Jakoś tak w zeszłym tygodniu zwierz zdał sobie sprawę, że jest nas na blogu że jest nas na Facebooku już 17 tysięcy. Zwierz nigdy nie spodziewał się, że będzie go czytać ludność mniej więcej miasta powiatowego ale skoro już się tak stało to trzeba się z tego cieszyć. Wśród wielu, wielu pytań padło to o pracę zwierza. To doskonały moment by wam o niej dokładnie opowiedzieć. Bo wiecie, zwierz ma najważniejszą pracę na świecie.
Ale po kolei co roku autorzy Oxford Dictionary ogłaszają słowo roku. W tym wygrało słowo „post truth” – post prawda. W największym skrócie oznacza to, że przeżywamy kryzys prawdy. Można powiedzieć, że prawda zawsze znajduje się w kryzysie, a relatywiści powiedzą wam, że znajduje się w kryzysie i nie bo czymże jest ta prawda. Jeśli jednak odejdziemy od rozważań z najwyższej półki to dojdziemy do pewnych zjawisk społecznych (do których bardzo dokłada się internet), które stają się coraz bardziej niepokojące. Otóż, nie tylko coraz mniej ufamy faktom – stawiając je na równi z emocjami (to, że ja uważam że jest prawdą jest równie prawdziwe co np. badania naukowe), ale też coraz częściej w ogóle się nie zastanawiamy nad tym czy mamy do czynienia z prawdą. Jeśli zobaczycie omówienie wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych i poczytacie o tym co działo się np. w social media to dowiecie się, że w wielu przypadkach najchętniej podawanymi dalej informacjami były te zupełnie nieprawdziwe. Kilka dni po wyborach pierwszy wynik z Google (dotyczący wyborów) podawał nieprawdziwą informację. W takich czasach niesłychanie trudno cokolwiek przewidzieć bo ludzie opierają swoje sądy na emocjach i uważają je za równie ważne co fakty. Nie można się temu przeciwstawić i nawet liczne badania naukowe niewiele zmienią. Wystarczy że coś komuś wygląda na prawdę i automatycznie się nią staje. A jeśli ludzie nie kwestionują tego co czytają – wtedy dezinformacja tak się zwiększa że prawda nie ma szans – ostatecznie wygrywa w sieci nie ten kto ma rację ale ten kto głośniej krzyczy.
Jak to się ma do pracy zwierza? Wszystko po kolei. Zacznijmy od tego kim zwierz naprawdę jest. Wielu z was – zwłaszcza śledzących zwierza na Facebooku czytało, że jest researcherem. To słowo niesłychanie pojemne i znaczy bardzo wiele. W nauce często korzysta się go do opisu pracowników naukowych wykonujących konkretny typ badań, w wielu korporacjach są to osoby niesłychanie wysoko wykwalifikowane – a żeby się tam dostać trzeba przejść nie tylko test wiedzy czy znajomości języków ale także predyspozycji matematycznych. Jednak zwierz reprezentuje zawód niewielki, praktycznie wymierający. Jest researcherem w redakcji. Co to oznacza? Po pierwsze że być może dawniej nazywano by go po prostu archiwistą ale czasy się zmieniły i każe stanowisko ma nieco inną nazwę. Zwierz zajmuje się w pracy wieloma rzeczami (łącznie z czynnościami bardzo mechanicznymi i pewnie z punktu czytelnika nudnymi – bo archiwizowanie kolejnych numerów tygodnika nie jest porywająco ciekawe) ale jednym z jego zadań ( o którym chce wam więcej opowiedzieć) jest pomoc dziennikarzom. Wyobraźcie sobie, że dziennikarz dostaje lub wymyśla temat. Czasem musi napisać coś na zapotrzebowanie chwili – zwłaszcza komentarz czy artykuł dotyczący bieżących spraw politycznych czy ekonomicznych. Może to oczywiście zrobić sam. Ale czy wolicie artykuł opierający się wyłącznie na tym co wymyślił sobie dziennikarz czy na porządnej kwerendzie i lekturze także tego co napisali na ten temat inni.
