Zwierz zauważył, że od pewnego czasu najlepsze seriale to te które ogląda zupełnie przypadkiem. To znaczy – oczywiście zwierz śledzi te tytuły które się mu poleca ale to co naprawdę go bawi – to rzeczy które znajduje przypadkiem. Jak Trial and Error. Cudowne mockumentary które zwierz pewnie by zupełnie przeoczył.
Zwierz musi przyznać – zwrócił uwagę na ten tytuł, bo ktoś napisał o tym w sieci. Zwierz nie pamięta co i nawet nie pamięta czy to była pozytywna opinia ale w każdym razie gdzieś w głowie zwierza pojawiła się myśl, że to jest jeden z tych seriali na który powinien wrócić uwagę. Słusznie – bo okazało się, że znalazł jeden z najzabawniejszych seriali jak zwierz widział od dawna. Tak więc zwierz dziękuje – kimkolwiek była ta osoba. Choć może po prostu zwierz zobaczył informacje o serialu na jakiejś stronie. W każdym razie pamiętał że ktoś coś pozytywnego o produkcji napisał. Choć nie stał się to przebój popkulturowych blogów (chyba że ponownie zwierz coś przegapił).
Historia jest dość prosta – młody prawnik z Nowego Jorku zostaje zatrudniony do poprowadzenia swojej pierwszej dużej sprawy – dotyczącej morderstwa – w małym miasteczku na południu Stanów. Panuje tam bowiem zasada, że jeśli sprawa jest poważna należy zatrudnić prawnika z północy. Przy czym jak się szybko orientujemy jest to eufemistyczne określenia na żydowskiego prawnika. Oskarżonym o morderstwo jest poeta i wykładowca który jak wskazują wszystkie znaki na niebie i ziemi zamordował swoją żonę. Przy czym kiedy mowa o wszystkich wskazówkach o prawda jest taka, że nie sposób znaleźć niczego co świadczyłoby o braku winy. Na dodatek oskarżony –mimo, że jest człowiekiem niesłychanie sympatycznym i uroczym nie pomaga swoim obrońcom. Ilekroć spuszczą go na chwilę z oka robi coś co jeszcze bardziej świadczy o jego winie. Sprawa z trudnej robi się z odcinka na odcinek coraz bardziej beznadziejna.
Nasz młody prawnik ma do dyspozycji doskonałych pomocników – sekretarkę która cierpi na wszystkie możliwe zaburzenia – do dysleksji po całkowite nierozpoznawanie twarzy i detektywa który nie nadawał się nawet do pracy w małomiasteczkowej policji. Nie jest to dream team. Zwłaszcza że przeciwko niemu występuje bardzo zdeterminowana pani prokurator której do kariery potrzebna jest jakaś kara śmierci i wybrała absolutnie winnego (Zdaniem wszystkich) profesora. Sytuacja jest wiec trudna, jeśli nie beznadziejna. Zwłaszcza jeśli doda się do tego fakt, że naszego młodego prawnika w małym dziwnym miasteczku nie za bardzo lubią, zaś on sam nie ma pojęcia jak właściwie wybronić swojego klienta.
Trail and Error to mockumentary – teoretycznie oglądamy więc sceny nakręcone na potrzeby dokumentu poświęconego sprawie. Początkowo wydaje się, że tylko zabieg formalny ale z czasem to że bohaterowie są nagrywani ma znaczenie. Cała reszta opiera się tonach absurdalnego humoru i naśmiewania się ze schematu seriali które rozgrywają się wokół procesów sądowych. Jednocześnie jednak – twórcy nie zapomnieli, o zagadce kryminalnej – która jest całkiem ciekawa – i sprawia, że nie tylko humor serialu zachęca by obejrzeć więcej. Trzeba zresztą przyznać że rozwiązanie całej sprawy – z jednej strony jest równie uroczo absurdalne co cały serial, z drugiej – sprawia wrażenie naprawdę przemyślanego a nie dopisanego do serialu na odczepnego. To dobrze bo w sumie nawet w komediowym serialu z elementami kryminalnymi zagadka powinna być dobrze napisana.
Twórcy dobrze trafili bo ich serial (nie sitcom bo nie ma w nim charakterystycznych dla sitcomów elementów) trafił do telewizji kiedy wszyscy mają jeszcze w pamięci chociażby doskonałe i śmiertelnie poważne People Vs O.J Simpson – co przypomniało nam jak wygląda taki klasycznie zrealizowany dramat sądowy. Tu mamy podobnie – podział na kolejne etapy procesu, zaangażowanie lokalnych a potem krajowych mediów, zaangażowanie prawników wynikające nie z ich dobrego serca ale ambicji zawodowych. Jednak kiedy wszystkie te elementy włoży się do małego miasteczka na południu Stanów – wszystko nagle staje się przecudnie absurdalne. Doskonale też sparodiowano lokalne media (które bardzo przypominają media krajowe) i to jak reagują na morderstwo. Satyra na medialną fascynację przestępstwem i procesem jest jednym z najmocniejszych elementów serialu.
