Zwierz zmienił ostatnio telefon i teraz powoli odkrywa Spotify. Ostatni tydzień spędził więc słuchając coraz bardziej rosnącej playlisty piosenek. Tak się akurat złożyło, że zwierz urządził sobie festiwal Rogera i Hammersteina i całymi dniami słuchał słodkich słów musicalowych piosenek. I właśnie słuchając jednej z nich zwierz pomyślał, że ma wam coś do powiedzenia.
Widzicie jeśli szukacie piosenek z musicalu Oklahoma pierwszą płytą jaką podsunie wam usłużna aplikacja będzie wykonanie ze sztuki, którą w 1998 roku wystawiano w National Theatre w Londynie. Reżyserował Trevor Nunna a w głównej roli wystąpił szerzej wówczas nieznany australijski aktor musicalowy Hugh Jackman. Zwierz ma szczególny sentyment do tego wykonania i do tego konkretnego przedstawienia. Widzicie lata temu zwierz po X-menach był gotów obejrzeć absolutnie wszystko w czym zagrał Hugh Jackman, minęło jednak sporo czasu zanim zwierz zorientował się, że lubiany przez niego aktor ma oprócz kariery filmowej także karierę sceniczną. Problem w tym, że było już po roku 1998 i jedyne co zwierz mógł zrobić to oglądać klipy na Youtube. Zwierz straszliwie chciał zobaczyć całość, ale choć wiedział, że nagranie pojawiło się na DVD nie miał pojęcia jak je zdobyć. W końcu było to dobre kilkanaście lat temu i nie było jeszcze tak prostego mechanizmu, nie tyle sprowadzania DVD z zagranicy co myślenia o tym jak je sprowadzić.
Wtedy zwierz podjął jedną z ważniejszych decyzji w swoim popkulturalnym życiu. Wszedł pierwszy raz w życiu na Amazon i z drżącym sercem zamówił płytę z nagraniem spektaklu. Zanim to jednak zrobił kilkanaście razy przeliczył ile dokładnie zapłaci i cały czas bał się, że jednak opłaty związane ze sprowadzaniem DVD z zagranicy, będą większe niż się wydaje. Do tego cała procedura wymagała skorzystania ze świeżego wówczas konta zwierza co dodatkowo budziło niepokój. Czuł się głupio sprowadzając sobie płytę ze sztuką aż z Anglii, zwłaszcza, że przecież nie czynił tego wówczas z miłości do Rogera i Hammersteina ale z fascynacji karierą Hugh Jackmana. Kiedy paczka przyszła (jedno z pierwszych DVD w kolekcji zwierza które nie miało polskiej wersji językowej) zwierz czuł jakby dostał do rąk kawałek zupełnie innego świata. Zainteresowanie zwierza przesunęło się z samej sztuki na budynek w której go wystawiano. Wielki brzydki betonowy gmach nad brzegiem Tamizy. Ten brzydki budynek którego historią zwierz wówczas się zainteresował, wydawał się niesłychanie daleko. Zwierz marzył więc by się kiedyś w nim znaleźć.
Zwierz nigdy nie poszedł do National Theatre choć doskonale wie jak wygląda jego widownia i scena. Widział ją nie raz czy to w międzynarodowych transmisjach teatralnych, czy to w czasie programu kiedy świętowano 50 lecie instytucji. Zresztą z czasem ten betonowy budynek zamienił się po prostu jeszcze jedno miejsce w wielkim mieście. Z doskonałą księgarnią i drogimi DVD na półkach. Zmienił się bowiem sam Londyn wcześniej funkcjonujący w marzeniach zwierza potem po prostu zamienił się w miasto, które zwierz odwiedza częściej niż jakąkolwiek inną europejską stolicę. Zaś samo National Theatre stało się raczej „tym budynkiem obok Brytyjskiego Instytutu Filmowego”. Podobnie jak sam brzeg Tamizy, kiedyś w wyobraźni zwierza przestrzeń magicznie daleka, które po kilku wizytach po prostu stało się jeszcze jednym miejscem na ziemi. Zwierz uwielbia tam być, ale kiedy bohaterowie filmów spacerują po tym kawałku miasta zwierz nie wzdycha ciężko czując ukłucie zazdrości. Miejsce jak miejsce. Przyjemne (jak w ogóle pobyt w Londynie) ale już nie należące do jakiś magicznych przestrzeni z marzeń.
