Hej
Czytelnicy strony facebookowej zwierza wiedzą, że Halt and Catch Fire co tydzień ruszało serce zwierza, dostarczając mu materiału do przemyśleń, niekiedy materiału do głębokich westchnień a niekiedy nieco kontrowersyjnych tematów do rozmów. To jeden z tych seriali, które zaczyna się oglądać bo wyglądają ciekawie a po dwóch tygodniach wizja, że za tydzień będzie kolejny odcinek staje się powodem odliczania dni w kalendarzu. Zwierz wie, że kiedy pisze te słowa AMC odwleka informację o skasowaniu serialu. Niestety zdaniem zwierza to tylko dowód na to, że oglądalność jest jednym z tych czynników które nie zawsze idą ramię w ramię z jakością serialu. Bo Halt and Catch Fire to dobry oryginalny a przede wszystkim – niesłychanie wciągający serial. Oczywiście to jest wpis po wszystkich dziesięciu odcinkach serialu więc będą w nim spoilery, choć w sumie jest zaskakująco oględny.
Zwierzowi podobał się pierwszy odcinek ale nie przypuszczał wtedy, że serial zamiast koncentrować się tylko na budowaniu nowego komputera będzie przede wszystkim starał się nam pokazać ludzi, którzy próbują przebić się z nowym produktem na rynek
Zwierz musi powiedzieć, że kiedy zobaczył pilota HaCF (skorzystajmy ze skrótu) spodziewał się czegoś nieco innego. Był przekonany, że głównym tematem serialu będzie budowanie komputera a główne problemy bohaterów będą wynikały z próby stworzenia nowej technologii czy braku odpowiedniej techniki. Innymi słowy zwierz naprawdę spodziewał się serialu o budowaniu komputera. Tymczasem twórcy zdecydowali się zrobić serial po pierwsze o ludziach, po drugie o wczesnych latach rynku komputerowego a dopiero na samym końcu o samym komputerze. Oczywiście – olbrzymią rolę w serialu gra walka o to by zaprezentować najnowszy, najszybszy, najbardziej zaawansowany komputer. Ale nie mniej liczy się to, jak się go sprzedaje, jaką nada się mu nazwę, jaką wizje użytkownika się wykreuje. Pod tym względem HaCF próbuje nas przekonać, że tak naprawdę w robieniu komputerów chodzi nie tylko o rewolucyjne pomysły ale przede wszystkim o ich sprzedaż – co z resztą niby wiemy ilekroć sięgamy po produkty Apple, ale serial przekonuje nas, że to nieodłączny element świata komputerów.
W sumie to doskonale podsumowuje wpływ jaki Joe ma na resztę swojego zespołu.
Zresztą dość symptomatyczne jest, że nasz główny bohater Joe McMillan nie jest informatykiem. Coś tam o komputerach wie, ale nie jest ani konstruktorem ani programistą. Jest złotoustym sprzedawcą, który potrafi sprzedać nie istniejący produkt, czy zażądać od swojego zespołu niemożliwego. Przy czym sam Joe – co mu w końcu zostanie wytknięte – nie ma wielu pomysłów. Mówi że chce komputer szybszy i lżejszy ale przecież tego chcą wszyscy. Postać Joe mogłaby być nudna gdyby nie fakt, że scenarzyści postanowili napisać istotę tak chimeryczną, że nawet po ostatnim odcinku widz nie za bardzo wie, z kim tak właściwie miał do czynienia. Z jednej strony poznajemy go jako niesamowicie pewnego siebie człowieka, który nie mając absolutnie nic potrafi przekonać wszystkich w około, ze ma całą władzę. Im dłużej go znamy tym bardziej widzimy, ze wszystko to blef i naprawdę mamy do czynienia z postacią mocno zaburzoną. No właśnie – zwykle kiedy okazuje się, ze nasz bohater tylko blefuje poznajemy z kimś zranionym czy niepewnym. Ale Joe jest przy tym wszystkim zwolennikiem ucieczki do przodu. Jeśli nie podoba mu się że ktoś ingeruje w jego wizję będzie działał nawet na własną niekorzyść byle by tylko wszystko trzymało się jego planu. Nie ma w nim za grosz lojalności, bywa prawdomówny ale trudno powiedzieć kiedy kłamie a kiedy mówi prawdę. Potrafi być miły i uroczy ale w następnej scenie zachowuje się tak jakby nie miał uczuć. Przy czym widać że to postać szalenie ambitna – co zresztą widać na przestrzeni całego serialu. Joe nie chce zbudować komputera, Joe chce być lepszy od wszystkich innych. Co prawda – była to postać zdecydowanie ciekawsza kiedy prawie nic o niej nie wiedzieliśmy (Joe pojawia się sam praktycznie bez przeszłości), dopisanie jej smutnego dzieciństwa i matki oddanej do szpitala psychiatrycznego niestety trochę osłabia fascynację. Bo to takie proste wyjaśnienie dla postaci w której absolutnie nic nie jest jednoznaczne. A takie postacie są dobre bo trudno przewidzieć ich zachowania i reakcje co napędza serial.
