Zgodnie z obietnicą złożoną już dość dawno temu, zwierz postanowił napisać wpis o pierwszych odcinkach Broadchurch. Dobrze się stało, że zwierz nie zdecydował się na recenzje już po pierwszym odcinku – bo choć rozpoczęcie sezonu niezwykle mu się podobało, to wydaje się, że dopiero druga odsłona serialu pozwala dostrzec jak ciekawie zapowiada się kolejny sezon. Spoilery do sezonu pierwszego
Kiedy zwierz pierwszy raz usłyszał, że Broadchurch powróci (może pamiętacie ten cudowny moment kiedy ta informacja pojawiła się na samym końcu pierwszego sezony) był zachwycony pomysłem. Pierwszy sezon był w pewnym stopniu odkryciem (zwierz nie spodziewał się czegoś aż tak dobrego) więc więcej chudego, wściekłego Tennanta wydawało się pomysłem idealnym. Ale w czasie oczekiwań na kolejną odsłonę serialu pojawiły się informacje które sprawiły, że zwierz zaczął wątpić w sens drugiego sezonu. Przede wszystkim FOX oświadczył że robi Gracepoint – serial będący właściwie jeden do jednego remakem Broadchurch z tą różnicą że tym razem Tennant miał mówić z amerykańskim akcentem a Olivię Coleman zastąpiła aktorka która mniej wyglądała jak ktoś kto może pracować w policji w małym miasteczku. Do tego twórcy poinformowali, że drugi sezon będzie bezpośrednio związany z pierwszym – co wydawało się dziwne. Wszak sprawa została rozwiązana, zawodowe życie naszych bohaterów kazało na nich spoglądać jako na ludzi raczej w zawodzie detektywów skończonych a rodzina zmarłego chłopca wydawała się w jakiś sposób pogodzona z całym wydarzeniem. Zwierz miał wrażenie, że nie ma tu nic więcej do opowiedzenia. Ale nadal wiernie czekał zaciskając kciuki za jak najlepszy serial
Zwierz przyzna bez bicia – miał wątpliwości czy ten duet powinien wracać w drugim sezonie, ale musi przyznać że zdecydowanie był zwierzem małej wiary nie widząc potencjału jaki niesie drugi sezon
O tym jak bardzo zawiodła zwierza intuicja świadczą dwa nowe odcinki drugiego serialu. Po pierwsze zwierz bał się że David Tennant – który zdecydowanie nie sprawdził się w Gracepoint nie będzie umiał wrócić do swojej roli najbardziej „grumpy” (żadne inne słowo nie pasuje) detektywa którego nosiła ziemia. Jakie było zaskoczenie zwierza kiedy ten sam Tennant który tak bardzo irytował zwierza w Gracepoint (głównie tym że brakowało jego grze właściwie wszystkiego co było w Broadchurch) powrócił u szczytu formy. Jego Alec Hardy to postać która budzi w zwierzu a i pewnie w wielu widzach sprzeczne uczucia. Z jednej strony to bohater nieprzyjemny, aspołeczny, popełniający całą masę błędów. Z drugiej – determinacja z jaką próbuje te błędy naprawić i pewna szczerość jaka towarzyszy jego postaci sprawia, że pała się do niego sympatią. Zresztą Tennant naprawdę sprawia w serialu wrażenie jakby go nie karmiono (aktor zawsze był chudy ale tu wydaje się jeszcze chudszy) i trzymano w jakimś ciemnym pomieszczeniu gdzie ktoś mówi mu same przykre rzeczy a kiedy już jest gotowy wypuszczają go na plan. Zdaniem zwierza sporo tu zasługi ma jego szkocki akcent w którym jest cała złość i frustracja tego świata. Poza tym – cóż nie ma postaci Tennanta bez postaci granej przez Olivię Coleman. Tu powraca jeszcze lepsza niż w sezonie pierwszym. Jej bohaterka – której życie właściwie rozpadło się na najdrobniejsze kawałki jest absolutnie perfekcyjnie zagrana. Coleman doskonale łączy w swojej grze smutek który już pewnie zawsze będzie towarzyszył jej bohaterce, ze złością i poczuciem zagubienia. Co ciekawe – o ile Tennant i Coleman na ekranie są ciekawi osobno to razem tworzą jeden z najlepiej dobranych duetów w historii telewizji. Zwierz myśli, że wynika po pierwsze z pewnego kontrastu – bo Coleman cały czas jest bardzo bliska widzowi, taka codzienna podczas kiedy Tennant gra postać która jest właśnie dość telewizyjna, dramatyczna taka wyjęta ze świata w którym się obraca, po drugie z faktu, że sympatia czy więź jaka łączy dwoje bohaterów nie jest deklarowana ale naturalna. Tzn. nie wyznają sobie miłości, nie mówią co by bez siebie zrobili, nie przytulają się nawet chyba się nie dotykają, on zwraca się do niej po nazwisku. A jednocześnie czujemy, że to jest przyjaźń, prawdziwe zrozumienie, więź i wzajemna troska. Coś czego nie da się dobrze napisać ale można – jak pokazuje Broadchurch – fenomenalnie zagrać. Zwierz lubi seriale gdzie mamy sparowanych bohaterów (tak zwierz wie, to jest straszny schemat) ale nigdy nie miał wrażenia by oglądał coś tak naturalnego. Może to chemia może to doskonałe aktorstwo, może to scenariusz który nie próbuje nam niczego za mocno sprzedać. W każdym razie działa i co ważne – tylko miedzy duetem Tennant/Coleman a nie w każdym dowolnym zestawieniu.
