Ponoć nasz gust filmowy wiele o nas mówi. Zwierz nie do końca w to wierzy. Jeśli zapytacie zwierza jaki jest jego ulubiony film możecie dość niefortunnie wywnioskować, że słabość do Przeminęło z wiatrem jest przejawem romantycznej natury. Zdaniem zwierza nie tyle konkretne tytuły coś o nas mówią, ale to czego chcemy od filmów, by nam się spodobały.
Zwierz pisząc recenzje zazwyczaj przechodzi przez kolejne aspekty filmu od fabuły, przez reżyserię po aktorów i niekiedy aspekty techniczne. Kiedy zastanawia się nad kryteriami oceny trudno mu jednoznacznie powiedzieć czy jakieś ma. Co nie zmienia faktu, że robiąc przegląd w olbrzymi katalogu obejrzanych filmów który zwierz trzyma w głowie (serio zwierz wyobraża sobie taki staroświecki katalog kartkowy i na każdej kartce jest film, reżyser, ocena i przypisy) zwierz zorientował się, że w istocie stawia filmom pewne żądania, które – jeśli produkcja je spełni – decydują o tym czy zwierz film uzna za bardzo dobry czy też nie. Zwierz postanowił je wydestylować i przedstawić w tym wpisie. Nie są to jedyne wymagania jakie zwierz stawia produkcjom ale taki intuicyjny zbiór tego co zwierz chce w filmach (a może w każdej formie narracji z jaką się styka)
Nie chce wiedzieć co będzie dalej – to problem specyficzny ale też nie taki rzadki. Widział zwierz w życiu za dużo. A może nie za dużo, tylko po prostu dużo. Ze względu na swój analityczny umysł i jednak umiejętność pewnego zdystansowania się do filmu mam skłonność do zapamiętywania schematów fabularnych, popularnych wątków, przestrzeni, postaci, akcesoriów. To sprawia, że w pewnym momencie większości filmów wiem co będzie dalej. Ale nie na zasadzie – mniej więcej wiem, że ten film będzie miał happy end, tylko na zasadzie – wiem co powie bohater. Zdarza mi się to zwłaszcza (jak wszystkim) przy produkcjach gorszych i produkcjach polskich. Ale nawet tam gdzie warsztat jest lepszy, a postacie nieco mniej przewidywalne, często udaje mi się dość szybko rozegrać w głowie wszystkie możliwe schematy poprowadzenia narracji. Albo sceny. Tymczasem najbardziej nie chce wiedzieć czego mam się spodziewać. Chce oglądać film z poczuciem, że nie wiem co będzie w następnej scenie, nie mam pojęcia co powiedzą bohaterowie i jak zostanie rozwiązana dana sytuacja. Myślę że dlatego tak bardzo zwierz lubi filmy Quentina Tarantino. Bo to reżyser który wie, że ty wiesz co powinno być i dalej w tym miejscu coś zupełnie innego. Nie mniej ten brak pewności co będzie dalej zwierz uważa za jeden z najważniejszych składników udanego przeżycia filmowego. Przy czym trzeba zaznaczyć, że jeśli jest za dużo tej obcości (np. tak bardzo nie znam schematu, że nie jestem w stanie się cieszyć odejściem od niego) to wpływa to może nie negatywnie na odbiór filmu ale zabiera tą radość. Dobrym przykładem jest kino chińskie, gdzie np. w produkcjach przygodowych zwroty akcji są absolutnie nieprzewidywalne ale na takim poziomie, że nie mogę się cieszyć że uniknięto schematu bo nie wiem jaki jest schemat.