Joe to cudnie psychopatyczna postać, niejednoznaczna i chimeryczna. Kiedy się myśli, że coś się o nim wie, zachowuje się zupełnie wbrew oczekiwaniom
Jak zwierz mówił właściwie nie jest to serial o budowani komputera. Ponownie dobrze to widać po postaci Gordona który komputer buduje. Tak naprawdę w jego przypadku mamy raczej obserwację pewnej podróży. Gordon to człowiek któremu się nie udało, który porzucił marzenia o byciu konstruktorem i dusi się w swojej codzienności (jak potem odkryjemy to samo tyczy się jego żony). Dla niego komputer jest ważny nie tylko dlatego, że może zrealizować swoje ambicje ale dlatego, że wreszcie może wrócić do życia którego chciał. Słuchając jak w ostatnich odcinkach opowiada o targach komputerowych na których był kilka lat wcześniej widzimy zupełnie innego człowieka. Ale ponownie – twórcy nie byliby sobą gdyby pozwolili Gordonowi przejść przemianę bez potknięć. Odwracając się od samych technicznych trudów budowy komputera zwracają się ku trudom psychicznym. Tego co z człowiekiem robi perspektywa porażki (lub też wielkiej wygranej). Załamanie nerwowe Gordona to coś na co właściwie czekamy od samego początku. I ponownie kiedy już wyrabiamy sobie zdanie o postaci, dostajemy zachowania których się nie spodziewamy. Gordon który wygląda początkowo na dość zahukanego okazuje się człowiekiem nie mniej ambitnym niż Joe ale pozbawionym całego jego uroku i elokwencji. Pod tym względem Gordon jest postacią nie tyle ciekawą co przede wszystkim (trochę jak Joe) nieobliczalną. Co więcej – udaje mu się osiągnąć więcej niż Joe. Ale końcówka serialu dość jasno sugeruje, że Gordon doskonale zdaje sobie sprawę, że jego sukces i awans nie miałby miejsca gdyby nie stał za nim ktoś kto jest w stanie wyznaczyć mu cel.
No właśnie – cały serial to właściwie walka dwóch wizji budowania sprzętu – jedna to zbudować coś co da się łatwo i szybko sprzedać, druga to uczynić komputer czymś więcej. Co ciekawe – po której stronie tego sporu stoją bohaterowie nie jest do końca jasne. Joe namawia swoich pracowników do wielkości ale sam jest gotowy przystać na średni produkt jeśli oznacza to, że będzie mógł go sprzedać. Choć nie do końca. Jak to zwykle z Joe bywa
Chyba najbardziej z samym tworzeniem komputera jest w serialu związana Cameron. Nie tylko dlatego, że jest programistką. Cameron chce czegoś więcej – ale w przeciwieństwie do Gordona nie zadowoli się półśrodkami, czy po prostu awansem. Jest z natury antysystemowa więc trochę jak Joe – musi grać o realizację swoich planów w całości a nie tylko o nagrodę pocieszenia. Jej wizja interaktywnego systemu operacyjnego to trochę mrugnięcie twórców serialu do współczesnego widza. My przecież doskonale wiemy, że w tym wyścigu o to kto podbije serca użytkowników przyjazne spersonalizowane oprogramowanie okazało się może nie kluczowe ale niesłychanie istotne. A na pewno było znakiem przełomu. Przy czym właśnie przy postaci Cameron najlepiej widzimy jak wizjonerstwo ściera się z rynkiem. Być może komputer Cameron byłby innowacyjny ale serial sugeruje, że trudniej by go było sprzedać. Zresztą przy okazji dostajemy wątek szpiegostwa korporacyjnego (który idealnie wyjaśnia dość nie pasujący do reszty serialu wątek romansu którego nie było) i przypomnienie, że na rynku komputerowym od zawsze panowały zasady – bądź pierwszy albo zgiń. Nawet jeśli ten pierwszy niekoniecznie był najlepszy. Przy czym ponownie – Cameron to przykład jak doskonale pisze się postacie w tym serialu. Bo oczywiście to jest punkowa, trochę anarchistyczna w działaniach i poglądach dziewczyna. Z drugiej strony – twórcy nie obdarowali jej niewspółmierną do wieku mądrością życiową czy emocjonalnością. I tak dostajemy postać nie mniej niejednoznaczną niż dwie pozostałe. Cameron się zakochuje, zawodzi, jest w jednej chwili niezależna w drugiej szuka pomocy. Jednocześnie nie przestaje być znakomitym programistą, wizjonerem i dobrym szefem zespołu. Zdaniem zwierza więcej takich dziewczyn przydałoby się nam na ekranach.
