Niedługo do Polskich kin wchodzi Magic Mike XXL – kontynuacja dość niespodziewanego hitu sprzed kilku lat który powstał jako film niezależny i szybko stał się niesłychanie popularny i lubiany przez widzów i krytyków. Teraz kiedy drugi film o męskich striptizerach wchodzi na ekranie Internet znów stara się odpowiedzieć na niesłychanie trudne pytanie. Czy można patrzeć na sześciopak Channiga Tatuuma bez wyrzutów sumienia. I jak pogodzić dwie zupełnie różne odpowiedzi.
Żeby było jasne – zwierz nie ocenia filmu którego nie widział – chodzi raczej o jego promocję czy pewne spojrzenie na to jak się go prezentuje niż na treść. Treść można oceniać po seansie
Dla tych którzy żyją w jakiejś radosnej nieświadomości zwierz spieszy wyjaśnić – Magic Mike to właściwie dwa filmy w jednym (zwierz nie widział dwójki ale podejrzewa, że opiera się ona na tych samych zasadach) – mamy więc całkiem sympatyczną opowieść o męskiej przyjaźni i o naszym sympatycznym i łagodnym głównym bohaterze – trochę rozmarzonym, trochę zagubionym w życiu – ale sympatycznym i cechującym się wszystkimi pożądanymi przymiotami charakteru. Zespół striptizerów jawi się jako bezpieczna przystań oparta na zasadach przyjaźni i wsparcia – nieco wbrew światu rozrywki, w którym pracują. Dużo tu wątków obyczajowych – mniej lub bardziej rozwiniętych i oryginalnych. Drugi film to zupełnie inna para kaloszy – kolejne pokazy występów striptizerskich pokazane są w taki sposób by wywołały jasną i bardzo konkretną reakcję. Nie chodzi tu nawet o samo podniecenie ale o pokazanie pięknych umięśnionych ciał i nasycenie całego tańca seksualnymi aluzjami, tak by wszystko stało się mniej lub bardziej subtelnym odniesieniem do seksualnego spełnienia. Sceny takie – aby zadziałały – rozgrywają się zawsze na dwóch płaszczyznach – z jednej strony mamy więc występujących mężczyzn z drugiej kobiety – piszące rzucające kasę czy cieszące się indywidualnym występem mężczyzny tylko dla niej. Zestawienie tych dwóch płaszczyzn w pierwszym filmie dawało do myślenia, a w drugim – jak sugeruje krytyka – już nie gra tak dobrze.
Zwierz ma wrażenie że uprzedmiotowienie jednym a wulgarność drugim. I że promocja Magic Mike jest jednak nieco za bardzo wulgarna
Mamy więc film który właściwie robi coś co w kinie zdarza się całkiem często choć nie w sposób tak oczywisty – ciało mężczyzny zostaje poddane uprzedmiotowieniu w kontekście który jest bardzo podobny do tego w jakim uprzedmiotawia się w kinematografii ciała kobiet. Zwierz pisał jakiś czas temu (archiwum bloga mówi że to było w 2013 a zdaje się jakby było wczoraj), że od pewnego czasu kamery co raz częściej prześlizgują się po cudownie wyrzeźbionych męskich mięśniach niezależnie czy film tego potrzebuje czy nie (cudownym przykładem jest tu Chris Hemsworth którego klata ma właściwie własny kontrakt i pojawia się w niemal wszystkich filmach aktora, niezależnie czy w scenariuszu znajdzie się jakiekolwiek uzasadnienie dla jej nagiej obecności). Pytanie które teraz dręczy wszystkich to co z tym faktem zrobić. Bo rzeczywiście jest to zjawisko do którego trudno się jednoznacznie ustosunkować. Na początku warto wysłuchać głosów samych aktorów – zarówno Chaninng Tatuum, jak i Joe Manganiello jak i (nie grający w Magic Mike) Chris Pratt wyrażali się ostatnio pozytywnie o takim przedstawianiu mężczyzn na ekranie. Ich zdaniem po latach uprzedmiotawiania kobiet nadszedł czas by sprawę wyrównać. Zwłaszcza że zupełnie im to nie przeszkadza, wręcz przeciwnie – są dumni ze swojego wyglądu i prgną się popisać pracą nad swoją muskulaturą. Co nie dziwi tym bardziej ze Chris Pratt przeszedł niesamowitą przemianą a znany min .z True Blood Manganiello wydał niedawno własną książkę z poradami jak osiągnąć tak niesamowite wyniki jak on.