Oczywiście pewne napięcie między bohaterami da się napisać w serialu. Ale niewątpliwe np. scena w łazience w pierwszym odcinku to jest taka scena, która wymaga od aktorów nie tylko talentu ale i znakomitej chemii. W ich wykonaniu to zabawna, smutna ale przede wszystkim niesłychanie prawdziwa i naturalna scena. Zwierz jest pewien że inny duet tyle by z niej nie wycisnął
Druga sprawa, która wydawała się zwierzowi wątpliwa to kwestia gdzie można całą historię zaprowadzić. Zwierz po prostu nie przewidział, że autor ewidentnie napisał od razu serial z myślą o kolejnym sezonie. Bo właściwie drugi sezon – koncentrujący się bardziej na sprawach sądowych niż detektywistycznych pokazuje że nic co nasi bohaterowie zrobili czy powiedzieli w sezonie pierwszym nie jest bez znaczenia. Drugi sezon pokazuje to co bardzo rzadko widzimy w telewizji tzn. co się dzieje po tym jak nasz detektyw odniesie sukces i zaprowadzi kogoś do więzienia. Oczywiście nie raz widzieliśmy w serialach rozprawy sądowe ale rzadko czuliśmy taką emocjonalną więź z rozprawą. Zresztą to rozprawa niesłychanie ciekawa bo w sumie jesteśmy po więcej niż jednej stronie. No bo oczywiście chcemy by winny został doprowadzony przed oblicze sprawiedliwości ale jednocześnie współczujemy Latimerom który syn nie żyje, z drugiej chcemy by detektyw Miller została przez sąd potraktowana jak najdelikatniej (wszak nie jej wina, że mąż okazał się zabójcą). No i mamy jakieś poczucie, że cała społeczność miasteczka chciałaby już sprawę dotknąć. Z drugiej strony zdajemy sobie sprawę, że rzeczywiście to jak przeprowadzono śledztwo w pierwszym sezonie nie było przykładem idealnego postępowania policji. Tym zresztą co zwierzowi najbardziej podoba się w opisanej sytuacji to fakt, że nie ma więzi pomiędzy Latmierami a Ellie Miller – mimo, że obie strony zostały ofiarami sytuacji (Miller nawet gorzej bo straciła wszystkie dzieci i męża podczas gdy Beth Latimer została rodzina) to więcej jest pretensji. Absolutnie rozdzierające dla widza są sceny gdy matka Dannego robi Ellie nie jedna awanturę obarczając ją winą za śmierć syna. Bo z jednej strony rozumiemy jej cierpienie i przekonanie, że to nie możliwe by żona nie wiedziała o zachowaniu męża, z drugiej czujemy jakąś straszliwą niesprawiedliwość systemu i całej sytuacji w której nikt nie myśli o tym co ma ze swoim życiem zrobić żona mordercy. Trzeba zresztą przyznać, że doskonale zaznaczano w serialu upływ czasu tzn. nie położono jakiegoś dużego nacisku na to co się zmieniło ale np. widać że jedna z aktorek chciała zrezygnować z serialu bo umiera w ciągu tych krótkich kilku miesięcy dzielących oba sezony. Można zresztą podejrzewać, że minęło tyle samo czasu co w rzeczywistości.
