Czasem człowiek natrafi na trailer filmu i zapisuje sobie z tył głowy że koniecznie musi zobaczyć. Tak było ze zwierzem i produkcją Edge of Seventeen. Film z Hailee Steinfeld w roli głównej opowiadającej o siedemnastoletniej dziewczynie która wpada do pokoju swojego nauczyciela oświadczając że ma zamiar popełnić samobójstwo. A dalej jest nie tylko zabawniej ale i całkiem mądrze.
Filmy o dojrzewaniu, to zupełnie osobny gatunek. Można byłoby spędzić całe życie oglądając wyłącznie zagubionych w życiu nastolatków pętających się po liceach w przekonaniu, że nikt ich nie kocha i świat jest zły. Wystarczy do tego dodać jakiegoś wampira, wilkołaka czy morderstwo a ma się przepis na kilkanaście sezonów popularnego serialu. Dodacie trochę mrocznych historii z przeszłości i dostaniecie poruszający dramat psychologiczny. Ogólnie – trochę w lewo, albo trochę w prawo i możecie w tej historii o dorastaniu znaleźć wszystko czego potrzebuje widz. Ale Edge of Seventeen za wiele nie dodaje. Opowiada o tygodniu z życia pewnej siedemnastolatki.
Nasza bohaterka Nadine jakoś niczym szczególnym się nie wyróżnia. Ot kolejna dziewczyna, która mówi co myśli, ma ładne buty i kurtkę która z nieznanych powodów wróciła do mody. Nie wygląda na to by się jakoś wybitnie uczyła ale ma na tyle tupetu by poprawiać nauczyciela od historii kiedy ten pomyli przy opisywaniu wojny secesyjnej Północ z Południem. Nadine kilka lat wcześniej bardzo przeżyła śmierć swojego ukochanego ojca, której ani ona ani jej rodzina chyba jeszcze do końca nie przepracowała. Motywem przewodnim życia bohaterki jest przekonanie, że jest w istocie gorszym dzieckiem – poszkodowanym przez los, bo nigdy nie będzie tak ładna i popularna jak jej brat. Na całe szczęście ma się komu zwierza bo mimo poczucia, że nie jest szczególnie fajna ma swoją jedną najlepszą przyjaciółkę od dzieciństwa. Przyjaciółkę którą pewnego poranka zastaje z bratem w sypialni w dość jednoznacznej sytuacji.
Jak sami możecie się spodziewać tu następuje nastoletni dramat. Nadine ma jednoznaczne potwierdzenie, że życie nie ma sensu. A ponieważ jest zupełnie samotna i nikt się nią nie interesuje i nikt o nią nie dba to będzie spędzać przerwy lunchowe z nauczycielem historii który – jak wszystko wskazuje – nie tylko jest nieudacznikiem ale dałby wszystko by spędzać przerwy z dala od wygadanej i rozgadanej dramatyzującej nastolatki. Film nie jest jednak dokładnie o tym o czym może się wydawać. Podczas kiedy wiele produkcji próbowałoby nam nakreślić jakąś dramatyczną historię, to Edge of Seventeen przede wszystkim koncentruje się na tym jak zaburzone jest postrzeganie świata przez nastolatki. Co więcej – że nawet jeśli postrzegają świat w bardzo wykrzywiony sposób to odrzucenie, samotność czy poczucie że nikt ich nie chce boli je zupełnie tak jakby to była prawda. To ciekawy przykład filmu który w dość lekki sposób (bo to głównie komedia) pokazuje jak często okrutne i bezmyślne nastolatki zachowują się zgodnie ze swoją – często mylną percepcją świata. Czasem moment dorośnięcia to nie tyle moment rozwiązania problemów co zdania sobie sprawy, że winę za nią ponosi głównie wykrzywione postrzeganie rzeczywistości.
Twórcy zadbali by nasza bohaterka – mimo że ją nawet lubimy, nie była tą niesamowicie sympatyczną i łatwą w obsłudze dziewczyną. To taka nastolatka która mówi zdecydowanie za dużo. Narzeka że nikt się nią nie interesuje ale kiedy zaczyna ją podrywać bardzo sympatyczny chłopak to zachowuje się wobec niego w dość paskudny sposób. I widać że nie robi tego z czystej złośliwości po prostu – ma naście lat i naprawdę sama nie wie czego właściwie chce od świata. Podobnie trudno powiedzieć dlaczego bohaterka nie ma żadnych znajomych bo można podejrzewać że wcale nie miałaby tak wielkich problemów z ich znalezieniem. Jednocześnie zwierz zwrócił uwagę, że założenie jest takie, że jeśli przyjaciółka znalazła sobie chłopaka to jasne że ów chłopak (nawet jeśli to nie byłby brat) zajmuje jej cały czas. To jest ogólnie ciekawe bo zwierz sam nie będąc w związku dość długo w to wierzył po czym okazało się, że to pewne kalka kulturowa i można spokojnie ogarnąć i faceta i przyjaciółkę. Jednak pewność z jaką podchodzą do tego bohaterki filmu podpowiada że być może za Oceanem kolejność dziobania jest jasno ustalona.