Cameron to fajna postać – z jednej strony inteligentna i niezależna, z drugiej nie tracąca pewnej młodzieńczej naiwności, poszukująca jednak pewnych form opieki. Zwierzowi się podoba że te dwie cechy nie stoją w sprzeczności
Na samym końcu koniecznie trzeba wspomnieć o Donnie – ponownie – postaci dla której scenarzyści serialu wymyślili coś więcej niż tylko rolę zdolnej kury domowej. Donna z całej tej paczki zdaje się najmocniej stąpać po ziemi, i najwięcej widzieć. To ona jako pierwsza dostrzega, że Joe jest nielojalnym manipulatorem, to ona widzi jak bardzo Cameron nie potrafi sobie poradzić z presją i w końcu ma na co dzień jak na dłoni obraz załamania nerwowego Gordona. Opuszczona w tym wszystkim zapewne w 90% seriali wpadła by w jakiś romans – tu teoretycznie taki wątek nam się sugeruje ale do niczego nie dochodzi. Donna jest nie tylko lojalna ale i ponownie – rozsądna. Przy czym zwierzowi bardzo podoba się, ze im dalej idzie serial tym bardziej Donna zaczyna domagać się by dostrzeżono jej wkład (kluczowy!) w budowę komputera, tym bardziej widzimy, że stanowią z Gordonem konstruktorski tandem. Pod koniec zaś dostrzegamy, że mimo sympatycznego uśmiechu i łagodnego głosu manipulacja czy kłamstwo absolutnie nie są Donnie obce. Prawdę powiedziawszy pod tym względem całkiem dużo łączy ją z Joe.
Początkowo wydaje się że w serialu mamy Gordona i jego żonę. Ale szybko przekonujemy się, że w istocie mamy równorzędny tandem wybitnych konstruktorów
Zwierz zajął się opisywaniem postaci bo obserwowanie ich przez te dziesięć odcinków zdaniem zwierza stanowiło największy choć nie jedyny atut serialu. Pozostałe nie są trudne do wymienienia. Po pierwsze cudownie jest oglądać serial który z jednej strony dzieje się w przeszłości ale z drugiej strony jest to przeszłość na tyle niedaleka, że można bez sięgania po grube tomy zweryfikować wierność historycznej prawdziwie i sprawdzić kto ma rację wróżąc przyszłość. Cudowna scena w czasie targów gdzie bohaterowie zachwycają się Windowsami (zaznaczając że mają one dużo błędów) dotykowymi ekranami (hej HP) czy nowymi dyskietkami jest dla widza wisienką na torcie, bo przecież wszyscy wiemy co będzie dalej z tymi produktami. Poza tym fajnie spojrzeć na świat komputerów od strony sprzedaży – jak sprzedać produkt, zachęcić nie tylko przyszłych użytkowników ale i właścicieli sklepów, jak ukryć wady, wyolbrzymić zalety, uwieść dostarczycieli części. Zwierz który lubi patrzeć jak nasze życie wygląda od strony ekonomicznej był tym bardziej zainteresowany niż dwustronna płytą główną (choć ta też jest ciekawa). Zresztą nie tylko w realiach świata komputerów celują twórcy – ubrania, muzyka (bardzo dobra), samochody – wszystko przywodzi na myśl tak odległą a jednocześnie nieodległą przeszłość.