Bramka numer dwa wydaje się nieco bardziej atrakcyjna. I tu właśnie wchodzą pracownicy tacy jak zwierz. Dziennikarz potrzebuje jakiejś specyficznej danej dotyczącej wskaźników ekonomicznych? Znajdziemy. Chciałby zobaczyć co na temat danego reżysera pisano wcześniej w prasie polskiej? Wyszukamy. Chce dowiedzieć się czy w ostatnich latach były jakieś afery z udziałem polityków z Lublina (przykład z powietrza). Sprawdzimy. Dlaczego dziennikarz nie zrobi tego sam? Ponieważ nie ma czasu ale też dlatego, że nie do końca na tym polega jego zadanie. Researcher często wyszukuje informacje nie wiedząc dokładnie do czego się przydadzą. Ba! Czasem wyszukuje się informacje głównie po to by pokazać dziennikarzowi, że na dany temat nikt jeszcze w dany sposób nie pisał. Jednocześnie praca ta opiera się głównie na chłonięciu informacji. Nie za dokładnie – ale za to z bardzo wielu dziedzin. Do tego konieczne jest śledzenie mediów. Nasz dział w redakcji czyta tytuły prasowe z całego spektrum – od lewej do prawej – zarówno archiwizując ważniejsze artykuły jak i monitorując co się tak właściwie dzieje. To jest specyficzna praca i specyficzny sposób patrzenia na wydarzenia. Dziennikarz bardzo często jest ekspertem – doskonale wie dlaczego jakieś wydarzenia mają miejsce, jak przebiegają procesy, często stawia właściwą diagnozę czy prognozuje na przyszłość. Resercher wie natomiast, że tydzień temu poseł powiedział coś głupiego, że bank X zmienia właściciela, że przed wczoraj wyszedł raport odnośnie tego ile firmy tracą na zwolnieniach lekarskich. Zresztą prowadzi to do zabawnej sytuacji że nawet dziś wracając do domu zwierz bierze gazetę i w myślach zaznacza które z artykułów zostawiłby jako cenne w archiwum.
Szukanie informacji nie jest też wcale aż tak łatwe jak się wydaje. Jeśli dziennikarz ma tydzień na wymyślenie i napisanie tekstu to niekoniecznie ma czas przeglądać wszystkie artykuły w sieci. Tu wchodzi właśnie researcher który po pierwsze wie jakim źródłom zaufać. Internet pełen jest stron które oferują informacje szybko. Ale jest stosunkowo niewiele miejsc gdzie można być pewnym podanej informacji. Zresztą czasem w ogóle pierwsze zajrzenie do internetu niewiele daje. Zwierz nigdy nie zapomni jak znalazł tekst o strajku górników w latach 90. Zamawiająca jego znalezienie dziennikarka pamiętała, że coś się wydarzyło konkretnego w latach 90. Ale jak to znaleźć. Zwierz przeszukał na piechotę czterdzieści stron archiwum Gazety Wyborczej ale w końcu znalazł notatkę. Był z siebie dumny jak rzadko. To jednak dobrze pokazuje, że trzeba wiedzieć gdzie szukać, mieć cierpliwość i przede wszystkim cały czas zadawać sobie pytanie czy informacje które właśnie się przed nami wyświetlają są wiarygodne. Zwłaszcza, że wszyscy w Internecie gramy trochę w głuchy telefon i często zdarza się, że dane pojawiają się w wielu miejscach ale właściwie nie sposób dociec skąd ktoś je ma. Albo na czym oparł artykuł. Stąd też do jednego z najważniejszych zadań jest stworzenie sobie takiej listy miejsc którym się ufa. Czasem może się okazać że na pewne zapytania nie znajdziecie żadnego naprawdę zaufanego miejsca w sieci. Będzie za to mnóstwo wpisów blogowych czy forumowych ludzi którzy są bardzo pewni że piszą całą prawdę. Tymczasem często wystarczy zadać sobie pytanie „skąd on to wie” by znaleźć się w sytuacji kiedy właściwie wszystko budzi nasze wątpliwości.
