Hej
Zwierz spędził ostatnie trzy dni na podróżach, nauce, dyskusjach i słuchaniu wystąpień. Specyficzny to rodzaj rozrywki, bardzo daleki emocjonalności zwierza (ekspresyjnej – jak wiadomo zwierz ma zdanie na każdy temat i lubi się nim dzielić). Z drugiej strony – taki ciekawy – dwukonferencyjny wyjazd dał zwierzowi możliwość rozmawiania przez trzy dni rozmawiania o tym co go interesuje. Tak, więc zwierz zaprasza was na streszczenie jego trzydniowych konferencyjnych przygód. Zwierz postara się by było dla was ciekawie. Co jest trudne, kiedy streszcza się co mówili inni. Plus rzecz jasna zwierz będzie opisywał jak się lansował bo bez tego taka notka się nie liczy.
Nie znajdziecie lepszego streszczenia całego wyjazdu niż zdjęcie na którym widać jak próbuję zrobić zdjęcie mojemu statusowi, w którym piszę że nie będzie więcej spamu z Blog Forum. Takie połączenie sławy i zawstydzenia.
Zwierz zaczął w mroźny październikowy poranek (serio dlaczego było tak straszliwie zimno) w Katowicach. A właściwie w budynku wydziału filologicznego gdzie zwierz zalągł się na cały dzień. Sam pomysł konferencji poświęconej całkowicie kulturom fanowskim pokazuje ciekawe zmiany jakie zachodzą w Polsce. Kilka lat temu badania nad fandomem były typowym przykładem zachodnich mód badawczych, które niekoniecznie znajdowały odzwierciedlenie w polskiej nauce. Ludzie piszący o fandomach, fan-artach, fan fikach, fukncjonowaniu fandomu w przestrzeni publicznej zwykle skarżyli się na to, że nie mają z kim rozmawiać, że wykładowcy nie do końca rozumieją na czym polega przedmiot ich badań. Obecnie nie jest już tak źle – o czym świadczy chociażby Katowicka konferencja. Zwierz nie ma zamiaru streszczać wam kolejnych referatów (zresztą konferencja była doskonale zorganizowana wedle systemu – jeden panel, cztery referaty po 15 minut potem dyskusja – to się zawsze sprawdza) tym co najbardziej go zainteresowało to pewien problem podniesiony drugiego dnia konferencji – do jakiego stopnia fan może być naukowcem zajmującym się fandomem.
Zwierz uwieczniony w momencie w którym zastanawia się jak można stwierdzić że Christoph Waltz powtórzył w Django swoją rolę z Bękartów Wojny i dlatego nie powinien dostać Oscara.
To jest bardzo ciekawe – przysłuchując się kolejnym referatom zwierz odkrył że ma przed sobą pełen spektrum problemu. Z jednej strony – mamy fanów naukowców, którzy doskonale oddzielić swoje zachowania fanowskie od pracy naukowej. Oczywiście od czasu do czasu od zwykłego naukowca odróżnia go entuzjazm czy poziom zaangażowania ale ogólnie nie ma z tym problemu. Teoria naukowa nie jest tu koniecznym dodatkiem do fanowskich wynurzeń ale realną podstawą patrzenia na zjawiska fandomu. Druga grupa to naukowcy którzy analizują własne zachowania fandomowe – gdzie niekiedy popadają w pewną – ujmijmy to „familiarność”. To ci z nas którzy tak silnie są związani ze swoim fandomem, że bardzo często zamiast „oni” czy „fandom” mówią „my”. Ma to swoje zalety – pewne zjawiska są dla nich oczywiste, docierają do dyskusji które nie toczyłby się nigdzie indziej, ale ma też wady – choćby trudność z dostrzeżeniem