Chce pełnej wizji – to jest jeden z tych wymogów który nie jest konieczny by film był dobry, ale jeśli jest dobrze wyegzekwowany to zwierz jest prawdopodobnie zachwycony. Otóż uwielbiam filmy w których widzę, że nic tam nie jest przypadkowe. I nie chodzi o kwestie fabularne czy obsadowe, ale kreacje świata przedstawionego. Istnieje w niektórych filmach taka spójność przestrzeni, kostiumów, dekoracji, aktorstwa, scenariusza, że widz nie ma wątpliwości, że jest w świecie którego panem i władcą jest reżyser. Niektórzy doprowadzają to do ekstremum jak uwielbiany przez zwierza Wes Anderson, inni reżyserzy robią to bez porównania subtelniej – np. Ojciec Chrzestny to film gdzie absolutnie wszystko jest dokładnie tam gdzie być powinno i widz nawet przez moment nie ma wrażenia by na tym obrazie była jakakolwiek rysa. Przy czym czasem oczywiście spójność wizji oznacza, że film ma w sobie dużo elementów realistycznych, ale chodzi raczej o poczucie, że reżyser panuje nad swoim światem. To jest trudno opisać, ale zdaniem zwierza kiedy ogląda się takie filmy to ma się takie satysfakcjonujące wrażenie, że ogląda się coś bardzo spójnego, przemyślanego i stanowiącego całość.
Chcę gatunku ale z twistem – zwierz lubi kino gatunkowe świadome tego czym jest i w jakich schematach się obraca. Weźmy za przykład komedię romantyczną. Zwierz może tu widzieć co się za chwilę stanie – tu łamanie pewnej ustalonej kolejności zdarzeń nie jest najważniejsze. Bohaterowie muszą się spotkać, pokochać, przeżyć przeszkody, wyznać sobie miłość, dorzucić kilka przeszkód, być razem. Zwierz akceptuje że tak ma wyglądać ta struktura. Ale jednocześnie chce czegoś jeszcze i to niech to będzie choć odrobinę oryginalne. Może to być kwestia poczucia humoru, może to być obsada, można zmienić czasy, dodać coś groteskowego, śmiesznego, smutnego, sentymentalnego. Cokolwiek co by odróżniało ten film od innego filmu w tym samym gatunku. Zwierz nie należy do ludzi którzy najbardziej lubią piosenki które już znają, zwierz uwielbia natomiast covery, gdzie coś co dobrze zna w jednym wykonaniu jest odrobine inne. Nie ma niczego bardziej frustrującego niż wyjść z filmu z poczuciem, że nikt niczego nie dorzucił do gatunku. Przy czym np. w przypadku filmów o super bohaterach nie ważne jak fajny byłby Iron Man 3, Kapitan Ameryka: Winter Soldier będzie lepszy bo właśnie dodaje do ustalonych norm gatunku element kina szpiegowskiego – nie zmienia t wszystkiego ale dorzuca coś od siebie.
Chce narracji nie tylko przez akcje– to jedna z najbardziej satysfakcjonujących rzeczy w czasie oglądania filmów. Kiedy reżyser wykorzystuje wszystkie środki, które ma by przekazać to co chce ci w danym momencie opowiedzieć. Zwierz zachwycał się ujęciami w Birdmanie które w jakiś sposób odpowiadają za odbiór filmu, ale szukając przykładu z filmu który może widzieliście zwierz musi przywołać Samotnego Mężczyznę. Ilekroć bohater zaczyna w swoim depresyjnym świecie coś czuć, czy doceniać jakiś element rzeczywistości zmieniają się kolory, stają się bardziej nasycone, wyraźniejsze. To nie jest trudny do rozszyfrowania zabieg, a jednocześnie bardzo prosty sposób by w scenie w której nic się nie dzieje, czy nawet nie pada linijka dialogu powiedzieć nam coś o tym jak bohater przeżywa dany moment. Zwierz zawsze był wielbicielem kina jako sztuki która posługuje się obrazem. Obrazy zawsze były tym co najbardziej do mnie przemawiało. Dlatego kiedy widzę że film potrafi wyjść poza zwykły zapis tego co jest w scenariuszu, co wynika z akcji i powiedzieć coś tylko obrazem – wtedy zwierz jest usatysfakcjonowany. Ale nie musi to być stopklatka, to mogą być ujęcia, montaż (np. taki jak w Whiplash), specyficzny kont filmowania, dobrze dobrane kolory, ich brak, nawiązania do innych filmów (oczywiście w sferze obrazu), inteligentne wykorzystanie efektów specjalnych. Przy czym nie lubię filmów wydmuszek które tylko są ładne, lubię te które tą swoją urodą coś mówią.
