Zwierz obiecał wam dziś coś ekstra i ma coś ekstra. W poniedziałek, zwierz miał okazję porozmawiać z Markiem Gatissem, który opowiedział trochę o swoim udziale w sztuce, „Szaleństwa Króla Jerzego”, która już w najbliższy wtorek (20.11) zawita na ekranach kin w ramach transmisji NT Live. Zwierz starał się zadawać mądre pytania, choć nie ukrywajmy, nie była to łatwa rozmowa.
Dlaczego rozmowa nie była łatwa? Cóż zacznijmy od tego, że informację o tym, że Zwierz będzie mógł porozmawiać telefonicznie z Gatissem miałam od jakiegoś czasu. W głowie przygotowałam sobie pytania które chcę zadać i nawet trochę się stresowałam czy dobrze wypadnę podczas rozmowy. 13.11 kiedy był umówiony termin rozmowy, obudziłam się tak przeziębiona że musiałam doczołgać się do lekarza, który wystawił mi pięciodniowe zwolnienie lekarskie. Nie dość że ledwo mogła mówić to i zachowanie jakiejkolwiek przytomności sprawiało mi problem. Jak w takiej sytuacji przeprowadzić z kimkolwiek wywiad? Cóż nie będę ukrywać, skorzystałam z super mocy pod tytułem : mąż dziennikarz. Spisałam mu wszystkie pytania, i poprosiłam by zadał je za mnie. Mąż nie tylko był tak dobry, że się zgodził, ale kiedy w godzinie telefonu spałam snem osoby wybitnie chorej, grzecznie zabrał telefon i dyktafon do kuchni. Wyobraźcie sobie, budzicie się ze swojej chorej drzemki a wasz mąż rozmawia w kuchni przez telefon z Markiem Gatissem.
Na całe szczęście spisane przeze mnie pytania były chyba na tyle dobrze ułożone że nie wymagały doprecyzowania. Inaczej pewnie Mateusz musiałby mnie budzić. Minus jest taki, że musiałam potem, kiedy już nieco ozdrowiałam przepisać i przełożyć dla was całe nagranie. Mam nadzieję, że udało mi się to zrobić jak najlepiej, choć – nie jest łatwo tłumaczyć na polski elokwentnych brytyjskich aktorów. A i na koniec uwaga – cały wywiad przeprowadzony jest na TY bo tak się rozmawia po angielsku. Ostatecznie uznałam że zostawię to też w polskiej wersji.
Czy możesz nam powiedzieć co zainteresowało cię w sztuce Alana Benneta i sprawiło, że zdecydowałeś się w niej zagrać.
Po pierwsze jestem wielkim wielbicielem Alana Benetta. Jego sztuki od zawsze były dla mnie ważne, a „Szaleństwa króla Jerzego” zawsze mi się podobały. Dodatkowo o mojej decyzji zadecydował fakt, że mogłem zagrać tą dużą, ekscytującą rolę w przedstawieniu wyreżyserowanym przez Adama Penforda, z którym pracowałem przy „The Boys and the Band. Do mojej decyzji przyczynił się też fakt, że mogłem wystąpić w Notthingam gdzie gramy przedstawienie. Tak więc moje zaangażowanie jest wynikiem fantastycznego splotu okoliczności. No a poza tym mogłem być królem. Nie ma nic lepszego od bycia królem. Nawet szalonym. To dopiero doskonała zabawa.
Chciałbym zapytać jak zagrałeś króla Jerzego. Jako osobę chorą czy jako szaloną. Sztuka sugeruje, że cierpiał on na porfirię, ale najnowsze badania wskazują, że król mógł mieć chorobę afektywną dwubiegunową.
