Home Film Biegnij Ethan, biegnij czyli „Mission: Impossible – Dead Reckoning. Część pierwsza”

Biegnij Ethan, biegnij czyli „Mission: Impossible – Dead Reckoning. Część pierwsza”

autor Zwierz
Biegnij Ethan, biegnij czyli „Mission: Impossible – Dead Reckoning. Część pierwsza”

Do kina nie przyciągnął mnie Tom Cruise na motocyklu ani Dorociński w łodzi podwodnej, ani jakikolwiek zwiastun nowej Mission Impossible. Do kina przyciągnęła mnie klimatyzacja. W jeden z najcieplejszych dni roku wybrałam się do kina z nadzieją, że będzie tam chłodno i miło. Było chłodno i miło. A samo Mission Impossible okazało się wyjątkowo satysfakcjonujące w swojej szóstej odsłonie.

Przyznam szczerze, zanim poszłam do kina zastanawiałam się do jakiego stopnia problemem będzie fakt, że totalnie nic nie pamiętam z poprzednich części a zwłaszcza z części szóstej. Wiem, że te filmy niekoniecznie są ze sobą jakoś bardzo powiązane, ale naprawdę z części szóstej pamiętałam tylko tyle, że Tom Cruise biegał. Co nie jest jakimś charakterystycznym wyróżnikiem w tej serii, bo dzielny Tom biega w każdym odcinku. Wydawało mi się jednak, że ostatnie kilka odcinków jest bardziej powiązane i wypadałoby pamiętać co właściwie się wcześniej wydarzyło.

 

 

Moje niepokoje szybko okazały się na wyrost. Siódma odsłona przygód Ethana Hunta, bardzo dobrze sprawdza się samodzielnie – jest to oczywiście kolejna akcja niemożliwa i tak pojawiają się bohaterowie i bohaterki z poprzedniej części (w połowie seansu przypominałam sobie, że kiedyś do tej ekipy należał Jeremy Renner i sugerowano, że zastąpi Toma Cruise) ale jeśli nic nie pamiętacie z piątki poza pięściami Cavilla to nic się nie stanie. Sama fabuła jest przedstawiona w sposób bardzo prosty i przejrzysty. Mamy tu artefakt, który trzeba zebrać, mamy konkurujących szpiegów i sprzedawców broni no i na końcu mamy złola. Tu czarny charakter jest przedstawiony w klasyczny dla serii sposób, jako Istota wszechmocna. Seria filmowa gra tu z resztą z licznymi współczesnymi lękami. Na tyle uogólnionymi, że pozwalają uchronić się przed problemem wskazywania konkretnego państwa jako wroga. Co przy współczesnej sytuacji geopolitycznej jest słuszne, bo film może się szybko przeterminować albo stać się problematyczny.

 

Przyznam szczerze – parę lat temu straciłam trochę serce do tej serii. Z jednej strony – zniechęcał mnie sam Tom Cruise, za którym nigdy nie przepadałam (jako aktorem i jako człowiekiem – no nie mój typ), z drugiej – miałam wrażenie, że w tej serii było bardzo dużo pomysłów, ale niekoniecznie wszystkie były dobrze egzekwowane. Jedyne co zawsze budziło mój podziw, to rzeczywiście zaangażowanie z jakim Tom Cruise podchodził do najbardziej ryzykownych popisów kaskaderskich. Z roku na rok stawały się coraz bardziej popisowe i coraz bardziej niebezpieczne. Mogę mieć różne podejścia do aktora, ale jednak, gdy zobaczyłam nagranie jak skacze z klifu na motocyklu tylko po to by się go puścić i rozwinąć spadochron, to nie mogłam nie spojrzeć z podziwem. Choć przyznam, nie chciałabym być jego reżyserem – dostałabym zawału przy pierwszym podejściu.

 

 

Sam film miło mnie zaskoczył. Ma prostą fabułę, ale pojawia się w nim dużo więcej humoru niż w ostatnich częściach.  Co więcej jest to humor bardzo przyjemny. Inny niż w filmach Marvela gdzie każda poważniejsza scena czy scena akcji ma się kończyć dowcipem czy zabawną puentą. Tu raczej humor jest sytuacyjny, nie po bandzie, nie przesadzony, ale miło odświeżający. Udaje się dzięki niemu uniknąć także pewnej powtarzalności. Na przykłada, mamy tu rajd ulicami Rzymu. Byłoby to nudne, bo ulicami Rzymu czy innych miast ścigają się w co drugim filmie. Ale tu za kierownicą jest złodziejka, która niekoniecznie umie prowadzić, a na pewno nie umie uciekać przed ścigającymi bohaterów złolami.  Dowcip jest tu więc prosty, ale pozwala na nowo zaangażować się w pościg, który widzieliśmy już w kinie dziesiątki razy.