Rada od Thora – jak myjecie rączki zdejmijcie koszulkę co by się nie zachlapać
Dobra to gdzie problem? Cóż jest ich kilka. Zacznijmy od tego najprostszego – nie możemy mówić o szkodliwym wpływie wizerunku aktorek na samopoczucie kobiet nie mówiąc o podobnym zjawisku w przypadku mężczyzn. W ostatnich latach kinematografia zdaje się promować wręcz niemożliwe do osiągnięcia męskie sylwetki. Aktorzy robią się co raz wyżsi i co raz bardziej umięśnieni i niemal wszyscy mają w mediach społecznościowych zdjęcia z siłowni nawet kiedy trudno jednoznacznie powiedzieć dlaczego (Kit Harrington wyrzeźbił sobie niesamowite mięśnie do filmu Pompeje i widać je było tylko w jednej scenie i na plakacie, Matt Smith niemal całkowicie zmienił sylwetkę do ostatniego Terminatora co wydaje się zabiegiem trochę zbędnym jeśli weźmiemy pod uwagę, że prawie w filmie go nie widać). Doskonałym przykładem pewnych zmian jest zestawienie dwóch zdjęć Hugh Jackmana z pierwszego i ostatniego filmu o X-menach w których aktor wystąpił. Jego muskulatura z pierwszego filmu choć miła dla oka jest osiągalna dla przeciętnego młodego mężczyzny bez problemów z wagą i z odrobiną czasu by udać się na siłownię. To co aktor prezentuje w ostatnim filmie zdaje się wymagać absolutnej zmiany trybu życia i dostosowania go wyłącznie do budowy muskulatury. Zwierz nie pamięta kiedy ostatnim razem czytał o przygotowaniach aktora do większej roli w filmie sensacyjnym czy przygodowym nie czytając jednocześnie o jego obowiązkowym treningu na siłowni. Co zdaniem zwierza jednak jest zjawiskiem szkodliwym bo nie da się ukryć że większości facetów na trening na siłowni nie stać a nawet jak stać to serio normy stają się szaleńczo wyśrubowane. Poza tym coś jest nie tak kiedy takiemu aktorowi jak np. Eddie Redmayne (ogólnie znany z tego, że raczej szczupła z jego jednostka) każe się iść na siłownię by mógł poświecić gołą klatą w jednej scenie (którą potem i tak wycięto). Jakby nie dało się być wrednym kosmicznym lordem bez sześciopaku. Zwierz nie wie do jakiego stopnia ten sposób przedstawiania ideału urody męskiej wpływa na facetów ale z pewnością nie można tego wpływu zupełnie ignorować. Chociażby promowanie – zdecydowanie estetyczniejszej z punktu widzenia kinematografii -wygolonej klaty. Rzecz o tyle absurdalna że nagina się kanon piękna do tego co lepiej wygląda na ekranie zupełnie ignorując co się komu w istocie podoba i czy w ogóle ktokolwiek na świecie poza aktorami ma czas na takie zabiegi.
