Hej
Zwierz obiecał wam kilka słów o nowym (dla niego przynajmniej) serialu brytyjskim. W końcu nie można dopuścić do sytuacji w której nie macie żadnego brytyjskiego serialu na tapecie. Wtedy zadzwoniłaby do zwierza królowa brytyjska z pogróżkami i groźbą wprowadzenia wiz do Anglii. Zwierz na całe szczęście znalazł ostatnio (robiąc a jak Research do prelekcji o brytyjskich serialach i dlaczego są takie cudowne) produkcję, która choć nie jest wybitna to absolutnie go zauroczyła. Chodzi o nadawane przez ITV Grantchester.
Ciekawa obserwacja – w angielskich serialach strasznie często na zdjęciach promocyjnych bohaterowie stoją na środku jakiegoś pola
Kiedy zwierz zaczął streszczać znajomym serial natychmiast wykrzyknęli „Ależ to Ojciec Mateusz”. Rzeczywiście podobieństw między angielską produkcją a polskim serialem (na podstawie serialu włoskiego) jest kilka. Po pierwsze głównym bohaterem jest duchowny – nie ksiądz tylko młody bardzo przystojny pastor wysłany do niewielkiego miasteczka niedaleko Oxfordu gdzie przejął niewielką parafię. Po drugie zagadki kryminalne – tak parafianie naszego pastora padają jak muchy i trzeba jakoś problem rozwiązać. Zaczyna się od sprawy w którą nasz bohater zostaje trochę przypadkiem wciągnięty (odprawia nabożeństwo za samobójcę którego kochanka zapewnia, że to nie było samobójstwo) a potem rozwiązywanie zagadek kryminalnych staje się nawykiem lub niemal nałogiem. Po trzecie nasz przystojny bohater szybko zaprzyjaźnia się z ufającym w jego możliwości śledcze (wszak duchownym ludzie mówią wszystko) policjantem. Po czwarte nasz bohater ma gospodynię – surową ale sympatyczną, która oczywiście stawia go do pionu, przypomina o obowiązkach w parafii i robi herbatę. Po piąte nasz bohater jeździ na rowerze choć okolice Oxfordu są raczej płaskie. Jak więc widzicie wygląda to niemal identycznie niż polski przebój na włoskiej licencji.
Nie można być księdzem detektywem jak się nie ma roweru
Tylko że podobieństwa są złudne. Po pierwsze jako że nasz bohater jest pastorem to w serialu pojawia się wątek romansowy. Już w pierwszym odcinku dowiadujemy się, że nasz bohater powinien wziąć ślub (przynajmniej zdaniem swojej gospodyni i parafian) zaś on sam ewidentnie durzy się w swojej najlepszej przyjaciółce. Ale nie znaczy to, że w taki lub inny sposób nie będą nim za interesowane kobiety – co jak wiemy zawsze nieco zmienia postrzeganie postaci. Po drugie nie jest to bohater zupełnie wyrwany ze swojego środowiska społecznego – w jednym z pierwszych odcinków mamy okazję przekonać się, że tak naprawdę mamy do czynienia z przedstawicielem klasy wyższej który – nieco na przekór swojemu pochodzeniu wybrał życie na plebanii. Oglądanie jak na jego bohatera reagują znajomi i przyjaciele jest dość ciekawe – zwłaszcza że Sidney (tak się nasz pastor nazywa) daleki jest od bycia takim typowym duchownym. Najlepiej prezentuje to jego podejście do oferowanego alkoholu podczas gdy wszyscy zakładają że jako duchowny poprosi o kieliszek sherry nasz bohater pije whisky i to w takich ilościach że przejrzy nawet artykuł z czasopisma psychologicznego zastanawiając się czy przypadkiem nie jest alkoholikiem. Kolejna różnica wynika z faktu, że cała historia rozgrywa się w latach 50 co oznacza, że nasz bohater wciąż ma jeszcze żywe wspomnienia z wojny. Akurat ten motyw rozegrany jest dość klasycznie ale rzadko ma się okazję oglądać duchownego który na pytanie czy kogoś zabił musi odpowiedzieć tak. Co oczywiście zmienia jego podejście do prowadzonych spraw.
Nasz bohater jest niebrzydki a na dodatek zachwycać się jak najbardziej wolno bo to wszak pastor i aż wstyd że nie ma żony
Cała reszta serialu przebiega wedle dość utartego schematu duchownego na tropie. Właściwie to już osobny gatunek telewizyjny zazwyczaj nakazujący nam wskazanie duchownego (który zawsze musi być bardziej tolerancyjny i otwarty niż jego kościół), powinien mieć jedną ciekawą cechę (np. nasz bohater ma czarnego labradora a właściwie szczeniaczka czarnego labradora), pomocnika lub swojego człowieka w policji, koniecznie gospodynię która odgrywa rolę matki/żony/rodziny no i miłych ale padających jak muchy mieszkańców niewielkiego miasteczka. Dodatkowo w każdym tego typu serialu raz na jakiś czas musi się pojawić kwestia wiary, sytuacji na które kościół nie ma jednoznacznej odpowiedzi i jak to często bywa sporu, konfliktu lub problemów z wyższą hierarchią kościelną. Do tego ksiądz czy pastor powinien zawsze trochę zaskakiwać swoich parafialnych lub ludzi którzy mają coś z góry założone. Jak np. Sidney wydaje się absolutnie nie zrażony czy nie zniechęcony faktem, że drugi pastor który dołączył do parafii jest homoseksualistą (o czym właściwie wszyscy wiedzą).
