Hej
Dziś będzie jeden z tych wpisów w których zwierz stawia tezę której sam do końca nie jest pewny. Ale jeśli dobrze znacie zwierza, to najchętniej i najgłośniej rozprawia o sprawach przy których ma wątpliwości. Nie mniej zwierz czyni to założenie, bo będzie paskudnie korzystał z dużych kwantyfikatorów co zwykle skłania to wytykania błędów i zarzucania wielkim tezom zbyt daleko idącej ogólności. Z drugiej strony – niekiedy trzeba powiedzieć coś bardzo ogólnego by rozpalić iskrę dyskusji. Choć w tym przypadku nie chodzi o żadną prowokację, raczej o zwykły brak możliwości pełnego przygotowania się do wpisu. To jaka jest ta poruszająca teza zwierza? Otóż zwierz ma wrażenie, że mamy kryzys. W muzyce filmowej. I to kryzys z którego daniem zwierza szybkiego wyjścia nie widać.
Muzyka filmowa ma co raz większe problemy by dać nam melodie które zapamiętamy. powiedzcie kto pamięta jak brzmi Thor (stąd)
Kilka dni temu zwierz przyglądał się wierzącemu w jego mieszkaniu plakatowi z Avengersów. Zwierz zna plakat na pamięć (jest na nim Iron Man) ale od czasu do czasu zaczyna dość uważnie czytać te wszystkie literki na dole. W oko zwierza wpadł autor muzyki do filmu Alan Silvestri. zwierz zna oczywiście kompozytora odpowiedzialnego za sporo dobrych soundtracków. Czy zwierz potrafił przypomnieć sobie muzykę z Avengersów, albo nawet motyw przewodni? Zwierz zaczął nerwowo przeszukiwać w mózgu jakikolwiek fragment muzyki do ostatnich filmów Marvela – zarabiają krocie ale zwierz lepiej kojarzy tylko fragment muzyki do Iron Mana 3 (doskonały ale problem z nim jest taki, że nie kojarzy się od razu z filmem). Tak to prawda tego lata nasze serca podbił Soundtrack do Guardians of The Galaxy ale nie muzyka do tego filmu – bo tą większość osób olała zajmując się słuchaniem Awsome Mix (słusznie bo to była doskonała składanka). Jak to się stało, że jedne z największych produkcji ostatnich lat nie mają motywu muzycznego który możemy nucić pod nosem i ścieżki dźwiękowej którą chcemy złapać zaraz po wyjściu z kina?
Dobra powiecie ale na filmach Marvela świat się nie kończy. Zwierz nie będzie się kłócił. postanowił więc przywołać jakiś inny soundtrack – np. z Igrzysk Śmierci (przepadł nic mu nawet nie zaplumkało w głowie) czy do Hobbita (poza doskonałymi piosenkami i motywem Lonley Mountain to zwierz właściwie zagrał sobie w głównie ukochane Shire z soundtracku do Władcy Pierścieni). Zwierz szedł dalej szukając w głowie melodii z filmów które w tym roku były nominowane do Oscara. Mózg mówi „Nope” przedstawiając bolesną pustkę. Żadna melodia nawet nutka nie przebija się przez zwoje mózgowe zwierza. Zwierz długo się zastanawiał, kiedy ostatnim razem był oczarowany soundtrackiem – wyszło mu, że w ostatnich dekadach tylko trzy razy usłyszał w kinie coś co go poruszyło – soundtrack do Piratów z Karaibów, do Samotnego Mężczyzny i Social Network. Trzy zupełnie różne podejścia do muzyki ale wszystkie trzy łączyło jedno – choć nie każdy potrafił powtórzyć temat z Piratów to wychodziło się ze świadomością że tam jest taka fajna melodia. Muzyka z Samotnego Mężczyzny była tym co jako pierwsze przyciągnęło zwierza do filmu. Z Social Network zwierz wychodził zaskoczony tym jak doskonale muzyka zgrała się tu z tematem filmu. Czy to znaczy, że nie było innych dobrych soundtracków? Były ale zwierz ma wrażenie, że od dłuższego czasu nie jesteśmy w stanie stworzyć takiej muzyki filmowej która poradzi sobie bez filmu.