Wolverine co się stało? Czyli muskulatura Hugh Jackmana pokazuje nam jak przez ostatenie kilkanaście lat zmieniły się pewne standardy. Mówcie co chcecie ale zwierz zdecydowanie jest fanem zdjęcia po lewej stronie, to po prawej jest lekko przerażające
Tu zapewne podniesie głos kilka osób zwracając uwagę, że jednak przykład mężczyzn jest nieco inny niż filmowych kobiet. Zwierz się z tym zgadza. Mimo wyśrubowanych norm nadal mężczyznom pozwala się w kinie na nieco więcej. Niestandardowa uroda nie staje na przeszkodzie do zostania uznanym za symbol seksu (cześć Benedict, cześć Mads), starzenie się nie wyklucza dostawania dobrych ról (pod tym względem nie masz ci bardziej okrutnego miejsca niż Hollywood) i jeśli jesteś naprawdę dobrym aktorem to możesz zrobić międzynarodową karierę niezależnie jak wyglądasz i ile ważysz. W przypadku kobiet wciąż wygląd stoi dużo bardziej na przeszkodzie ( jest trochę aktorek o bardzo oryginalnej urodzie ale jest ich po pierwsze mniej po drugie – mają zdecydowanie mniejsze szanse na odgrywanie pierwszych skrzypiec w kinematografii), podobnie jak wiek. Zresztą nie tak dawno w czasie panelu przy którym rozmawiały aktorki komediowe nie jedna przyznała się, że przed otrzymaniem roli została oceniona czy na pewno będzie dobrze wyglądać w sukienkach na okładkach magazynów albo czy jej dekolt prezentuje się atrakcyjnie. Wdaje się, że o ile aktorom pozwala się zmienić do roli to aktorki muszą już przyjść w najwyższej formie i mogą sobie co najwyżej dołożyć do urody, młodości i szczupłości trochę mięśni ale nie za dużo bo za dużo jest brzydko. Zaś same uprzedmiotowienie ciała kobiety jest w kulturze tak mocno zakorzenione że reżyser musi się mocno postarać by widz je zauważył. Innymi słowy – łatwo jest wypisać filmy w których aktorzy bez powodu świecą gołą klatą bo jesteśmy na to dużo bardziej wyczuleni niż na kolejny ruch kamery prezentujący kobiece nogi czy na takie pokazanie np. sceny imprezy że najpierw oglądamy ładne kobiece ciała.
Z uprzedmiotowieniem kobiet tak się zrobiło,że go nawet nie zauważamy (kadr z całkiem sympatycznych skąd inąd Szybkich i Wściekłych 7)
No właśnie – pewnym problemem z dyskusją nad uprzedmiotawianiem mężczyzn w filmach jest uznanie, że uprzedmiotowienie ciała kobiety i mężczyzny w filmach jest właściwie tym samym. I choć teoretycznie jest to w praktyce to kwestia bardziej skomplikowana. Gdyby filmy istniały w społecznej próżni można byłoby się z tym zgodzić. Ale nie istnieją. Żyjemy w takiej a nie innej kulturze która inaczej podchodzi do kobiecego i męskiego ciała. Podobnie do komplementów i oceny. Wciąż kobiety muszą się w wielu miejscach borykać z pewnym założeniem, że kontrolę nad ich ciałem ma kto inny – społeczeństwo, rodzina, religia – wybierać można do woli. W przypadku mężczyzn ten mechanizm zachodzi ale na zdecydowanie mniejszą skalę. Inny jest też odbiór samego zjawiska uprzedmiotowienia. Wieść gminna niesie (choć raczej zwierz nie ufałby jej aż tak bardzo), że badania wskazują iż mężczyznom takie pożądliwe spojrzenie na ich ciało przeszkadza zdecydowanie mniej niż kobietom. Przy czym ponownie – można się kłócić – co wiele osób w internecie robi czy nie wychodzimy tu z pewnych odgórnych założeń odnośnie psychologi mężczyzn i naprawdę nie ma wielkiej różnicy. Trzeba też przyznać, że ponieważ mężczyzn – zwłaszcza w filmach rozbiera się rzadziej i właściwie nie ma takiego przymusu to możemy założyć, że ci aktorzy którzy decydują się na takie sceny mają jakieś pole wyboru. Zwierz może się założyć że Jason Statham naprawdę nie ma nic przeciwko traceniu (ku uciesze widowni) kolejnych części garderoby. Tylko że w jego przypadku zwierz jest w stanie uwierzyć, że jest tu dużo więcej decyzji aktora niż nacisku producenta. W przypadku aktorek zdecydowanie częściej słyszy się o braku jakiegokolwiek wyboru. Chcesz kariery – musisz się na pewne rzeczy zgodzić.