Bardzo fajnie są rozegrane relacje między bohaterem a jego przyjacielem policjantem. Jest serdecznie ale mniej naiwnie niż w wielu tego typu produkcjach
Dlaczego więc zwierz poleca wam serial rozegrany wedle wszystkich zasad które już znamy? Po pierwsze dlatego, że wydaje się że pierwszy raz od jakiegoś czasu zdecydowano się wpompować pieniądze w produkcje tego typu. Mamy więc naprawdę śliczne kadry, stroje z epoki, długie piękne ujęcia pokazujące angielską prowincję. Jednocześnie serial jest kręcony trochę jak film z szerokimi ujęciami i niekiedy malarskim podejściem do kadru. Po drugie zdaniem zwierza nic nie można zarzucić obsadzie. James Norton gra głównego bohatera z odpowiednią mieszanką humoru, inteligencji i kłębiących się w nim dylematach moralnych. Jednocześnie doskonale udaje mu się pokazać że nasz bohater zachowuje się bardzo różnie w zależności do tego czy właśnie jest „w pracy” czy też prywatnie. Przy czym granica jest tu cienka bo w jednej chwili może z kimś rozmawiać jako pastor by po chwili zadać pytanie które po części dotyczy śledztwa. Przede wszystkim jednak Norton przekonująco gra młodego samotnego mężczyznę ze załamanym sercem i wojenna traumą, który wciąż jednak jest dowcipny i całkiem sympatyczny. Doskonały jest Robson Green jako zaprzyjaźniony policyjny detektyw. Ponownie – niby żadna specjalna rola – takich uczciwych twardych i sarkastycznych policjantów było w serialach już wielu. Ale tego natychmiast lubimy, co więcej między aktorami jest doskonała chemia więc kiedy siedzą sobie w pubie nad kolejnym piwem bez trudu możemy uwierzyć że ich bohaterów łączy nie tylko współpraca ale i przyjaźń. Dobry jest też Al Weaver jako kolejny duchowny wprowadzający się do parafii. Taka rola napisana wedle znanych z góry zasad ale jednak dobrze zagrana bawi. Z ról kobiecych zwierzowi całkiem podobała się Morven Christie jako przyjaciółka Sidney’a która łamie mu serce. Dziewczyna jest czymś więcej niż tylko ładnym dobrym dziewczęciem do kochania. Widać że to osoba bystra, nie bojąca się życia i co ważne doskonale zdająca sobie sprawę, że jej przyjaciel darzy ją jednak nieco głębszym uczuciem. Natomiast Tessa Peake-Jones w roli gospodyni naszego bohatera jest doskonała – taka rola bez wad i ponownie – postać doskonale znamy i nie raz widzieliśmy ale dobre aktorstwo wiele może tu zmienić.
Skoro jest złamane serce jest i dziewczyna – w tym wydaniu bardzo sympatyczna i inteligentna
Gantchester luźno opiera się o serię książek – ponoć odbierając im sporo uroku i oryginalnych rozwiązań. Zwierz nie czytał więc się nie wypowie choć to co sugerują ci którzy książki znają rzeczywiście wskazuje na zdecydowanie ciekawszą opowieść. Nie zmienia to jednak faktu, że serial ogląda się niezwykle miło – to taka idealna produkcja kiedy ma się ochotę na coś brytyjskiego i z epoki ale nie chce się dostawać hurtem dramatów jak np. w Ripper Street. Poza tym twórcy doskonale podchodzą do serialu kostiumowego. Przypominając widzom ze także w latach 50 istnieli ludzie którzy żyli zupełnie nowocześnie – to jednoczesne egzystowanie świata dość tradycyjnego i takiego który szeroko otwiera się na nowoczesność bardzo zwierzowi odpowiada bo tak bywa. Przy czym Grantchester trzeba chyba potraktować przede wszystkim jako taką typową produkcję na sześć zimowych wieczorów ewentualnie na jedną bardzo zimną niedzielę. Przy czym można pierwszy sezon oglądać absolutnie bez lęku bo ITV zapowiedziało już że będzie kolejny. Czyli najwyraźniej nie tylko zwierz poczuł się całkiem nieźle podążając za księdzem z niewielkiego angielskiego miasteczka. A i jeszcze może na sam koniec zwierz musi was przestrzec. Serial jest uroczy i wciągający ale musicie na samym początku odrzucić wizję że będziecie świadkami jakichś poruszająco pasjonujących zbrodni – pod tym względem serial rzeczywiście jest tradycyjny a samo śledztwo chyba najmniej przyciąga w serialu uwagę.
Ps: Zwierz zapowiadał, że nie będzie więcej podróżował ale łga w żywe oczy. W drugi weekend grudnia 13-14 wybiera się bowiem do Torunia na Dni Toruńskiej Fantastyki. Jak wiecie do fajnych miast zwierza ciągnie a Toruń to naprawdę fajne miasto. Tak więc zwierz chętnie krzyknie „do zobaczenia” o ile ktoś będzie chciał się ze zwierzem zobaczyć.
Ps2: A przy okazji konwentów – Paweł Opydo z bloga Zombie Samuraj zrobił tak przecudowny filmik że zwierz nie wie czym sobie na to zasłużył ale miał radochę niesamowitą. Kto wie może to filmik nie tylko wykradziony ale i proroczy!