Zwierz uświadomił sobie, że nie znajdzie lepszej ilustacji do wpisu
Powiecie że zwierz się myli – że fakt iż doskonale kojarzy muzykę do Ojca Chrzestnego, Gwiezdnych Wojen, Rydwanów Ognia nie wynika z jakości muzyki tylko z jej wieku. Że tysiące razy powtarzając tą samą melodię możemy utrwalić w zwojach mózgowych każe nawet najmniej oryginalne brzmienie. Zwierz ponownie się nie kłóci, ale jednocześnie ma wrażenie, że od dawna nie wyprodukowaliśmy niczego co mogłoby się do widza przyczepić za te kilka lat. Zwierz lubi sobie nucić po seansie ale co raz rzadziej ma co nucić i co raz rzadziej ma ochotę rzucić się i kupić ścieżkę dźwiękową (albo chociażby jej wysłuchać jeszcze raz w całości). Jeśli się nad tym zastanowić to poza mało oryginalną muzyką do Hobbita zwierz słuchał na zapętleniu niemal wyłącznie ścieżki dźwiękowej do Jak wytresować sobie smoka (trochę skandal że nie nagrodzoną Oscarem bo jest przecudowna). Oczywiście zwierz jest świadom, że muzyka Draft Punku do Tronu 2 była świetna ale ma wrażenie że nie będziemy do niej wracać jak do najpopularniejszych motywów klasycznej muzyki filmowej (mało kto ogląda Biały Kanion ale zwierz założy się, że niemal wszyscy znamy motyw z tego filmu). Nowej muzyki filmowej nie słucha się źle tylko, że niewiele zostaje w pamięci a po pewnym czasie nie sposób jednoznacznie przypisać ich do filmu. Nasi współcześni bohaterowie nie mają tak wyraźnych motywów muzycznych byśmy kojarzyli je jak melodię z Supermana (choć Williams strasznie wtedy z siebie zżynał) czy z Batmana (kiedy za muzykę odpowiedzialny był Elfman) nawet Spider-Man w swojej pierwszej odsłonie doczekał się charakterystycznej muzyki. A jak brzmi Thor? Albo Loki?
Zresztą zwierz zwrócił uwagę, że kompozytorzy muzyki filmowe dość wolno nam się wymieniają. Wciąż pojawiają się te same nazwiska – często twórców, którzy piszą już do wszystkiego (Alexander Desplat postanowił że będzie ilustrował swoja muzyką chyba każdą produkcję w Europie i Stanach – to dobry kompozytor ale zdecydowanie powinien pisać rzadziej bo rozmienia się często na drobne i bardzo się powtarza) czy takich którzy zasadniczo wszędzie piszą to samo tylko odrobinę inaczej (Hans Zimmer w większości przypadków czy James Horner którego kompozycje zawsze są do siebie bardzo podobne albo Elfman który pisze magicznie ale zawsze to ta sama magia). Nowe nazwiska pojawiają się dość rzadko – co w sumie z jednej strony jest oczywiste (nowych kompozytorów w ogóle tak wielu nie ma), ale z drugiej strony każe się zastanawiać gdzie są ci, którzy napiszą nam nową muzykę godną motywu przewodniego z Gwiezdnych Wojen czy muzyki do Romea i Julii na której do dziś można płakać rzewnymi łzami. I niech będzie jasne że zwierz wie i doskonale zdaje sobie sprawę że muzyka filmowa zawsz podkradała trochę albo i całkiem sporo z muzyki klasycznej. Zwierz jest tego boleśnie świadomy zwłaszcza od czasu kiedy zdał sobie sprawę, że jego ukochane takty z soundtracku do Stardust to nic innego jak fragment tańców słowiańskich Dworzaka a odtwarzana na zapętleniu ścieżka dźwiękowa do Dumy i Uprzedzenia to w większości wariacje na temat tego co popełni Beethoven. Tak więc zwierz nie twierdzi, że kiedyś muzyka filmowa była niesłychanie oryginalna a dziś mamy banał. Nie zwierz twierdzi, ze kiedyś wychodząc z kina widział jaką melodię ma kojarzyć z filmem i bohaterem a teraz zdarza się to co raz rzadziej. Rzadziej zdarza się też bardzo charakterystyczny motyw muzyczny – cóż z tego, że muzyka do Atlasu Chmur jest piękna (bo jest) kiedy można byłoby ją podłożyć pod tyle innych produkcji i trudno byłoby widzowi stwierdzić skąd właściwie dana melodia jest.