To nie kwestia tego czy ktoś się radośnie rozbiera i prezentuje mięśnie tyko czy ma taki wybór czy jest to pewna konieczność
Wróćmy jednak do Magic Mike – zwierz ma wrażenie że ten film doskonale pokazuje na czym polega problem. Ciało ludzkie – zwłaszcza jeśli mówimy o młodych mężczyznach (czy kobietach) w szczytowej formie jest piękne. Tu nie ma się co wstydzić czy krygować i nie chodzi nawet o muskulaturę ale o proporcje i symetrię- cechy którymi natura obdarzyła nielicznych a do których od zawsze niemal wzdychamy (kłócąc się z epoki na epokę odnośnie szczegółów). Nic więc dziwnego,że chcąc nie chcąc wszyscy wpadamy w spiralę gapienia się na ludzi pięknych. To samo zjawisko nie jest niczym złym. Jeśli spędzisz godziny wpatrując się w zdjęcie Evy Green lub Christa Hemswortha wzdychając raz na jakiś czas nad tym jak piękna potrafi być istota jaką jest człowiek nie ma w tym zasadniczo nic złego. Co więcej jak skaczesz między jedną a drugą kartą w przeglądarce to nawet nie można ci zarzucić że jakąś płeć wyróżniasz. Dlatego też zwierz przyzna szczerze, że nie dziwi się podziwianiu urody aktorów i aktorek – wsza trochę po to ich wybrano – biznes opiera się w dużym stopniu na prezentowaniu nam ludzi pięknych i budzeniu w nas zainteresowania nie tylko ich postacią ale i wyglądem.
Kit Harrington skarżył się swego czasu na to, że przeszkadza mu uprzedmiotowienie w filmach i serialach. Nawet na sesji zdjęciowej wygląda na człowieka głęboko zasmuconego swoją wyeksponowaną muskulaturą
Problem w tym, że takie podziwianie urody nie jest do końca tym samym co uprzedmiotowienie. Po pierwsze – co widać już w samej kampanii promocyjnej Magic Mike XXL (sam tytuł też coś sugeruje) nikomu nie zależy na pokazaniu nam bohaterów. Prawdę powiedziawszy ich imiona, pasje, cokolwiek wymyślicie nie mają znaczenia – cała kampania opiera się w sumie na zaprezentowaniu ładnego „mięska” (zwierz nie jest w stanie znaleźć lepszego określenia dla tego sposobu myślenia) i wywołaniu nie tyle zainteresowania co takiej atmosfery klubu z rozbierającymi się panami (czy paniami). Tu zaczyna się już pewien problem. Bo o ile nikt nie powinien mieć problemu z ciałem to kiedy pojawia się właściwie sugestia, że aktor jest tylko tym ciałem, które mamy podziwiać jak się gnie i wije wchodzimy w dość szarą strefę. Jasne Channigowi (który jest w ogóle przeuroczy) wcale to nie przeszkadza. Czemu przeszkadza to zwierzowi? Po pierwsze kłóci się to jakoś z kwestią smaku zwiera. Może to jakieś piekielnie staroświeckie ale zdaniem zwierza jednak jest w tym coś grubiańskiego zupełnie nieciekawego i w sumie trochę prymitywnego. Ten orzyk „spójrz na jego kaloryfer” wydaje się co prawda naturalny ale zwierz wciąż ma wrażenie że powinniśmy go wznosić z pewnym poczuciem, ze to jednak nie powinien być nasz klucz do percepcji produkcji. Druga sprawa – zwierz wcale nie jest przekonany, czy uprzedmiotowienie (zwierz korzysta z tego słowa bo nie jest w stanie znaleźć lepszego tłumaczenia dla