Chce bohaterów, o których dbam na tyle by nauczyć się ich imion – to coś co możecie zauważyć w moich recenzjach. Bardzo rzadko korzystam z imion bohaterów. Dlaczego zwierz to robi? Bo zwykle nie pamięta jak kto się nazywał. Po prostu ma na ekranie aktora, który gra jakiegoś bohatera. Czy on miał na imię Greg, John czy Konstantyn nie ma dla zwierza znaczenia. Chyba, że postać jest na tyle dobrze napisana, ma w sobie tyle życia, że przeskakuje z „to jest ten koleś którego gra ten aktor” na „to jest ta postać, która ma własne imię, własne życie itp.” Ta zasada zupełnie nie dotyczy książek, gdzie imię bohatera często widzimy graficznie, nawet podświadomie wyłapujemy je w tekście, w przypadku filmu dużo łatwiej nie zastanawiać się kto jak się nazywa. Dlatego tez dla zwierza fakt, że np. wychodząc z kina z Her myślał nie o Jaquinie Phoenixie ale o Theodorze – jego bohaterze w filmie, był symptomem tego, że Spike Jonze napisał postać która jest na tyle ciekawa by miała osobowość wychodzącą poza granice tej jednej historii. Zresztą zwierz w ogóle strasznie nie lubi postaci, które może łatwo opisać jednym czy dwoma zdaniami. Ale to zastrzeżenie które wszyscy mamy.
Chce śmiechu a nie rechotu – każdy ma nieco inne poczucie humoru. Zwierz zawsze uwielbiał komedie i w ogóle uważa że elementy komediowe podnoszą wartość każdej produkcji. W tym tych opowiadających o rzeczach ponurych, bo to co naprawdę nas porusza jest gdzieś na styku tego co śmieszne i straszne. Nie mniej w moim poczuciu humoru są ograniczenia. Zwierz nie cierpi czegoś co nazwałby rechotem – śmiechu który rodzi się kiedy ktoś się poślizgnie, spadnie ze stołka, puści bąka, powie bardzo dużo brzydkich słów. Zwierz lubi się śmiać może nie jakoś super inteligencko – bo np. odwołując się do świata seriali – kiedy zwierz oglądał w Galavancie pojedynek gdzie dwoje bohaterów było zbyt zmęczonych by zetrzeć się na kopie i podjeżdżali do siebie bardzo bardzo powoli – to zwierz wył ze śmiechu. Ale zwierz lubi taki śmiech, którego nie musi się sam przed sobą wstydzić, pozbawiony żenady, może bardziej dorosły. Najbardziej zaś zwierz lubi kiedy w filmie nie ma dowcipów tylko film jest dowcipny. Co wcale nie jest takie częste a właściwie jest niesłychanie rzadkie.
Chce filmu z dobrym tempem – to jest jeden z największych problemów filmów popularnych. Całkiem sporo z nich zaczyna się nawet znośnie, jest akcja, dialogi, efekty specjalne a potem nagle następuje zjazd formy. Filmy albo nadmiernie przyśpieszają bo to już prawie dwie godziny i trzeba kończyć, albo w ogóle tracą przyjemne cechy i stają się jak w przypadku Transformersów właściwie filmem niemym (zwierz mówi o trójce, czwórki nie widział). Tymczasem naprawdę tym co daje satysfakcje jest mniej więcej równy rytm filmu od początku do końca. Zwierz nawet woli film który jest niezły przez cały czas niż taki, który się wybitnie zaczyna by potem popaść w banał albo jeszcze gorzej zamienić się w jakieś odfajkowywanie kolejnych niezbędnych elementów fabuły. Przy czym to jak bardzo w filmach siada akcja widać najlepiej w czasie drugiego oglądania, co czasem stanowi straszny zawód. Bo kino potrafi widza oszukać, że wszystko się dzieje w równym tempie a potem wracamy do domu i okazuje się, że jednak nie i właściwie w drugiej połowie filmu nie ma nic ciekawego. Dlatego zwierz tak ceni Pacific Rim, który utrzymuje mniej więcej ten sam poziom napięcia i ekscytacji przez cały seans – i naprawdę nie odpuszcza ani na moment – tak przynajmniej czuje zwierz po bardzo licznych seansach tego absolutnego cudu.