Sztuka rzeczywiście, bazuje na teorii, że król miał porfirię. W ostatnich latach ta diagnoza została w pewnym stopniu obalona. Dla mnie największym wyzwaniem było pokazanie przemiany bohatera. Niezależnie od choroby był to bardzo ekscentryczny człowiek. Znamy jego przyzwyczajenia, powiedzenia i tiki nerwowe. Wiemy, że nawet pomiędzy atakami choroby, był dziwny i nerwowy. Dla mnie sztuka przede wszystkim pokazuje człowieka który przeżywa załamanie nerwowe. Skoncentrowałem się przede wszystkim na tym by mieć przestrzeń w tej roli. Nie mogłem zacząć od stuprocentowego szaleństwa bo wtedy nie miałbym nic więcej do pokazania. Tymczasem chodzi o to by pokazać jak sytuacja się pogarsza. To było dla mnie największe wyzwanie.
Czy w czasie przygotowań do zagrania postaci historycznej, opierałeś się głównie na tym co można znaleźć w sztuce czy czytałeś więcej o królu i jego czasach
W czasie przygotowań do roli przeczytałem mnóstwo książek o Królu. To ciekawy aspekt grania postaci historycznych. Czasem czytając o nich można znaleźć naprawdę ciekawe czy przydatne w budowaniu roli informacje, co nie znaczy że kiedykolwiek znajdzie się dla nich miejsce dla scenie. Ale uważam, że to ważne by to wszystko wiedzieć. Kiedy grałem króla Karola I ( w sztuce „55 dni”) dowiedziałem się, że król się jąkał. Rozmawiałem o tym z reżyserem Howardem Daviesem, i zastanawialiśmy się jak z tego skorzystać. Ostatecznie zdecydowaliśmy się, że król będzie się jąkał wyłącznie przy literze „p” w słowie „parlament”, który był jego piętą achillesową. Takie informacje i takie decyzje, co z tymi historycznymi faktami zrobić, są dla mnie bardzo interesujące. W przypadku Jerzego II mamy naprawdę dużo takich dodatkowych informacji. Czytałem doskonałą książkę „Royal Maladie”, która była zresztą inspiracją dla Alana Benetta przy pisaniu sztuki. Jest tam mnóstwo dodatkowych szczegółów i informacji. Ostatecznie jednak musisz zagrać to co jest w sztuce. Na przypisy historyczne może być miejsce w programie, ale na scenie chcesz jak najlepiej pokazać to co jest w sztuce, i to co napisał Alan.
Czy myślisz, że powrót do tej sztuki z lat dziewięćdziesiątych , ma dziś wymiar nieco polityczny? W ostatnich latach coraz częściej zadajemy sobie pytanie o zdrowie psychiczne osób sprawujących władzę.
Oj tak, zdecydowanie zadajemy sobie to pytanie, zwłaszcza teraz. Zgadzam się z tym, że jest to sztuka która ma wymiar polityczny. Niedawno Nicolas Hytner, reżyser oryginalnego wystawienia z 1991 roku, podesłał mi artykuł z New York Timesa. W artykule tym, recenzent który miał okazję pisać o sztuce w latach dziewięćdziesiątych nazwał ją profetyczną i oddającą doskonale to co teraz dzieje się na wyspach. Utrata kolonii w Ameryce, która zdarzyła się za rządów króla Jerzego, przypomina utratę związków z Unią Europejską. Cała sztuka zaś staje się opowieścią o załamaniu nerwowym nie jednego człowieka ale całego kraju. Trzeba pamięta, że sztuka rozgrywa się w czasach kiedy władza królewska miała dużo więcej wspólnego z rządzeniem krajem. To trochę jakby Anglia dziś miała szalonego prezydenta. Nie żebyśmy dziś gdzieś mili taką sytuację. Trzeba jednak przyznać, że to dobre porównanie, widać nerwowość kraju, zaniepokojenie sytuacją polityczną i ekonomiczną Myślę, że ta sztuka bardzo dużo mówi o współczesnej sytuacji politycznej.
