Hej
Jak zapowiedział zwierz wątek prokreacyjny znajduje dziś dopełnienie w wątku antyprokreacyjnym czyli aborcyjnym. Zanim przejdziemy do omówienia problemu w popkulturze zwierz przypomina ( bądź też informuje jeśli czytelnik jest nowy) czytelnikom że mamy do czynienia z lekkim blogiem popkulturalnym na którym ważne sprawy porusza zwierz wyłącznie przy okazji. Nie jest więc ów wpis żadnym stanowiskiem w toczącej się od dekad dyskusji choć nie oznacza to że zwierz własnego zdania na ów problem nie ma. Zwierz ma zdanie ale kiedy je ma nie jest zwierzem.
Wracając jednak do popkultury. Niechciana ciąża nigdy nie jest prosta w serialach. Jestem problemem zarówno z punktu widzenia społecznego ( na którym zwierz się tu skoncentruje) jak i dramatycznego – gdyż wynikiem ciąży są dzieci dla których nie zawsze znajduje się miejsce w filmowej fabule. Zasadniczo rzecz biorąc problem aborcji porusza się wyłącznie w czterech przypadkach i praktycznie do każdego dopasowane jest odpowiednie rozwiązanie.
Pierwszy to kiedy w ciążę zachodzi nastolatka, która sama będąc jeszcze dzieckiem nie jest gotowa na urodzenie własnego co więcej pojawia się tu też wątek rodziców. Rodzice najczęściej są albo zupełnie nie świadomi że ich dziecko jest w ciąży albo w sposób zimny i niemal pozbawiony uczuć wymuszają na swojej świetnie zapowiadającej się córce aborcję. W tym przypadku najczęściej do aborcji nie dochodzi. Dziewczynie pragnącej pozbyć się dziecka albo przedstawia się zestaw argumentów przekonywujący ją że jest w stanie wychować dziecko bądź też okazuje się że dziewczyna chce mieć dziecko ale boi się rodziców ( Prywatna Praktyka w pełni wykorzystała oba te schematy). Niekiedy podsuwa się już ciężarnej dziewczynie ( najczęściej kiedy nie ma już możliwości przeprowadzenia aborcji lub w tedy kiedy trzeba podjąć ostateczną decyzję) lepszą alternatywę w postaci oddania dziecka do adopcji. Co ciekawe według telewizyjnego schematu oddanie dziecka do adopcji jest wydarzeniem moralnie bez porównania wyższym od aborcji i nie pozostawia psychicznych blizn. Wystarczy spojrzeć ( UWAGA SPOILER) na postawę bohaterki Glee która po zdecydowaniu się na taki krok żyje dalej zupełnie bez poczucia winy czy wyrzutów sumienia. Z kolei bohaterka Grey’s Anatomy ( Izzie) która ma nawet poczucie winy z tego powodu namawia młodą dziewczynę by sama postąpiła tak samo i nie zaprzepaściła swojej szansy na przyszłość. Prawdę powiedziawszy takie podejście do sprawy zawsze budziło w zwierzu olbrzymie wątpliwości.
Drugie podejście to kwestia chyba najtrudniejsza – problem kobiet które nie chcą mieć dziecka. W telewizji prezentowały dzielnie tą postawę przede wszystkim bohaterki Seksu w Wielkim mieście ( Miranda zachodzi w ciążę z byłym chłopakiem przy czym z góry wie że będzie skazana raczej na samotne macierzyństwo) oraz Gotowych na Wszystko ( jedna z bohaterek zachodzi w ciążę mając już odchowaną czwórkę dzieci i najmniejszej ochoty na następne). W obu przypadkach kobiety zatrzymują jednak dzieci. Dlaczego? O ile w przypadku Mirandy mamy do czynienia z dość dobrze poprowadzonym wątkiem kobiety która w sumie decyduje się na dziecko w sposób odrobinę irracjonalny ( choć pod wpływem swoich przyjaciółek które choć same przyznają się ochoczo do przeprowadzonych aborcji nie wspierają jej decyzji zupełnie bez zastrzeżeń) o tyle w przypadku Lynett z Westeria Lane wątek jest poprowadzony w sposób budzą niepokój. Wygląda bowiem na to że scenarzyści doprowadziwszy wątek do momentu w którym nawet sami widzowie mogli by zgodzić się z bohaterką że na następne dziecko nie ma miejsca w jej życiu przestraszyli się i wycofali na pozycję radośnie oczekującej matki. To o tyle przykre że wydaje się iż lepiej w ogóle nie podejmować tematu aborcji niż rozwiązywać wątek w taki sposób.