Zwierz zastanawia się z czego bierze się taka pustka w muzyce filmowej. Z jednej strony – nie dzieje się nic co by tłumaczyło to zjawisko – kręci się mnóstwo filmów które mają olbrzymie budżety i co roku udaje się nominować kilka ścieżek dźwiękowych do Oscara o sprzedać kilka płyt z muzyką (zwierz chyba ostatnią płytą jaką kupił był krążek z muzyką do Star Treka – której a jakże nie umiałby teraz zanucić ale pamiętał że mu się podobała wtedy kiedy za nią płacił). Zwierz ma podejrzenie, że dobrą muzykę filmową zjadło to samo co zjada wszystkie dobre zjawiska w kinie – lęk przed eksperymentem. Jak wiadomo w muzyce, obrazie, sposobie prowadzenia akcji trzeba co pewien czas zaryzykować że coś się komuś nie spodoba. Tymczasem zwierz ma wrażenie, ze całkiem sporo współczesnej muzyki do filmów boi się właśnie eksperymentu – zwierz nie mówi, że musi to być eksperyment daleko posunięty ale brakuje tyle oryginalności i odwagi byśmy po trzech nutach wiedzieli, że zbliża się rekin. Kto wie, może przy takiej ilości filmów nie da się pisać tyle muzyki i w sumie to wszystkie super bohaterskie czy wysokobudżetowe produkcje potrzebują podobnych melodii gdzie torturuje się skrzypki i sekcje dętą orkiestry. Zwierz nie chce być jakoś za bardzo oceniający – w końcu jeśli słucha się mniej muzyki filmowej to więcej soundtracków ma w sobie oryginalność czy ciekawe nuty. Jednak jak się słucha ich hurtowo to niestety widać, że pomysłów brak.
Zwierz nie chciałby zostać źle zrozumiany – oczywiście gdzieś na granicach kina popularnego – w kinie niezależnym czy niszowym znajdziemy niesłychanie ciekawe i oryginalne brzmienia. Ale zwierzowi chodzi właśnie o kino głównego nurtu – z którego wydawałoby się – powinno pochodzić najwięcej przebojów muzyki filmowej. Co ciekawe temu kryzysowi muzyki, która jest wtórna i mało charakterystyczna nie towarzyszy kryzys towarzyszącej filmom piosenki. Choć co raz rzadziej komponuje się piosenki do filmów to jednak te które powstają cieszą się sporą popularnością – nawet jeśli jak w przypadku Hobbita to tylko ładny dodatek mający zachęcić nas byśmy zostali w kinie w czasie tych trwających osiem godzin napisów końcowych. Zwierz powie wam szczerze – jego telefon na którym zwierz hipstersko trzyma pliku muzyczne (zamiast je nowocześnie strumieniować) zawiera nie całkiem stare piosenki i w większości dość wiekowe soundtracki. Choć zwierz nie może wykluczyć że może żadnego kryzysu nie ma tylko zwierz się starzeje i już mu nic nie wydaje się nowe i wszystko brzmi jak odgrzewane kotlety. To byłoby smutne. W związku z tym jeśli się ze zwierzem nie zgadzacie to prośba – podrzućcie link do soundtracku – ma być tradycyjny (czyli orkiestrowy) z ostatnich 10 lat. Ma być nie napisany przez nikogo z największych kompozytorów poprzednich dekad (odpadają wszystkie Williamsy, Zimmery, Desplaty, Hornery itp) i ma zwierza porwać. A i nie może być z filmu który widziały cztery osoby na festiwalu filmowym w Pszczynie dolnej. Zwierz będzie bardzo wdzięczny jeśli udowodnicie mu że się myli. Raz w życiu zwierz przyjmie taki obrót spraw jako korzystny dla siebie, a potem zniknie słuchać swojej nowej pięknej muzyki z filmów.
Ps: Dziś na seryjnych powinien być nowy wpis który powstał przy współudziale zwierza.
Ps2: Po facebooku ostatnio krąży łańcuszek z książkami (zwierz gdzieś w jakimś komentarzu parę dni temu zostawił swoje typy) a teraz z filmami. Zwierz kiedyś starał się wybrać swoje ulubione 10 filmów – pamiętacie ten taki wielgaśny cykl gdzie zwierz opisał 200 filmów? To było wtedy.