Jednocześnie czytanie gazet z całego spektrum pokazuje jak bardzo opis jednego wydarzenia może się różnić. Zwierz oczywiście jest tego świadom (w sumie to jest podstawa wykształcenia historycznego – przekonanie, że żaden tekst nie mówi całej prawdy) ale naprawdę to niesamowite co się dzieje kiedy wyjdzie się ze swojej bezpiecznej bańki informacyjnej. Wtedy okazuje się, że obok siebie w tym samym kraju mogą mieszkać ludzie, którzy tak naprawdę mieszkają w dwóch równoległych rzeczywistościach. I to naprawdę są dwa różne światy. To co w jednym wydaje się niemożliwe, w drugim jest jak najbardziej uzasadnione, to co w jednym jest zagrożone w drugim uprzywilejowane. Przy czym rzecz jasna wszyscy mamy skłonność by wierzyć przede wszystkim temu co dokłada się do naszej istniejącej już wizji świata. To taki mechanizm przy którym nikt nie jest bez winy. Niestety jeśli czerpiemy wiedzę tylko z naszego bąbelka w sieci to okazuje się często, że zapominamy o jego istnieniu. Powoli jesteśmy przekonani, że to jest rzeczywistość i można ją opisać tylko w jeden sposób. Nie ma lepszego ćwiczenia niż wyjść z takiego świata i zdać sobie sprawę, jak wielka jest różnorodność poglądów. Brzmi banalnie? Jasne ale zapewniam was że większość z nas nie podchodzi krytycznie do źródeł swojej wiedzy o świecie. Dlatego tak łatwo zastąpić fakty uczuciami i przeczuciami.
Jednocześnie to zabawna praca w której idealny pracownik (zwierz od razu zaznaczy że nim nie jest – jest niezły ale nie idealny) zna się odrobinę na wszystkim. Jeśli kiedyś zaczniecie rozmawiać ze zwierzem o wydarzeniach na świecie, czy to politycznych, społecznych, gospodarczych czy naukowych to możecie szybko się zorientować, że coś gdzieś zwierz zawsze słyszał i w sumie mało informacji jest dla niego zupełnie nowych. Jednocześnie jednak to zwykle wiedza dość pobieżna, oczywiście są dziedziny na których ktoś zna się lepiej (zwierz rzadko robi wyszukiwania dotyczące kwestii przedsiębiorstw i banków bo po prostu zna się na tym gorzej) ale ogólnie cała zabawa polega na tym by wiedzieć coś na każdy temat. Dzięki temu ma się punkt zaczepienia, kojarzy się jakiś artykuł, jakieś nazwisko, jakieś wydarzenie i od niego można wyjść i szukać więcej. To oznacza, że w takiej pracy liczy się przede wszystkim zainteresowanie światem ale też niezła pamięć. Nie znaczy to, że trzeba recytować z pamięci całe artykuły ale tak na oko umieć powiedzieć gdzie o tym pisano. Czasem zdarza się, że zwierz ma poczucie, że wszystko działa trochę inaczej bo np. informacje które pojawiają się dość wcześnie w życiu zwierza do takiej powszechnej świadomości przechodzą nieco później. Często już zniekształcone przez wspomniany głuchy telefon.
Choć praca researchera jest ważna to sama funkcja jest pomocnicza. Trochę jak asystent profesora. Ile by się nie nabiegał do biblioteki i nie zrobił kser z odpowiednich fragmentów książki, to nie jest jej współautorem. Zwierzowi to nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie uważa, że źle się dzieje, że coraz więcej redakcji rezygnuje z takich posad. Zadaniem dziennikarza jest przede wszystkim znalezienie odpowiedniego tematu i opisanie go w jak najciekawszy i najbardziej rzetelny sposób. Jeśli ma kogoś do pomocy spędzi więcej czasu na czytaniu dostarczonych materiałów niż na przebijaniu się przez kolejne strony Googla czy odtwarzaniu krok po kroku skąd jakiś polityk wziął dane na jakie się powołuje. A to znaczy że ma więcej czasu na pisanie dla czytelnika. Ostatecznie – jakkolwiek górnolotnie to brzmi – wydawanie czasopisma jest pracą zbiorową więc nie powinno dziwić że pracuje nad nim cała redakcja. Zwierz nigdy (do chwili kiedy wszedł do internetu) nie uważał by w jego pracy było cokolwiek nieuczciwego czy dziwnego. Nie mniej spotkał się w Internecie z przedziwnym założeniem że dziennikarz wszystko musi przy artykule zrobić sam. Otóż nie musi. Jedyne co musi zrobić sam to go napisać. Zresztą wiecie – niezależnie od tego ile danych czy źródeł dostarczy researcher to dziennikarz układa je w spójną całość.