To uczucie kiedy obserwujemy przeszłość, która jest jeszcze w granicach pamięci i naszego poczucia współczesności a jednocześnie wiemy jak dawno to było z punktu widzenia technologii
Zwierz zachwycał się już raz aktorami ale jeszcze do tego wróci. Przede wszystkim Lee Pace ma w HaCF kilka scen za które należałaby mu się jakaś nagroda. Pace doskonale balansuje pomiędzy graniem łgarza, manipulatora i psychopaty a pokazywaniem nam łagodniejszej strony swojego bohatera. Przy czym grając postać tak niejednoznaczną aktor musi włożyć sporo wysiłku by wszystko co robi jego bohater można było interpretować na więcej niż jeden sposób. Fakt że zwierz właściwie przez cały serial nie był do końca pewien czy Joe mów prawdę, czy znów realizuje swój plan, czy też improwizuje, to zasługa aktorstwa Lee. Co więcej udaje mu się bardzo trudna sztuczka. Joe jest takim ewidentnym samcem alfa. Kiedy wchodzi do pokoju nie tylko wszyscy go widzą (no ma chłopię te 2 metry wzrostu) ale wiadomo kto ma władzę, siłę i pewność siebie. Oczywiście od pierwszego odcinka widzimy go w dość nieformalnym i pokrętnym związku z Cameron. Czyli wszystko się zgadza. A potem ten sam bohater na złość kobiecie która nie rozumie jego wizji, uwodzi jej kochanka. Z pełną determinacją i wyrachowaniem. Kilka odcinków później pojawia się jego były chłopak, porzucony lata temu. Takich postaci nie tylko się nie pisze (Joe tak naprawdę nie jest w centrum wydarzeń dopiero w ostatnim odcinku gdzie tą jego pewność siebie przejmuje Gordon) ale też trudno je zagrać. Bo widz powinien ciągle kwestionować bohatera, a jednocześnie nigdy nie podważać jego dominacji na ekranie. Lee powinien jakąś nagrodę dostać czy co.
Lee Pace ma trudne zadanie – jego bohater musi być jednocześnie złotousty i charyzmatyczny z drugiej strony – trudno go polubić. Ale trzeba mu kibicować – choćby ze względu na innych bohaterów
Zwierzowi bardzo podobała się też Mackenzie Davies w roli Cameron. Chyba dlatego, że zwierz ją polubił mimo, że ma wiele cech za którymi zwierz nie przepada (zwierz jest mało antysystemowy). Poza tym zwierz zawsze lubi kiedy dziewczyna na której progu pojawia się facet mówi – sorry ale właściwie to przejrzałam na oczy i nie jesteś dla mnie. Te które rzucają facetów bo mogliby się zmienić, albo dlatego że je zdradzili są oczywiście jak najbardziej w prawie, ale zwierzowi podoba się Cameron doskonale wie dlaczego związek z Joe nie ma sensu. I wiemy, ze raczej do niego nie wróci. Poza tym Cameron wygrywa w tym serialu najwięcej bo udaje jej się założyć własną firmę i znaleźć powołanie. Mackenzie Davies umiała sprawić, że zwierz dostrzegł nie tylko olbrzymi potencjał Cameron ale też ani przez chwile nie zapomniał, że ogląda osobę młodą, która dopiero szuka odpowiedzi na to czego w życiu chce. Najmniej zwierzowi przypadł do gustu Scoot McNairy jako Gordon. Przy czym to po połowie wina postaci i aktora. Tzn. Gordon jest postacią trudna do polubienia, i chyba tak nawet został napisany, ale zwierz cały czas czekał na jakiś przełom – i rzeczywiście w jednym odcinku (fantastycznym – z huraganem) McNairy pokazał coś więcej. Ale potem wrócił do kreowania postaci która z jednej strony jest nieprzewidywalna ale mimo wszystko nudna. Przy czym zwierz rozumie jak Gordona napisano ale nie jest do końca pewny czy umiałby go polubić (Joego też nie lubi ale jest nim zafascynowany).