Zwierzowi podoba się nastrój jaki panuje w serialu który trochę pokazuje, że po zbrodni jaka się zdarzyła właściwie nie ma momentu kiedy wszystko będzie „OK”
Jeśli szukać jakiegoś ciekawego tematu przewodniego drugiego sezonu (jak na razie) to zwierz zwrócił uwagę, że produkcja się strasznie sfeminizowała. W sądzie spotykają się dwie prawniczki – obie dość tajemnicze dla widza, kiedyś ze sobą pracowały. Jedna z nich wydaje się absolutną profesjonalistką (która ma jednak pewne problemy w życiu osobistym których szczegółów nie znamy) druga dawno porzuciła zawód by teraz do niego powrócić. Obie role są intrygujące, zwłaszcza że wiemy iż prawniczki się znają i już kiedyś razem pracowały. Co oczywiście każe zadawać sobie pytanie co i jak je poróżniło. Do tego dochodzi jeszcze postać chronionej przez Hardego żony podejrzanego o morderstwo w innym mieście. Ją z kolei łączy więź z Ellie bo obie są w dość podobnej sytuacji – kobiet których życie runęło po tym jak ich mężowie zostali oskarżeni (czy słusznie czy nie to nie jesteśmy jeszcze 100% pewni) o zbrodnie a one same musiały się jakoś pozbierać. Jeśli dodamy do tego jeszcze postać matki Dannego, której życie wciąż jest w rozsypce, asystentkę jednej z prawniczek – ambitną ale coś ukrywającą i rolę reporterki z tła dostajemy nagle serial który właściwie bardziej niż o mężczyznach opowiada o kobietach. I to jest ciekawa sytuacja kiedy ogląda się serial prawniczy gdzie sędziego, prokuratora i obrońcę grają kobiety. Zwierz ma wrażenie, że to zmienia dynamikę serialu – w bardzo pozytywny sposób. Postacie kobiece pisane są rzadziej – a przynajmniej rzadziej pisane są dobrze – więc łatwiej napisać bohaterki, których jeszcze do końca nie znamy. Do tego wszystkie konflikty rozgrywają się tu na kilku płaszczyznach bo widać że każda z nich musi się w jakiś sposób zmierzyć z kwestią bycia matką, żoną, córką. Zwłaszcza wydaje się, że z racji natury sprawy kwestia bycia żoną kogoś kto popełnia zbrodnię i nie mówi całej prawdy jest ciekawym motywem – który zdecydowanie nie jest pokazany w sposób jednoznaczny. Przy czym oglądając ten drugi odcinek zwierz zdał sobie sprawę, że kocha brytyjską telewizję za to, że potrafi stworzyć takie nagromadzenie ciekawych kobiecych postaci jednocześnie nie robiąc z tego kwestii reklamowej czy marketingowej. One po prostu tam są. To znaczy wiecie czasem serial reklamuje się takimi hasłami „patrzcie napisaliśmy kobiecą postać” a tu proszę można po prostu kręcić serial dalej i po prostu dorzucić więcej kobiecych postaci (bo np. Hardy wydaje się tu być dużo mniej głównym bohaterem niż w sezonie pierwszym) i nie robić z tego czegoś niezwykłego.