objectification) powinno się rozwinąć na mężczyzn czy nie powinno zginąć. To znaczy zwierz ma wrażenie, ze samo zjawisko wcale nie jest na tyle pozytywne że triumfem można nazwać jego rozwinięcie się na drugą płeć. Zwierz wie – od pewnego poziomu uprzedmiotowienia w kinie nie odejdziemy – zwłaszcza że w sumie samo granie opiera się na tym że aktor jest narzędziem w rękach reżysera. Ale – jeśli możemy przejść do konkretu – zwierz mimo że swego czasu cieszył się iż BBC promowało Poldark zdjęciem półnagiego Aidana Turnera to jednak wolałby żeby tego nie robiło. Można to nazwać uczuciami ambiwalentnymi ale zwierz wolałby się pozachwycać muskulaturą Irlandczyka bez poczucia że potraktowano go trochę jak worek mięśni (w kampanii promocyjnej bo nie w serialu który w sumie te elementy wykorzystuje sensownie do budowania nie tyle samej postaci co jej relacji z innymi postaciami). To trochę jak z gulity pleasure – jasne wszyscy to robimy ale czy nie powinniśmy się choć trochę z tym kryć?
Żeby było jasne – zwierz nie ma nic przeciwko temu zdjęciu. Jest nawet (co powszechnie wiadomo) jego wielkim fanem. Z wielu powodów. Ale ma wątpliwość czy na pewno wszystko jest OK jeśli to jest pierwsze i najczęściej dystrybułowane zdjęcie z planu serialu historycznego
Kiedy rozmawia się o uprzedmiotowieniu mężczyzn w kinematografii zawsze pojawia się kwestia podnoszona najczęściej czyli pewna hipokryzja. W skrócie chodzi o prosty fakt, że po tym jak pokazano Alice Eve w Star Trek w samej bieliźnie J.J Abrams musiał osobiście przepraszać w telewizji i mediach społecznościowych, a kiedy kamer prześlizguje się po muskulaturze aktora to nikt nawet nie kiwnie palcem. Co więcej można byłoby samemu zwierzowi zarzucić ze z jednej strony nie jest fanem uprzedmiotowienia aktorów ale dajcie mu jedno zdjęcie Mikkelsena z Hannibala a zacznie długo wzdychać. Jak więc to pogodzić? Zwierz pisał już wcześniej że istnieje jednak drobna różnica między zachwytem nad tym jak ktoś wygląda a poddaniem go uprzedmiotowieniu. Tu już każdy musi rozstrzygnąć w swoim serduszku gdzie kończy się zachwyt nad tym jak ładnym (ciekawym) można być, a postrzeganie kogoś tylko przez pryzmat przymiotów ciała. Zwierz broni się przed tym przede wszystkim widzą oraz próbą poznania czegoś więcej niż zarysu mięśni aktora. Innymi słowy – nie wyobraża sobie by kiedykolwiek wrzucił na fanpage bloga zdjęcie aktora o którym nic nie wie, którego filmów nie oglądał itp. tylko dlatego, że są na nim ładne mięśnie. Jakby zdaniem zwierza tu jest pewien sposób rozróżnienia czy mówimy nadal o zachwycie czy już o pewnym odczłowieczeniu. Nie mniej nawet jeśli uznamy, że większość z nas nosi w sobie skłonność do stawiania przymiotów ciała ponad przymiotami ducha pozostaje pytanie czy takie nasze uprzedmiotowienie na rachunek prywatny powinno przekładać się na wspieranie zjawiska w branży filmowej. Bo tu jest trochę pies pogrzebany. Nie da się z nas kompletnie wykorzenić pewnych zjawisk ale czy należy je wspierać?
