Hej
Zwierz jechał sobie ostatnio samochodem kierowanym przez osobę mu znaną ( zazwyczaj osoby prowadzące samochód w którym jedzie zwierz są mu nie znane i jeszcze chcą od niego pieniędzy) i został zapytany czy widział 12 gniewnych ludzi. Ponieważ zwierz widział przygotował się radośnie na konwersację o tym jak wspaniale ten film wytyka błędy zachodniego systemu prawnego, o tym że nie da się po nim poznać że to ekranizacja sztuki teatralnej w końcu zaś o tym że nie ma tam ani jednej złej roli. Niestety osoba prowadząca samochód filmu nie oglądała i chciała jedynie się dowiedzieć czy może zwierz nie posiada bo to film polecony.
Zwierz rzecz jasna nie posiada. I tu pojawił się problem – jedyną radą jaką można dać w przypadku osoby która chciałaby obejrzeć stary film a go nie posiada było by zdanie „ściągnij sobie”. Problemy w tym przypadku są dwa – pierwszy to fakt że ściąganie jest jednak kradzieżą, drugi że osoba z którą jechał zwierz wykazuje się praktycznie nie spotykanym w tym kraju kręgosłupem moralnym i ściągania po prostu nie praktykuje bez dyskusji. Zwierz zamilkł więc bo rada by poczekać aż jakaś stacja łaskawie 12 gniewnych ludzi nada w porze w której oglądanie filmu nie będzie wyzwaniem dla zwykłej osoby wydała mu się bardziej kpiarska niż przydatna.
To wydarzenie zbiegło się w czasie ze swoistym tańcem radości jaki odtańczył zwierz któremu udało się kupić w Trafficu ( dla czytelników z poza Warszawy – jest to coś jak Empik tylko lepiej zaopatrzone) „Tramwaj zwany Pożądaniem” – film o którym wszyscy mówią ale obejrzeć go nie sposób chyba że codziennie jest się gotowym rzucić wszystko bo nadaje go np. TCM. Te dwa fakty uświadomiły zwierzowi, że znaleźliśmy się w sytuacji nie tylko paranoicznej ale i niebezpiecznej. Wiadomo, że kino ma swoją klasykę – kanon który teoretycznie każdy powinien obejrzeć.
Tylko właśnie jest to rzecz wyłącznie teoretyczna bo obejrzenie wszystkich filmów wymagało by nie tylko czasu poświęconego projekcji ale także olbrzymich poszukiwań i wydatków. Tak wydatków bo zwierz zakłada że powinniśmy zachowywać się uczciwie. Oczywiście część filmów klasycznych jest wznawiana – kto chce może sobie radośnie pognać do Empiku i kupić nowość na DVD ” Ben Hura” ( tak ten Ben Hur stoi w dziale nowości co wywołało uśmiech na twarzy zwierza) i to nawet tanio. Problem polega jednak na tym że gdy ta edycja zejdzie z półek a następnej nie będzie bo to przecież tylko filmy. Zwierz zorientował się już dawno że oglądanie klasyki filmowej to strasznie skomplikowane hobby. Nie ma bibliotek ( te kilka mediatek które mamy albo kupuje filmy nieco w ciemno albo posiada jedynie drobny i nie wystarczający wybór najłatwiej dostępnych tytułów), prawie nie ma wznowień ( a teraz wszyscy grupowo wyobrażamy sobie że nie ma wznowień „Mistrza i Małgorzaty” i kto się nie załapał na wydanie pierwsze ten ma przechlapane) a części rzeczy w ogóle nie ma – ulubionym kuriozum zwierza jest brak w Polskich sklepach Kabaretu na DVD w języku Polskim. Jedyny Kabaret jaki można kupić jest w wersji oryginalnej z napisami po niemiecku ( może to zemsta hitlerowców).
