pokazać nam swojego Hannibala było łatwiej niż utrzymać naszą fascynację bohaterem. Zwłaszcza, że w tym sezonie widzimy więcej Hannibala – widzimy go zranionego (fizycznie i psychicznie) widzimy go manipulującego ale i zabiegającego o względy, zirytowanego. O ile w pierwszym sezonie łatwo było grać diabła wcielonego tak tu postać musi zostać wzbogacona o kilka ludzkich cech, a jednocześnie nie stracić w oczach widzów. Mikkelsen wywiązuje się z tego aktorskiego zadania znakomicie, jego twarz która musi mieć chyba dwa razy więcej mięśni, bo jego mikro ekspresje są niesamowite. Zwierzowi zdarzało się pauzować odcinek by uchwycić ten moment, kiedy Mikkelsen uśmiechnął się nie ruszając nawet kącikiem ust czy kiedy widać było na jego twarzy rządzę mordu czy smutek mimo, że wyraz twarzy pozostawał ten sam. Ale nie Mikkelsen czyni cuda pomiędzy ujęciami tworząc chyba jedną z najbardziej fascynujących postaci w telewizji. Trudniej ma też Hugh Dancy którego bohater w pierwszym sezonie rozpadał się na części w tym najpierw musi złożyć się w całość (jak filiżanka) a potem zagrać postać którą wymarzył sobie Hannibal. Zwierz jest pod wrażeniem jak Hugh Dancy gra pomiędzy zagubieniem, wrażliwością i takim rozpadem osobowości a absolutnie bezduszną wersją samego siebie wymarzoną przez Hannibala. Zresztą nawet fizycznie się zmienia – w drugiej połowie sezonu jest lepiej ubrany, doskonale uczesany, jakby od Hannibala zaczął się upodabniać też fizycznie. Ale Dancy jakby załapał trochę metody gry Mikkelsena także ograniczając mimikę. Na wyróżnienie zasługują jednak też aktorzy drugoplanowi. Fenomenalny Eddie Izzard którego każde pojawienie się na ekranie było fenomenalnym popisem gry (aż strach pomyśleć że Izzard właściwie jest aktorem komediowym), Gillian Anderson która cały sezon gra tak, że jej pojawienie się w ostatnich scenach sezonu jest jak najbardziej logiczne (serio brawa dla tej pani i radość że jeszcze się pojawi) bo jej Bedalia zdaje się być najbardziej udanym projektem Hannibala. No i Raul Esparza który do granic wykorzystuje komediowy potencjał swojej roli i jest w niej ze sceny na scenę co raz lepszy. Serio jego Chilton to jedna z najlepszych interpretacji klasycznej postaci z powieści, jaką znajdziemy w serialu. Zwierza zawiódł jedynie Michel Pitt. Jego rola nie była zła ale zwierz spodziewał się po tej postaci czegoś więcej. Trudno powiedzieć czego ale wydawało się zwierzowi że to postać jednak niedopracowana. Z drugiej strony – jest to postać inna niż zwierz sobie wyobrażał kiedy myślał jaki miałby być Verger więc w sumie to miłe zaskoczenie. Z drugiej strony jego siostra jest tak różna od tego jak widział ją zwierz że tu zaskoczenie jest pozytywne.
Bez wątpienia rola sezonu. A tak Chilotna zwierz nie lubił.
Zanim zwierz skończy swoje rozważania jeszcze dwa słowa o estetyce serialu. Bo powiedzmy sobie szczerze – zwierz nie jest w stanie uwierzyć jak spójny styl udało się stworzyć twórcom. Od garniturów Hannibala (i uroczych sweterków), przez garderobę pozostałych postaci, meble, pokoje, kuchnie i dania. Przez sceny zbrodni ale także budynek sądu, więzienia czy muzeum. Wszystko w tym serialu wskazuje nam jednoznacznie, że mamy do czynienia ze światem którego estetyka jest dopracowana do najmniejszego szczegółu. Nawet szalone wizje Willa są zawsze symboliczne i estetyczne jednocześnie. Co więcej – ten przymus trzymania się pewnej estetyki sprawia, że kiedy pojawia się Verger ze swoją tak bardzo banalną postawą takim brakiem taktu – natychmiast rozumiemy dlaczego należy go z tego świata wyprowadzić albo przynajmniej nauczyć go że nie wbija się noża w krzesło i nie kładzie się nóg na stole. Do tego jeszcze nie zapomniano o estetyce kardu, o różnej próbie pokazania nam percepcji świata przez bohaterów, o grze efektami specjalnymi, wizjami, snami, omamami. Zwierz nie oglądał drugiego serialu który by tak grał z widzem każąc mu nawet kilkanaście sekund zgadywać co tak naprawdę widzi. Pod tym względem nawet jeśli Hannibal nie dostarcza przyjemności swoja fabułą to estetycznie przeciera nowe szlaki.
Jeszcze coś dla kochanego fandomu
Końcówka drugiego sezonu wydaje się ostatecznym domknięciem historii z sezonu pierwszego. Umierający jeleń – jak sam Fuller podkreślał – symbol więzi łączącej Hannibala z Willem Grahamem świadczy o tym że pewien etap gry między bohaterami się zakończył. Co więcej skończył się bardzo podobnie jak w powieści gdzie Will też kończy z nożem w brzuchu. Możemy się domyślać, że kolejny sezon będzie rozgrywał się wedle zupełnie innego schematu, bo nikt już nie będzie miał wątpliwości, że Hannibal jest mordercą. Jak zwierz mniema Fuller może sięgnąć po florenckie wątki historii Hannibala. Z drugiej strony – wydaje się, że już teraz daje nam pewne sygnały jak Hannibal przetrwa ewentualne uwięzienie (mój mind palace jest bardziej stylowy niż twój). Co więcej jeśli Will przeżyje (a powinien) to czekają nas jeszcze te cudowne konfrontacje w których Will nie będzie już tak pewny siebie i choć może być górą to będzie się Lectera bał. Zwierz przyzna, że jest zauroczony kierunkiem w który poszedł serial. To co zapowiadało się na inteligentni procedural stało się dowodem na to, że istnieje coś takiego jak telewizja autorska. Zwierz lubi autora, lubi ten sposób narracji, lubi diabła w stylowych garniturach. Jeśli nie lubicie zwierz chyba tego nie zmieni. Ale sam myśli o kolejnym sezonie jak o doskonale podanym daniu. Gdzie nic nie będzie wegetariańskie.
Skrót recenzji dla leniwych
Ps: Wczorajsza awaria sprawiła, że wpis jest taki długi a zwierz ma na dysku jeszcze jeden. Brak możliwości publikacji napędza tempo pracy zwierza
Ps2: Zwierz tak wstępnie pyta czy jakby tak w połowie czerwca zwierz nawiedził Poznań to czy ktoś chciałby sie ze zwierzem zobaczyć.