Trzeci problem to kwestia pojawiania się aborcji w sytuacjach spornych nawet dla jej przeciwników. Np. gdy jest to moment gwałtu czy kiedy ciąża zagraża życiu kobiety. Pod tym względem telewizja nie ma jednego przepisu – może na całe szczęście powoływać się na telewizyjne cuda więc tam gdzie do ewentualnej aborcji dojść by musiało można zafundować widzom poronienie. Ale niekiedy scenarzyści chowają do kieszeni lęk przed widownią i decydują się na zajęcie jakiegoś jednoznacznego stanowiska. Tak uczyniono w przypadku świetnego odcinka Housa gdzie przez cały odcinek rozmawia on ze zgwałconą dziewczyną o tym czy powinna usunąć ciążę wynik tego gwałtu. Fakt że dziewczyna się zgadza i że jest to podane jako dobre zakończenie ( w wielu serialach aborcja jest zakończeniem tragicznym albo wiąże się z odstawieniem takiej postaci na boczny tor) można uznać za spory przełom w telewizji.
W końcu kwestia czwarta to kwestia dokonania nie tyle samego zabiegu przez bohaterów pierwszoplanowych ale pojawienie się tego problemu np. w serialach medycznych gdzie bohaterowie muszą ustosunkować się do decyzji innych postaci np. swoich pacjentów czy znajomych. Pod tym względem mamy do czynienia najczęściej z klasyczną ( przedstawioną niemal zawsze na poziomie) dyskusją w której grzecznie wymienia się argumenty za i przeciw jednak rzadko opowiada się zdecydowanie po jednej stronie.
Co więcej jeśli policzymy ilość takich dyskusji i porównamy je z ilością telewizyjnych aborcji ze zdumieniem stwierdzimy że pomimo dość liberalnego obyczajowo rynku telewizyjnego seriale są zasadniczo zdecydowanie bardziej pro-life niż pro-choice. Ta zaskakująca rozbieżność wynika zdaniem zwierza z faktu, że tak naprawdę aborcja jako problem nie mieści się w ramach serialowej rzeczywistości. Zbyt blisko jej do świata w którym trzeba podejmować ważne dramatyczne i niejednoznaczne wybory. Stąd też oglądając seriale jak na dłoni widzimy że zdecydowanie lepiej sprzedaje się uśmiechnięta przyszła matka gładząca swój brzuch niż kobieta która może i podjęła decyzję konieczną ale moralnie nie jednoznaczną.
Co ciekawe w świecie serialowym mimo rozlicznych dyskusji prawie wcale nie pojawia się wątek ojców. Od samego początku decyzja o zatrzymaniu i urodzeniu jest decyzją wyłącznie kobiety co do której jak sugerują niektóre seriale ma prawo nawet bez konsultacji z nim. Niekiedy mężczyzna w ogóle się nie pojawia tak jakby w niechciane ciąże zachodziły wyłącznie kobiety samotne. Takie odstawienie mężczyzny na bok pojawia się zarówno w wątkach w których kobieta decyduje się na aborcje jak i w tych w których rodzi. To ciekawe bo wyraźnie niezależnie od ostatecznych poglądów twórców seriali i filmów dziecko jest przed urodzeniem wyłącznie sprawą kobiety i mężczyzna roszczący sobie prawo do decydowania o jego życiu jest jedynie uzurpatorem.
Podejmowanie problemu aborcji to część sporego trendu we współczesnych serialach które starają się rozwiązać w 23 odcinki serii wszystkie problemy współczesnego świata a przynajmniej wypowiedzieć się na ich temat. Niestety są pewne zagadnienia w których socjolog czy społecznik nie jest w stanie pogodzić się ze scenarzystą zaś realia prawdziwego życia ni jak nie dają się przełożyć na dramaturgię telewizyjnej narracji. I choć porzucenie podejmowania problemu aborcji było by dziś pewną deklaracją ( czego nie ma w telewizji to nie istnieje) to czas by się zastawić czy decyzje podejmowane w wirtualnym świecie przez nie istniejące bohaterki rzeczywiście w czymkolwiek pomagają zarówno społeczeństwu borykającemu się z tym problemem jak i samym kobietom stającym przed tą decyzją.
Zwierz przeprasza że mu tak poważnie wyszło no ale nie wszystko da się opisać lekko łatwo i przyjemnie. A jako że stąpamy po cienkim lodzie dyskusji o podłożu moralnym zwierz doda jeszcze że ma nadzieje że nikogo nie obraził i że w jego słowach nie doszukacie się żadnych ideologicznych podtekstów.