które zjawiska w fandomie są znaczące a które stanowią jego margines. Zresztą ta postawa w ogóle sprawia, że często słyszymy w badaniach o zachowaniach charakteryzujących tych najbardziej aktywnych czy zaangażowanych fanów, podczas kiedy ci nieco mniej skłonni do działania a istniejący wciąż pozostają nieco nieopisaną masą. Na sam koniec pozostają wszyscy ci badacze którym własne fanowskie uczucia trochę przesłaniają horyzonty naukowe. To jest oczywiście błąd, ale niech pierwszy rzuci kamieniem ten kto się go choć raz nie ustrzegł. Tu największym problemem jest fakt, że postrzega się wszystkie zachowania wewnątrz czy na zewnątrz fandomu jako wyjątkowe i niekiedy nie umie się dostrzec szerszego kontekstu omawianych mechanizmów. Takich referatów na całe szczęście było na konferencji niewiele ale pokazują one, że paradoksalnie badanie tego co się samemu lubi czy nawet kocha jest bardzo trudne. Jednocześnie co ciekawe właściwie nie ma na tego typu konferencji ludzi zupełnie z zewnątrz którzy zjawiskiem fanów zajmują się bez kontekstu własnych zachowań fanowskich (nawet jeśli nie w tym fandomie który badają). Wydaje się, że aby badać fanów trzeba rozumieć tą predyspozycję psychiczną, która sprawia, że ludzie lubią coś bardziej, mocniej, bardziej aktywnie. Przy czym koniecznie zwierz musi zaznaczyć, że nie wie w której grupie się znajduje, ale nie jest w sumie akademickim fanem tylko fanem z zapleczem akademickim więc chyba nie musi się zdecydować. Ale refleksją chciał się podzielić.
To był dobry weekend jeśli chodzi o pojawianie się wśród wspominanych blogów. Zwierz został uznany za kompetentnego ale powiedzmy sobie szczerze, znał wcześniej prelegentkę. Możecie zarzucać naukowy nepotyzm.
Zwierz uważa konferencję Katowicką za bardzo udaną. Tak udaną, że spędził cały dzień właściwie zamknięty w jednej sali, słuchając, pytając, wymieniając się uwagami z innymi badaczo-fanami. Z resztą całe szczęście – dzień był zimny, zwierz nie do końca odpowiednio ubrany, a przeziębić się na początku wielkiego tour po kraju byłoby sporym problemem. Oczywiście zwierz mógłby wam teraz opowiedzieć jak jechał do Gdańska, pociągiem nocnym, w którym akurat wagon zwierza był się zepsuł przed podstawieniem składu. O tym jak w końcu podstawiono nowy wagon ale przedziału zwierza nadal nie ogrzano. O wstawaniu o piątej rano bo trzeba jednak wysiąść z pociągu. O przejeżdżaniu o tej barbarzyńskiej i mroźnej porze przez Gdańsk by w końcu u cudownej Paulin z (z bloga From Movie To Kitchen) dostać kawę i omlet. I zobaczyć jak słynna blogerka która akurat nocowała kątem u Pauliny śpiewa swojej córeczce jej pierwsze „Sto lat” (tak załapał się zwierz w czasie swoich wojaży na wiele surrealistycznych momentów). Ale to byłoby nieco zbyt oddalone od tematyki bloga. Plus zwierz jest straszliwie podróżami zmęczony więc nie będzie się rozpisywał.
Zwierz był bardzo zainteresowany prelekcją „Gdy bloger chce zostać pisarzem” ostatecznie jednak dowiedział się, że dobrze jest się zgłosić do wydawnictwa. I to prędko zanim moda minie. Trochę jednak za mało. Zwłaszcza, że to jakby można rozgryźć samemu.