Zwierz nie chce was przekonywać, że to serial który przypadnie do gustu wszystkim widzom. Zwierz jest osobiście uwielbia surrealistyczny i absurdalny humor. I naśmiewanie się z własnych głupich pomysłów. Ale jednocześnie zwierz jest w stanie wyobrazić sobie wielu widzów dla których jest to serial nie tylko nie śmieszny ale – nieśmieszny w ten koszmarny sposób kiedy nie śmieszny nas żaden żart. No ale jeśli macie poczucie humoru podobne do zwierzowego powinniście się dobrze bawić. W każdym razie jeśli nie przeszkadzają wam żarty zupełnie od czapy, wykorzystywanie schematu trochę kopniętych mieszkańców małego miasteczka i dziwnych lokalnych tradycji to powinniście się dobrze bawić. Zwłaszcza że nawet jeśli ten serial ma głupie żarty to widać że twórcy są świadomi że to są głupie żarty. Co sprawia, że można się z nich dość bezpiecznie śmiać.
Serial ma naprawdę dobrą obsadę. Doskonały jest zwłaszcza John Litgow jako oskarżony o zabicie żony profesor i Sherri Shepard jako cierpiąca na wszystkie możliwe syndromy sekretarka. Główną rokę ra Nicholas D’Agosto, którego zwierz kojarzy z Masters of Sex,a panią prokurator Jayma Mays którą z kolei zwierz kojarzy z Glee. Ogólnie obsada jest doskonała – co sprawia, że nawet nieco mniej dowcipne elementy dobrze wypadają. Zachwyt zwierza budzi zwłaszcza John Litgow, którego nie tak dawno mogliśmy oglądać jako Churchilla w The Crown. Aktor z taką lekkością przeszedł od poważnej roli dramatycznej do absurdalnego humoru, że zwierz jest po prostu p pod wrażeniem skali jego talentu. Zresztą co ciekawe – serial mimo absurdalnego humoru ma sporo serca. Zwłaszcza wtedy kiedy pokazuje jak ładnie bohaterowie się do siebie przywiązują. A co najważniejsze – jest miejscami naprawdę doskonale napisany.
Jedną z największych zalet pierwszego sezonu serialu (może ostatniego – bo niestety jak się zwierzowi coś podoba to nikt nie chce zamówić kolejnego sezonu) jest to, że nie jest szczególnie długi – ma zaledwie 15 odcinków. Dzięki temu serial ma dobre tempo i nie przeciąga dowcipów. Zwierz musi wam się przyznać – obejrzał wszystkie dostępne odcinki jednego dnia – bo nie był w stanie się oderwać. Co nie zdarzyło mu się od czasu kiedy pierwszy raz zobaczył Mozart in The Jungle. Ogólnie w przypadku seriali komediowych mniejsza ilość odcinków naprawdę działa na korzyść. Głównie dlatego, że jest mniejsze prawdopodobieństwo że scenarzyści będą chcieli nas ciągle bawić dokładnie tymi samymi żartami.
Jak wiecie zwierz naprawdę szuka dobrego serialu komediowego. Ostatnimi czasy na prowadzenie w stacjach telewizyjnych które dostarczają zwierzowi dobrych tytułów wysuwa się telewizja NBC. Być może dlatego, że kilka razy zdarzyło się tak że sukces przyniósł im serial oparty o absurdalny humor i o (bardzo lubiany przez zwierza) format mockumentary. W każdym razie końcówka pierwszego sezonu zapowiada że będzie więcej – co więcej zapowiada się coś w stylu serialu antologii czyli – jeden sezon, jedna sprawa ale też zmieniający się bohaterowie (serial dość wyraźnie sugeruje że poznamy nowe postacie). Co więcej – biorąc pod uwagę aktorów którzy wystąpili w pierwszym sezonie (nawet w bardzo drugoplanowych rolach) można się spodziewać że w kolejnych będzie też niezła obsada.
Zwierz uwielbia oglądać seriale które znalazł trochę przypadkiem. Czuje się wtedy dużo bardziej wolny. Nie musi co chwilę konfrontować swoich opinii z opiniami dziesiątek innych osób które piszą jednocześnie o tej samej produkcji. Może sobie spokojnie wyrobić własne zadnie – nie w opozycji do kogoś, nie w zgodzie z kimś ale dla samego siebie. Jednocześnie – ponieważ często nie wie jeszcze co myślą inni nie musi się wstydzić swoich opinii czy zastanawiać w jakim stawiają go świetle. Innymi słowy jest tylko widzem. Szkoda tylko, że zdarza się to naprawdę rzadko. I trochę szkoda, że opowiadając wam o kolejnym serialu z takim entuzjazmem trochę was pozbawia tej możliwości samodzielnego kliknięcia na link z ciekawą produkcją.
Ps: Zwierz nie da głowy że jutro będzie wpis. Może będzie a może nie ale zwierz jest w środku „musze dziś napisać milion rzeczy” i niestety może się okazać że wpis będzie tą milion pierwszą.
Ps2: Jeśli znajdzicie chwilkę czasu a muzyka wam się spodoba to może zaglosujecie na piosenkę Grawitacja w konkursie o występ na Debiutach w Opolu? Nad piosenką pracował młody zdolny znajomy zwierza, którego karierze zwierz bardzo kibicuje. Głosować można tutaj