Zwierz pisał wam kiedyś że spełnianie marzeń nie zawsze przynosi natychmiastową satysfakcję czy radość. Wręcz przeciwnie, może się okazać, że te nasze największe marzenia spełniają się pozostawiając nas w lekkim osłupieniu. Jak to możliwe, że coś o czym tak śniliśmy okazuje się takie zwykłe i codziennie. Co nie zmienia faktu, że czasem warto się zatrzymać i spojrzeć na zmieniające się perspektywy. Zwłaszcza na perspektywy naszych marzeń. Czymże dziś jest zrobienie dziś zamówienia na Amazonie? Niczym, zwierz nawet czasem zapomina że idzie do niego paczka. Wyjazd do Londynu zamienił się raczej w kwestie znalezienia czasu i pieniędzy niż w niesamowitą wyprawę gdzieś gdzie bardzo chce się być. Nawet tym, że ulubieni aktorzy grają w sztukach wystawianych daleko od domu zwierza nie trzeba się już aż tak przejmować. Dzięki poszerzającej się sieci transmisji teatralnych można dziś niemal żyć teatralnym rytmem West Endu. Zresztą co zwierz mówi, przecież pisze to mając w posiadaniu bilet na przedstawienie w Londynie. Co prawda dopiero za rok ale jednak nie było to jakieś strasznie trudne. Zwierz wszedł do Internetu nacisnął parę przycisków i wszystko wskazuje na to że dzień przed swoimi 30 urodzinami zobaczy na żywo swojego ulubionego aktora. Kto by pomyślał, że takie rzeczy po prostu można zrobić.
Zmieniające się horyzonty marzeń to rzecz fascynująca. Zwłaszcza kiedy krok po kroku wspinamy się co raz wyżej, zaliczając kolejne mniejsze i większe życiowe cele. Nagle okazuje się, że rzeczy które były nieosiągalne jeszcze kilka, kilkanaście lat temu stają się elementem codzienności. W ich miejsce pojawiają się jednak nowe. W podróżniczych marzeniach zaczynają śnić się nam inne kontynenty, zwierze zwracają głowy ku innym teatrom i nawet DVD chcemy z regionu którego nie obsługuje nasz odtwarzacz. Co ciekawe zachowujemy się przy tych poszerzających się horyzontach z równą nieufnością co na początku. Wszystko wydaje się równie niemożliwe i odległe. Znów powtarzamy sobie, że na pewno nie będzie nas stać, nie znajdziemy czasu i nie pojawią się takie okoliczności które nas tam zaprowadzą. To poczucie trzyma nas przy ziemi – niekiedy dość słusznie przypominając nam o ograniczeniach. Zresztą marzyć nigdy nie powinno się o rzeczach łatwych i codziennych. Gdyż wtedy to tylko zachcianka.