Cameron nie wpada ani w kategorię silnej postaci kobiecej ani w kategorię ozdobnika. Widać że scenarzyści mają na nią pomysł a nie dorzucili postać kobiecą bo wypada
Jednak nie tylko postacie, czasy czy doskonała obsada wyróżniało Halt and Catch Fire. Tym co zwierzowi się najbardziej podobał w serialu jest pokazywanie nam scen których interpretacja zmienia się jeszcze w trakcie trwania odcinka. Jak wielka przemowa Joe w deszczu kiedy pokazuje swoje blizny. Oglądając tą dość sztampową scenę zwierz miał wrażenie że twórcy jakby stracili rytm. Dopiero kiedy okazuje się że Joe kłamie (co uświadamia nam Cameron) scena staje się fascynującym popisem manipulatorskich umiejętności Joe. Podobnie kiedy obserwujemy akcję z utraconymi danymi Cameron – dopiero po pewnym czasie rozumiemy, że oglądamy wielki przekręt Joe. Takich scen i wątków jest więcej dzięki czemu scenarzyści każą nam kwestionować każdy ruch postaci i znaczenie każdej ze scen. Zwierzowi strasznie się ten zabieg spodobał bo w sumie zwierz lubi jak ktoś gra z jego percepcją. Im częściej wpuszcza się zwierza w maliny tym bardziej jest on zadowolony. Może dlatego, ze gra z percepcją widza to jedna z tych sztuczek którą zwierz najbardziej lubi w kinie. Zresztą trzeba twórcom powiedzieć, że stworzyli serialu, który po zdjęciu z anteny będzie się z przyjemnością oglądało jeszcze kilka razy. Pierwszy sezon stanowi na tyle zamkniętą całość (zwłaszcza pod względem rozwoju postaci), że jeśli drugi sezon nie powstanie to pierwszy może udawać że zawsze miał być taką zamkniętą całością.
Historia boomu komputerowego jest o tyle fascynując że choć rozegrała się na naszych oczach to przynajmniej w Polsce ze względu na dystans (przestrzenny i historyczny) wciąż mało się o mechanizmach rządzących tymi czasami wie
Na koniec zwierz musi powiedzieć, że HaCF podbiło serce zwierza jeszcze jednym elementem. Otóż w serialu są postacie kobiece. Zwierz się nie kłóci – jest ich zdecydowanie mniej niż męskich, ale twórcy nie poddali się pokusie nakręcenia filmu o facetach robiących komputery. I słusznie bo dawno minęły czasy kiedy trudno nam uwierzyć w kobietę programistkę czy inżyniera. Co więcej – często tak bywa że w tych początkowych pionierskich latach nad jakimiś technologiami pracują najzdolniejsi a ponieważ nie ma jeszcze stereotypu kto się do danej pracy nadaje to pojawiają się i kobiety i mężczyźni. Nie inaczej było w świecie komputerów. No i serial nie ucieka w pokazywanie nam kobiet wybitnie niezależnych – wręcz przeciwnie Donna przede wszystkim stara się jakoś zbalansować wychowanie dzieci, pracę, popadającego w obłęd męża i własne ambicje zawodowe. I co ciekawe – w końcu dopnie swego – co prawda bez pomocy męża nie mogłaby się zdecydować na prace w bezpłatnym start- upie ale z drugiej strony przez resztę sezonu to jej stała praca utrzymywała dom w czasie szaleństw męża. Ogólnie fajnie zobaczyć serial gdzie kobiety wykonują zawód uznawany dziś za raczej męski (nie znaczy że zwierz tak uważa) które po prostu są dobre w tym co robią zaś ich osiągnięcia są zupełnie niezależnie od płci. Niby taki prosty koncept a w wielu serialach się nie pojawia.
Serial nie tyle wprowadza postacie kobiece do świata kojarzonego z mężczyznami ale jeszcze ma na nie pomysł. W ostatecznym rozrachunku nasze bohaterki wychodzą z całego zamieszania jak najbardziej zadowolone z własnym biznesem.