Zwłaszcza, że przecież zwierz miał wam też donieść jak było na Blog Forum Gdańsk. A było-przynajmniej z punktu widzenia zwierza -dziwie. Widzicie rok temu zwierz czuł, że między nim a blogosferą istnieje jakaś niewidzialna granica. Stał przyglądał się ludziom, których znał z sieci i odnosił wrażenie, że niewiele go z nimi łączy. Trochę jakby był Wielką Brytanią która zza mgły unoszącej się nad kanałem przygląda się brzegom Europy. W tym roku było zupełnie inaczej. Niemal od pierwszych chwil zwierz mógł natknąć się na znajomych, albo chociaż na znane twarze. Ściskał dłonie, wdawał się w krótkie konwersacje, przedstawiał się, witał, żartował i popijał jakieś dzikie ilości kawy. Z imprezy integracyjnej w której w zeszłym roku zwierz wyszedł po godzinie, w tym wyturlał się w okolicach drugiej w nocy i to tylko dlatego, że stopy w butach na obcasach odmówiły dalszej współpracy. Nawet stanie na środku pomieszczenia z telefonem w ręce udało się w tym roku ograniczyć do minimum (choć oczywiście zwierz to zwierz i zawsze musi choć przez chwilę stać zagubiony na imprezie). Co więcej nie chodziło tylko o życie towarzyskie. Na swoim panelu Sgeritta pragnąc się chyba wyautować jako czytelniczka zwierza (co ciekawe zwierz chyba nigdy z nią dwóch słów na żywo nie zamienił), przywołała jego przykład jako osoby nie umiejącej sobie radzić z ludźmi podchodzącymi do niej na ulicy. W zeszłym roku wspomnienie o zwierzu ze sceny w jakimkolwiek kontekście wydawałoby się niemożliwe. Zresztą ilość osób, która jakoś kojarzyła zwierzowego bloga była zaskakująca. Podobnie jak ilość zaproszeń do Olsztyna. Serio nigdzie zwierza tak entuzjastycznie i licznie nie zapraszano jak do Olsztyna. Gdyby zwierz był nowym uczestnikiem Blog Forum to pewnie dokładnie takich uczestników jak zwierz trochę by się bał i miał wrażenie, że znają wszystkich.
Taki typowy przykład lansu – czyli obowiązkowe zdjęcie ze sławną blogerką. Co prawda blogerka jest jeszcze miła i straszliwie złośliwa ale liczy się przede wszystkim że można z nią zrobić sobie zdjęcie.
Zwierz nie pisze tego drodzy czytelnicy by się pochwalić (och well pewnie trochę chce się pochwalić ale znacie zwierza na tyle dobrze by wiedzieć że to nie jest jego jedyna intencja). Otóż zwierz jako wielbiciel Wielkiej Brytanii zawsze lubił fakt, że od kontynentu blogerów dzielił go zasnuty mgłą kanał. Zwierz zachowywał się przy tym zupełnie jak Anglik. Kiedy mu się podobał pokazywał swój dowód na granicy i spokojnie jako członek zjednoczonej Europy, kiedy mu się coś nie podobało kazał się wszystkim zamknąć i nie wymieniał swojej waluty na Euro. Teraz jednak trudno już grać. Trudno tak łatwo powiedzieć, że się do tej grupy nie należy, że nic zwierza z nią nie łączy. Bo łączy – znajomości, dyskusje, pewien zbiór wspólnych problemów – które często są zupełnie nieważne dla ludzi spoza branży (podobieństwa między obiema konferencjami rzucają się w oczy). Gdyby zwierz miał inny charakter pewnie by się automatycznie ucieszył, że stał się oto członkiem pewnej społeczności. Ale niestety zwierz natychmiast zaczął się zastanawiać jakie zaszły zmiany, że nagle przestał stać z boku, i czy jest z tego zadowolony. Zwierz nie będzie wam ściemniać. Nie wie. Z jednej strony wydaje się, że zwierz jakoś bardzo się nie zmienił. Przynajmniej jako człowiek. Nadal nie jest blogerem na pełny etat, za szczyt imprezy uważa pójście do kina ze znajomymi i codziennie siedzi w nocy i po obejrzeniu ulubionych seriali pisze dla was wpis. Oczywiście gdzieś tam pojawiły się pieniądze, ale zwierz jeszcze nie napisał maila do IKEA by umeblowali mu 19 metrów. Zresztą zwierz nie wie co by się miało z przynależnością do tej grupy łączyć, poza sympatią do ludzi którzy też piszą i mają pasję. Wiele z paneli choć ciekawych i pouczających dotyczyło jednak spraw dla zwierza odległych. Głównie ze względu na tematykę bloga. Sposób jego prowadzenia. Fakt, że życiową ambicją zwierza nie jest zdobyć miliony czytelników tylko choć raz pojechać do Cannes (wszystko przez jeden artykuł w Magazynie Film lata temu). Zwierz lubi pisać bloga, czasem lubi czerpać z tego korzyści, ale w tym szalonym życiu jakie prowadzi blogerem raczej bywa niż jest.