Chris Pratt postuluje krok w kierunku równo uprawnienia uprzedmiotowienia. Być może dlatego, że w jego przypadku prezentowanie msukulatury jest dowodem na osiągnięcie celu nie tylko w życiu zawodowym
Mówi się, że Magic Mike XXL może być postrzegany jako film feministyczny gdzie nareszcie to mężczyźni wiją się przed kobietami i czekają na rzucone jednodolarówki. Zwierz ponownie ma wątpliwości. Bo przecież cała ta instytucja nie jest właściwie w żaden sposób kobieca. Jest odwróceniem roli w czymś – co przynajmniej z perspektywy zwierza – wydaje się bardzo męskie. Magic Mike nie szuka odpowiedzi na pytanie jak kobiety chcą patrzeć na mężczyzn, tylko przepisuje wzór tego jak mężczyźni chcą patrzeć na kobiety zamieniając role. Nie znaczy to, że wszyscy mężczyźni tylko marzą o tym by udać się do klubu z striptizem ale zdaniem zwierza – niewiele jest w tej produkcji myślenia o tym czego naprawdę chcą kobiety. Zresztą jak donoszono – Warner Bros miał pewien problem z faktem, że co innego patrzeć na tańczącego dla ciebie mężczyznę a co innego patrzeć na kobiety które szaleją bo tańczą dla nich mężczyźni. Zamiast poczucia przynależności wśród widzów częściej pojawiało się zjawisko zwane second hand embarassment. Być może dlatego, że kobiecy entuzjazm względem męskiego ciała (czy w ogóle względem mężczyzn) uznaje się za infantylny i żenujący – co też jest pewnym pokłosiem patrzenia na kobiety w społeczeństwie. Przy czym tu też trwają spory bo niektórzy gotowi się zaręczyć, że kobieca seksualność od męskiej wcale nie jest tak bardzo różna i całe to gadanie, że mężczyzna dobrze ubrany jest ciekawszy od półnagiego jest próbą upupienia kobiecej seksualności byleby tylko nie okazało się, że jest podobna do męskiej. Zwierzowi trudno się wypowiedzieć bo dla niego każdy garnitur Hannibala jest lepszy od nagiej klaty panów z Magic Mike XXL. Ale zwierz nie jest miarą wszechrzeczy.
Ale Channinga to wy kochajcie
Jak sami widzicie sprawa nie jest prosta. Zwierz ma wśród znajomych takie dziewczyny które nie mogą się doczekać Magic Mike XXL i takie które jak zwierz równie dobrze mogłyby oglądać reklamę proszku do prania. A w przypadku zwierza to nawet bardziej bo jest coś w tych półnagich tańczących mężczyznach co zwierza jakoś straszliwe odrzuca. Jest to zapewne osobnicze ale zwierz nie jest w stanie wyobrazić sobie czegoś bardziej nieatrakcyjnego. Kro wie, może na tym też trochę polega problem. To trochę jak z Chrisem Prattem którego zwierz uwielbiał jak był taki misiowaty w Parks and Rec i nosił tam brodę a teraz jak jest taki umięśniony i ogolony to zwierzowi nic nie robi. Z drugiej strony zwierz nie będzie udawał, że nie umie wymienić odcinków Poldark w których Aidan Turner gubi kolejne części garderoby. W ostatecznym rozrachunku – niezależnie od tego czy mówimy o aktorach i aktorkach jedno trzeba pamiętać. Zachwyt nie jest niczym złym, ale wszystko powinno mieć swoje granice. Najlepiej wyznaczyć je rzeczownikami – jak z kobiety czy mężczyzny robi się ciacho, towar albo mięsko to czas się zastanowić. Najpierw nad sobą, a potem nad światem w którym żyjemy. Tylko nie oczekujcie że szybko dojdziecie do łatwych wniosków.
Ps: Okej zwierz zapowiedział, że robi sobie jeden dzień wolnego od bloga i to będzie jutro. Kiedyś trzeba się wyspać. Tak mówią.
Ps2: Zwierz obiecuje że będzie zbiorczy tekst na temat wszystkiego co nam zaoferowano na Comic Con.