Zwierz napisał na początku o post prawdzie i najważniejszej pracy na świecie. Pocieszy was że najważniejszą pracę na świecie możecie mieć wszyscy. Bo najważniejszą pracą na świecie jest zadawanie pytań i kwestionowanie odpowiedzi. Zadawanie pytań wszyscy mamy we krwi. Kiedy mamy cztery lata zadajemy ich setki dziennie. Potem jakoś nam przechodzi. Tymczasem pytania trzeba zadawać codziennie. Zwłaszcza jeśli czytacie informacje o świecie. Pierwsze podstawowe brzmi – skąd wiem, że to prawda. Drugie – jeśli ktoś mnie o tym informuje to co chce zyskać. Codziennie ludzie chcą wywołać odpowiednie reakcje. Chcą nas przestraszyć, pocieszyć, rozbawić, czy na nas zarobić. Po trzecie – jak mogę się upewnić że to co czytam ma cokolwiek wspólnego z faktami. Jednak nie chodzi jedynie o zadawanie pytań. Chodzi o to by nie zadowalać się pierwszym wynikiem z Google. Po latach w tej samej pracy zwierz może wam powiedzieć, że stworzenie sobie listy stron zaufanych i takich o których wiemy, że znajdziemy na nich określone poglądy nie jest trudne. Zresztą kiedyś ludzie dużo lepiej orientowali się kto jak pisze (nikt nie spodziewał się po gazetach obiektywności ale ludzie wiedzieli jakie poglądy ma redakcja) niż teraz. Niestety do Internetu – który jest wspaniałym narzędziem do pozyskiwania informacji – większość z nas przychodzi bez narzędzi. Ufamy że wyszukiwarka odpowie na każde nasze pytanie. I prawda jest taka, że na pewno coś wyrzuci w wynikach wyszukiwania. Tylko nie zawsze będzie to miało cokolwiek wspólnego z prawdą. To trochę jak z tymi znanymi faktami ze świata popkultury które nigdy nie miały miejsca (jak wykrzyknięcie 'To elementarne drogi Watsonie”) – obecnie cały świat pełen jest takich oczywistych faktów.
Zwierz lubi swoją pracę. Mimo, że jak może zauważyliście ma twórczą duszę, to nigdy nie przeszkadzało mu, że jego praca jest dla kogoś. Wręcz przeciwnie nawet się cieszy, że twórcza część jego pracy pozostaje tylko jego (praca w redakcji daje bez porównania mniej wolności niż praca nad blogiem). Jednocześnie kiedy patrzy się na sześć archiwalnych teczek poświęconych wycinkom o katastrofie smoleńskiej to czasem chce się głęboko westchnąć i tanecznym krokiem opuścić dział i więcej nie wracać. Nie mniej tym co zwierz codziennie wynosi z pracy jest przekonanie, że robi coś ważnego. Jest jedną z ostoi dawnego myślenia o świecie. Myślenia które podpowiada, że dotarcie do wiarygodnych faktów i dobrze sprawdzonych informacji jest kluczowe w świecie mediów. To miłe myśleć, że jest się jeszcze w świecie w którym to ma znaczenie. Zwłaszcza kiedy widzi się wokół siebie odejście od tych wartości. Wydawać by się mogło, że przyszłość będzie należała właśnie do takich zawodów jak ten zwierza. Nikt nie jest w stanie ogarnąć wszystkich informacji jakie przelewają się przez sieć. Dlatego potrzebni są ludzie którzy znajdą to co się liczy. Będą – jak śmieje się zwierz – profesjonalnie obsługiwać Google. Niestety tak się nie stało. Zamiast sprawdzania informacji wybieramy to co się nam podoba. Zamiast zadawania pytań klikamy w to co wydaje się wiarygodne. I choć sami sobie nie zdajemy z tego sprawy, podejmujemy decyzje o życiu i świecie w oparciu o zupełnie nieprawdziwe dane. A potem rozglądamy się wokół siebie i nie jesteśmy w stanie zrozumieć. Co się właściwie stało. Bądźcie mądrzy. Zadawajcie pytania. Wszyscy zostańcie researcherami.
Ps: Jeśli macie jeszcze jakieś pytania dotyczące pracy zwierza to chętnie na nie odpowie w komentarzach