Tu powinien nastąpić passus o tym jak bardzo ciężko trzeba pracować, wierzyć w siebie, patrzeć w przyszłość i koniecznie, koniecznie walczyć o najwyższe wygrane. Potem wszyscy możemy pokiwać głową i napisać coś niesłychanie motywującego o tym, że zaczniemy biegać, odkładać pięć złotych do świnki skarbonki i uczyć się chińskiego. Zwierz jednak jako istota tragicznie sentymentalna poleca częstsze oglądanie się za siebie. Okazuje się bowiem zazwyczaj że choć wysiłek zawsze godny jest pochwały, zaś wytrwałość w dążeniu do celu jest piękną cechą to ilość rzeczy jakie dzieją się gdzieś mimochodem – bez naszych wielkich starań – jest niesamowita. Czy myślicie że zwierz walczył o to by za wszelką cenę pojechać do Londynu, by być tam min. na premierze Sherlocka? Nie. Czy zwierz kiedykolwiek przypuszczał, że jego pasja do angielskich przedstawień zostanie zaspokojona serią transmisji? Nie. Czy zwierz zdawał sobie sprawę, że pozornie skomplikowany zakup DVD przez Internet stanie się kiedyś równie codzienny co wejście do Empiku? Nie. Nie mógł wiedzieć, bo rzeczy po prostu się dzieją. Nie ma w tym wielkiej zasługi zwierza. Ktoś nie może gdzieś pojechać, ktoś ma właśnie ochotę kogoś zaprosić, coś się popularyzuje, coś jest łatwiejsze niż się przypuszczało. Nie zawsze zdajemy sobie sprawę z tego jak ważne są niektóre momenty naszego życia, albo w którą stronę skręci otaczająca nas rzeczywistość. Więcej zwykle nie mamy zielonego pojęcia.
Stąd zawsze warto spojrzeć z perspektywy. Czasem największe pocieszenie i czy najwięcej nadziei można znaleźć nie w nieskończonej perspektywie rzeczy które dopiero mogą się zdarzyć, ale w całkiem spokojnej rzeczywistości która już minęła. Tam bowiem znajduje się pocieszająca myśl, że naprawdę nie jesteśmy w stanie wszystkiego przewidzieć. W tym rzeczy dobrych. Więc nawet jeśli wydaje się nam, że coś jest absolutnie niemożliwe, albo cholernie skomplikowane to w sumie nie mamy zielonego pojęcia jak się to wszystko ułoży. I nie ma w tym nic z osiadania na laurach czy napawaniu się własnymi osiągnięciami. To raczej sztuka znalezienia spokoju w prostym przekonaniu, że nie wiadomo co będzie. I że wcale nie musi być tylko źle. Jak mówi ukochany filmowy cytat zwierza (z Zakochanego Szekspira) „Strangely enough, it all turns out well/ How?/I don’t know. It’s a mystery
To wszystko przemknęło przez myśl zwierza kiedy przesiadając się po pracy słuchał piosenki z Oklahomy, gdzie – zachwycony porankiem bohater zwierza się, że ma cudowne przeczucie, że tego dnia wszystko ułoży się po jego myśli. Zwierz uwielbia tą piosenkę i doskonale pamięta rok kiedy niemal codziennie wychodząc z domu mimowolnie nucił jej słowa, trochę jak mantrę. I wiecie co zwierz czasem łapie się na tym, że jedną z rzeczy, którą przyznajemy niechętnie i bardzo ostrożnie, jest fakt że czasem coś rzeczywiście układa się po naszej myśli. Łatwiej snuć mroczne proroctwa upadku i degrengolady niż stwierdzić, że czeka nas wspaniała przyszłość. Kto wie, może nie chcemy wyjść na butnych, naiwnych czy zbyt pewnych siebie. Może to jakaś próba odstraszenia ciemnych sił które tylko czekają, aż zaczniemy spoglądać na przyszłość z większym optymizmem. W tym względzie wszyscy jesteśmy nieco zabobonni. Nie mniej czasem trzeba sobie podliczyć to co się stało, znaleźć wszystkie momenty kiedy wyszło na dobre i mieć nadzieję, że tak będzie w przyszłości. Przynajmniej zwierz tak robi. W środku dnia przypomina sobie tą nastoletnią dziewczynę, która strasznie chciała zobaczyć spektakl z miasta które było tak niesamowicie daleko. Tak daleko, że wcale nie było pewne, że tam trafi. Jakie to śmieszne, że zwierz ma z nią cokolwiek wspólnego. I wiecie co? Nadal ma ochotę nucić piosenkę z Oklahomy
Ps: Zwierz wie, że to nie jest do końca popkulturalny wpis ale zwierz ma jakieś wewnętrzne poczcie, że co pewien czas musi was choć trochę podnieść na duchu.