Nie chce widzieć mechanizmów filmu – to zachcianka niekonsekwentna i pewnie bardzo zależna od tego jak oglądacie filmy i ile ich oglądacie. Widzicie czasem jest doskonała scena ale widzimy co robi reżyser by wywołać w nas określone emocje. Jeśli np. widzę jak bohater coś robi, słyszę muzykę w odpowiednim napięciu, zmienia się oświetlenie, pojawiają się napisy, czy wiwatujący tłum (albo jakikolwiek tłum) to nawet jeśli czuje wzruszenie to mam z tył głowy myśl „A tak to zrobiłeś panie reżyserze, więc w tej scenie mam płakać, w tej scenie mam się cieszyć, tu mam czuć radość z triumfu bohatera”. Przy czym to nie od razu musi oznaczać że film jest zły, ba nawet nie oznacza że sama scena jest zła, ale zwierz uważa że w naprawdę dobrych filmach nie ma się tak jasnej i klarownej świadomości jak to jest zrobione. Przy czym to uwaga niekonsekwentna bo np. podoba mi się co zrobił Tom Ford z kolorami w Single Man mimo, że to bardzo czytelny zabieg i pewien „mechanizm” filmu. Ale np. ostatnia scena King’s Speeach gdzie Colin Firth czyta mowę, do 7 symfonii Beethowena a nam pokazuje się słuchających go poddanych. Oglądając tą scenę zwierz niemal słyszał reżysera mówiącego montażyście co ma z czym zestawić i miał poczucie, że cokolwiek w tym momencie poczuje nie jest naturalne tylko wywołane. Jasne wszystkie uczucia kiedy oglądacie film są w jakiś sposób wywołane ale kiedy bardzo dobrze zdajecie sobie sprawę jakich środków użyto to zdaniem zwierza filmowi daleko do perfekcji.
Chce czegoś co nie przekłada się na słowa – OK to jest wymaganie trochę od czapy ale w sumie bardzo ważne. Filmy są sztuką wizualną, są pewnym przeżyciem, przejściem do świata cudzej wyobraźni czy historii. Oczywiście mówienie o nich interpretowanie ich treści czy opisywanie przeżyć jest niesłychanie satysfakcjonujące. Może zauważyliście ale jak zwierz zaczął mówić o filmach które lubi to nie może się zamknąć. Ale zdaniem zwierza naprawdę dobry film powinien zawierać jakiś element którego nie jesteśmy do końca w stanie ująć w słowach. Może chodzić o nastrój jak w nas wywołuje, o jakieś poczucie satysfakcji, jakiś stan zgody na świat przedstawiony. Jeśli streszczenie filmu oddaje wszystko to co warto było o nim powiedzieć, to znaczy że czegoś brakuje. Przy czym zdaniem zwierza najlepsze filmy jednocześnie pozostawiają z takim uczuciem że coś się przeżyło i jednocześnie dają pole do interpretacji. W zeszłym roku 12 Years a Slave takie było dla zwierza. Z jednej strony film o którym zwierz mógł długo pisać, myśleć, rozmawiać. Z drugiej – wciąż ma wrażenie że nie oddał całego spektrum uczuć, emocji, nastroju jakie ten film w sobie miał. Zresztą podobnie zwierz nie potrafi nigdy do końca przyszpilić Wesa Andersona. Niby pisze sporo o jego filmach i omawia te cudowne szczegóły ale zawsze ma wrażenie że jest w nich coś jeszcze. Może to tylko problem zwierza, który wszystko co widzi stara się przełożyć na słowa a nie potrafi ale to lista zwierza.