W roli główniej w filmie możemy oglądać Hailee Steinfeld aktorkę która zaczęła karierę jako dziecko grając w Prawdziwym Męstwie – to taka rola za którą młoda aktorka może dostać nawet nominację do Oscara ale niekoniecznie przekłada się to na dalszą karierę. Zwierz widział kilka dziewczynek w doskonałych filmowych rolach które nie zostały na dłużej w biznesie. Tu jest inaczej Hailee radzi sobie całkiem nieźle i ma zdecydowanie talent. Tu jako emocjonalna rozgadana nastolatka wypadła doskonale. Świetne są jej sceny z grającym nauczyciela Woodym Harrelsonem – aktorem który w każdym filmie gra mniej więcej tak samo ale dobrze dobiera role i w wielu filmach to się sprawdza. Tu gra takiego nauczyciela który może się trochę marzyć. Złośliwego, ironicznego i nieco znudzonego ale rozumiejącego młodych ludzi. Nie ma żadnych przemów – jest pół ciasteczka i porada by w trudnych chwilach odpuścić sobie lekcje i pójść zjeść mrożony jogurt. I żeby wyluzować. Co ciekawe – to jest dokładnie ta rada której się raczej w szkole nie dostanie. Tymczasem jedną porcję lodów później życie może – jak się jest nastolatkiem wyglądać zupełnie inaczej.
Film ma tą zaletę, że choć krąży wokół przyjaźni i związków to nie zapomina że w centrum życia młodej osoby stoi jednak rodzina. Doskonała jest relacja bohaterki z bratem – któremu ma za złe że jest od niej lepszy i popularniejszy ale też to że jej zdaniem jakoś bardzo mu na siostrze nie zależy. Fajnie napisano też jej relacje z matką- wciąż nie do końca pogodzoną ze śmiercią męża która jednak chciałaby by jej dzieci były szczęśliwe. Jest w filmie doskonała scena w której matka radzi swojej córce by w chwilach w których czuje się nieszczęśliwa pomyślała że wszyscy inni na świecie są równie nieszczęśliwi i zagubieni jak ona – tylko po prostu lepiej udają. Ogólnie film pełen jest takich perełek ukrytych w dialogach i naprawdę dobrze napisanych scen. Plus całkiem sympatycznego przesłania że młodzi ludzie naprawdę czują że cały świat ich nie rozumie, a nie że oni nie rozumieją całego świata. Jest w tym filmie kilka scen gdzie człowiek sobie myśli, że chętnie by przytulił bohaterkę i powiedział jej że wcale nie jest tak źle jak się jej wydaje.
Co ciekawe reżyserka i autorka scenariusza Kelly Fremon napisała wcześniej film Absolwentka – o dziewczynie która po ukończeniu studiów nie może znaleźć pracy i musi wrócić do rodziców. Zwierz pamięta że był strasznie zawiedziony tamtym filmem i sposobem w jaki przedstawia w sumie ciekawe problemy ludzi którzy mieli jakieś plany na życie zawodowe ale nie wyszło. Być może fakt że oba filmy się od siebie różnią wynika z tego że Edge of Seventeen Fremon także reżyserowała a nie tylko pisała scenariusz. Jednak przy wszystkich zaletach filmów zwierz ma pretensje o ostatnie kilka minut. W fajniej opowieści o dorastaniu znalazło się zakończenie jak z takich najpopularniejszych filmów młodzieżowych, gdzie trochę nie chodzi o to by dorosnąć tylko o to by znaleźć sobie jakiegoś fajnego chłopaka. Szkoda bo film miał się szanse skończyć kilka minut wcześniej i trafić do absolutnej zwierzowej czołówki przyjemnych filmów o młodych ludziach. Jeśli będziecie mieli okazję koniecznie zobaczcie. Taki fajny miły film którego każdy od czasu do czasu potrzebuje.
PS: Nie pytajcie czy zwierz obejrzy King Konga – oczywiście że obejrzy bo to film z Tomem Hiddlestonem. Ale zwierz obiecał przyjaciółce że pójdzie z nią wzdychać a na razie przyjaciółka „zdycha” więc trzeba poczekać.