Blog Forum to także dobry moment na wyrobienie sobie opinii. Jak się na żywo słucha Wardęgi to jednak wychodzi z niego takie sympatyczne, wrażliwie trochę zagubione chłopię. W sumie to ciekawe doświadczenie.
Jednak oczywiście jest druga strona. Zwierzowi jest miło – jak chyba każdemu. Kiedy jest rozpoznawany, kiedy może porozmawiać z ludźmi, których zna z Internetu, czy nawet podziwia. Bądź co bądź, zwierz spędza w Internecie sporo czasu i nigdy – głównie z racji swojej ciekawości – nie był zupełnie obojętny wobec działań innych blogerów, ludzi mediów, tych którzy „robią Internety”. Zwierz nie przecenia roli blogerów (a przynajmniej nie jest przekonany byśmy naprawdę mieli rządzić światem), ale zawsze miło jest osobiście poznać ludzi, o których mówi się w mediach (powinno to na zwierzu nie robić wrażenia ale robi – dowód na powolne zmiany w psychice zwierza), których działania wychodzą poza sferę tylko blogosfery. Poza tym jak już zwierz wspomniał – zawsze jest miło być członkiem najfajniejszej paczki w szkole. Bo trochę tak jest – Blog Forum Gdański jest trochę jak spotkanie klasowe organizowane raz do roku. Wszyscy przyjmują swoje dobrze znane role, witają się, wypełniają czas rozmowami, które zawiesili przed rokiem. Oczywiście jest miejsce na poznawanie nowych osób, ale na tego typu imprezach wszyscy dość szybko wpadają w pewien schemat. Znów jak w podstawówce staje się ważne kto w którym pokoju mieszka, gdzie dają jedzenie i kto usiadł obok kogo, są fajni „starsi” i ci nowi z lękiem rozglądający się wokół siebie. Jest w tym coś uroczego a jednocześnie pokazuje, po raz nie wiadomo który, że ludzie znający się tylko z Internetu dobrze się potem czują ze sobą i obok siebie. Z drugiej – jak w przypadku każdego spotkania klasowego – przypominamy sobie dlaczego tak radośnie potraktowaliśmy zakończenie edukacji szkolnej. Tak więc wszystko sprowadza się do tego problemu który prześladował zwierza od czasu kiedy zaczął edukację. Czy zwierz lubi klasę do której został zapisany? Na razie zwierz nie ma jednoznacznej odpowiedzi.
Jest taki moment kiedy zamiast zwykłej wizytówki dostajesz ciasteczko z nazwą bloga. I wtedy nie sposób nie lubić osób, które dają ci jednocześnie namiary i jedzenie. Plus od Nerdy Cooking dostał zwierz czekoladkę w kształcie Hana Solo w karbonicie co trochę jest spełnieniem marzeń.
A jak Blog Forum Gdańsk wypadł o strony dyskusji, paneli i wystąpień? Trudno powiedzieć. Zwierz wie, że sporo ludzi przyjeżdża na BFG po konkretną wiedzę i inspiracje do blogowania. Wielu deklaruje, że z tym wyjeżdża.Nie jest to jednak motywacja zwierza, który jednak bloguje z dnia na dzień i nie planuje, nie ma wizji i chyba nawet nie ma pomysłu na wizję. Zwierz wysłuchał niemal wszystkich punktów programu (jedynie pociąg do domu i ziemniaki z Pyra Baru wyrwały go z prelekcji) i ma wrażenie, że choć było ciekawie to czas trochę zmienić koncepcję. Nie chodzi o to, że panele były nudne a wystąpienia źle przygotowane. Ale nie oszukujmy się – pojęcie blogosfery czy vlogosfery jest zbyt szerokie byśmy naprawdę wszyscy mogli w równym stopniu wynieść coś z każdego wystąpienia. Paneli vlogerów słuchał zwierz uchem całkowitego laika. Z nazwiska znał prawie wszystkich występujących. Nie ogląda żadnego z nich. Co więcej ich dyskusja o wizerunku – choć ciekawa – była zupełnie obok tego co zwierza interesuje. Co mu się w blogowaniu przyda. A jednocześnie z racji obecności osób mniej obeznanych w temacie – miejscami strasznie płytka, jak wiele rozmów gdzie trzeba wszystko wyjaśnić od początku i to szerokiej publiczności. Podobnie jak cudowne warsztaty