Sztuka będzie transmitowana na całym świecie w ramach programu NT Live. Czy świadomość, że sztukę oglądają nie tylko widzowie w teatrze ale też tysiące ludzi na całym świecie wpływa jakoś na twój występ w wieczór nagrania?
Najlepsze co można zrobić to o tym zapomnieć. Z punktu widzenia technicznego wygląda to tak, że mamy dwie próby z kamerami. Czasem trzeba zrobić pewne zmiany. W przypadku naszego przedstawienia musimy nieco zmienić ustawienie aktorów na scenie, żeby nie blokować pracy kamery. Wcześniej już dwa razy zagrałem w takich transmitowanych przedstawieniach. Raz w sztuce transmitowanej przez NT Live, Koriolanie z Donmar Theatre, i raz w sztuce „The Vote”, transmitowanej w telewizji. Oczywiście, takie transmisje, są niesłychanie stresujące, ale trzeba przezwyciężyć lęk i zagrać swoje. Samo przedstawienie nie zmieni się tylko dlatego, że jest nagrywane, nie zamieni się w teatr telewizji. Ostatecznie o całej transmisji trzeba zapomnieć, grać i pod koniec mieć nadzieję, że się nie zrobiło żadnych błędów.
Nadawany z Notthingham spektakl, jest jednym z pierwszych przedstawień transmitowanych spoza Londynu. Jak myślisz, jak ważne jest żeby także teatry lokalne brały udział w tym programie?
Dla mnie to kluczowe dla rozwoju NT Live. Często mamy poczucie, że wszystko co się dzieje w kulturze jest za bardzo skoncentrowane na Londynie. Tymczasem lokalne teatry mają naprawdę wiele do zaoferowania. Kiedy byłem młodszy niesłychanie istotne było dla mnie chodzenie do mojego lokalnego teatru niedaleko Newcastle, gdzie często przyjeżdżali aktorzy z Royal Shakespeare Company na występy. Dzięki temu zobaczyłem mnóstwo przedstawień, do których inaczej nie miałbym dostępu. Tak więc uważam że to niezwykle ważne by NT Live rozwijało się też poza Londynem. Cieszy mnie też, że akurat to przedstawienie okazało się sukcesem, dużo się o nim mówi, dużo się pisze. Moim zdaniem to może pomóc w zwalczeniu tego przekonania, że Londyn to jedyne miejsce które się liczy dla wielbicieli teatru.
Na sam koniec chciałabym zapytać o coś zupełnie nie związanego ze sztuką. Dracula. Czy możesz nam powiedzieć cokolwiek więcej o nowym projekcie?
Hmm… będzie o wampirze. Nie mogę ci powiedzieć dużo więcej. Będą trzy 90 minutowe odcinki – jak w przypadku Sherlocka. Będzie to adaptacja książki. Zaczniemy zdjęcia w przyszłym roku. I tylko tyle mogę ci powiedzieć w tym momencie.
Nic więcej…?
Niestety. Nie.
Cóż musiałam spróbować. Inaczej czytelnicy by mi nie wybaczyli.
Nie wiem jak was ale mnie Mark Gatiss zachęcił by zobaczyć to nowe spojrzenie na szalonego Króla Jerzego. Zwłaszcza, że wszystkie recenzje jakie można znaleźć w sieci mówią, że to naprawdę doskonałe przedstawienie zaś sam Gatiss udowadnia że jest aktorem fenomenalnym i posiadającym wystarczająco dużo charyzmy i talentu by unieść całe przedstawienie. Jeśli chcecie się przekonać na własną rękę to najlepiej 20.11 pójść na transmisję. Jeśli nie wiecie czy transmisja będzie w waszym ulubionym kinie albo w waszym mieście to wejdźcie na stronę nazywowkinach.pl i tam znajdziecie dokładne informacje które kina mają w swoim repertuarze transmisję.
Ps: Dziękuję bardzo nazywowkinach za umożliwienie przeprowadzenia wywiadu. Nawet jeśli był to wywiad w pewien sposób zapośredniczony.