Chce Puenty – To jest właściwie takie dziecinne żądanie i nie powinno się go przykładać do wszystkich filmów. Ale zwierz uwielbia puentę. Nie musi jej mówić bohater z ekranu – nie tego zwierz zdecydowanie nie lubi – za to uwielbia kiedy wychodzi z kina z poczuciem, że obejrzał historię, która opowiadała o czymś i co więcej wszystko prowadziło do takiego a nie innego końca. Jednym z absolutnie ukochanych filmów zwierza jest Kropla Słońca, trzygodzinny film opowiadający historię pewnej żydowskiej rodziny na Węgrzech od XIX do XX wieku (brzmi bez porównania nudniej i intelektualnej niż w rzeczywistości). Cały film w którym trzy różne role gra jeden aktor zamyka się idealnie jako opowieść o pewnym procesie szukania swojej tożsamości, przynależności, miejsca – w życiu, społeczeństwie czy narodzie. To co zwierz najbardziej lubi w filmie to że stanowi właśnie spójną opowieść która kończy się – puentą, która nie tylko jest trafna ale pozwala też nieco inaczej spojrzeć na wydarzenia w filmie które już zobaczyliśmy. Oczywiście bywają filmy które są nastawione na pewne uczucie wywołane u widza i uciekają od konkluzji, ale sam zwierz woli konkret. Przy czym czasem taka puenta nie musi być bardzo wyraźna. Czasem zwierzowi wystarczy (ostatni raz wracamy do Andersona) widok plaży który kończy Moonrise Kingdom. Jedno ujęcie – zresztą możliwe do interpretowania na wiele sposobów zupełnie zwierzowi wystarczy.
Nie uwierzycie jakie proste było napisanie tego wpisu. Jak mniemam ono jest proste dla każdego. Jeśli wyjdziemy poza proste zachcianki – takie jak wielkie roboty, przystojni aktorzy i choć jedna kobieca postać z charakterem (to nie moja wina, że to brzmi jak przepis na Pacific Rim) pojawiają się te rzeczy, które wychodzą poza ramy jednej produkcji. I o ile zdaniem zwierza to, że lubi Przeminęło z Wiatrem w ogóle nie świadczy o jego charakterze, to np. fakt że jego ukochany film ma otwarte zakończenie już w jakiś sposób świadczy o tym czego zwierz chce od kina, filmów i opowiadanych w nich historii. Być może warto spojrzeć na swoje ulubione filmy właśnie pod tym względem – nie co mają wspólnego pod względem fabuły tylko tego jak zostały wyreżyserowane. Zwierz nie da głowy czy to ma sens, bo w sumie takie sądy bywają zgodne, ale widzi po sobie, że coś jest na rzeczy. A jak jest u was? Przy czym nie chodzi zwierzowi o takie rzeczy typu – chce mniej wybuchów tylko o takie szersze wymagania. Może się czegoś o sobie dowiemy
Ps: Ostatni odcinek Broadchurch – Jezu jaki to jest fenomenalny serial. Jak Tennant jest smutny. Niech ktoś przytuli Tennanta. A Olivia Coleman powinna dostać BAFTĘ już teraz zaraz, na srebrnej tacy.
Ps2: Zwierz przypomina wam moi drodzy, że dziś jest Dzień Babci. Normalnie to człowiek powinien zadzwonić, albo nawet wybrać się do posiadanych babć i może kwiatki w zębach przynieść, no ale zwierz ma taki super bonus, że może np. życzyć wazonowi wszystkiego najlepszego na blogu i wiedzieć, że wazon to przeczyta. Więc wszystkiego najlepszego :) Przykro mi że tak cię rok po roku dekonspiruję ale to jest takie fajne mieć babcię wśród komentatorów, że zwierz jest zbyt dumny by trzymać się w ukryciu ;)