znanego z telewizji Jarosława Kuźniara o tym jak występować przed kamerą. Kilka prostych rad, które pewnie nie jednemu vlogerowi pomogą lepiej się zaprezentować. Siedziałam na sali, śmiałam się, klaskałam, pisałam tweety mówiące o tym jaki to jest super punkt programu. Ale zwierz nadal uważa że powinien być w tym samym czasie w jakiejś innej sali i np. słuchać prelekcji o tym jakie ma znaczenie język w jakim piszemy (czy jakiś podobny do tego). Ale takiego podziału nie było, więc trochę punktów programu było dla nikogo a trochę powinny być tylko dla jednej konkretnej grupy a były dla wszystkich. Wyszliśmy już z etapu definiowania się jako blogerzy, przeszliśmy przez konflikt ze starymi mediami, a także przez zachłyśnięcie się komercyjnym wykorzystaniem bloga. Teraz jesteśmy już zupełnie dorośli i wcale nie młodzi. Czas zająć się konkretami. Wystąpienie – niesłychanie konkretne o tym jak zarabiać na blogu czy właśnie te szkolenia dla youtuberów pokazują, że najlepiej słucha się nie tyle ogólnych idei tylko bardzo precyzyjnych wskazówek i pomysłów. I fajnie byłoby gdyby na przyszłym Blog Forum Gdańsk skorzystać z tego zarzuconego pomysłu prowadzonych równolegle sesji (jak na konferencjach naukowych czy konwentach) i dzięki temu podzielić – przynajmniej jednego dnia – widownię tak by każdy słuchał tego co może mu się przydać.
To jest najprawdziwsza prawda. Gdańsk miał doskonały pomysł by uczynić z siebie miasto przyjazne blogerom. Nie tylko dlatego, że to trochę darmowa reklama miasta (które jest fajne i nie potrzebuje dodatkowych poleceń), ale dlatego, że gdyby to nie był Gdańsk to pewnie blogerzy nigdy by się nie zebrali. I nie odmieniali nazwy miasta przez wszystkie przypadki
Oczywiście wystąpienia o charakterze ogólnym mają sens i często są bardzo dobre. Choć jak by Konrad z Halo Ziemia dużo nie mówił o moralności i wewnętrznym kompasie w blogowaniu tak wielu zgromadzonych na sali pisze o sprawach przy których te dylematy – są zupełnie innego kalibru. Jeśli pisze się o społeczeństwie, własnym życiu, dzieciach – pewne elementy odpowiedzialności są ważne. Kiedy pisze się recenzje filmu – te decyzje odbywają się na nieco innej płaszczyźnie. Ale to nie wina Konrada który jak zwykle doskonale mówił. Podobnie – trochę jednak zaniedbane przez widownie wystąpienie blogerów z Ukrainy, Chin czy Egiptu. Poruszające przemówienia i panele pokazujące jak blogi mogą zmieniać rzeczywistość. Doskonałe. Ale rzeczywiście czy należy się spodziewać, że widownia złożona z ludzi traktujących blogi jak frajdę i rozrywkę czy pracę będzie równie zainteresowana działaniami politycznymi gdzie blog jest narzędziem, którego wykorzystanie wynika nie tyle z chęci blogowania co z braku dostępu do tradycyjnych mediów. Odrzucając na bok poczucie „jesteście tacy płytcy powinniście posłuchać jak inni mają gorzej i poważniej” zwierz doszedł do wniosku, że jeśli na jakiekolwiek spotkanie ludzi związanych z mediami rozrywkowymi wprowadzić autora niezależnej gazety wydawanej na powielaczu w kraju trzeciego świata to efekt będzie ten sam. Z faktu posiadania blogów przez nich i przez nas niewiele wynika pokrewieństwa. Co więcej, zwierz słuchając tych wystąpień cały czas zastanawiał się czy aby na pewno nie traktujemy takich blogerów jako naszego usprawiedliwienia do pisania o czymś mniej ważnym. Przy czym zwierz nie ma wrażenia by ktokolwiek się nawrócił na obalanie systemu. W każdym razie zwierz niesłychanie szanuje wszystkich ludzi którzy ryzykują życie by zmienić rzeczywistość z gorszej na lepszą. Ale miał też nie miłe wrażenie, że trochę poprawiamy sobie nimi samoocenę.