HaCF to serial który zdaniem zwierza spodoba się trzem grupom widzów. Po pierwsze tym którzy lubią takie wymuskane seriale o przeszłości – co prawda lata 80 to nie to co lata 60 ale HaCF spełnia wszystkie wymogi stacji AMC. Jest doskonale nakręcony, ma ciekawe pomysły realizatorskie a kostiumy i meble są dobrane tak, że człowiek ma wrażenie jakby wszyscy nagle cofnęli się w czasie. Do tego co chwila mruga się do widza przypominając mu co było techniczną nowinką trzydzieści lat temu. Druga grupa to wielbiciele wszystkiego co poświęcone komputerom. Serial rzeczywiście pozwala sobie przypomnieć jak wyglądały te lata komputerowego boomu kiedy wszyscy prześcigali się w co raz to nowszych projektach. I serio scena w której prezentuje się po raz pierwszy Makintosza – aż ciarki przechodzą po plecach. Albo kiedy bohaterowie oglądają nagraną reklamę 1984 – co ciekawe – nawet jej nie widać na ekranie (prawa autorskie). Nawet bohaterowie nie musza się odzywać. Wystarczyć ćwierć dźwięku i zdanie „Czy nie jest to najlepsze posunięcie marketingowe jakie widziałeś” i już wiadomo o co chodzi. To daje takie poczucie że przynależymy do pewnego kręgu odniesień. Na koniec grupa do której zapewne należy zwierz (choć do poprzednich też się łapie). To ludzie którzy przede wszystkim lubią dobrze napisane zaskakujące postacie. Zwierz musi przyznać, że dla niego fabuła w serialach pozostaje trochę służebna wobec postaci – to jest najmocniejsza strona serialu – możliwość pokazywania nam bohatera w różnych sytuacjach przez dłuższy okres czasu. I pod tym względem HaCF jest doskonałe – to jest serial o ludziach i ich wzajemnych relacjach. Zwierz bardzo się do bohaterów przywiązał i mimo, że nie wszystkich polubił (co uważa za plus- z bohaterami tak jak z ludźmi, jeśli lubisz wszystkich coś jest nie tak) był cały czas ciekawy ich losów.
Niby człowiek całą tą przeszłość pamięta ale dziś oglądanie serialu o komputerach w latach 80 daje dziwne poczucie jakby się żyło w świecie science fiction
Zwierz mógłby jeszcze długo pisać o serialu. Jak zmienia tempo, jak daje nam odcinki by złapać oddech (ten huraganowy), jak jest niewymuszenie dowcipny choć poważny. Jak cudowne jest to, że nie unosi się nad nim duch ponurej depresji bohaterów. Jak miło jest co tydzień spotykać się z ciekawymi ludźmi, którzy co prawda są tylko napisani i zagrani ale na tyle dobrze, że widzi się w nich prawdziwego człowieka. No i jaką frajdą jest obserwowanie przeszłości tak bliskiej, że można czuć się doskonale wiedząc co przetrwa, co będzie retro, a co z tego co mówią o przyszłości bohaterowie to bzdura. Przy czym co zwierzowi się podoba HaCF nie jest przekombinowane. Oczywiście, twórcom udaje się pokazać że ten komputer „Gigant” stoi na glinianych nogach swoich niepewnych twórców, ale nie wrzucają do historii tworzenia Giganta wszystkich problemów świata. Tak więc koniecznie zobaczcie. Ostatnia osoba której zwierz polecił HaCF napisała do niego następnego dnia maila. Wyrzucając zwierzowi że nie wyznał, że jest nadanych tylko sześć odcinków a dziesięć planowanych. Znajomy piszący maila pisał coś o nieodpowiedzialności zwierza który powinien podsuwać produkcje które nie skończą się nigdy i mają łatwo dostępne odcinki. Niestety Halt and Catch Fire Modą na Sukces zdecydowanie nie jest, choć szkoda że nie jest nań moda bo ma wszelkie składniki tego co powinien mieć serial by osiągnąć sukces.
PS: Ulubiona scena zwierza w tym serialu to „Zdecydowaliśmy się na Porto” zdaniem zwierza wszyscy w tej scenie grają mistrzowsko.
PS2: Czy to jest to miejsce gdzie mogę pod koniec stwierdzić że Lee Pace strasznie ładnie wygląda w garniturach z epoki? To stwierdzam. A prawie nikt wtedy ładnie nie wyglądał.
Zwierz przypomina, że w Warszawie trwa konwent Avangarda. Trawa do końca niedzieli. Wpadnijcie koniecznie. Zwierza nie będzie ale konwenty są fajne.