Zwierz jest zachwycony nowymi postaciami w serialu – wszystkie wydają się ciekawe i przede wszystkim cudownie niedopowiedziane co oznacza że czeka nas mnóstwo tajemnic do odkrycia w następnych odcinkach
Oczywiście są też dobrze napisane postacie męskie – tylko ci wszyscy serialowi mężczyźni – od Hardego począwszy a na Marku Latmierze skończywszy wydają się jakoś zagubieni, nie pewni swego, działający trochę po ciemku. Wszyscy też mają swoje sekrety, ukryte motywy i wszyscy starają się jakoś zachować fasadę pewności siebie. Zwierz chwalił Tennanta ale nie powinien nie pochwalić Andrew Buchana za rolę bohatera, którego człowiek teoretycznie powinien lubić (Mark Latimer to taki pozornie przyjemny zatroskany facet) ale którego lubić się nie da – a przynajmniej zwierz ma z tym problemy widząc w nim postać w sumie bardzo egoistyczną a na pewno unikającą pewnej odpowiedzialności. Jednocześnie zwierz – jak w przypadku wszystkich bohaterów zastanawia się do czego jeszcze jest on zdolny. Zwierz ma niepokojące podejrzenia że może być w nim rządza pewnej zemsty ale zwierz woli nie zagłębiać się bardziej w wątek po dopiero dwóch odcinkach. Z kolei odpowiedzialności nie unika bohater – pastor – grany przez Arthura Darvilla. Zwierz jest bardzo ciekawy jak się ta postać rozwinie bo przynajmniej moim zdaniem – tam jest potencjał na zdecydowanie bardziej skomplikowanego bohatera, który od pierwszego sezonu zdaje się być czemuś winny. Zwierza ta postać fascynuje. Nie mniej na tle tych wszystkich mniej lub bardziej zagubionych czy starających się coś ukryć serialowych mężczyzn wyróżnia się nasz nowy nabytek Lee Ashworth – podejrzany w poprzedniej sprawie prowadzonej przez Hardego, którego winy nie udało się ostatecznie dowieść. Zwierz nie wie czy to celowe ale przypomina on zwierzowi odrobinę Jamesa Deana z czasów Olbrzyma. Jakaś taka nonszalancka postawa, pewność siebie, połączenie tej kurtki z Jeansami. Na tle innych bohaterów wydaje się wyraźniejszy, bardziej pewny siebie, jakby jako jedyny panował nad sytuacją. Co oczywiście od razu sprawia, że widzimy jak bardzo reszta bohaterów jest niepewna. Doskonały w tej roli jest James D’Arcy – który tworzy postać na tyle enigmatyczną ze zaczynamy podejrzewać że może Hardy naprawdę się pomylił –wszak to nie pierwszy jego błąd w karierze. Poza tym zwierz jest pod wrażeniem talentu aktora, który teraz jednocześnie pojawia się w dwóch bardzo różnych rolach – w Agentce Carter jego Jarvis jest taki grzeczny, bardzo angielski i wycofany (w sumie jego rola jest taką typową rolą kobiecą w serialach gdzie protagonistą jest mężczyzna) tu zaś mamy bohatera właśnie takiego bardzo męskiego, pewnego siebie. Zwierz zawsze jest zafascynowany tym jak aktorzy potrafią zmieniać nie tylko głos czy wygląda ale język ciała czy postawę.
Pomijając, że D’Arcy jest po porstu dobry w swojej roli to robi dodatkowe wrażenie w kontraście z jego występem w Agent Carter
Dwa pierwsze odcinki drugiego sezonu Broadchurch przekonały zwierza że w historii jest coś więcej. Że tak naprawdę to obiecane studium malej społeczności zetkniętej z tragedią rzeczywiście stanowi przepis na dłuższą fabułę. Bo pojawia się przecież właściwie nierozwiązywalne –także przez prawo- kwestie tego kto jest winny i czy możliwe jest by winę ponosili wszyscy zaangażowani w sprawę. Niewiele seriali potrafi wyjść poza schemat narzucony w pierwszym sezonie ale jak na razie Broadchurch idealnie sobie tym radzi stając się bardziej niż serialem o sprawie, serialem o ludziach. A to jak wiadomo zawsze się sprawdza bo ludzie są ciekawsi od każdej sprawy kryminalnej. Tak więc zwierz bije się w pierś – pomysł by nakręcić drugi sezon Broadchurch był fenomenalny. Oglądanie co tydzień wściekłego Tennanta i znakomitej Olivii Coleman to przyjemność, która w świecie seriali zdarza się naprawdę rzadko. Prawdę powiedziawszy zwierz zmienił swoje nastawienie do tego stopnia, że ma nadzieję, że karta końcowa drugiego sezonu zapewni nas że powstanie sezon trzeci. Bo zwierz uwierzył, że to jest historia która nie ma szybkiego i łatwego końca.
Ps: oczywiście zwierz strasznie piszczał kiedy okazało się że w serialu gra Eve Myles to jak marzenie fana Doktora by jego bohaterowie wciąż się spotykali w innych serialach. Co w sumie nie jest trudne w Wielkiej Brytanii gdzie jest dwanaścioro aktorów a przynajmniej połowa z nich grała w Doktorze Who. Nie mniej zawsze przyjemnie widzieć Doktorowe twarze w serialu.
Ps2: Zwierz dziękuje za wszelkie opinie odnośnie nowego wyglądu bloga, jak zwierz mówił na pewno się przyzwyczaicie i wszyscy będziemy żyli długo i szczęśliwie