Hej zmieńmy identyfikatory. Imiona i nazwiska malutkimi literkami, a nazwa bloga wołami co by można było udawać że się wszystkich zna zamiast gapić im się w pępek.
Zwierz może brzmieć nieco krytycznie ale to chyba tylko dlatego, że przeczytał gdzieś że ludzie ze wszystkiego zadowoleni są postrzegani jako mniej inteligentni. Ale tak serio, to powyższe uwagi nie pojawiłby się pewnie gdyby zwierz nie bawił się na tyle dobrze by jednak stawiać się na kolejnych punktach programu a nie szukać drogi do wyjścia. Z całą pewnością w tym roku było zdecydowanie łatwiej być zasłuchanym prelegentem. Wybór Teatru Szekspirowskiego na bazę Blog Forum było doskonałym pomysłem. Po pierwsze – sama widownia jest niesamowita (te wygodne fotele, ten wspaniały widok właściwie z każdego punktu, ta świetna wariacja na temat kształtu teatru Elżbietańskiego). Po drugie – spore zaplecze dało dokładnie to czego brakowało poprzednim razem – mnóstwo dobrze oświetlonego cichego miejsca gdzie można było porozmawiać. Po trzecie – fakt, że teatr znajduje się w samym centrum odejmie wszelkie problemy z tym jak się wróci do hostelu, czy uda się dotrzeć itp. Organizacyjnie też wszystko było niesłychanie sprawne, akredytacja trwała mgnienie oka, pyszna kawa nic nie kosztowała a jedzenie było bardzo smaczne. Impreza integracyjna nie chciała się zaś skończyć i nawet tort blogerom dali. Jedyne do czego zwierz się organizacyjnie przyczepi to ten sam problem co w zeszłym roku. Nazwa bloga jest na identyfikatorze tak mała, że nie da się dyskretnie sprawdzić z kim się rozmawia. I tak nie można od razu udawać że się zna czyjegoś bloga, trzeba się najpierw niedyskretnie wpatrywać komuś pół minuty w pępek mróżąc oczy. Co oczywiście nie sprzyja dyskretnemu sprawdzaniu z kim się tak właściwie rozmawia.
A w ogóle Gdańsk jak zwykle taki ładny
Oczywiście zwierz nie byłby sobą gdyby nie podzielił się z wami refleksją że tym co chyba najprzyjemniej będzie z całej tej wielkiej wyprawy wspomniał to fakt, że drugiego dnia wyjazdu znalazł chwilę by obejrzeć program Grahama Nortona. Tam dowiedział się, że Miranda Hart wydała nową książkę z scenariuszami do jej serialu Miranda. Zwierz od razu kupił sobie tą książkę na amazonie i przeczytał prawie całą w drodze powrotnej do domu. Tak moi drodzy, to było absolutnie cudowne przeżycie. Takie bardzo zwierzowe i nie wymagającej interakcji z ludźmi. Dla niektórych, dowód na to, że zwierz jest nie reformowalny. Tu niektórzy dorzucą „niestety” inni „na szczęście”. Zwierz zaś może tylko wzruszyć ramionami. Wszak zwierz jest tylko zwierzem.
Ps: To jest wpis który miał być w niedzielę, ale go nie było, bo zwierz jednak nie dał rady. Co oznacza że recenzja z Doktora dopiero jutro. Straszne, koszmarne, zwierz się kaja.
Ps2: Zwierz miał czas nadrobić How To Get Away With Murder. I wiecie co – po tych pięciu odcinkach zwierz odnosi co raz bardziej wrażenie, że tu się nic nie zgadza w warstwie emocjonalnej. Zwłaszcza główna bohaterka jest postacią strasznie niespójną. I koszmarnie przeszarżowaną we wszystkich emocjonalnych scenach. Może chciano pokazać dwoistośc postaci ale bardziej wychodzi taki schemat – zdecydowana w pracy, emocjonalna w domu. A zwierz tego schematu bardzo nie lubi.