Hej
Dzienniki ogłosiły, tygodniki zapowiedziały, gazety opisały – innymi słowy rozpoczął się Europejski Kongres Kultury w stolicy kulturalnej europy na ten rok czyli we Wrocławiu. Brzmi super nie? To powinna być impreza roku, coś jak naprawdę porządny festiwal filmowy, połączony ze świetnym zlotem fanowskim z dodatkiem super premier teatralnych i genialnymi koncertami. Do tego prelekcje i rozmowy z ludźmi sztuki. Ludzie powinni się zabijać żeby tam trafić, zazdrościć sobie wejściówek i po prostu żyć w podnieceniu, że oto u nas na Polskiej ziemi rozmawia się o kulturze i nie tylko bo jeszcze się ją aktywnie konsumuje. Bo chyba jest jasne, że kulturę konsumujemy wszyscy mniej lub bardziej aktywnie – a że kultura raczej kojarzy się dobrze powinno być to wydarzenie dla wszystkich ( przynajmniej w założeniu). Innymi słowy dziś wszyscy powinniśmy się cieszyć jak na Kulturalną Olimpiadę.
Tymczasem Europejski Kongres Kultury tak jest imprezą zamkniętą. I to nie formalnie ( choć na wiele wydarzeń gości z zewnątrz się nie wpuszcza) ale przede wszystkim mentalnie. Oczywiście zwierz rozumie, że takie kongresy mają przede wszystkim na celu dyskusje nad rozwojem kultury wyższej ( bądź też bój się Boga narodowej) i są prowadzone co oczywiste na najwyższym szczeblu. Nie mniej jednak zawierz co raz częściej odnosi wrażenie, że takie spotkania ludzi kultury, sztuki i polityki oraz wszelkiej maści intelektualistów odbywające się za zamkniętymi drzwiami, lub też w atmosferze bardzo naukowej dyskusji zazwyczaj mijają się ze swoim podstawowym celem. Otóż dyskusje takie zazwyczaj mają na celu wypracowanie metody która przybliży ludziom kulturę i doprowadzi do jej rozkwitu ( kultura jak wiadomo zawsze znajduje się na krawędzi upadku mniej więcej od czasu kiedy zaczęto o niej rozmawiać). Z drugiej jednak strony odbywa się w wąskim gronie, gdzieś poza tym ewentualnym odbiorcą co więcej najczęściej z nastawieniem, że należy mu zaproponować co innego niż to co ma on już pod ręką. Bo odbiorca najczęściej nie wie albo nie rozumie tego co dla niego kulturalnie najlepsze. Ogólnie z odbiorcą jest problem bo on niby chce tą kulturą ale zupełnie inną niż się mu proponuje i czasem można dojść do wniosku, ze twórcy chętnie by się całej publiki pozbyli pozostawiając jedynie znających się na rzeczy krytyków.Tak więc kiedy dla publiczności organizuje się pokazy sztucznych ogni ( nazywane instalacją świetlną, żeby było kulturalniej) dyskusje toczą się w kręgu ludzi którzy wiedzą lepiej czego tak publika potrzebuje.
Do tego kongresowi kultury towarzyszą pokazy filmowe, przedstawienia teatralne i wystawy. Wydawało by się, że to idealne miejsce by skonfrontować wizję kultury z oczekiwaniami publiki. Ale tu po raz kolejny pojawia się pułapka ekskluzywności – przedstawienia według Masłowskiej, Penderecki z Aphex Twin , czy instalacje multimedialne ( na Boga zwierz nigdy nie zrozumiał tej formy sztuki która zazwyczaj sprowadza się do pokazywania czegoś bez tłumaczenia o co chodzi) tak naprawdę trafiają do tych którzy już na kulturze się znają, którzy sami są członkami pewnej społeczności dla których cała ta nowoczesność tego typu przedstawień została zaplanowana. Bo Pendereckiego się nie słucha , a Masłowska zachwyca przede wszystkim wąskie grono intelektualistów ( raz zachwycając się dresiarskim folklorem innym razem opisem własnej grupy społecznej).
Zwierz nie chce bynajmniej twierdzić, że Kongres Kultury powinien sobie takie eksperymenty darować. Dobrze że pojawia się próba wyjścia do jakiejś szerszej widowni, nawet jeśli to tylko wyjście do ludzi którzy przyszli by nawet na tradycyjne przedstawienia czy koncerty bez całej tej otoczki nowoczesności i pozornej przystępności. Wciąż jednak nie wydaje mi się by była to prawdziwa rozmowa o kulturze polskiej czy europejskiej.
Jest coś takiego w dzisiejszej kulturze, że zwykło się stawiać w opozycji dobrą kulturę wyższą do banalnej kultury popularnej i bronić tego podziału jak niepodległości. Choć w otwierającym Kongres wykładzie Bauman mówił o komercjalizacji kultury to jednak wydaje się, że większość traktuje to jako zachętę by sprzedawać kulturę wyższą. Tymczasem dla zwierza jasne jest, że jedynym sposobem kultury wyższej na przetrwanie jest właśnie zniesienie barykady. Ale nie pozorne tak jak w przypadku łączenia Pendereckiego z Aphex Twin bo tak naprawdę to wciąż działanie w tym samym kręgu odniesień.
Dla zwierza jasne jest że we współczesnej kulturze nie ma co dzielić właścicieli abonamentów do filharmonii od wielbicieli anime. Skoro kultura jest koszykiem do którego wrzuca się kolejne produkty zwierz mógł sobie spokojnie wrzucić do niej największy europejski festiwal muzyki dawnej i wizytę w kinie na letnim hicie. Jednak na kongresie takiej postawy się zapewne nie uświadczy. Rozmawiać się będzie natomiast dużo o kwestiach polityczno- społecznych, o relacji kultury i nauki i o tym jakie kompetencje kulturowe są potrzebne by zrozumieć dzieło interdyscyplinarne. Czyli znów wszyscy skupią się na kulturze wysokiej ( pojmowanej ogólnie bo kultura to takie niebezpieczne do definiowania słowo) i będą sami przed sobą udawać, że cała reszta to nie kultura.
Co więcej zwierz podejrzewa, że kongres zostanie ogłoszony wielkim sukcesem prezydencji. Że uczestnicy i prelegenci będą bardzo zadowoleni z rozmów. I że gdy kongres się skończy powstanie zapewne mnóstwo planów i strategii jak rozwijać dalej kulturę we współczesnym świecie. To że nikogo poza uczestnikami nie będzie to obchodziło za pewnie umknie uwadze mediów. A szkoda bo nie powinno
Zwierz przeprasza że dziś tak poważnie ale będąc popkulturalnym cały czas czuje się kulturalny. Więc i kultury bronić musi.
PS: Zwierz wie, że kongres krytykowali też różni politycy. Zwierz nie ma żadnych politycznych zastrzeżeń do Kongresu, uważa że niezależnie od rządów, partii czy poglądów a także organizacji takie spotkania są równie niepokojąco hermetyczne.
Ps 2: Czy zwierz dodawał, że w sumie nie jest żadnym ekspertem i może nie mieć racji a cały wpis wynika ze zgorzknienia osoby która nie identyfikuje się z kulturą wyższą? tak tylko piszę żeby mi się nie oberwało ;)