Oczywiście czasem pojawiają się serie wydawnicze w których wznawia się filmy najwybitniejsze – nagrodzone Oscarami czy budzące powszechny podziw. Zwierz zawsze się wtedy cieszy bo oprócz filmów które zwierz chce mieć zawsze jest osobna kategoria filmów które wypada mieć. No ale tu znów zwierz popada w smutną zadumę. Nie ma ci bowiem w tych seriach filmów dobrych ale nie wybitnych, niekoniecznie nagrodzonych ale powszechnie lubianych takich które człowiek kupiłby nie bo wypada ale dlatego że chce. Zwierz wydałby każdą część swojej pensji by kupić na DVD ” Filadelfijską Opowieść” a gdyby sobie jeszcze mógł do tego kupić musicalową wersję tej samej historii czyli ” Wyższe Sfery” zapewne byłby w siódmym niebie. Ale nie kupi. Bo tych filmów do Polski się nie sprowadzi a ich edycje zagraniczne dawno się wyczerpały bądź kosztują krocie.
I tu pojawia się ów problem o którym mówi się niechętnie albo w ogóle. Film ma sto lat z kawałkiem. To już nie jakiś kaprys, rozrywka dla masy, wybryk natury, dziesiąta muza która spóźniła się do pochodu. Nie to sztuka przez duże S. Sztuka którą niestety absolutnie ignoruje się w procesie edukacji. Człowiek wykształcony nie czuje bowiem rumieńców wstydu odpowiadając ” nie widziałem” wtedy gdy go pytają o kolejne pozycje filmowego kanonu ( no może nie każdy bo np. jak zwierz czegoś nie widział a powinien to zawsze jest mu wstyd ale chyba dlatego że ludzie spodziewają się że widział wszystko co widzieć się powinno).
Ci sami ludzie którzy rzucają gromy np. na współczesną młodzież że nie przeczytała klasyki literatury nawet nie zająkną się że żadna szkoła na żadnym etapie kształcenia nie daje nawet odrobiny podstawy znajomości kinematografii. I jak w tym wszystkim wytłumaczyć że jeśli chce się obejrzeć film którego nigdzie nie ma, który jest niewątpliwym dziełem sztuki i który jest dostępny w zaledwie kilka minut za darmo należy się od tego powstrzymać w imię praw autorskich.
Zwierz nie chce powiedzieć że należy ściągać. Chce powiedzieć że po prostu nie wie w jaki sposób zabrnęliśmy w tą sytuację. To znaczy wie. Filmy nigdy ( przesada – zwierz wie że przed 1908 były) nie były własnością swoich twórców tylko studiów filmowych – a te mają gdzieś dziedzictwo świata za to bardzo lubią zyski. Ale musimy się i sami uderzyć w pierś bo przez te lata nikt się nie postawił i wszyscy jakoś przyjęliśmy z mniejszym lub większym przyzwoleniem że tak już musi być. Zwierzowi tylko szkoda, że jedyną szansą zobaczenia dla niego „Quo Vadis” z 1924 roku był pokaz fragmentów tego filmu organizowany z okazji wystawy o życiu Nerona na Forum Romanum w Rzymie. Żal mu z dwóch powodów – po pierwsze dlatego, że udawanie się do Rzymu w tym celu mija się z celem a po drugie że otarł się przy tym o śmierć tak zabójcze było spojrzenie jego towarzyszki kiedy zaproponował by zostać przy tym dłużej ( zwierz przeżył;)
Z tego długiego narzekania ( które chyba jest trochę powtórzeniem wielu argumentów jakie już padły na blogu przez te dwa lata) wynika jedno. Albo szybko stworzymy jakiś system pozwalający ludziom na legalny dostęp do filmów ( nie tylko tych łaskawie sprowadzonych przez dystrybutora) albo będziemy musieli się zastanowić czy prawo które chroni autora i zabrania ściągania nie jest jednocześnie prawem które zabija kulturę. I jakkolwiek zwierz bardzo lubi autorów i ma wielkie nadzieje kiedyś się sam praw autorskich dorobić to jakoś nie może powiedzieć by zyski jakiejkolwiek jednostki przekładał nad zachowanie się jednej z dziedzin sztuki.
PS: Tak tu sobie zwierz narzeka i zapomniał wam powiedzieć że na początku czerwca będzie się zupełnie poważnie produkował konferencyjne o postaci złego jako centralnej postaci filmów fabularnych.