 

W wielu miejscach w sieci czytałam, że film jest długi, nużący i jego ostatni akt rozgrywający się w pociągu jest zdecydowanie zbyt długi. Ale przyznam, że ja się wyjątkowo dobrze bawiłam aż do samego końca. Jest trochę tak, że ten ostatni pociągowy akt, mógłby stanowić osobny film, ale ma swoją dynamikę, napięcie i całkiem dobre momenty. Z resztą to dość zabawne, że dwa ostatnie filmy na których byłam w kinie miały niemal identyczne sceny – bieganie po dachach, siłowanie się w tunelach i przerzucane się niemal magicznym artefaktem. Najwyraźniej co pewien czas filmowcy dochodzą do wniosku, że bilety kolejowe są za drogie i jedyny sposób na przejazd to kwestia biegania po dachu. W każdym razie porównanie nowego Indiany Jonesa z Mission Impossible, wypada pod względem pociągowych starć na korzyść tego drugiego. Choć podobieństwo jest miejscami zaskakujące.

 

 

Wiem, że wiele osób w Polsce czekało na film ze względu na to, że jedną z ról grał tam Dorociński. W tej pierwszej części aktor pojawia się tylko na kilka scen, rozpoczynających film. Nie da się tego jakoś bardzo ocenić, bo prawda jest taka, że nie ma jakiegoś porażająco trudnego zagadania aktorskiego. Nie odstaje też od nikogo, ale powiedzmy sobie – dlaczego mielibyśmy zakładać, że Dorociński od kogokolwiek odstaje? Mam nadzieję, że aktora będzie więcej w części drugiej, gdyż i trochę duma narodowa, ale przede wszystkim – niechże świat się zorientuje jaki to wspaniały „produkt eksportowy” kinematografii Polskiej. Proszę patrzeć i wysyłać zapytania o dostępność.

 

Z resztą w ogóle mam wrażenie, że jeśli chodzi o obsadę to ten film niosą aktorzy na drugim planie, którzy bardzo dobrze bawią się swoimi rolami. Simon Pegg dostarcza odpowiedniego poziomu komediowego talentu, Rebeca Freguson widać, że dobrze się czuje w swojej roli po ostatnich odsłonach, Hayley Atwell jest wyjątkowo dobrym dodatkiem do ekipy, Vanessa Kirby bardzo wyraźnie dobrze się bawi swoją rolą. Przyznam, że z drugiego planu najbardziej spodobał mi się Cary Elwes, który bawił się fantastycznie swoją rolą. Ogólnie cały czas miałam wrażenie, że wszyscy się tam dobrze bawią, ale nie tak, że najlepiej bawili się na planie a widzom dostaje bubel, ale raczej – czują się komfortowo w swoich rolach i mogą się pobawić tym jak grają. I wtedy widz, dostaje bardzo dobry produkt filmowy – moim zdaniem idealny na letni seans, kiedy fabuła jest równie ważna co klimatyzacja. Serio już dawno w kinie tak szybko nie minęły mi te trzy godzinki na filmie przygodowym czy sensacyjnym.

 

 

Tom Cruise podobno przekonał twórców, że nie mogą skończyć tej pierwszej (bo będą dwie) części filmu cliffhangerem. W sumie powinnam zmienić moje zdanie o aktorze, bo najwyraźniej – jak mało kto rozumie kino. Gdyby ta część kończyła się cliffhangerem byłabym pewnie rozczarowana. Tymczasem zamyka te wątki, które może, kończy się w momencie pewnej zmiany układu sił i jasno zarysowuje co będzie dalej. Paradoksalnie, to że dostałam jakieś domknięte zakończenie tego etapu akcji, sprawiło, że pomyślałam z entuzjazmem o części ósmej, której nawet nie miałam zamiaru obejrzeć. Mam poczucie, że taki szacunek dla widza, a nie wymuszanie na nim by wrócił oglądać dalej, jest dużo lepszą metodą zachęcania do kina. Zwłaszcza, że mamy już trochę dość cliffhangerów w serialach i od kina wymagamy czegoś więcej.

 

Nie jest to nowe Mission Impossible filmem wybitnym. Ale jest to porządne szpiegowskie kino rozrywkowe. Pod wieloma względami wierność pewnym absurdalnym założeniom (maski, maski, wszędzie maski) wyszła serii na dobre. Wolę tego niezmiennego Ethana, który biega maratony sprintem, do pięknych kobiet odnosi się z sympatią, ale bez uwodzenia każdej która się rusza i co chwile cierpi bo za bardzo kocha swoich przyjaciół, niż te ciągłe próby przekonania mnie, że James Bond jest postacią tragiczną. Pod wieloma względami niezmienność Hunta ma w sobie coś odświeżającego, a on sam staje się w sumie coraz bardziej progresywny wciąż pozostając sobą. Oczywiście – to też kwestia tego, że o ile każda epoka ma swojego Bonda o tyle wszyscy mamy jednego Hunta. Ale zaskakuje mnie, że wciąż potrafi zapewnić rozrywkę. I doprowadzić swojego reżysera na skraj zawału. Nie ma Mission Impossible, jeśli reżyser choć raz nie zada sobie pytanie czy to on będzie tym, który krzyknie „Zabiłem Toma Cruise’a!”

0 komentarz
2

Powiązane wpisy

slot
slot online
slot gacor
judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online